Dwie niedoszłe aurorki, niesłusznie oskarżone o potrójne morderstwo, muszą ukrywać się w społeczności mugolskiej - dalsze losy bohaterek
Jakimś cudem Al ogarnęła sytuację, mimo, że dwa fotele nadawały się do wyrzucenia po kilku testowych zaklęciach głodnej Christiny, jednak zapobiegła dalszym zniszczeniom. Usiadły wreszcie w swoim niewielkim salonie, popijając herbatę. Niestety lekko rozkojarzona tego dnia Johnson zapomniała o usunięciu własnoręcznie przyklejonej do krzesła gumy do żucia, na której usiadła. Co oczywiście zauważyła po jakimś czasie, więc nieco zdenerwowana tym faktem, głośniej niż było to potrzebne wykrzyczała swą złość:
- Jasna cholera, że też ta guma musiała być akurat na tym zasranym krześle!
- Dobra, możesz nie stękać, nie jesteś w końcu panną niewinną, bo sama ją tam przylepiłaś, chyba że twoja osobowość się rozdwoiła i zrobiła to za ciebie - logicznie zauważyła Alette.
- Oj wiem, że to moja wina, ale co ja mogę za to, że przez tę głupią sytuację z tym podejrzeniem o to kretyńskie potrójne morderstwo, jesteśmy tu udupione na amen - marudziła jak zwykle Chris.
- Jedno z tego dobre, że udało się nam załatwić jakąś zmianę tożsamości, choć nie wyglądu, bo na to bym się nie zgodziła. W końcu za ładna jestem, żeby dać się zmienić w jakiegoś paszteta, a tym bardziej gdybym miała być jakąś mugolką, chyba bym się wolała dać zjeść jakiejś akromantuli na obiad - bezkrytycznie skwitowała rozmowę Al.
Nagle usłyszały dźwięk prywatnego telefonu od szefa, który, jak wiadomo, mógł im zaproponować coś ciekawego, ale zawsze było to zjawisko losowe, więc mimo wszystko nie do końca były pewne, z czym wyskoczy tym razem, oby nie było to coś głupiego, bo mu tego nie darują.
- Hej Akkarin, co się stało, że dzwonisz do nas tak nieoczekiwanie, czyżbyś miał jakiś małpi interes? - z przekąsem w głosie zażartowała Christina.
Wspomnienie mu o tej nieprzyjemnej sytuacji sprzed kilku tygodni, kiedy to wybrał się do mugolskiego zoo, zawsze wywoływało rozbawienie dziewczyny, a jemu to raczej kojarzyło się z wstydliwą niespodzianką, którą mu zafundował rozjuszony orangutan. Nie mógł przecież wiedzieć, że zwierzak postanowi zdjąć mu spodnie razem z bielizną, co wywołało wielką salwę śmiechu ze strony przypadkowych obserwatorów, a on sam szybko ubrał się i uciekł z tego miejsca, przekonany, że więcej już się tam nie pojawi.
- Johnson, może cię to cieszy, ale mnie jakoś nie bardzo, dzwonię w innej sprawie, robię dziś wieczorem małe towarzyskie spotkanie. Więc chciałbym abyście się zjawiły obie, będzie tam kilku moich znajomych, którzy mogą wam załatwić kilka ciekawych zajęć, abyście wreszcie mogły wydostać się na światło dzienne z tej waszej szczurzej nory - odgryzł się Christinie za jej uszczypliwość.
- Dobra, zjawimy się, w końcu wszystko jest lepsze niż codzienne oglądanie tych nędznych widoków dookoła - powiedziała Christina poważnym już głosem.
- Spotkanie odbywa się u mnie, wszystkiego dowiecie się na miejscu, więc do wieczora - zakończył rozmowę Abhorsen, po czym odłożył słuchawkę.
Christina natychmiast powtórzyła całą rozmowę przyjaciółce, która z radości aż podskoczyła do góry. O mało co prawie nie skręciła nogi w kostce, a tego chyba by nie przeżyła, gdyby przez własną niezdarność musiałaby wylądować u św. Munga w dziale dla połamańców, zamiast być na imprezie u Akkarina. Więc opanowała się trochę, żeby wyszukać jakieś ciuchy które będą pasowały na tę okazję.
Wiedziała, że musi tym razem postarać się znaleźć także coś dla Christiny, bo jeśli o nią chodzi, to w sprawach mody była kompletnie zielona, co u niej nie było żadną nowością, gdyby miała zamiar ubrać się sama, na tę myśl Al aż się wzdrygnęła z obrzydzeniem. Była pewna, że Johnson ubrałaby się bardziej w stylu jakiegoś dziwoląga, niż eleganckiej dziewczyny którą mimo wszystko była.
Zaczęła więc buszować pomiędzy swoimi trzema szafami pełnymi rozmaitych sukienek i innych elementów ubioru, które skrupulatnie sortowała na trzy różne kategorie; łachmanów, względnie uchodzących, oraz świetnych w każdej sytuacji, co zajęło jej bez mała dwie godziny, bo nie znosiła niczego robić na odwal się. Nagle przypomniała sobie o czymś niezmiernie dla niej ważnym, więc krzyknęła do siedzącej przy stole przyjaciółki:
- Christina, na śmierć o czymś zapomniałam, więc rusz swój tyłek i lecimy na małe zakupy, inaczej nie mamy co się tam pokazywać.
- Dobra zaraz będę gotowa, nie spinaj się tak, bo majtki ci pękną - odpowiedziała jej Johnson ze śmiechem.
Po kilku minutach były już gotowe do wyjścia, więc nie zwlekając zamknęły drzwi do swojego mieszkania i ruszyły wybrać jakieś świecidełka do swoich strojów.
***
Był kiedyś zdolnym szanowanym aurorem, miał dobrze płatną pracę w Lizbonie, gdzie mieszkało wielu jego krewnych. Od wieków bowiem rodzina Portugasów była jedną z najbardziej znanych i szanownych rodów Portugalii, a sam Patrick był jednym z dziedziców rodowej fortuny. A teraz stał się bezdomnym wyrzutkiem społeczności magicznej upokorzony przez nią samą do tego stopnia, że miał stać się bezimiennym mugolem, żebrzącym o to, aby zarobić na kawałek chleba. Siedział na tej samej ulicy od kilku już lat, starając się zarobić na podstawowe potrzeby człowieka, czyli głównie żarcie. Stał się zgorzkniały po tej jakże niesprawiedliwej w jego mniemaniu decyzji, kiedy to Ministerstwo Magii wydało dla niego dożywotni zakaz możliwości pojawiania się w społeczności czarodziejów. Jednak jego silna wola zmusiła go, aby nauczył się radzić sobie w trudnych warunkach, jak również posługiwania się mugolskim sposobem mówienia, jakże różnym od tego jakim mówiono w świecie magicznym. Nauczył się grać na tych dziwacznych instrumentach mugoli, co jednak z czasem opłaciło mu się, bo wrzucano mu zawsze jakieś drobne sumy, które zgarniał do kieszeni, nie chcąc dać się okraść przypadkowym ludziom. Tego dnia panował jakby większy ruch niż to zwykle bywało, co miało swoje plusy, bo wtedy udawało mu się otrzymać większy zarobek dzienny. Nagle minęły go dwie dosyć elegancko ubrane kobiety i coś go tknęło, aby zapytać je o drobne wsparcie.
- Proszę mnie poratować, mogę paniom zagrać coś wesołego na poprawę humoru - powiedział do nich Patrick.
Kobiety zatrzymały się przed nim, choć każda z innego powodu, jedna bardziej z ciekawości, druga natomiast miała wyraźną niechęć do ludzi jego pokroju, obdartych i zaniedbanych, choć ten wydawał się nieco inny od reszty, nie śmierdział alkoholem jak inni.
Blondynka która nadal miała zimny wzrok, mimo wszystko wrzuciła papierowy banknot do jego kapelusza, w którym zbierał pieniądze, jednak z przekąsem dodała:
- Tylko nie staraj się mnie dotknąć, bo nie będę się mogła domyć przez tydzień.
Druga słysząc jej słowa zwróciła się bezpośrednio do niej:
- Chris nie bądź świnią, przecież to w końcu człowiek.
Po czym także wrzuciła drugi taki sam pieniądz, jak jej koleżanka, po czym obie oddaliły się z tego miejsca, aby wreszcie zrobić planowane zakupy.
Napiszę od razu komentarz.
Robisz naprawdę bezsensowne błędy i w tej części po prostu mnie to uderzyło. Przecinki powstawiane kompletnie bez logiki, zdanie często jak z podwórka, "żebrający". Następnym razem takie niechlujstwo odrzucę.
Druga sprawa to to, że ja wciąż nie czuję tego humoru. Twoje postacie są dla mnie bez wyrazu i chociaż Port na końcu ratuje trochę sytuację, to Akkarin wypada tak samo słabo jak Christina i Alette. Gdzieś tam czyta się lekko i bez większych problemów, ale poszukuję śmiechu.
Moim zdaniem o wiele lepiej wychodzą ci wiersze. Jeśli jednak chcesz pozostać przy ff tego typu, musisz się bardziej starać. Bo ja widzę tutaj niedbalstwo - jednego dnia dodałeś chyba trzy części, podczas gdy wiele osób nad jedną siedzi tydzień. Nie chodzi nawet o sam język, który dla mnie nie jest zachwycający, ale jakieś banały w fabule, które wymyśla się w pięć minut.
Dlatego spędź nad tym więcej czasu i może poszukaj jakiejś bety czy coś.