Z dedykacją dla wszystkich biorących udział w Turnieju FF jak i oceniających.
Śniadanie jedzone w pośpiechu. Gorączkowe sprzątanie pokoju. Ciągłe wyglądanie przez okno. Coś ewidentnie się szykowało. Tylko co? Pewnie coś wielkiego, jak to zwykle bywało w jego przypadku. Na pewno coś bardzo niebezpiecznego - mój chłopiec znów pokona zło? Tak bardzo się o niego martwię. Nie mogę mu w niczym pomóc. Muszę trwać w zamknięciu i czekać. Czekać na rozkaz? Nie, on nie wydaje rozkazów - on prosi. Jesteśmy przyjaciółmi. Kocham go i nie wahałabym się oddać za niego życia. On też ochroniłby mnie przed wszystkim. Nigdy nie naraziłby mnie na niebezpieczeństwo. Mój chłopiec mnie kocha.
Po wielu latach obserwacji, z pełną śmiałością mogę stwierdzić, że drugiego takiego ze świecą szukać. Żałuję, że nie było mnie w tych ważnych momentach. W momentach kiedy jego odwaga była wystawiana na próbę. Jednak co ja, marne stworzenie, mogłabym zrobić? Pomóc? Nie. Zaszkodzić? Zdecydowanie. Nie jestem siłaczką, nie potrafiłabym go obronić, jednak on nie ma mi tego za złe - mój chłopiec.
***
Był upał. Pogoda naprawdę nie do zniesienia dla każdej normalnej istoty. Stłoczona wraz z innymi w tym ciasnym pomieszczeniu, bałam się, że mogę się już stamtąd nie wydostać. Jednak nie starałam się uciec. Zadarłam głowę do góry w geście dumy i czekałam. Na śmierć? Nie, na wybawienie. Nigdy nie wątpiłam, że zostanę tam na zawsze. Wierzyłam. W ludzi? Nie. Wierzyłam w siebie. Byłam piękna, każdy mnie chciał. Każdy mnie chciał... Te słowa brzmią okrutnie. Nie jestem zabawką, która można chcieć - nigdy nie chciałam by tak uważano. Moim pragnieniem było by mnie kochano i podziwiano. Mój chłopiec miał mnie pokochać.
Zostałam przeniesiona. Dziwne to było miejsce. Bałam się. Bałam się tego miejsca bardziej, niż ciasnego pomieszczenia i upału. Tutaj każdy walczył o swoje. Każdy chciał by to jego wybrano. Każdy chciał się stąd wydostać. Ja też chciałam, ale duma nie pozwoliła mi zachowywać się jak te rozwydrzone zwierzaki. O nie, nigdy nie zniżyłabym się do poziomu prezentowanego przez tę hołotę. Siedziałam spokojne na swoim miejscu i czekałam. Co rano dostawałam ten sam posiłek. Wzmocniłam się po nim. To były jakieś pastylki zmieszane ze śniadaniem. Od razu je zobaczyłam, ale stwierdziłam, że już nic nie może mi zaszkodzić. Do picia dostawałam wodę. Pijąc ją wyobrażałam sobie, że jestem wolna. Wolna jak... jak ptak? Dość nietrafione powiedzenie. W tamtym czasie zwątpiłam. Nie wierzyłam, że mój królewicz uwolni mnie z opresji. Mugolskie bajki strasznie działały na moją wyobraźnię. Tyle razy je słyszałam, tyle razy czułam się przez nie wolna, kochana. Mój chłopiec miał mnie w przyszłości pokochać.
***
Coś się szykuje. Pokój jest nadnaturalnie czysty. Nigdy go takiego nie widziałam. Chyba gdzieś się wybieramy. Gdzie? W dół. Widocznie państwo domu gdzieś wyjechali. Schodzimy pomału po schodach. Zatrzymujemy się przed jakimiś drzwiami. On na mnie patrzy. Jego zielone oczy maja w sobie ostatnio tyle bólu i tyle miłości. Mój chłopiec kocha swoich przyjaciół.
***
Gdy obudziłam się tego dnia, czułam się wyjątkowo wypoczęta. Jakieś dziwne uczucie zapanowało w moim sercu - jakiś niepokój, podekscytowanie. Tego dnia musiało się coś wydarzyć. Byłam tego pewna. Moja wiara w końcu miała okazać się słuszna. I coś się stało. Wykupił mnie. Nie, nie mój chłopiec. Jakiś facet, z poplątaną brodą. Z lekka mnie przerażał. Jednak miał podejście. Wszyscy się go bali, ale ja podeszłam i przywitałam się gdy ten wyciągnął rękę. W końcu pochodzę ze szlachetnego rodu i nie obce mi są zasady dobrego wychowania. Dotknął mojej twarzy swymi grubymi paluchami, ale o dziwo były one bardzo delikatne. Ciągle uśmiechał się gdy na mnie patrzył. Powiedział coś mojemu poprzedniemu właścicielowi - nie dosłyszałam co - i zabrał mnie ze sobą. Szliśmy tą zatłoczoną ulicą, tak ukochaną przez czarodziejów, raźnym krokiem. Zatrzymaliśmy się przed sklepem z różdżkami. Byłam prezentem. Włochaty facet podarował mnie chłopcu. Mojemu chłopcu. A on mnie pokochał.
***
- A tutaj Hedwigo, pod tymi schodami. - Otworzył małe drzwiczki. - Tutaj sypiałem! Wtedy jeszcze się nie znaliśmy.
Czyli jednak się przenosimy. Harry jest dzisiaj zbyt sentymentalny. Odczuwam w związku z tym pewien niepokój. Niemądre myślenie. Przy moim chłopcu nic nie może mi się stać. On poradzi sobie ze wszystkim.
Dużo ludzi. Bardzo dużo. Nigdy tu tylu nie było. Tamci zamienili się w mojego chłopca. Są jacyś podenerwowani. Nie podoba mi się to. Harry zamknął mnie w klatce. Wsiedliśmy do tego ogromnego czegoś. Dlaczego Harry tak dziwnie patrzy? Znowu czuje ten dziwny niepokój, który doskwierał mi tego dnia, gdy włochaty facet wykupił mnie ze sklepu. Znowu czuję, że wolność jest na wyciągnięcie ręki. Jednak przecież przez te wszystkie lata z moim chłopcem byłam wolna. Wolna jak... jak ptak? Chyba nie do końca. Dzisiaj coś się stanie. Czuję to.
Zamieszanie. Krzyki. Strach. Zaklęcia. To stanie się zaraz... Jestem wolna.
- Nie... HEDWIIIGOOO! Nie, nie!
Kurczę, smutne. Naprawdę smutne. Naprawdę piękne. Wow, nie wiem co napisać. To ff jest takie niecodzienne, intrygujące, zaskakujące.
Wiedziałam od początku, że chodzi o Hedwigę, bo chciałam zobaczyć czy są jakieś komentarze i mignęła mi końcówka. Na początku (i w sumie do fragmentu o Hagridzie) nie widziałam czy już jest w posiadaniu Harry'ego ("mój chłopiec" czy jeszcze nie.
Teraz przeczytałam drugi raz i zrozumiałam strukturę opowiadania.
Merlinie, Ula nie wierzę, że napisałaś dramat. I to taki piękny.