Hejka! Tu kolejna część mojego Fan Fiction poświęcona mi i Dośce. Tym razem chciałbym bardzo pozdrowić i podziękować wszystkim betom ;)
Ellie spojrzała na Mista.
- Co my zrobimy, kochanie? - zapytała młodego Snape'a, lecz ten nie wiedział, co odpowiedzieć. Spojrzał tylko na dwuletnią Angelinę. Tak bardzo ją kochał! Nie chciał przyłączać się znowu do grona Śmierciożerców. Jego malutka córeczka miałaby wtedy okropne życie.
- Nie mam pojęcia, Ewilan. Natomiast jestem pewny jednego - nie zostawię Angie!
Z trudem powstrzymał łzy. Mist bardzo rzadko płakał. Potrafił dobrze tłumić emocje, lecz teraz ledwo je hamował. Dosia usiadła na czerwonej, starej sofie, która stała w ich pokoju i rozpłakała się. Czarnowłosy mężczyzna usiadł koło niej i przytulił ją do siebie.
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Cholera! Oni to mają wyczucie w tych wizytach - powiedział Mist. - Porozmawiamy później. Idź do łazienki i weź prysznic. Dobrze ci zrobi. Ja zajmę się naszymi gośćmi - dodał, po czym odszedł, aby otworzyć drzwi. Zobaczył w nich Rosalie Grace Eler oraz Angelinę Johnson.
- Cześć! Gdzie Ewilan? - zapytała Rose od progu.
- Witajcie! Ellie właśnie bierze prysznic. Przyszłyście w jakiejś konkretnej sprawie?
Rose od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Znała Mista bardzo długo; Angelina poznała go dopiero, gdy zaczął chodzić z Ew, a i wtedy nie rozmawiali ze sobą za dużo, lecz Rosalie to co innego. Spojrzała na Mista pytającym wzrokiem, a on prawie niezauważalnie pokręcił głową. Zrozumiała, że Ślizgon nie chce, aby teraz poruszała temat jego nastroju.
- Przyszłyśmy zobaczyć się z małą Angeliną.
Johnson zakochała się w swojej chrześniaczce. Odwiedzała ją regularnie i zajmowała się nią jak własnym dzieckiem. Czasami było to wręcz denerwujące, lecz Snape'owie doceniali jej wysiłki i nigdy nie zaprotestowali ani słowem, gdy zabawiała ich dziecko.
- A kiedy Ang będzie bawić się z małą, my sobie pogadamy - rzekła Rose. Angelina rzuciła Snape'owi wymowne spojrzenie, a ten w mig zrozumiał, o co jej chodzi.
- W swoim pokoju - powiedział, a Johnson nie zwlekając, udała się do różowiutkiego pokoiku, gdzie znajdowała się jej chrześniaczka.
Mist zaprowadził Rosalie do salonu. Snape'owie mieli duży dom, jak również dość pieniędzy, więc stać ich też było na taki luksus. Stał tam wielki stół, przy którym przyjmowali gości, szafka z alkoholem, sofa, a przed nią ogromny telewizor. Mistowi bardzo spodobało się to mugolskie urządzenie, które pierwszy raz zobaczył w Ministerstwie Magii, gdy kolega chciał zademonstrować "co ci mugole wymyślili". Cały dom był mroczny i ciemny. W salonie dominowały barwy ciemnego fioletu. Podłoga z czarnego drewna sprawiała wrażenie, jakby chodziło się na krawędzi przepaści. W podobnych tonach utrzymane zostały meble. Mist i Rose usiedli do stołu, a Ślizgonka od razu zaczęła wypytywać chłopaka.
- Coś się stało? Mogę ci jakoś pomóc? Coś nie tak z Angie? A może z Dosią? - zasypała go pytaniami, chociaż wątpiła, że chodzi o Dosię. Para rzadko się kłóciła i bardzo kochała. Ich miłość z dzieciństwa przetrwała aż do teraz i nie zmalała ani trochę.
- Nie! Nic z tych rzeczy. Wystąpiły pewne... komplikacje. A co tam u ciebie? Jak się miewa twój narzeczony? - szybko zmienił temat Snape.
- Wszystko u niego w porządku.
Mist wiedział, że na wzmiankę o wybranku Rose przestanie myśleć o złym humorze Ślizgona i zacznie opowiadać o ich randkach, na których zawsze działo się coś ciekawego. Czarnowłosy mężczyzna, często przesypiał sprawozdania koleżanki, lecz Dosia słuchała ich z ogromnym zaciekawieniem. Ach... Kobiety, myślał wtedy. Jednak tym razem Ele nie dała się tak łatwo odwieść od tematu.
- Ale nie o nim mówimy, tylko o was. Co się dzieje? Jakie komplikacje? - powiedziała.
Na szczęście w tym momencie zeszła Dosia. Rosalie wstała z krzesła i pobiegła, aby uścisnąć ją na powitanie.
- Cześć, Rosalie! Nasze dwie Angeliny pewnie znowu razem? - Uśmiechnęła się porozumiewawczo.
- Pytanie retoryczne? - spytała Rosalie i obie się roześmiały. Nagle Ew zbladła i opadła na fotel. Mist od razu do niej podbiegł.
- Co się dzieje?! - krzyknął. Rosalie już biegła po szklankę zimnej wody dla Ewilan.
- Znak! - wyszeptała mu do ucha. Musiał jakoś wyprosić Rose i Ang, ale nie wiedział jak. Dosia spostrzegła jego problem, więc postanowiła sama załatwić sprawę.
- Rose... Podejdź tu... - dziewczyna szybko podbiegła do Ślizgonki. - To sprawy bardzo intymne, wiesz... Wyciągniesz stąd jakoś Ang? Błagam... Przyjdźcie jutro, dobrze? - poprosiła Ewilan. Rosalie jakby coś podejrzewała, ale w końcu stwierdziła, że innym razem ich wypyta. Pociągnęła Angelinę i wyszła z domu. Mist zdjął bluzkę żonie. Skóra koło znaku była aż czerwona. Snape nie wiedział, co się dzieje. Rzeczywiście kiedy Czarny Pan ich wzywał, znak piekł troszeczkę, ale czegoś takiego jeszcze nigdy nie widział. Nagle trzaskając drzwiami, bez pukania weszli Lucjusz Malfoy oraz Severus Snape.
Mist spojrzał na Severusa i aż się zachłysnął. Snape tylko popatrzył na niego z ubolewaniem i szybko odwrócił wzrok. Nazwisko obu panów niestety nie było czystym przypadkiem. Młody mężczyzna dowiedział się o tym podczas jednej lekcji Czarnej Magii, jakie po kryjomu dawał mu Snape. Jako młokos przypadkowo odkrył prawdę, zaglądając do myślodsiewni swojego nauczyciela.
Zobaczył tam bardzo młodego Snape'a. Miał około szesnastu lat. Kłócił się z jakąś kobietą, lecz Severus nigdy nie zdradził Mistowi jej imienia ani nazwiska.
- Ale ja chcę go wychować! - mówiła kobieta.
- Uwierz mi! Gdyby nie nasz wiek, też bym go zatrzymał, ale nie! Załatwiłem mu już miejsce w sierocińcu! Pożegnaj się z nim, bo za chwilę go wynoszę... - Wtedy wspomnienie rozmazało się, gdyż nauczyciel wyciągnął chłopaka ze swojej myślodsiewni.
Od tego czasu chłopak zerwał z nim kontakty. Nienawidził go! Nie powiedział o tym nawet Ewilan. Oczywiście musiał chodzić na jego lekcję, lecz nic poza tym. Snape jeszcze kilka razy chciał z nim porozmawiać, jakoś mu wyjaśnić, lecz ten nie chciał tego słuchać.
W końcu, kiedy mężczyzna się otrząsnął, zapytał drugiego Śmierciożercę, który przypatrywał się obu panom:
- Lucjuszu! Co się dzieje? Mógłbyś mi to wyjaśnić? - W tym momencie wskazał palcem na Dosię.
- Tak to jest, jak się nie odpowiada na wezwania Czarnego Pana - syknął Snape. Wziął dłoń Ellie, wyjął coś z kieszeni i polał tym jej rękę oraz kazał się położyć na sofce. - Za chwilę ból minie.
- Co to jest? - warknęła Ewilan. Nigdy do końca nie ufała Snape'owi.
- Spokojnie, to środek leczniczy - odpowiedział niewzruszony Severus. - Eliksir, który uśmierza ból.
- Czyś ty oszalał? - rozpoczął tyradę Lucjusz, nie zważając na wymianę zdań Snape'a i Ellie. - Już od tygodnia Sam-Wiesz-Kto cię wzywa, a ty nic! Tak po prostu sobie to lekceważysz?
- Czyli... on... - Mist nie mógł się wysłowić.
- Tak! Najpotężniejszy z czarnoksiężników powrócił, a ty nie stawiasz się na jego wezwanie! Człowieku! Naprawdę jesteś samobójcą? - mówił dalej Malfoy.
- A co z A... - zaczął, lecz Śmierciożerca posłał mu groźne spojrzenie. Zrozumiał. Nikt nie mógł dowiedzieć się o ich córce. Severus spojrzał na nich przenikliwie.
- Za tydzień o szesnastej mamy spotkanie. Mam nadzieję, że się stawisz - powiedział, lecz kiedy Mist już chciał się odezwać, znów przemówił:
- Co do miejsca, to doskonale je znasz, WIĘC NIE PYTAJ MNIE OTO, BO TYLKO MNIE DRAŻNISZ! - krzyknął. Widocznie on też nie był zadowolony z powrotu czarnoksiężnika.
Mistowi aż się zakręciła łza w oku. Niedawno przyjęto go do drużyny Quidditcha "Czarnych Niedźwiedzi". Poznał kilku ciekawych ludzi i starał się spełnić marzenie ukochanej, którym było dziennikarstwo. A teraz... Wszystko się posypie. Życie jest okrutne, pomyślał czarnowłosy mężczyzna.
- Będziemy - odrzekł grobowym tonem.
Przyznam się od razu, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Kiedy zobaczyłam, żer opowiadanie dotyczy ciebie i Dośi pomyślałam, że może to być coś ckliwego i bez polotu, a tu proszę. Nie będę ukrywać, że nie jestem fanką Severusa a już na pewno nie Śmierciożerców - po prostu nie wierzę w ich tragedię. Ktoś, kto przystępuje do najpodlejszego czarnoksiężnika nie wywołuje u mnie współczucia. A jednak gdzieś tam poczułam litość dla Mista, który właśnie miał rozwijać swoje życie rodzinne.
Co do samego języka, to może nie jestem jakoś powalona, ale nie mam też zarzutów - błędów prawie wcale (na moje niezbyt bystre oko oczywiście), lekkie, wciągające opisy i dosyć realne dialogi. Nie trafia do mnie tylko wizja Lucjusza, który w książce wydawał mi się bardziej wyniosły. Poza tym fajnie i powodzenia w dalszym pisaniu.