Jak wygląda życie Draco Malfoy'a 7 lat po pokonaniu Czarnego Pana?
Oto moja opowieść, w której przedstawiam dalsze losy tego Ślizgona.
Był chłodny, jesienny dzień. Draco Malfoy siedział na fotelu w sklepie Borgina i Burkes'a. Niecierpliwie czekał na przesyłkę dla swojego ojca.
- Proszę, to dla twojego ojca! - krzyknął właściciel sklepu i dał młodemu Malfoy'owi paczkę.
Blondyn wstał,wyrwał ją z rąk właściciela i bez słowa wyszedł. Po chwili teleportował się przed drzwi frontowe Dworu, gdzie czekała na niego matka.
- Draco! Jesteś! Zaczynałam się martwić - powiedziała Narcyza Malfoy i podeszła do syna.
- Ten dureń nie mógł się pospieszyć?! Następnym razem, niech ojciec wyśle kogoś ze służby. Czy ja jestem, jakimś skrzatem domowym?! - wrzasnął bardzo zdenerwowany.
- Oj, nie denerwuj się. Przecież wiesz w jakim stanie jest ojciec... - jęknęła kobieta, a w jej oczach pojawiły się łzy. - Wejdźmy już do domu, jest coraz zimniej - dodała i smutno się uśmiechnęła.
Malfoy z ponurą miną poszedł za matką i zamknął za nimi drzwi.
W pokoju panowała krępująca cisza. Można było jedynie usłyszeć kroki Dracona i jego matki.
Lucjusz Malfoy siedział zatopiony w przepastnym fotelu. Na tle ciemnej szaty jego blada twarz i długie, pozlepiane, jasne włosy wyglądały wstrząsająco. Niewątpliwie był bardzo zmęczony.
- Nareszcie, masz coś dla mnie? - zapytał półgłosem.
- Tak, oczywiście. Ale najpierw mi powiedz, co to jest? - odpowiedział Draco i uniósł paczkę do góry, tak aby ojciec nie mógł jej dostać.
- Oj Draco, nic takiego. Wiesz jak bardzo Ciebie z mamą kochamy... - zaczął Lucjusz.
- Przestań! Ja już nie jestem dzieckiem! I nie pozwolę byście mnie okłamywali. Co jest w tej cholernej paczce!
Zniecierpliwiony rozwinął tajemniczy pakunek. Z paczki wyleciały dwie złote obrączki i niebieska chusteczka, w którą były zawinięte oraz tajemnicza buteleczka. Spadła ona na podłogę rozbijając się a cała jej zawartości utworzyła ciemną kałużę na drewnianych panelach.
Draco był zdziwiony i wściekły zarazem, bo wiedział już o co chodzi jego rodzicom.
- Co to jest?! Przestańcie wreszcie! Czy wyście do reszty zgłupieli?! Mam tego dosyć! To, to... - wydyszał Draco.
- To nie to co myślisz! - wrzasnęła pani Malfoy.
- Nie to co myślę, tak?! Chcecie mi wlać jakiś eliksir, i nadal twierdzicie, że to nie to co myślę?! Już wam mówiłem. Nie ożenię się z tą modliszką! Nigdy! - krzyczał nadal.
Państwo Malfoy'owie, nie wiedzieli co mają powiedzieć. Narcyza stała osłupiała z drżącymi rękami. Jej mąż siedział nadal w fotelu z malującym się przerażeniem na twarzy.
- My chcemy tylko twojego szczęścia, synku... - mówiła prawie szeptem matka Dracona.
- Dalej nic nie rozumiecie! NIE! Przejmujecie się tylko sobą, pozycją i układami, i ...! Chcecie, żebym to z nią... - nie dokończył zdania. Sama myśl o życiu spędzonym z tą kobietą przyprawiała go o mdłości. W końcu dodał - bo jest czystej krwi! Bo rodzina Surtuch jest szanowana! Bo my nie mamy...
- Nie przesadzaj Draco, rodzina Malfoy'ów zawsze będzie szanowana! - wtracił się Lucjusz.
- Szanowana! - młodszy mężczyzna zaśmiał się drwiąco - My?! Szanowani?! Wszyscy już od dawna wiedzą, że byłeś śmierciożerca, co więcej! Wiedzą, że ja byłem śmierciożercą. Nikt już nam nie zaufa! Nikt!
Istotnie tak było. Rodzina Malfoy'ów od czasu, gdy Harry Potter pokonał Lorda Voldemorta nie miała już takiej pozycji jak dawniej, ani żadnego poważania ze strony innych czarodziejów. Lucjusz Malfoy stracił pracę w Ministerstwie Magii, a na dodatek miał problemy zdrowotne. Wszyscy wiedzieli, że prowadził czarne interesy. Malfoy'owie stracili większość służby.. Czarodzieje utrzymywali się jedynie z oszczędności jakie posiadali w swojej skrytce w banku Gringota.
Ich jedyną nadzieją by Draco. Gdyby ożenił się z Julie Surtuch mieliby znów pieniądze i z czasem może odzyskaliby dobre imię.
- Ojcze, nie wiesz co ja czuję? Wszędzie widzę tego Pottera! Potter najlepszym aurorem, czarodziejem i niewiadomo kim, do cholery, jeszcze? Pogromca Czarnego Pana... Potter! Potter! Potter! Wszedzie widzę tę jego gebę! - wrzasnął i bez pożegnania wyszedł i trzaskającdrzwiami.
- I... i... c-co my mamy t-teraz zrobić... - załkała Narcyza i podeszła do męża.
Ten wziął ją za rękę.
- Będzie dobrze, kochanie, będzie dobrze... - cicho szeptał. Sam nie wiedział czy chciał uspokoić samego siebie czy swoją żonę.
***
Draco gdy tylko opuścił dwór z teleportował się do pierwszego miejsca jakie przyszło mu do głowy. Wylądował tuż przed wejściem do Dziurawego Kotła. Nie wiedział w sumie dlaczego wybrał to miejsce, chciał po prostu uciec. Nigdy tutaj nie bywał, to nie było miejsce godne jego uwagi... Ale dzisiaj wolał przechadzać się po jednej z ulic mugolskiej części Londynu. Chyba po raz pierwszy nie chciał znaleźć się na ulicy Pokątnej, wśród swoich, w swoim świecie. Szedł szybkim krokiem, prawie biegł, nagle stanął. Rozejrzał się, nie miał pojęcia gdzie dokładnie jest. Westchnał i skręcił w prawo. Wpadł na kogoś. Ocknął się ze swoich myśli, które wykrzykiwały śmierciożerca!
- Jak chodzisz? - powiedział pod nosem.
Po chodniku rozsypały się jakieś papiery.
- Ja... ja... Przepraszam. - odrzekła dziewczyna i kucneła, aby je zebrać.
Dracon zignorował jej słowa i bez zastanowienia schylił się aby jej pomóc. Zauważył, że to nie są jakieś tam papiery. To fotografie, co prawda mugolskie. Postacie nie poruszały się. Malfoy chwilę się nim przyglądał, a ona przyglądała mu się z zaciekawieniem. Wyglądał tak jakby w życiu nie widział czegoś takiego, zresztą taka była prawda.
- Durni mugole, wszedzie ich pełno, akurat teraz - mruczał pod nosem.
- Co powiedziałeś? - usłyszał za sobą cienki głos.
Automatycznie się odwrócił i zobaczył ją. Miała krótkie, równo obcięte i ułożone na bok włosy, a w jej brazowych oczach zobaczył płomyczki, a może iskierki. Dziewczyna niepewnie uśmiechała się do młodego mężczyzny. Oniemiał, szybko dźwignął się i otrzepał kolana z ulicznego pyłu.
- Cześć... - powiedziała . Mam na imie Cloe, a ty? - dodała z większą śmiałości i podała mu rękę.
Teraz zobaczył ją całą. Była dosyć wysoka, ale mniejsza od niego, szczupła i zgrabna.Ubrana w czarne rajstopy, tunikę i zgniło zieloną deszczówkę.Wydała mu się być całkiem ładna.
- Słucham? Ach, tak... Draco, Draco Malfoy, masz - podał jej zdjęcia - to chyba twoje.
Dziewczyna zaczęła się śmiać. Trochę z roztargnienia nowno poznanego chłopaka, a trochę z całej sytuacji.
- Nic sie nie stało to tylko moje słabe zdjęcia.
Draco spojrzał jeszcze raz na nie. Nagle dostrzegł coś dziwnego, coś co nie mogło być jej. Nie, to nie możliwe - pomyślał. Jedno zdjęcie się ruszało i widniała na nim pewna pisarka ze świata czarodziejów.
Zdziwiony zapytał:
- Skąd to masz?
Dziewczyna przestała się uśmiechać.
- To nic, j-ja znalazłam to... kiedyś, taki gadżet - odpowiedziała zmieszana i szybko zabrała Drakonowi wszystkie zdjęcia, łącznie z tym czarodziejskim.
- Wiesz muszę lecieć - uścisnęła mu dłoń i szybkim krokiem odeszła.
Draco odprowadził ją wzrokiem. Był w szoku. Zastanawiał się czy ta dziewczyna jest czarownicą, czy należy do jego świata. Spojrzał w dół i na chodniku zobaczył mugolski aparat fotograficzny.Wziął go do ręki i postanowił wrócić do domu. Jego serce nagle zaczęło łomotać, jak oszalałe,co było tego powodem? - sprzeczka z rodzicami, czy może spotkanie z tą intrygującą dziewczyną?
Wydaje mi się, że jest w nim wiele literówek i nie wszystkie zdania są ładne stylistycznie. W sumie jestem ciekawa co będzie dalej ale ta cześć jest bardzo bardzo króciutka.
No i błąd logiczny, Lucjusz nigdy nie pracował w Ministerstwie Magii. Nie sądzę też żeby mieli inną służbę niż skrzaty domowe ;p