Praca na drugi etap WWFF, bez poprawek, konkursowy oryginał.
Bohater: Zgredek
Miejsce: kuchnia.
Czas akcji: czasy pokolenia huncwotów
Zakazane słowo: Harry
Nakazane słowo: brzoskwinia, grzyb i sztaluga.
W pracy muszą pojawić się trzy zdania, w których wszystkie słowa będą zaczynały się na taką samą literę. (Np. Spocony Stefan szepnął szyderczo - spalę starą stodołę)
Zgredkowi serce zabiło jak szalone, gdy przemykając w cieniu słabo oświetlonego korytarza, usłyszał przed sobą szczęknięcie zamka i ciężkie kroki, których echo roznosiło się dookoła. Szybkim susem przedostał się za najbliższy kamienny posąg i kucnął tak, aby spomiędzy jego nóg widzieć kto się zbliża. Ku jego niezadowoleniu, nie był to żaden zbłąkany podczas wieczornej eskapady uczeń, a dorosły mężczyzna przy kości, na którego głowie zaczynało już powoli brakować siwiejących włosów. Zmierzał od strony sali eliksirów, więc skrzat z dużym prawdopodobieństwem mógł założyć, że jest to profesor Slughorn. Ten sam człowiek, na którego wyjście miał czekać. Było jednak stanowczo za wcześnie i co gorsze - nauczyciel miał przy sobie stos pergaminów, a z kieszeni jego marynarki ze złotymi guzikami wystawało zdobione pióro. To nie wróżyło dobrze.
Mężczyzna stanął przed obrazem prezentującym misę, w której znajdowały się między innymi banany, brzoskwinia i gruszka, do której zbliżył wolną dłoń. Następnie wykonał dziwny gest, którego skrzat nie potrafił rozpoznać i chwilę później owoc zaczął się wykręcać, aż utworzył zieloną klamkę. Gdy tylko profesor za nią złapał, Zgredek podjął błyskawiczną decyzję. Nie mógł tutaj zostać. Jeśli te papiery były tym po co przyszedł, nie będzie miał drugiej okazji na zdobycie ich niezauważenie. Wejście do kuchni w innym momencie zwróciłoby uwagę, a na to nie mógł sobie pozwolić. Powrót z pustymi rękami także nie wchodził w grę - wtedy nie wykonałby rozkazu swojego pana. Jeszcze nigdy go nie zawiódł, dla skrzata to najgorsza hańba, której nie chciał doświadczyć. Wybór był więc oczywisty. Zbliżył się do czarodzieja najciszej jak mógł, jednak na tyle szybko, aby zdążyć przed zamykającym się przejściem.
Gdy drzwi zatrzasnęły się za nimi, dotarł do niego ogrom tej sali. Rozejrzał się dookoła i stwierdził, że musi być to kuchnia. Wskazywały na to między innymi kotły oraz szafki z najrozmaitszymi składnikami i przyprawami, nad którymi wisiały sznurki z suszącymi się grzybami. Znajdowały się one na samym końcu, gdyż większość pomieszczenia zajmowały potężne, drewniane ławy, niemal na całą jego długość. Równie zadziwiający był dla niego fakt, że prawie wszystkie żywe istoty znajdujące się tutaj to skrzaty.
Nauczyciel ruszył dziarsko w stronę jednego z podłużnych, drewnianych stołów, więc Zgredek nie mógł dalej bezczynnie stać i się przyglądać. Skierował kroki w stronę centralnej części sali, gdzie znajdowały się inne, podobne mu stworzenia. Ich obecność oraz rozmiar kuchni nieco go przytłaczały, ale postanowił wykorzystać je na swoją korzyść. Uznał, że najskuteczniejszą metodą będzie wtopienie się w tłum, udając jednego z kuchcików. Zaczął wcielać plan w życie, poprzez naśladowanie zachowań innych skrzatów, cały czas obserwując człowieka, który tak bardzo przeszkadzał mu w wykonaniu zadania.
Podczas gdy większość pracowników podchodziła z półmiskami pełnymi jedzenia do stołów i stawiała je skrzętnie, aby na wszystko znalazło się miejsce (szykując kolację, na którą zgodnie z wcześniejszym planem miał się udać Slughorn), Zgredek zajął się pozornym poprawianiem po nich ustawionej zastawy. Prawdziwym celem było jednak podsłuchanie rozmowy, którą prowadził nauczyciel z innym skrzatem. Gdy tylko usłyszał "miód pitny", złapał w miarę czysty kielich i pognał w stronę szafek. Otworzył jedną z nich, chwycił pierwszą butelkę wspomnianego napoju jaka wpadła mu w ręce i zdarł z niej etykietę. Nie był pewien, czy wziął dokładnie to, co życzył sobie mężczyzna, a chciał w pełni wykorzystać okazję do zobaczenia, co znajduje się na kawałkach pergaminu, które tu przyniósł.
Przelewał pomarańczowy płyn, pożądany przez profesora, przeglądając popisane papiery. Zapełniał kielich na tyle wolno, aby dokładnie ogarnąć wszystko wzrokiem. Musiał przy tym stać na ławce, aby w ogóle sięgać rękami nad blat. W końcu na jednym z dwóch stosów pergaminu dostrzegł podpis Lucjusz Malfoy - cel swojej misji. Teraz wystarczyło tylko zlokalizować drugą kartę z identycznym podpisem i...
- Uważaj co robisz! - powiedział profesor, gniewnie spoglądając na skrzata znad swojego wąsa. Zgredek przeniósł wzrok na kielich, z którego powoli zaczął wylewać się miód pitny. Szybko odłożył butelkę, złapał za skrawek szmaty służącej mu za ubiór i zaczął energicznie wycierać nim plamę na stole.
- Przepraszam, sir, ja...
- Horacy! - przerwał mu krzykiem inny czarodziej, który właśnie stanął w przejściu. Mógł być w podobnym wieku co Slughorn, a przynajmniej to wywnioskował skrzat z ogólnego wyglądu obu mężczyzn. Drugi z nich był jednak chudszy, wyższy i mimo niemalże białych włosów, odmładzał go delikatny uśmiech, który zdawał się nie znikać z jego twarzy.
- Albusie! Ale mnie przestraszyłeś - odparł nauczyciel eliksirów, wstając i podając mu rękę, gdy tamten zbliżył się już na odpowiednią odległość. - Właśnie rozmawiałem z twoim skrzatem.
- To interesujące, bo to nie jest mój skrzat - wyjaśnił w odpowiedzi, a Zgredek poczuł, jak serce skacze mu do gardła.
Wydawało mu się, że w tej sekundzie cały plan runął jak domek z kart, a jego zaraz spotka surowa kara za oszustwo wobec czarodziejów. Zastanawiał się tylko czy przysmażą go za pomocą różdżek, wrzucą do któregoś z kotłów, czy może użyją noży, o które nietrudno w kuchni. Jednak nic takiego się nie wydarzyło, bo chwilę później dyrektor dodał:
- Skrzaty są pracownikami Hogwartu, a nie moją własnością. Jeśli nie chcą, nie muszą tutaj pracować i mogą odejść w każdej chwili.
Po tych słowach Zgredek znów nabrał nadziei na to, że może uda mu się spełnić życzenie jego pana. Z drugiej strony zdania wypowiedziane przez czarodzieja wydawały mu się dość absurdalne. Nie muszą pracować? Mogą odejść? Nie trzymało się to kupy. Póki co, postanowił jednak zbytnio tego nie roztrząsać. W końcu ktoś się zorientuje, że nie powinno go tutaj być, a wolałby, żeby stało się to już po opuszczeniu przez niego tego pomieszczenia. Z zamyślenia wyrwał go dopiero głos nauczyciela eliksirów.
- Nie powinieneś być na kolacji? - swoje słowa skierował do drugiego mężczyzny.
- Mógłbym ciebie spytać o to samo, drogi przyjacielu.
- Chciałem uporać się jeszcze dzisiaj z tymi wypracowaniami, a warto wychylić przy tym szklaneczkę czegoś mocniejszego - odpowiedział, podnosząc kielich ze stołu i przykładając go do ust.
Zgredek uznałby ten moment za idealny do kradzieży odpowiedniego pergaminu, jednak obecność drugiego czarodzieja skutecznie mu to uniemożliwiała. Wyczekiwał więc kolejnej dobrej okazji, cały czas wycierając stół, który zaczynał już się błyszczeć od ciągłego pocierania. Dyrektor zdawał się to zauważyć.
- Chyba jest już dostatecznie czysty - powiedział, uśmiechając się ciepło. Teraz Zgredek wiedział, że musi wymyślić coś innego, aby utrzymać się przy nich bez podejrzeń.
- Tak, sir. A czy... sir, czy sir czegoś potrzebuje? - spytał skrzat, wlepiając wzrok w podłogę, przez co nie zauważył badawczego spojrzenia, którym obdarzył go mężczyzna.
- Jakby się zastanowić to tak. Poproszę to co zwykle - odparł, mrużąc oczy.
[i]On wie.[/i] Ta myśl nie mogła opuścić głowy skrzata. Powracała nieznośnie podczas tych kilku sekund ciszy, mimo tego, że starał się ją wyprzeć. W końcu nawet jeśli jeszcze nie wiedział, to zaraz się dowie. Nie wie co należy mu przynieść, a cała ta maskarada wyjdzie na jaw. Z oczami pełnymi łez podniósł głowę, aby mu odpowiedzieć, jednak twarz dyrektora była pogodna jak wcześniej.
- Chociaż... Nie ma takiej potrzeby. W końcu sam doskonale wiem, gdzie szukać swoich przysmaków - dodał po chwili, a Zgredek nie wiedział co się dzieje. Świat zawirował mu dookoła z nadmiaru sprzecznych sygnałów i wyjątkowo szybkiej zmiany nastrojów. Czarodziej zdawał się doskonale czytać każdy jego ruch, a mimo to nie przeszkadzał mu w tym co zamierzał zrobić. Co więcej, jak za chwilę przekonał się skrzat, nawet mu pomagał.
- Pójdziesz ze mną Horacy? - spytał nauczyciela eliksirów, wstając od stołu i podnosząc butelkę z miodem pitnym. - Później możemy dokończyć ten trunek u mnie - zaproponował.
- Nie zrozum mnie źle Albusie, ale mam naprawdę sporo prac do sprawdzenia - tłumaczył się mężczyzna.
- Czasami - zaczął dyrektor, po czym zrobił krótką pauzę, aby dobrze ułożyć sobie w głowie całe to zdanie. Wznowił po chwili, tym razem jednak patrząc w stronę skrzata. - Czasami musimy słuchać przełożonych, zamiast postąpić zgodnie z własnym sumieniem.
- Skoro tak stawiasz sprawę, to nie zostaje mi nic innego jak się z tobą zgodzić - powiedział Slughorn, chociaż wcale nie wyglądał na niezadowolonego. Pod jego wąsem raczej można było znaleźć uśmiech niż grymas. Wstał, wycierając wielkiego wąsa. Poprawił po tym jeszcze kamizelkę i razem ruszyli na drugi koniec pomieszczenia.
Zgredek natychmiast chwycił kartkę, na której widział nazwisko swojego pana i zaczął grzebać w drugim stosie. Zdążył sprawdzić kilka prac z wierzchu, gdy usłyszał donośny trzask zamykanej szafki. Wiedział, że jest już za późno. Schował wypracowanie za poszewkę, w którą był ubrany i bezsilnie obserwował, jak kilka sekund później profesor wziął ze stołu pozostałe kartki. Po chwili wyszedł razem z dyrektorem, który chwilę wcześniej odwrócił się i skinął do skrzata z uśmiechem. Zgredek poczekał aż tamci odejdą, a potem sam pstryknął palcami i znalazł się w dormitorium chłopców ze Slytherinu, gdzie przebywał pan Lucjusz.
Słysząc skrzata schował sztalugę. Wypełniał właśnie nieduże płótno malunkiem węża zjadającego lwa, ale była to sprawa, która mogła poczekać.
- Zrobiłeś co miałeś zrobić? - spytał oschle.
- Sir, Zgredkowi udało się zabrać tylko jedną kartkę... Profesor Slughorn cały czas ich pilnował, sir. - dukał skrzat smutnym głosem, kłaniając się przy tym nisko. Nie widział przez to zaciskającej się w złości pięści bladego ślizgona. Zdążył zobaczyć za to, jak podchodzi on do kominka i żelaznymi szczypcami wyjmuje z niego niewielki, żarzący się kawałek drewna.
- Wystaw ręce - rozkazał, co skrzat natychmiast wykonał. - Zawiodłeś mnie - kontynuował już swoim całkowicie spokojnym, lodowatym głosem - więc należy ci się za to kara.
***
Poparzone ręce Zgredka piekły niemiłosiernie, gdy przemykając w cieniu słabo oświetlonego korytarza, usłyszał przed sobą ciężkie kroki człowieka, któremu musiał zabrać drugi fragment pergaminu.
Z twoich turniejowych prac tę lubię najmniej, pewnie dlatego, że przez nią odpadłam z turnieju
Generalnie jest jakiś wątek kryminalny - Zgredek kradnący pracę, ale nie wiem trochę dlaczego tam miały być dwie kartki i dlaczego Lucjusz chciał, by ten te prace ukradł? Pewnie przeczytałam bez zrozumienia, co by było nie pierwszy raz w moim życiu.
Generalnie, praca jest napisana ładnie i dobrze się czyta, płynnie, bez większych zgrzytów, więc jak najbardziej dobry tekst.