Rozmowa z ojcem daje Hermionie wiele do myślenia.
Zaś pierwszą rozmowę z Ronem przeprowadza w iście... specjalny sposób
Niedziela, 26.07
Hermiona przyjechała metrem do domu rodziców i poszła przywitać się z mamą, która leżała na kanapie w salonie.
– Cześć, mamuś – powiedziała i chciała ją pocałować w policzek, ale ta wyciągnęła przed siebie rękę zatrzymując ją na miejscu.
– Cześć, kochanie. Lepiej nie podchodź za blisko. Może to angina, nie wiem, w każdym razie chyba nie chcesz nic ode mnie złapać.
Dziewczyna usiadła więc na krześle przy stole i spojrzała na nią z troską.
– Zdecydowanie wolę nie.
– Na ogół lubię się dzielić z innymi, ale w tym wypadku wolę wszystko zatrzymać dla siebie – dorzuciła Helen i poprawiła głowę na poduszce.
– Jak się czujesz? – spytała Hermiona, sięgając po stos tabletek, które niewiele jej mówiły.
– Gardło jeszcze trochę mnie boli, ale już mogę przełykać. Trzy dni temu to był prawdziwy horror. Ale dostałam porządny antybiotyk od Rachel i już jest o niebo lepiej. Gorączki też już nie mam. Ale jestem padnięta jak neptek.
– Mogłabym dać ci coś, od czego szybko staniesz na nogi, ale ... to taki nasz eliksir – miała na myśli eliksir pieprzowy, który faktycznie był rewelacyjny.
Helen spojrzała na nią i poprawiła na sobie koc.
– Wiesz co... wiem, że te wasze cuda działają, ale nie wiem, czy w zestawieniu z naszymi nic się nie stanie... wolałabym nie przeistoczyć się w kota.
Hermiona zaśmiała się wesoło. I znów przypomniała sobie Severusa. Jak to możliwe, że wszystko, co widzisz czy słyszysz, kojarzy ci się z nim...?
– Mamuś, to była zupełnie inna historia. Ale faktycznie, masz rację, lepiej tego nie mieszajmy. Znam... kogoś, kto zna się doskonale na eliksirach, ale pewnie też nie potrafiłby powiedzieć, jak może skończyć się przemieszanie mugolskich i czarodziejskich metod leczenia.
– Ta wasza pielęgniarka? Jak jej tam było, pani Pomrey?
– Nie – pokręciła głową z uśmieszkiem i spojrzała na chwilę na swoje ręce na kolanach. – Ktoś inny. I nie Pomrey, ale Pomfrey. Swoją drogą, gdzie się tak urządziłaś?
Helen już chciała skomentować nagłą zmianę tematu, ale w tym momencie wszedł do salonu Perry.
– Kilka dni wcześniej jadłam cudowne lody – odparła. – Lećcie już. Porozmawiamy sobie później.
Hermiona nie zwróciła uwagi na jej delikatną aluzję, podniosła się z krzesła i pomachała jej ręką.
– Lecz się szybciutko, mamuś. Dziś po zakupach muszę wracać do siebie, jestem zaproszona do Nory na urodziny Harry'ego, ale następnym razem zostanę dłużej – obiecała, przesłała jej buziaka i podeszła do ojca. – To co, lecimy?
– Lecimy, lecimy, panienko, więc zapnij pasy. Helen, co mówiłaś o bekonie?
– Że jak nie będzie bekonu z Farmlandu, to nie kupujcie Black Label, on jest strasznie tłusty.
Oboje pomachali jeszcze raz i poszli do garażu.
– Już naprawiliście drzwi? – zapytała dziewczyna, otwierając drzwiczki z lewej strony i sadowiąc się wygodnie na siedzeniu.
– A tak. Przyszedł facet z serwisu i powiedział, że odgięła się szyna z jednej strony, więc podnosiły się nierówno i włączał się automatycznie system zabezpieczający. Coś tam podgiął, coś przykleił jakimś super klejem i teraz działa jak marzenie – Perry uruchomił silnik i wolno wyjechał z garażu.
Przez chwilę jechali w milczeniu. Hermiona rozglądała się dookoła, bo rzadko kiedy miała okazję jeździć i bardzo się to jej podobało. Wolała przemieszczać się używając samochodu niż mioteł czy trestali. Choć świstokliki i aportacja były zdecydowanie najlepsze. Szczególnie, kiedy do aportacji możesz go wziąć za rękę...
– Skorzystam z okazji, że mama nas nie słyszy – powiedział w końcu Perry. – Co tam słychać w tej waszej sprawie?
Hermiona spojrzała na ojca i westchnęła. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Za chwilę znów będę musiała was gdzieś przenieść...
– Severus zaszedł im ostro za skórę i znów chcą się do niego dobrać – powiedziała w końcu, wyrzucając z siebie to, co ją dręczyło.
– Severus to ten twój super–szpieg, tak?
– Tato...! – prychnęła. – Poza tym przecież mówiłam ci, jak się nazywa.
Perry przyhamował na skrzyżowaniu, spojrzał na prawo, czy nic nie jedzie i ruszył.
– Zawsze mówiłaś o nim „profesor Snape" albo „Snape", więc się nie dziw, że pytam. O co on się tych „ich" czepia? Baranie jeden, ty to chyba prawo jazdy w na loterii wygrałeś...
Hermiona zerknęła na nowe audi, które wyprzedziło ich i zjechało z powrotem na ich pas tuż przed ich nosem.
– Cały czas o tą szkołę.
Perry zrobił jakiś straszny grymas, żeby ukryć uśmieszek satysfakcji.
– Acha. Nadal nie udało się wam jej jakoś... wyeliminować?
– Niestety nie. Ale próbujemy – Hermiona nie chciała wdawać się w szczegóły.
– No a... jakbyście ją wyeliminowali, dużo by wam zostało jeszcze do załatwienia? – spytał niewinnym głosem, patrząc przed siebie.
Dziewczyna zastanowiła się. Eliksir antykoncepcyjny mieli z głowy. Aborcje póki co nie wchodziły w grę, bo ludzie za bardzo protestowali. Poza tym niektórzy członkowie tego cholernego spisku odnosili się do tego pomysłu nad wyraz niechętnie. Gdyby szkoła nie została otwarta, byłby to ogromny cios dla Norrisa. Konsekwencje zamknięcia granic po pierwsze były o wiele mniej straszne niż aborcja i permanentna antykoncepcja, po drugie wmieszali się w to Francuzi i ICW. Egzaminy dla członków Ministerstwa, Kliniki i szkolnictwa pojawiły się już na horyzoncie, kontrola sowiej poczty też... ale obiektywnie należało przyznać, że jeśli uda im się doprowadzić do nieotwarcia szkoły, będzie to ogromny sukces.
No i poza tym Severus przestałby się wdawać w słowne szarady z Norrisem i może daliby mu spokój!
– To by nam naprawdę bardzo pomogło – powiedziała z głośnym westchnieniem.
Perry zatrzymał się na światłach i odwrócił głowę w prawo, w kierunku kół stojącej obok wielkiej ciężarówki. Żebyś tylko wiedziała...
– Francuzi nic nie mogą zrobić? – udał, że ciągnie temat.
Jego córka pokręciła przecząco głową.
– W tej sprawie nie. Nie mogą interweniować w nasze wewnętrzne sprawy. Oczywiście oficjalnie. Nieoficjalnie ciągle nam pomagają. Od tego razu, kiedy zawiozłeś mnie do Dover, byliśmy tam oboje już dwa razy, teraz będziemy się spotykać tu, na miejscu, bo tak dla nas będzie bezpieczniej. I za każdym razem nam pomagają.
Perry ruszył i zerknął na Hermionę.
– Byliście oboje? I jak mu się tam spodobało?
– Och, chyba mu się spodobało. Ostatnim razem zabrałam go pod wieżę Eiffela, ale w czarodziejskim świecie i obiecał mi, że kiedyś wybierzemy się zobaczyć tą mugolską. Może nawet wjedziemy na górę – ożywiła się Hermiona. – A za poprzednim razem Jean Jacques zaprowadził nas do takiego specjalnego pokoju, który... jakby ci tu powiedzieć... otwierasz drzwi i masz wrażenie, że wychodzisz z domu gdzieś. Oni mogą sobie zażyczyć gdzie i w jakim okresie, wybrać datę, godzinę... My poszliśmy rano, w Paryżu była dziesiąta czy jedenasta rano, a znaleźliśmy się gdzieś w Alpach, w środku zimy, późnym wieczorem.
Perry tak się zdziwił, że mało brakowało, a wjechałby w żywopłot. Skręcił gwałtownie w ostatnim momencie.
– To musi być coś niesamowitego! – powiedział zafascynowany. – Nie było wam zimno?
– Nie, bo dostaliśmy specjalne ubranie na zimę.
– Coś niesamowitego... – powtórzył Perry. – Poza tym jak mu się spodobały ich obyczaje?
Hermiona przypomniała sobie jego dziwną minę, kiedy zobaczył aperitif na stole i parsknęła śmiechem.
– Powiedzmy, że zaskoczył go aperitif. Nie wiem, czy zauważyłeś, on jest duży. To znaczy wysokim chciałam powiedzieć. Więc lubi dobrze zjeść. Możesz sobie wyobrazić, jak wyglądał, kiedy zobaczył kilka tostów, takich... jakby chrupek i sos na stole! Wszechobecna czekolada jakoś go nie zaskoczyła...
– A ich powitania? – Perry pamiętał swój szok za pierwszym razem, kiedy do ucałowania jego ówczesnej dziewczyny ustawiła się kolejka facetów. W pierwszym odruchu miał ochotę obić wszystkim mordy.
– Całowanie na dzień dobry? Oj, zdziwił się, zdziwił! Jak przyjechaliśmy, Jean Jacques mnie ucałował, a następnego dnia rano, kiedy mijaliśmy sprzątaczki, podszedł do nich i wycałował je wszystkie!
Perry zaczął zwalniać przed rondem.
– No to faktycznie musiał się zdziwić. Pewnie sądził, że jesteś z tym Francuzem i potem nie umiał pojąć, czemu przy tobie całuje inne kobiety – powiedział, zatrzymując się i patrząc w prawo, na nadjeżdżające samochody.
Dzięki temu nie zobaczył, że Hermiona wpierw uśmiechnęła się wesoło, a potem uśmiech zniknął jej z twarzy. Otworzyła szeroko oczy i usta i tak zamarła.
Czy to dlatego tak się rozzłościł wieczorem?! Bo myślał, że jestem z Jean Jacquesem? Starała się sobie przypomnieć, co się działo w tamten weekend. Był wyraźnie zły, chyba od samego rana. Kiedy na koniec dnia Jean Jacques zapytał, jakie mają plany na wieczór, powiedział coś o tym, że ma korzystać z okazji... i uciekł do pokoju. Nagle przypomniała sobie rozmowę. Jean Jacques nie pytał jakie MY MAMY plany, tylko „JAKIEŚ plany na wieczór"...! Może Severus myślał, że chce mi coś w ten sposób zaproponować..? Czyżby... mój Boże... czyżby on był... zazdrosny?!
– Hhhh – wydała z siebie coś na podobieństwo śmiechu, żeby jakoś zareagować na żart ojca.
Kiedy mu przeszło... dopiero następnego ranka... Powiedział mi, że źle się czuł wieczorem...
Patrzyła na szybę przed sobą, ale widziała wyraźnie scenę, kiedy przyszedł rano do jej pokoju. Zapytał, jak było w Paryżu, a ona powiedziała mu, że nie poszli zwiedzać miasta... co go zdziwiło, więc mu wytłumaczyła, że to z nim chciała iść...
Boże, już wtedy byłaś w nim zakochana... Albo zaczęłaś być. A ON?!
I wtedy się uśmiechnął i powiedział, że już się lepiej czuje...
Jej ojciec zaczął pomstować na jakiegoś kierowcę w sportowym samochodzie przed nimi, ale nie zwracała na to zupełnie uwagi. Jej zajętym zamartwianiem się o Severusa mózg właśnie dostał kolejną porcję wiadomości do przeanalizowania.
Zakupy były swoistą męczarnią. Nie marzyła o niczym innym, jak o tym, żeby już wrócić do siebie i móc w spokoju zastanowić się nad tym, co zaczęło się jej wydawać... co się jej wymarzyło, ubzdurało...? Wiedziała, że wieczorem musi iść do Nory, więc nie zostało jej wiele czasu na przemyślenia...
Aportując się przed Norę była zdenerwowana i rozkojarzona. W głowie wirowały myśli o tym, że za chwilę zobaczy Rona i mieszały się z rozpaczliwymi marzeniami, że Severus był już wtedy o nią zazdrosny i zarazem z obawami o to, co zrobić, żeby go ochronić. Nie wyobrażała sobie przechodzić drugi raz przez koszmar fałszywego wspomnienia i bała się, że tym razem może im się nie udać powstrzymać Smitha.
Wylądowała na zarośniętym chwastami podwórku, po którym łaziły kury. Z dziury w ziemi nieopodal wyjrzał gnom i po chwili schował się z powrotem. Uśmiechnęła się czując ogarniającą ją nostalgię na widok nieforemnego budynku, który trzymał się w całości tylko dzięki magii. Równocześnie poczuła gniotący ją ciężar w żołądku, jakby miała tam cały worek z kamieniami. Westchnęła ocierając lekko spocone z nerwów dłonie o spodnie i w tym momencie drzwi otworzyły się gwałtownie, stanął w nich George i krzyknął na całe gardło:
– HERMIONA!
I rzucił się w jej kierunku z otwartymi ramionami. Uściskał ją mocno śmiejąc się i kiedy tylko udało się jej wyrwać, podeszła do niej Angelina w bardzo zaawansowanej już ciąży. Zaraz po niej została wyściskana przez Billa i Fleur, która wzięła ją za rękę i pociągnęła do środka.
Wchodząc Hermiona rozejrzała się lekko zdenerwowana i jednocześnie promieniejąca radością na widok tylu osób, które były jej tak bliskie. Faktycznie, nie można przestać ich widywać tylko z powodu jednego kretyna.
Molly stała przy stole i dyrygowała różdżką trzem nożom, które siekały na drobno jarzyny. Na jej widok zatrzymała je w powietrzu i rzuciła się w jej kierunku.
– Hermiono! – powiedziała, przytulając ją mocno do siebie i nie puszczając przez dłuższą chwilę.
– Dzień dobry, pani Wesley – westchnęła Hermiona w jej ramię.
– Żebyś tylko wiedziała, jak się cieszę, że cię widzę...
Spojrzały na siebie z bliska i uśmiechnęły się serdecznie.
– Ja też się cieszę!
Wśród gwaru i zamieszania dookoła wyłowiła pana Wesleya, więc przywitała się z nim serdecznie i zaraz za nim porwała ją w ramiona Ginny.
– Dziękuję – wyszeptała jej do ucha z radosnym uśmiechem. – Harry jest na górze, zaraz zejdzie.
– A gdzie jest... – Hermiona rozejrzała się dookoła.
– Tam, przy oknie – powiedziała cicho Ginny.
Uśmiech z wolna znikł z twarzy Hermiony, kiedy przechyliła głowę i zobaczyła Rona siedzącego przy stole. Oparł głowę na rękach i patrzył na nią wyraźnie zmieszany. Kiedy zorientował się, że go zauważyła, uczynił gest, jakby chciał się podnieść, ale się powstrzymał.
Hermiona nabrała powietrza, puściła Ginny i ruszyła w jego kierunku. Serce tłukło się jej w piersi, zaś w głowie krążyły wspomnienia z chwili, kiedy widziała go po raz ostatni. O dziwo stwierdziła, że już go nie nienawidzi. Po prostu był jej zupełnie obojętny. Mógł istnieć, mógł umrzeć, nie zrobiłoby to na niej żadnego wrażenia.
Podeszła wolno do stołu i skrzyżowała ręce na piersi. I czekała, aż on się odezwie. Podeszła do niego tylko dlatego, że chciała być z dala od innych, ale przypomniała sobie porady Severusa i zdecydowała, że to on ma się do niej odezwać. Nie będzie robiła pierwszego kroku.
– Dzień dobry... Miona – powiedział cicho i niepewnie patrząc raz na nią, raz na stół.
– Dzień dobry, Ron – odparła sucho, spoglądając na niego, zdecydowana utrzymać spojrzenie. To on miał się czego wstydzić, nie ona.
Ron nieporadnie uśmiechnął się, ale widząc jej założone ręce zacisnął dłonie na brzegu stołu.
– Dobrze cię widzieć...
– Dobrze jest móc znów tu być.
Ron otworzył usta i nie wiedział przez chwilę co powiedzieć.
– Yhh... zostaniesz na cały wieczór?
– Może. Raczej tak. W końcu to urodziny Harry'ego, prawda?
Ron przełknął głośno ślinę i nabrał powietrza.
– To dobrze... To może porozmawiamy sobie... dzisiaj?
Hermiona uniosła brwi do góry i spojrzała władczym, pytającym wzrokiem.
– Wiesz... bo tak myślałem... że... no by było dobrze... gdybyśmy porozmawiali... o tym – wykrztusił Ron drżącym głosem.
– Nie. Nie sądzę, żebyśmy musieli O TYM rozmawiać, Ronald. O ile pamiętam, chciałeś mi już wtedy coś tłumaczyć, a ja powiedziałam ci, co o tym myślałam. Nie zmieniłam zdania.
– Ale... Miona...
– Nie życzę sobie żadnej rozmowy na TEN temat. Dotarło, czy mam powtórzyć?
Ginny spoglądała z daleka na przyjaciółkę. Ku jej zdumieniu Hermiona wydawała się być opanowana i spokojna, choć po ostatniej rozmowie Ginny domyślała się, że to tylko poza. Jeśli zaś o pozę chodzi... popatrzyła z dziwną miną na jej poważną minę, skrzyżowane na piersiach ręce i uniesione do góry brwi i uśmiechnęła się pod nosem. W tym momencie Hermiona nie musiała być ubrana na czarno, żeby do złudzenia przypominać Snape'a.
Poczuła rękę Harry'ego obejmującą ją w pasie i spojrzała na niego.
– Mam dla ciebie dobrą nowinę. Hermiona przyszła.
Harry rzucił okiem na parę przy oknie.
– Dla mnie to dobra nowina, ale jestem pewien, że Ron cieszy się o wiele mniej.
Nie widzieli miny Rona, ale widać było wyraźnie, że nagle opadły mu ramiona i osunął się bezwładnie na krześle. Hermiona zaś odwróciła się od niego i energicznym krokiem podeszła do nich. Na widok Harry'ego uśmiechnęła się i otworzyła szeroko ręce, by go uściskać.
– Dziś tylko ci powiem „wszystkiego najlepszego", bo prezent dostaniesz ode mnie za tydzień.
Harry poklepał ją po plecach.
– To, że przyszłaś, jest już wystarczającym prezentem.
– Nawet nie próbuj – zaśmiała się.
Harry rzucił okiem na Rona, nadal siedzącego przy stole i patrzącego za okno.
– Pierwsza rozmowa nie była chyba łatwa... ani dla ciebie, ani dla niego...
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Dla mnie o wiele łatwiejsza. Ale w końcu to nie ja zaczęłam.
– Niech się cieszy, że go nie przeklęłaś na miejscu – dorzuciła Ginny.