
Pewnego dnia uznałem, że po wyczerpujących zajęciach trzeba w końcu wybrać się do najbardziej magicznego miejsca w Krakowie. Tyle słyszałem przez kilka ostatnich dni o tym lokalu, więc bez zbędnej zwłoki wyruszyłem na ulicę Grodzką 50/1. Ten bar wyciągnięty prawie że wprost z kart powieści Rowling działa od 6 grudnia 2015 roku i jak na razie ma się nieźle. Jej drzwi są otwarte dla wszystkich czarodziejów codziennie od 8 do 22, więc można tam spokojnie przyjść na śniadanie, po-obiadowy deser lub kolację.
Po nieco krótszych poszukiwaniach niż przy dwóch poprzednich próbach, w końcu znalazłem wejście do świata magii. Muszę przyznać, że jest naprawdę dobrze ukryte przed mugolami i bez kilku wskazówek możliwe, że nadal szukałbym tych drzwi.

Wszedłem do środka, a raczej zszedłem do podziemi, bo właśnie w piwnicy mieści się Dziórawy Kocioł. Tak, dobrze przeczytaliście... tam jest "Ó". Plotka głosi, że to zapewne sprawka chochlików kornwalijskich, których to plaga nawiedziła miasto Kraków całkiem niedawno. Prawdopodobnie z podobnej przyczyny na jednym z malowideł, które znalazłem w środku, Express Hogwart wyjeżdża z peronu numer 8 i 3/4. Ale wracając do wejścia...
Już od samego początku otoczyły mnie ceglane mury, a na suficie zawieszone były listy oraz magiczne pióra. Może to właśnie tutaj zaginął mój list do Hogwartu. Ale znów się rozpraszam, a nawet nie dotarliśmy do serca tego miejsca, czyli lady za którą stoi bardzo miły barman. Wokół aż roi się od najróżniejszych przedmiotów, na które mugole zapewne spoglądaliby ze zdziwieniem. Nad barem wisi dumnie kociołek. Nie miałem czasu, by sprawdzić, czy był dziurawy, gdyż mój wzrok przyciągnęła szata i czapka pewnego czarodzieja, który zapewne należał kiedyś do Gryffindoru. Skąd to wiem? Ano poznałem po szaliku, którego barw nie można pomylić z niczym innym. Obok baru znajduje się kilka półek z książkami. Chętni mogą je poczytać podczas spożywania zamówionych specjałów. Oprócz oczywistych tomów autorstwa J. K. Rowling można tam znaleźć naprawdę sporo innych ciekawych tytułów. Podobnie sprawa się ma z planszówkami. Tak, przy wejściu znajduje się stolik zarzucony wręcz najróżniejszymi grami, przy których można spędzić w "Kotle" długie godziny wraz ze swoimi znajomymi czarodziejami.
W tym miejscu czasem zdarzają się także wizyty muzyków, których występ w "Dziórawym Kotle" można oglądnąć na wyjątkowo mugolskim portalu, do którego świstoklik zamieszczam tutaj.
No i przechodząc do sedna sprawy, czyli do jedzenia. Nie spróbowałem jeszcze wszystkiego, choć pokusa była ogromna. Uznałem, że na dobry początek zamówię "Piwo Kremowe" i "Muffina, który przeżył". W karcie znajduje się jeszcze sporo innych magicznych specjałów. Ktoś potrzebuje energii, wystarczy filiżanka wypełniona "Espresso Patronum", a miłośnicy kawy z mlekiem zawsze mogą krzyknąć przy barze "Accio Latte", a pyszny napój dodający energii na pewno w mig pojawi się przed nim.
By nieco osłodzić swoje podniebienie, skusić się można na pudding muffinowy lub na kawałek "Prawie Bezgłowego Ser-Nicka".
W oczekiwaniu na posiłek czarodzieja usiadłem wygodnie w dosyć staromodnym krześle i dałem się porwać atmosferze tego miejsca, a była ona zaprawdę przepełniona magią. W tle można usłyszeć utwory dobrze znane z filmów o młodym czarodzieju, na ścianie wisi najnowszy model zamiataczki 800, a naprzeciwko znajduje się wspomniany wcześniej malunek czerwonego pociągu. W pomieszczeniu obok wesoło strzelał ogień z kominka, a nade mną świeciły zielone lampki ciągnące się wzdłuż sufitu. Dałem się porwać chwili i nawet nie obejrzałem się, a już zamówienie stało przede mną.

Cóż... Muffin przeżył najwidoczniej po to, by mógł radośnie wylądować w moim żołądku, ale nie martwcie się, na zapleczu jest jeszcze sporo czekoladowych "wybrańców" do spałaszowania. Mogę stwierdzić, że blizna po zaklęciu cukrowym dodaje temu wypiekowi niepowtarzalnego uroku. Piwo kremowe okazało się spełnić wszystkie moje marzenia. Ciężko stwierdzić, czy to za sprawą niecodziennego kubka, niesamowitego maślanego smaku trunku, czy samemu faktowi, że piłem piwo kremowe w "Dziórawym Kotle". Napomnę tylko, że ceny są bardzo rozsądne. Ani się obejrzałem, a spędziłem tam ponad godzinę. Na razie wiem jedno... na pewno tam wrócę, bo warto.
Poleca,
Barlom Czekochciej,
Król Hungryndoru.
PS. po więcej aktualnych informacji warto zaglądać na fanpejdż na fejsbuku, link tutaj.
Niezmiernie dziękuję za wyczerpującą relację kulinarną i nie tylko. Szkoda, że Kraków dość daleko ode mnie i jeszcze nigdy tam nie byłem. Gdybym jakimś cudem jednak tam zawędrował, to z pewnością skosztuję przynajmniej "Piwa Kremowego".