Draco zdał sobie sprawę, że pominął istotne kwestie dotyczące własnej osoby; był ślizgonem, byłym śmierciożercą, poplecznikiem Czarnego Pana. Jak miał jej teraz wytłumaczyć, że trafiła nie na tego czarodzieja co trzeba?
Draco i Cloe szli wąską ścieżką przez park. Słońce wyszło za chmur i - jak na październik - zrobiło się bardzo ciepło. Mimo tego w około było jeszcze mokro przez poranny deszcz; na trawie, która nie zdążyła wyschnąć były jeszcze kropelki rosy, a liście które pospadały z drzew wyglądały jakby były do niej przyklejone i odrywane delikatnie przez miły wiaterek. Świeżość powietrza i oddalenie się od tłumu pomogły chłopakowi się uspokoić.
Przypomniały mu się błonia, czasy z Hogwartu gdy razem z Crabblem i Goylem wychodzili na nie i wyśmiewali się z Gryfonów, a raczej gdy on obrażał członków domu lwa, a oni tępo potakiwali. Zrodził się w nim jakiś smutek na myśl o śmierci Crabble'a w Pokoju Życzeń. Mimo, że traktował ich często jak służących, nie byli mu obojętni. Chętnie porozmawiałby z drugim chłopakiem, którego nie widział tyle lat, ale nie miał dobrego pretekstu by to zrobić.
Właściwie nie miał już żadnych przyjaciół, a jego rodzina nie potrafiła sprostać potrzebie posiadania ich. Czuł się samotny i zmęczony życiem przez bardzo długi czas Chciał jakiejś zmiany, ale jednocześnie odrzucał wszystkie szanse na nią, bo nie wierzył w to by czekało go szczęście. Może dlatego był tutaj z dziewczyną, której nie znał, szedł z nią do miejsca którego nie znał i czuł się lepiej z powodu tego n i e z n a n e g o.
Szli już parę minut w ciszy, każdy pogrążony w swoich myślach. Sytuacja była naprawdę dziwna z punktu widzenia obojga. Draco co chwila rozważał kwestię zawrócenia i zapomnienia o wszystkim, a Cloe ciągle zerkała na niego jakby nie wiedziała w jaki sposób zacząć rozmowę.
- Lubisz jesień? – zapytała w końcu by przerwać to milczenie.
- Nie wiem – odparł trochę zaskoczony tak banalnym pytaniem. – Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.
- Ja lubię. W jesieni złe samopoczucie można przypisywać pogodzie.
To wytłumaczenie wydawało mu się jeszcze dziwniejsze niż samo pytanie. Może to była jakaś aluzja do niego, bo przecież pogoda była nienajgorsza.
- Nie dzisiaj – wycedził.
- Tak, dzisiaj jest całkiem ładnie. To jaki jest powód?
Wpatrywała się w niego, ale on nie potrafił z nią rozmawiać. Jaki jest powód? Jego życie jest jednym wielkim powodem niezadowolenia. Ona nie miała pojęcia co się dzieje w jego głowie; spacerowała sobie po Londynie szukając mugolskiego aparatu gdy on miał ochotę zniknąć gdzieś na zawsze. Zaczynał myśleć, że robi to wszystko tylko po to by nie wracać do domu, że dopatruje się w tej dziewczynie czegoś nieistniejącego.
- Nie ma jednego.
Cloe spuściła wzrok w bok i przeczesała włosy ręką. Skręcili w lewo w skalną dróżkę, na której znajdowało się kilka daleko położonych od siebie domów, wszystkie wyglądały podobnie; niewielkie, w kolorze cegły i ciemnym dachu ze schodkami do drzwi, otoczone drewnianym płotem. Dziewczyna podeszła do najbliższego, otworzył furtkę i odwróciła się stając w przejściu.
- Tutaj mieszkam – powiedziała i zaczęła powoli kroczyć po betonowych stopniach. – Rzadko ktoś mnie odwiedza – dodała wyciągając parę kluczy złączonych ze sobą zielonym sznurkiem z tej samej torby do której włożyła aparat i wkładając nerwowo jeden do dziurki od drzwi.
Draco wszedł do środka bardzo powoli rozglądając się dokładnie po każdej stronie pomieszczenia. Światło było słabe i wszystko wydawało się ogarnięte pomarańczowym cieniem. Na prosto zobaczył niewielką kuchnię, blat wychodzący ze ściany odznaczał jej koniec; wyglądał jak otwarty prostokąt z szafkami do ziemi, na nim znajdował się kosz z owocami i kilka małych przedmiotów, których nie potrafił określić.
„Kuchnia” zajmowała tylko kawałek pokoju, na prawo widać już było czarny dywan, na którym położona była duża, prawdopodobnie skórzana kanapa ze szklanym stolikiem zagraconym papierami.
Przeleciał wzrokiem to wszystko nie notując w głowie żadnej obecności magii, aż jego uwagę przykuła ściana obok kanapy. Była czymś oblepiona, czymś co się ruszało, ale nie wydawało żadnych dźwięków. Zmrużył oczy, ale było zbyt ciemno by zobaczyć co tak połyskuje na każdym odcinku długiej, prostokątnej powierzchni. Cloe zamknęła drzwi frontowe i podeszła do zakrytego okna, które zlewało się że ścianami w tym mroku. Podniosła żaluzje i dopiero teraz można było w całości zobaczyć pomieszczenie.
Draco od razu skierował wzrok w stronę poruszającej się ściany, by dowiedzieć się co się z nią dzieje. Wtedy dostrzegł, że to zdjęcia, dziesiątki zdjęć ze świata czarodziejów przyklejonych do powierzchni, jedno obok drugiego tworzyły jakby duży, poruszający się obraz. Poczuł ulgę w sercu, dziewczyna nie jest mugolem. Odwrócił się w jej stronę i po raz pierwszy uśmiechnął, delikatnie, ale w końcu pokazał coś więcej poza smutkiem i rozdrażnieniem.
- Więc to prawda – szepnęła. – Jesteś jednym z nich.
Jesteś jednym z nich.Te słowa rozbrzmiały mu w głowie kilkakrotnie jakby ktoś krzyknął je w korytarzu, gdzie echo zanosi je coraz dalej. Zesztywniał cały i nie wiedział jak się zachować. Może jednym zaklęciem wykasuje z jej pamięci swoją osobę i zniknie? Tak byłoby najrozsądniej, chociaż mógłby mieć przez to kłopoty, ale co ma do stracenia? Mimo, że często myślał z obrzydzeniem o mugolach i nie chciał mieć z nimi nic wspólnego, ona wydawała się ciągle warta poznania.
Ściągnął marynarkę od garnituru i zaczął mówić. Upewnił się, że nie jest czarodziejką, a potem pytał skąd ma zdjęcia. Cloe wychowała macocha, półkrwi czarodziejka, która zakochała się w jej ojcu kilka lat po śmierci matki dziewczyny, która umarła przy porodzie. Frank zmarł gdy Cloe miała sześć lat. Od tamtej pory marzyła, żeby być tym kim była jej opiekunka. Ta opowiadała jej o świecie, który znała, pokazywała jej to co było dla jej koleżanek tylko fantazją. Uznano ją nawet za wariatkę gdy w szkole pokazywała buteleczkę wypełnioną do połowy dziwnym płynem i twierdziła uparcie, że jeśli ktoś to wypije odpowie szczerze na wszystkie zadane pytania. Później dostała lekką reprymendę od macochy i obiecała zachować wszystko w tajemnicy.
Lena wyjechała wypełniać swoje obowiązki podczas Bitwy o Hogwart, pisała listy do Cloe, do których dołączała zdjęcia ze świata czarodziejów, które dziewczyna tak lubiła i kolekcjonowała; nie ważne jakie, byleby się ruszały. Niestety po pewnym czasie kobieta znikła z jej życia, sowa nie przynosiła już listów, a Cloe nie mogła się z nią skontaktować. Była zdeterminowana ją odnaleźć, ale co mogła zrobić nie mając wstępu do miejsca w którym przebywała, ani nie znając jego lokalizacji?
- Mam tylko ją – powtarzała gdy znowu o niej rozmawiali.
Pracowała aktualnie pisząc dla mugolskiej gazety artykuły, publikując razem z nimi swoje zdjęcia. Fotografia była jej pasją od dzieciństwo. Zawsze jednak pragnęła zrobić takie jak te, które przykleiła w pokoju.
Dziewczyna wyjaśniła też Draconowi po co dzisiaj wróciła na tamtą ulicę. Powodem nie był wcale aparat; zapomniała o nim gdy tylko zdała sobie sprawę, że gdzieś już widziała twarz blondyna. Jedno ze zdjęć przedstawiało właśnie jego – co zauważył dopiero gdy wskazała jedno ze zdjęć - gdy się upewniła, wróciła w nadzieji spotkania go. To dlatego chciała z nim porozmawiać, to dlatego chciała go do siebie przyprowadzić. Już dawno przestała myśleć, że kiedyś zobaczy Lenę, ale teraz w końcu udało jej się znaleźć kogoś kto mógłby jej pomóc. Wiele razy szukała znajomych macochy obdarzonych magicznymi zdolnościami, ale nie było po nich śladu.
Tego wszystkiego Draco dowiedział się w ciągu kilku dni, w których spotykał się z Cloe. Jednego dnia siedzieli w parku, aż słońce zupełnie się schowało, innego poszli coś zjeść do knajpy na rogu, a ostatniego pili u niej herbatę. Te dni wydawały mu się niebywale zwyczajne, a jednocześnie miały w sobie coś ekscytującego.
Na początku prawie nic o sobie nie mówił, z czasem - czując ochotę odwdzięczenia się za otwartość i szczerość – zaczął mówić o Hogwarcie, Quidditchu, eliksirach i innych rzeczach, które dla niej były fascynujące, a dla niego normalne.
O rodzinie nie chciał wspominać, gdy pytała, nie odpowiadał albo zmieniał temat.
- Masz jakieś rodzeństwo? – zapytała przechylając kubek cytrynowej herbaty.
- Nie, nie mam – przyszła mu do głowy myśl jak długo Weasley musi odpowiadać na to pytanie i zaśmiał się w duchu. – Na szczęście.
- Nie myślałbyś tak gdyby było inaczej. A twoi rodzice?
Przetarł twarz lewą ręką, przejeżdżając od brody do czoła i wjeżdżając na włosy, kiedy ona odłożyła biały kubek z namalowanymi ręcznie śnieżkami i przysunęła się do niego.
- Co to jest? – wskazała jego przedramię, z którego materiał przesunął się w górę gdy chłopak uniósł rękę. Mroczny Znak było teraz widać w połowie. Draco zdał sobie sprawę, że pominął istotne kwestie dotyczące własnej osoby; był ślizgonem, byłym śmierciożercą, poplecznikiem Czarnego Pana. Jak miał jej teraz wytłumaczyć, że trafiła nie na tego czarodzieja co trzeba?
***
Najdroższy Draco,
Niezmiernie mi przykro, że nie ma cię tu z nami. Cały dzień myślałam o tobie zamiast zwiedzać tutejsze Muzeum Czarodzieji Walecznych, które to pan Fozz chciał nam koniecznie pokazać. Kilka miejsc w Szkocji było istotnie przepięknych i nowoczesnych w magiczne atrakcje, jednak ja wolałabym spędzić z tobą chociaż jeden dzień zamiast tego wszystkiego.
Wiem, że nie zdajesz sobie jeszcze sprawy, jak szczęśliwy mógłbyś być ze mną, ale przekonasz się o tym, o ile nie okażesz się głupcem. Jesteśmy bardzo podobni, widzę to coraz wyraźniej.
Ufam, że mój list sprawi ci przyjemność i tym razem na niego odpowiesz.
Twoja na zawsze, Julie.
Byłabym zapomniała. Ojciec wysyła do was swojego bliskiego lekarza, który pracuje w Szpitalu Świętego Munga i przesyła pozdrowienia. Prosił, żebym to przekazała, nie ma teraz czasu na pisanie listów.
Panna Surtuch nie kłamała, pisała do Dracona już kilka razy. Siedział na podłodze od dwóch godzin. Trzymał ten kawałek papieru w dłoni, nie spuszczając z niego wzroku. Zgiął powoli mały polec, a za nim kolejne z coraz większą siłą tak, że list zamienił się kształtem w wysmarkaną chusteczkę.
Myślał o wczorajszym dniu. Widok ciemnych oczu zapełnionych łzami nie dawał mu spokoju. Powiedział prawdę, nie mógł udawać. Te rozkoszne chwile z nią były tylko zabawą, którą musiał zakończyć. Obiecał jej pomóc i zrobił to. Nigdzie nie znalazł informacji na temat Leny Sofii Tołst. Dopiero gdy sprawdził zbiór poległych w Bitwie o Hogwart, osiem nazwisk za Lupinem, wśród reszty aurorów, była tam. Nie zamierzał jej powiedzieć, ale zmusiła go do tego. Prosiła go, żeby nie odchodził, wierzyła, że jest inaczej, chociaż miała dowody.
„Głupia jesteś. Ona nie żyje! Zabili ją tacy jak ja, śmierciożercy!”. Wykrzyczał jej to w twarz i odszedł. Nie mogło być inaczej. A jednak coś podpowiadało mu, że znowu uciekał. Może tak naprawdę chciał by go znienawidziła, bo nie mógł znieść myśli, że coś do niej czuje. Próbowałaby go zmienić, znaleźć w nim dobrego człowieka, którym bycie było mu obojętne. Chciał teraz odzyskać szacunek, czuć, że coś znaczy.
Zapomni o niej, zacznie od nowa. Usunięcie jej ze swojej drogi uzna kiedyś za najlepszy wybór. Dźwignął się z zimnej posadzki i podszedł do biurka. Z podłużnej szuflady wyciągnął kartkę i chwycił za pióro. Jak dawno go nie używał! Zawahał się przez chwilę, po czym – usuwając z głowy obraz dziewczyny – zaczął pisać.
Chcę żebyś została moją żoną. Czekam na ciebie.
Przekaż ojcu najserdeczniejsze podziękowania.
Draco
Ojej, no to tak. Trochę mi nie pasowało to przyśpieszenie akcji, tu dopiero go zaprowadziła do swojego domu, a tu już jesteśmy parę dni do przodu. Ja chciałem poczytać ich rozmowy, poczuć ich emocje, zobaczyć co do siebie czują, jednak tu tego nie pokazałaś, a dałaś, tylko opis, dla mnie szkoda. Przez to nie wiemy kim właściwie jest ta dziewczyna, jaki ma charakter i co Draco w niej widzi. A ja bardzo lubię poznawać bohaterów. Natomiast zupełnie zaskoczyło mnie zakończenie i decyzja młodego Malfoya. To trochę tak, jakby chciał tej mugolskiej dziewczynie zrobić na złość, co jest dla mnie kiepską perspektywą. Fajnie, że dodałaś rozdział, czekam na następny!
#karczma2018