Jest to historia o Draco Malfoyu i Hermionie Granger. Zapraszam do czytania :)
Wielki zamek otoczony fosą był jedynym jasnym punktem na tle nocnego nieba. Młoda dziewczyna odziana w swój najlepszy płaszcz szła drogą właśnie w kierunku tego zamczyska. Dlaczego? Nie miała wyboru. Została na świecie sama, rodzice, którzy nie należeli do jej magicznego świata, umarli na panującą wtedy epidemię dżumy. To był cios dla niej, mimo że była czarownicą, to w dzisiejszych czasach trudno było o znalezienie sobie pracy. Musiała uważać na swoich rówieśników, zazwyczaj należeli do nich wieśniacy z okolicznej wioski. Potrafiła się z nimi porozmawiać, bawić, ale jedno zawsze sprawiało problem, mianowicie ukrywanie swojego prawdziwego ja. Swoją różdżkę nosiła zawsze w trzewikach, ewentualnie nosiła ją pod płaszczem w specjalnie wszytej kieszeni. Była z tego efektu zadowolona. Przez okrągłe siedem lat chodziła do szkoły magii i czarodziejstwa Hogwart. Nie narzekała na nic, jednak gdy owocne lata nauki skończyły się, musiała powrócić do normalności, a co gorsza znaleźć pracę w tym dzikim i nieprzebytym jeszcze świecie. A teraz stojąc prawie u wrót tego mrocznego miejsca, miała wielką ochotę zawrócić i nigdy więcej nie wspominać o tym miejscu.
Nie mogła. Jej silna wola i chęć wzięły górę. Właścicielem owej posiadłości był mężczyzna w jej wieku. Znali się tylko z widzenia podczas nauki. Gardził nią tak bardzo, że potrafiła godzinami zalewać się łzami po spotkaniu z arystokratą, a teraz stoi i czeka na jego łaskę. Pamiętała ostatnie słowa, które skierował do niej przed opuszczeniem Hogwartu.
- Granger, jeśli nie będziesz miała kiedyś gdzie pracować, to zapraszam do mnie. Znajdzie się dla ciebie miejsca w oborze i kawałek czerstwego chleba, szlamy na więcej nie zasługują.
Wściekłość wtedy malowała jej twarz w najróżniejszych kolorach. Teraz jednak była w pozycji bez wyjścia. Zwodzony most został opuszczony, zapewne spodziewał się jakiś gości. Nieśmiało przekroczyła granicę, która oddzielała ją od wolności, a kierowała pod wielką górę. Na gościńcu podszedł do niej strażnik, nie wyglądał przyjaźnie.
- Kim jesteś? - zapytał, wyciągając przed siebie różdżkę. Dziewczyna głośno przełknęła ślinę. Nie była przygotowana na taką konfrontację.
- Hermiona Jane Granger, panie. Przybyłam w sprawie pracy. - Jej głos drżał. Mężczyzna od razu wyczuł, że dziewczynę opanował strach. Opuścił nieznacznie broń, na wszelki wypadek miał ją jednak w pogotowiu.
- Oczywiście. Proszę wejść głównym wejściem. Powinien pojawić się lokaj, który zawoła panicza Malfoya.
Na sam dźwięk jego nazwiska po karku dziewczyny przeszedł dreszcz. Niedobrze, tak szybko musiała się z nim zobaczyć, a dodatkowo w takim stanie. Nie wyglądała za dobrze. Miała twarz ubrudzoną błotem, a dodatkowo jej strój nie mógł uchodzić za wykwintny. Sukienka była wprawdzie czysta i przeznaczona na lepsze okazję, płaszcz czarny jak heban, a włosy ułożone w nieładzie. Wszystko to sprawiało jednak miłe wrażenia dla oka. Kobieta była dość ładna, aby znaleźć sobie bogatego męża i na tyle inteligentna, aby wiedzieć jak rozegrać całą tą sprawę, a dodatkowo – była czarownicą. Czegoś więcej można chcieć? Kołatką zastukała do wielkich drzwi, jednak nic się nie stało. Ponownie wykonała gest i tym razem usłyszała kroki po drugiej stronie. Otworzył jej starszy jegomość, który spojrzał na nią z pod swoich okularów. Trzeba dodać, że cała Anglia była jeszcze na etapie brudu, więc widząc dziewczynę nie zdziwił się zbytnio. Westchnął tylko i popatrzył pytająco.
- Ja w sprawie pracy - tym razem był to szept. Staruszek przepuścił ją w drzwiach i tak oto znalazła się w wielkim holu. Oniemiała. Nigdy nie widziała na oczy takiego bogactwa i tak wykwintnego gustu. Stała z otwartą szeroko buzią. Gdy usłyszała za sobą czyjeś kroki, mimowolnie ją zamknęła. Niechętnie odwróciła się w tamtym kierunku, spuściła głowę jak przystało w XVII wieku. Skłoniła się lekko. W głowie huczał jej tylko ten śmiech.
- Wzięłaś sobie do serca moją radę i przyszłaś? Cudownie - powiedział Draco Malfoy we własnej osobie. Jak zwykle ubrania, które miał na sobie, były skrojone idealnie na jego miarę. Nie zamierzała się odezwać, nie potrafiła.
- Weź ją stąd, zapaskudzi mi dywany. Umyj ją i daj coś do przebrania. Potem przyprowadź ją do moich komnat. Pospiesz się. - I już po chwili znikł za jedną z kolumn, które całkowicie umknęły Hermionie, gdy podziwiała to miejsce.
- Chodź panienko, nie mamy czasu do stracenia.
Faktycznie czas jest cenny, a tym bardziej czas tego dziedzica. Przymknęła oczy.
- Opiekujcie się mną - wyszeptała. Miała nadzieję, że jej prośby zostają wysłuchane.
No, może nie jest to jakiś mega-super-hiper fan fick, ale nie jest też beznadziejny. Trochę przeszkadza mi to, że użyłaś w swoim opowiadaniu imiona i nazwiska z książek J.K. Rowling, ale to może są jacyś tam pra pra pra...dziadkowie danych osób. Czasem nie mogłam zrozumieć zdania, np.
Podziwiam cię za sam pomysł czasu akcji i miejsca. Rzadko pisze się tutaj o dawnych czasach. Całość trochę krótka, jednakże chyba to przeżyję. Jestem ciekawa dalszych części. Życzę dużo weny.