Rekord osób online:
Najwięcej userów: 308
Było: 25.06.2024 00:46:08
Współpraca z Tactic Games
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Nieoryginalna, Klaudia Lind, Anastazja Schubert, Takoizu, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Jak wyglądało życie Gauntów? Powstał film, który Wam to pokaże.
>> Czytaj Więcej
W sierpniu HPnetowicze mieli okazję spotkać się w Krakowie. Jak było?
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, louise60, Zireael, Aneta02, Anastazja Schubert, Lilyatte, Syrius...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, Hanix082, Sam Quest, louise60, PaulaSmith, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Każdy tatuaż niesie ze sobą jakąś historię. Jakie niosą te fanowskie, związane z młodym czarodzie...
>> Czytaj Więcej
O pomocy i determinacji.
>> Czytaj Więcej
Hermiona wraz z przyjaciółkami przybywa do Hogwartu, gdzie odbywa się uczta rozpoczynająca nowy r...
>> Czytaj Więcej
Hermiona wraz z przyjaciółkami przybywa do Hogwartu, gdzie odbywa się uczta rozpoczynająca nowy r...
>> Czytaj Więcej
Wiersz dla Toma Riddle'a...
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Strofy spisane z myślą o Tomie R. :)
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Budynek, w którym współcześnie znajdowała się Klinika Magicznych Chorób i Urazów św. Munga nie zawsze był miejscem, w którym trafieni złowrogimi klątwami czarodzieje mogli znaleźć pomoc. Na kilka stuleci przed tym, jak Harry Potter wraz z przyjaciółmi odwiedzał Artura Weasleya i poznawał wstrząsające sekrety rodziny Longbottomów, miejsce to było o wiele bardziej przerażające od laboratorium doktora Frankensteina.
W 1591 roku, kiedy Anglia była w stanie wojny w Hiszpanią, profesor Ableben już od czterech lat prowadził eksperymenty na rannych żołnierzach. Początkowo byli to jedynie Mugole, z czasem jednak – ku jego uciesze – wśród pacjentów było coraz więcej czarodziejów. To pozwalało mu na dopuszczanie się rzeczy jeszcze bardziej obrzydliwych od tych, które kamienne ściany „lecznicy” oglądały przez ostatnie lata.
Profesor Ableben, oprócz tego, że czerpał chorobliwą radość z zadawania bólu swoim pacjentom, dokonał jednego ważnego odkrycia, które już wówczas mogło stanowić przełom w medycynie. Mogło, bowiem profesor do samej śmierci zachował dla siebie informację, jakoby organizmy czarodziejów i organizmy Mugoli, inaczej reagowały na lekarstwa zawierające magiczne składniki. Fakt ten otworzył przed profesorem Ablebenem zupełnie nowe możliwości. Od tamtej pory mógł testować warzone przez siebie eliksiry na mugolskich ciałach; obserwować jak ludzka skóra topi się pod wpływem Eliksiru Przeciwzapalnego, jak można oddzielić kości od mięśni i żył rozdzieranych Eliksirem Separacji. Profesor kolekcjonował wszystkie części ciała, poczynając od najmniejszych kosteczek po całe kończyny.
Pacjentów profesor podkradał najczęściej ze szpitali, czasami prosto z pola bitwy. Ciężko ranni żołnierze nie oponowali, kiedy wysoki i chudy jak szkapa mężczyzna o pociągłej twarzy zabierał ich z miejsca, w którym czekała ich pewna śmierć. Nie mieli jednak pojęcia, że trafiali do miejsca o wiele gorszego niż wojna. Tam przynajmniej mogli ponieść śmierć na miejscu. Ostatnie bowiem czego chciał profesor, to szybka i bezbolesna śmierć dla swoich pacjentów. Delektował się wrzaskami, które odbijały się echem po kamiennej izbie będącej salą operacyjną. Miejsce tortur przywodziło na myśl lochy w Azkabanie, w których zamykano największych zbrodniarzy. Ściany były pokryte ciemnym i zimnym kamieniem, a pod nimi stały drewniane regały, na których wdzięczyły się słoje wypełnione wirującymi gałkami ocznymi, odciętymi palcami czy genitaliami. W niektórych z nich pływały oczyszczone wnętrzności, czekające, aż dostaną nowe życie w świeżo splądrowanym ciele kolejnej ofiary.
Pewnego lipcowego dnia 1591 roku, na ulicy przed szpitalem pojawiło się dwóch młodzieńców. Jeden z nich, któremu matka nadała imię Mungo Bonham, wspierał pod ramię niskiego, pulchnego blondyna, którego prawa noga tuż pod kolanem trzymała się reszty ciała tylko na jednym ścięgnie. Robert Glennhold, bo tak było na imię pokiereszowanemu młodzieńcowi, bez wątpienia potrzebował pomocy.
Mungo wpatrywał się w obdrapany budynek, przed którym stali. Kamień na wysokim ogrodzeniu, które osłaniało wszystko co za nim, był popękany od uderzeń kul. Potężna, stalowa brama stała niewzruszenie zamknięta, chociaż chwilę wcześniej próbował ją otworzyć.
- Przyjacielu… - jęknął Robert. – Obawiam się, że mogę już dłużej nie wytrzymać…
Mungo już miał wykrzyczeć imię profesora, przed którego szpitalem stali, ale w momencie, w którym otworzył usta brama zaskrzypiała przeraźliwie i powoli zaczęła się otwierać.
Młodzieńcy bardzo ostrożnie ruszyli przed siebie. Robert coraz bardziej opadał z sił, a Mungo, który był od niego drobniejszy, ledwo radził sobie z prowadzeniem go pod ramię.
Kiedy w końcu dotarli pod wielkie, dębowe drzwi, stał już w nich starszy, wysoki mężczyzna o gęstej siwej czuprynie i koziej bródce. Bez słowa odsunął się od wejścia, żeby ich wpuścić. Kiedy drzwi zamknęły się z hukiem, nocne niebo nad szpitalem przeszyła błyskawica.
Mungo rozejrzał się po wnętrzu. Budynek sprawiał wrażenie pustego i zimnego, co potęgowały z pewnością kamienne posadzki i ściany. Wokół unosił się specyficzny zapach; Mungo miał wrażenie, że doskonale go zna, chociaż nie pamiętał skąd. Wiedział tylko, że zawsze, kiedy go czuł, zbliżało się coś niedobrego. Niepokoiło go coś jeszcze. Było przeraźliwie, nieznośnie wręcz cicho. W miejscu, które miało być szpitalem, powinni krzątać się uzdrowiciele i pacjenci. Po jednych i drugich nie było jednak śladu.
Profesor Ableben milczał. Biała szata łopotała złowrogo, a jego obcasy uderzały głośno o posadzkę, kiedy szedł korytarzem, prowadząc przed sobą niewidzialne nosze z pacjentem. Mungo szedł za nimi, rozglądając się dookoła i czuł narastający niepokój. Nieliczne obrazy na ścianach stały puste, jak gdyby wszyscy ich mieszkańcy ze strachu pouciekali z ram. Na końcu korytarza majaczyły dwie pary drzwi. Profesor zatrzymał się przed tymi po lewej, wyczarował krzesło i odwrócił się do Munga.
- Niech pan tutaj zaczeka – powiedział wysokim głosem, który przeszył głowę Bonhama na wylot. – Zawołam pana, jak będzie już po w s z y s t k i m.
Mungo nie zdążył zajrzeć do izby, do której profesor Ableben wprowadził Roberta, bo drzwi natychmiast się zamknęły i zostały zaryglowane. Usiadł na krześle wyczarowanym przez profesora i czekał. Z pomieszczenia za ścianą nie dobiegały żadne odgłosy.
Mijały długie kwadranse. Mungo miał już dosyć oczekiwania. Zastukał pięścią w drzwi, ale nikt mu nie odpowiedział. Zza uchylonych wrót drugiego pomieszczenia mignęło przelotnie jakieś światełko. Mungo rozejrzał się po korytarzu i najciszej jak potrafił, wślizgnął się do środka. Wszędzie panował mrok, jak gdyby ktoś użył Peruwiańskiego Proszku Natychmiastowej Ciemności.
- Lumos.
W ostatniej chwili zasłonił usta dłonią, zagłuszając krzyk przerażenia, który wydobył się z jego ust. Przez cały czas walki na wojnie Mungo nie widział czegoś tak potwornego i obrzydliwego. Pod ścianami, jedno obok drugiego, ułożone były ludzkie ciała. Nie były to jednak zwyczajne ciała. Część z nich leżała rozbebeszona, strasząc wylewającymi się z wnętrza flakami, część przywodziła na myśl upiory, o jakich nie śniło się nawet najbardziej pokręconym pisarzom. Mungo poczuł, że żołądek podchodzi mu do gardła, kiedy zrozumiał, że do różnych ciał poprzyszywane są części pochodzące z innych ciał. Męskie kończyny przytwierdzone do damskiego tułowia, pozbawione źrenic gałki oczne, powyrywane paznokcie. To jednak nie było wszystko. Kiedy Mungo odwrócił wzrok, po prawej stronie dostrzegł wiszącą na szkielecie skórę. Cały płat zdjętej z człowieka skóry pokrywał nagi szkielet niczym kombinezon, zszyty na czaszce grubymi szwami.
Mungo wybiegł na korytarz i głośno zwymiotował. Był wstrząśnięty tym co zobaczył i domyślał się, że z Roberta w najlepszym wypadku został tylko krwisty befsztyk. Nie tracąc nadziei zacisnął jednak dłoń na różdżce i wymierzył ją w drzwi, za którymi profesor Ableben przeprowadzał swoją kolejną makabryczną operację.
- Bombarda! – wrzasnął.
Na korytarzu huknęło, a drzwi wleciały z impetem do środka, zwalając profesora Śmierć z nóg. Dopiero teraz dało się słyszeć przeraźliwe wrzaski Roberta, który leżał na drewnianym stole pozbawiony już nie jednej nogi, a dwóch. Skóra przy jego kolanach była mocno zakrwawiona i poszarpana, a podłoga niemal tonęła w karmazynowej krwi. Mungo drżącymi ze strachu i obrzydzenia dłońmi wyczarował prowizoryczne bandaże, którymi owinął nogi przyjaciela.
- Z-zabbierz n-nas stąd… – zawył Robert wskazując na stolik znajdujący się obok niego.
- Z-zabiorę – wyjęczał Mungo, czując, że łzy ciekną mu po policzkach.
Na stoliku obok leżały starannie oczyszczone kończyny Roberta, które profesor przygotował do kolejnego eksperymentu. Mungo znowu miał ochotę zwymiotować. Resztkami sił powstrzymał się jednak, wyczarował nosze i przeniósł na nie przyjaciela, który zaczynał słabnąć od utraty krwi.
Mungo starał się jak najszybciej wydostać z upiornego szpitala, przesuwając przed sobą niewidzialne nosze z Robertem. Nogi miał jednak jak z waty, a wstrząs tym, co zobaczył zdawał się przejmować kontrolę nad jego ciałem. Kiedy już był niedaleko drzwi wyjściowych, potknął się o własne sznurówki i runął jak długi na kamienną posadzkę.
- Myślisz, że mi uciekniesz? – Profesor Ableben utykał w ich stronę, śmiejąc się złowieszczo. Z warg płynęła mu krew, a na głowie miał wielkiego guza, ale na ich nieszczęście żył i miał się całkiem dobrze.
Mungo dźwignął się z ziemi i puścił się biegiem do drzwi. Szarpał za klamkę, próbując je otworzyć, ale to zdawało się na nic. Tuż nieopodal słyszał rozdzierający ciszę śmiech profesora.
Wtedy przypomniał sobie, że zapach, który poczuł, wchodząc tu po raz pierwszy, to zapach śmierci.
Wybitny! | ![]() |
100% | [1 głos] |
Powyżej oczekiwań | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Zadowalający | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Nędzny | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Okropny | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Świetne fanfiction, czuć dreszczyk emocji. Inna sprawa, że przez większość czasu miałam uśmiech na ustach. Takiego typu opowiadania fascynują mnie bardziej niż romanse.
Dziwię się, że nikt nie zostawił żadnego komentarza. Rozumiem, że to jest praca konkursowa na Halloween i dla niektórych wystarczającą oceną było zastosowanie na ten tekst, no ale halo! Pustki niepotrzebnie rażą oczy.
Podoba mi się całokształt pracy, ale najbardziej do gustu przypadły mi opisy <3 Nie wiem dlaczego (tiaa), ale ten moment z nieodpowiednio przyszywanymi częściami ciała przywiódł mi na myśl film pt. Ludzka stonoga