Hermiona rozmawia z Davidem Cameronem
Środa, 12.08
W Proroku wypowiedź Severusa się nie ukazała, ale Żongler ją wydrukował. Ponieważ większość czarodziejów, obojętnie o jakich przekonaniach, kupowała teraz obie gazety, rezultat był taki, że w środę wszyscy rozmawiali o tym, co napisał.
Septima uśmiechnęła się do Severusa przy śniadaniu czytając Żonglera. Kiedy skończyła, podała go Minerwie, która również uśmiechnęła się, nie tylko widząc jego wypowiedź, ale i komentarz Lovegooda, który jak zwykle nie bawił się w delikatność.
Severus domyślał się, że Minerwa czeka na obiecaną rozmowę, więc dał jej dyskretny znak, żeby poczekała na niego po śniadaniu. Kiedy wszyscy już wyszli, dolał sobie kawy i sięgnął po cukier.
– Chcesz pewnie porozmawiać o mnie i o Hermionie – powiedział domyślnie, ułatwiając jej rozpoczęcie rozmowy.
– Nie chcę być wścibska, Severusie. To twoje życie i nie musisz mi się spowiadać – odparła. – Ale nie ukrywam, że chciałabym wiedzieć co... Już choćby po to, żeby nie popełnić nietaktu. Wtedy, w sobotę, być może powinnam zostawić was samych już wcześniej.
Severus podejrzewał, że po trosze Minerwa chciała wiedzieć, żeby nie popełnić nietaktu, a po trosze ze zwykłej ciekawości.
– To proste. Jesteśmy ze sobą od... całkiem niedawna. Miedzy innymi dlatego nic ci wcześniej nie mówiłem, bo dla mnie to też jest nowość – wyjaśnił, patrząc jej w oczy bez śladu zmieszania.
Minerwa zamarła ze zdumienia. Podejrzewała, że Hermiona zakochała się w Severusie i odniosła wrażenie, że dziewczyna trochę mu się podoba, bo pozwalał jej na rzeczy, do których nikt dotąd nie miał prawa. Przede wszystkim pozwalał jej się dotknąć, choć prócz Poppy, która wielokrotnie go „łatała", nikt nie mógł sobie na to pozwolić. Ale stąd było jeszcze daleko do „jesteśmy ze sobą"!
– Jeste... Herm... to znaczy... Razem? – wyjąkała.
Severus, widząc jej wielkie oczy, miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Opanował się, bo to też było dziwne, jak na niego, zachowanie. Uśmiechnął się tylko kącikiem ust.
– Dokładnie tak, Minerwo.
Czarownica wpatrywała się w niego dużymi oczami, ale po chwili potrząsnęła głową i spuściła wzrok pod nawałem pytań. Oni tak... naprawdę? Na poważnie? Severus na pewno tak, ale czy Hermiona traktuje to poważnie?
– Jjak... – zdała sobie sprawę, że to bardzo osobiste pytanie i urwała. Po czym przemknęło jej przez myśl, jak Severus może to odebrać, więc dodała. – To znaczy... chciałam powiedzieć... jesteście razem? Jako... para?
– Dokładnie tak, Minerwo. Myślałem, że wyraziłem się wystarczająco jasno...
Minerwa uśmiechnęła się lekko i zasłoniła usta dłonią.
– Przepraszam, Severusie, ale to było... bardzo nieoczekiwane. Nie spodziewałam się... No może troszkę, ale... Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłeś.
– Mam tylko nadzieję, że nie negatywnie.
Minerwa pokręciła głowa.
– Och nie, wręcz przeciwnie! – odetchnęła głęboko. – Wybacz, ale nadal jestem trochę zaskoczona. Ale tak poważnie, to bardzo się cieszę. Naprawdę. Widzę, jak od miesięcy ze sobą pracujecie, jak się między wami układa... choć może ostatnimi czasy trochę źle to odbierałam.
Severus powstrzymał się od komentarza. Ostatnimi czasy oboje całkiem dobrze udawaliśmy. Minerwa ciągnęła.
– I tak szczerze mówiąc, pod wieloma względami jesteście do siebie podobni. Ty jesteś odważny... słów mi brakuje jak bardzo. Czasem nawet ZA bardzo. Widzę, że robisz wszystko, żeby ją chronić, nawet kosztem twojego bezpieczeństwa.
– Zaraz mi powiesz, że gdybym teraz założył Tiarę Przydziału, wybrałaby mnie do Gryffindoru – parsknął krótko.
– Ludzie mają bardzo wiele cech charakteru, niektóre czasem są nawet trochę sprzeczne między sobą. Wiesz jak ja, że Tiara podejmuje decyzję patrząc tylko na niektóre z nich. Nigdzie nie jest powiedziane, że Ślizgoni nie mogą być dzielni, ani że Gryfoni nie potrafią czasem zagrać podstępnie. Pamiętam, jak Albus określił pomysł Hermiony, żeby podłożyć Smithowi włos tej kobiety, jako bardzo ślizgoński.
– Istotnie, muszę przyznać, że to było bardzo po ślizgońsku.
– Oboje uwielbiacie książki, naukę... I Hermiona potrafi być czasem równie zdeterminowana i uparta jak ty – zaśmiała się Minerwa.
– Skoro tak mówisz.
– Poza tym oboje wiemy, że te historie z domami to tylko gra. Uczniowie zdobywają punkty dla swojego domu, mamy cztery drużyny Quidditcha... ale potem wszyscy kończą szkołę i w tym prawdziwym, dorosłym życiu nie ma już domów i liczy się tylko, co nam się podoba lub nie. Dla mnie najważniejsze jest to, żebyście oboje byli szczęśliwi. Ty, bo... – nie chciała mu mówić, że traktuje go po trosze jak syna, którego nigdy nie miała, więc tylko potrząsnęła głową. – Zasłużyłeś na to, naprawdę. A Hermiona, bo to, jakby nie patrzeć, Panna Wiem-To-Wszystko z mojego domu – uśmiechnęli się oboje.
Minerwa poklepała go delikatnie po dłoni i Severus zdecydował się nie odsunąć jej.
– Dziękuję, Minerwo.
.
Hermiona również uśmiechnęła się przeczytawszy artykuł w Żonglerze. Puenta była krótka i jasna. Jeśli sądzicie, że MY nie mamy kwalifikacji, WY z pewnością nie zasługujecie na swoje stanowiska. Jak to mówił jej ojciec, „krótka piłka".
Wcześniejsza aluzja do powszechnie krytykowanych ostatnich wydarzeń ustawiała całą wypowiedź Severusa w odpowiednim świetle. Wyraźnie widać było, że sprawa ma charakter polityczny, co równocześnie wykluczało dyskusje na temat rzeczywistych przypadków, kiedy nauczycielom brakowało kompetencji. Na przykład Gildheroya Lockharta. Sprawa była prosta. Ktoś próbuje załatwić swoje interesy posługując się tym jako pretekstem.
Severus był genialny! W kilku dobitnych słowach potrafił komuś dokopać nie posługując się oszczerstwami, kalumniami czy wulgaryzmami. Parę linijek i zdarł im skórę z tyłka! Nie potrzebował używać wielu słów, żeby zaprezentować dokładnie całą sytuację.
To samo było na spotkaniu z Davidem Cameronem. Przedstawił mu ostatnie wydarzenia, obecną sytuację polityczną i przyszłą rzeczywistość, jeśli nie uda im się powstrzymać Norrisa. Była tak brutalna, że Cameron nie mógłby odmówić pomocy nawet, jeśli miałby serce z kamienia.
Teraz z niecierpliwością czekała na odpowiedź z Kancelarii Premiera. Miała wielką nadzieję, że tym razem będzie mogła ochronić rodziców w lepszy sposób niż ostatnio.
.
Norris wyraźnie nie podzielał jej opinii na temat Severusa. Siedział wściekły w swoim gabinecie wpatrując się w ścianę. Nowy zegar, który przyniósł do pracy w poniedziałek, tykał miarowo i głośno i nie pozwalał mu się skupić.
Stone, który przyszedł akurat do niego wytłumaczyć, czemu nie mógł być obecny na ostatniej naradzie, patrzył na niego w przerażeniu.
Katastrofa budowlana na Rathlin Island? Miał ochotę prychnąć. Snape protestuje zawzięcie przeciw tej nowej szkole i nagle z najważniejszym momencie zawala się tam dach? Przypuszczał, że Snape miał z tym coś wspólnego, ale równocześnie był pewien, że to nie on ten dach zawalił. Była z nim Granger, a ona nie pozwoliłaby na to, żeby tym robotnikom coś się stało. Więc za tym musiało się kryć coś innego.
Smith przez pomyłkę zdobył włos psa, a nie Snape'a? Nie było w tym pomyłki, ten włos musiał być podłożony celowo!
Nie miał pojęcia jak, ale podejrzewał, że Snape i Granger ich podglądają i podsłuchują. Najprawdopodobniej w drugim wymiarze. Może nawet teraz stoją sobie obok nich i śmieją się głośno z wyjaśnień Norrisa?
Potoczył niepewnym spojrzeniem dookoła.
– Wiesz co... Peter... to straszne, że mamy takiego pecha. Ostatnio – wymamrotał cicho. – Oczywiście posłucham, co ludzie mówią przez Fiuu, jasne, żaden problem. Jak tylko coś usłyszę, to dam ci znać. Wiesz, moja żona ciągle rozgląda się za plotkami, więc jeśli ludzie na mieście coś gadają, to też będę o tym wiedzieć.
Norris odepchnął od siebie Żonglera i sięgnął po czysty kawałek pergaminu.
– Słuchaj też, co mówią na temat Komisji Edukacyjnej. Snape napisał natychmiast, żebyśmy się trzymali z dala od nauczycieli. Przypuszczam, że broni po prostu swojej dupy.
Stone skrzywił się. Jego zdaniem Snape znalazł kolejny pretekst, żeby dobrać się do ich.
– Oczywiście. Może, żeby przestał się nas czepiać, trzeba odpuścić nauczycielom? – zasugerował niepewnie.
Norris poderwał głowę znad biurka.
– Odpuścić nauczycielom?
– No bo wiesz... oni są przynajmniej półkrwi... I tylko Snape protestował przeciw Rathlin... sądzę, że całej reszcie jest zupełnie obojętne, co robimy, byle mieli parę setek bałwanów w klasach. Paru mniej, paru więcej.. może nawet paru mniej to tym lepiej? – zaczął plątać się Stone.
Norris westchnął ciężko. Dokładnie to samo próbował mu wyperswadować jego przyjaciel na dzisiejszym obiedzie. Powiedział, że czepiając się nauczycieli tylko dolewają oliwy do ognia i być może, gdyby nie wliczyli w to nauczycieli, Snape siedziałby teraz cicho, ciesząc się, że z powodu zawalenia się dachu nową szkołę ma z głowy.
– Zastanowię się nad tym – jego głos zabrzmiał jak szczeknięcie wściekłego psa. – Daj znać, jak coś będziesz miał.
– Robisz spotkanie w ten weekend?
– Nie.
Smith miał się już o wiele lepiej, ale rany jeszcze trochę się paskudziły. Żaden z Uzdrowicieli nie miał pojęcia, jakim zaklęciem oberwał, więc nie bardzo potrafili go leczyć. Scott i Benson wracali dopiero w ten weekend do domów, więc postawił dać im spokój. I przede wszystkim zyskać trochę na czasie, bo bał się, że świeżo po artykule o Rathlin mogą zadawać zbyt skomplikowane pytania. Odczekajmy trochę.
Kiedy Stone wyszedł, podszedł do kominka i wrzucił szczyptę proszku Fiuu.
– Gabinet Augustusa Blacka!
Włożył głowę w płomienie i gdy otworzył oczy, zobaczył Blacka siedzącego na fotelu i przeglądającego jakieś kolorowe czasopismo. Na jego widok mężczyzna szybko ukrył gazetę pod jakimiś dokumentami.
– Peter! Coś potrzebujesz?
Norris postanowił nie zwracać uwagi na jego nerwowy głos i nie dociekać, co tamten czytał.
– Napisz jutro w Proroku, że nauczyciele nie będą poddawani egzaminom. Wymyśl jakiś dobrze brzmiący powód.
Black potaknął gwałtownie.
– Jasne, Peter! Natychmiast!
Nie „natychmiast", a jutro, imbecylu!
– I prześlij mi projekt numeru, zanim go złożycie.
Piątek, 14.08
Dzwonek telefonu zawsze zaskakiwał Hermionę, tak rzadko go słyszała. Na ogół dzwonili rodzice, czasem były to jakieś idiotyczne reklamy, często pomyłki. Kiedyś przez kilka dni z rzędu dzwonił do niej jakiś facet, który z uporem maniaka dopytywał się, kto mówi. Czwartego dnia, po pięciu telefonach pod rząd Hermiona miała już dość i warknęła „Królowa Elżbieta!", na co po drugiej stronie zapadła chwila ciszy i w końcu cichy głosik powiedział. „Ach, jeśli tak, to przepraszam..." i na tym telefony się skończyły.
Teraz jednak czekała na odpowiedź z Kancelarii Premiera, więc rzuciła się na słuchawkę i odebrała.
– Halo?
– Kancelaria Premiera, czy mam przyjemność z panią Granger? – zapytał melodyjny, kobiecy głos.
Hermiona z trudem przełknęła ślinę i usiadła na kanapie.
– Tak, słucham?
– Premier Cameron pragnie spotkać się z panią dziś o piątej trzydzieści. Czy mam potwierdzić, że ta godzina pani odpowiada? – miła pani nie zostawiła Hermionie dużego wyboru, ale prawdę mówiąc Hermiona chętnie rzuciłaby wszystko jak stała i pobiegła tam natychmiast.
– Ależ oczywiście! – zawołała i opanowała się natychmiast. – Będę punktualnie.
– Proszę przyjść troszkę wcześniej, potrzebujemy trochę czasu na formalności administracyjne.
Hermiona już przeszła te formalności administracyjne, które, w przypadku gości „z zewnątrz" polegały nie tylko na rejestracji i wydaniu przepustki, ale również na rewizji.
– Naturalnie. Proszę podziękować panu Premierowi – odparła grzecznie.
Pani podziękowała i rozłączyła się. Dziewczyna wyjęła szybko pergamin i napisała do Severusa.
– O piątej trzydzieści mam spotkanie z Premierem Cameronem. Proszę, trzymaj kciuki!
Po prawie godzinie przyszła odpowiedź.
– Daj znać, jak wrócisz. Świsnę do ciebie i wszystko mi opowiesz.
– Oczywiście! Do zobaczenia.
– Do zobaczenia.
Była dopiero druga... zaraz, JUŻ druga! Hermiona rzuciła się do sypialni, żeby znaleźć jakieś odpowiednie, eleganckie ubranie. Pogoda była wspaniała, słońce świeciło jak oszalałe, więc po krótkim namyśle wyjęła nowo kupioną, brzoskwioniowo-białą sukienkę z cienkiej dzianiny, ciut przed kolana i spojrzała na nią z namysłem. Mogła być. Potem zrobiła sobie jakąś fryzurę – spryskała włosy gęstym płynem, który trochę je rozprostowywał i zaczęła je rozczesywać. Kiedy schły, zjadła obiad, zrobiła lekki makijaż, przebrała się i różdżką dosuszyła włosy. Było już po czwartej, a ona jeszcze musiała dostać się na Downing Street 10!
Machnęła ręką na robienie sobie koka, rozczesała włosy, które teraz, lekko pofalowane, sięgały prawie pasa, spryskała perfumami o świeżym, kwiatowym zapachu, schowała różdżkę do torebki na ramię i pospiesznie wyszła z domu.
Przed słynnymi drzwiami stanęła parę minut po piątej. Stojący przed drzwiami policjant przez chwilę upierał się, żeby okazała mu dowód osobisty, ale Hermiona oczywiście nie miała go przy sobie. Miała go jej mama, ustanowiona jako jej przedstawicielka. W końcu tak jak poprzednim razem, policjant poszedł spytać kogoś w Kancelarii i kiedy wyszedł, obrzucił ją nagannym wzrokiem, ale wpuścił do środka.
Po krótkiej rewizji i wyrobieniu przepustki Hermiona usiadła na krześle czekając na zaproszenie. Po dziesięciu minutach wyszedł po nią wysoki i tęgawy pan w czarnym garniturze i z rewerencją zaprosił do gabinetu Premiera, który siedział za dużym biurkiem.
– Dziękuję – powiedziała Hermiona do pana, który z ukłonem zamknął za nią drzwi. – Dzień dobry, Sir.
Podeszła i przywitała się z Davidem Cameronem, a następnie uśmiechnęła się do człowieczka w peruce na portrecie.
– Witam panią, panno Granger – odparł Premier, a człowieczek powtórzył za nim to samo.
Dziewczyna usiadła na krześle na wprost Premiera i spojrzała na niego z pytaniem wyraźnie wypisanym na twarzy.
– Po pierwsze, niech się pani uspokoi, mam dla pani dobre wiadomości. Zaczynając od najważniejszego, zajmiemy się pani rodzicami. Ponieważ pani ojciec jest byłym wojskowym, zatrudnimy go jako wojskowego dentystę. Oczywiście z małżonką. I ulokujemy w jednej z naszych baz...
– Proszę mi nie mówić, gdzie – ucięła natychmiast Hermiona. – Przepraszam, że panu przerywam, ale lepiej, żebym nie wiedziała, gdzie to jest. Na wypadek, gdyby mnie złapali.
David Cameron spojrzał na młodą kobietę z uznaniem i równocześnie ze zgrozą. Przecież to było prawie jeszcze dziecko, a mówiła o możliwości złapania jej i zapewne torturowaniu jak jeden z jego ochroniarzy.
– Oczywiście. Nie powiem pani gdzie, ale tylko wyjaśnię, że to jest jedna ze ściśle strzeżonych baz wojskowych. W ten sposób wie pani, że cokolwiek się wydarzy, będą nie do znalezienia i będą nietykalni.
Hermiona podziękowała skinieniem głowy, gestem zupełnie severusowym.
– Jeśli mogłabym prosić... o krótkie wyjaśnienie stosowanych tam zabezpieczeń... Będę mogła od razu powiedzieć, czy czarodzieje są w stanie się tam dostać, czy nie.
Premier sięgnął po jakiś dokument na biurku, rozerwał spięte kartki i podał jej jedną stronę.
– Wpierw musieliby wiedzieć gdzie. Ale proszę. W paragrafie na samym dole są wszystkie dane na temat poziomu zabezpieczeń. Proponuję, żeby po naszym spotkaniu przyjrzała się pani raportowi i zniszczyła go w Kancelarii przy wejściu. Wszystkie szczegóły zostaną zaprezentowane plutonowemu Granger – uśmiechnął się – więc będzie pani mógł wyjaśnić to, czego pani nie zrozumie. Szczerze mówiąc, nawet ja nie rozumiem wszystkiego.
Hermiona również się uśmiechnęła słysząc „Plutonowy Granger".
– Pozostaje tylko pani uprzedzić ich o tym. W miarę szybko. Z tego, co mówił pan Snape, wynika, że ten wasz... Norris jest wysoce niebezpieczny, więc zleciłem zaaranżowanie przenosin w ciągu dwóch następnych tygodni.
Dziewczyna rzuciła odruchowo okiem na kalendarz.
– Myśli pani, że da pani radę ich przekonać?
– Nie mam innego wyjścia, prawda? No i mam na nich sposób... Mogę zawsze im zagrozić, że zrobię to, co zeszłym razem.
– To znaczy? – spytał Premier, zanim ugryzł się w język. To, co powiedziała, zabrzmiało jak groźba.
– Zeszłym razem wyczyściłam im pamięć i wysłałam do Australii. Bez ich wiedzy – wyjaśniła, uśmiechając się smutno. – Wiedzą na co mnie stać.
– Wyczyściła pani im pamięć...? To znaczy co pani dokładnie zrobiła...? – nie zrozumiał Premier.
– Sprawiłam, że zapomnieli WSZYSTKO. Jak się nazywają, kim są... stworzyłam im fałszywe tożsamości, zabezpieczyłam finansowo i wysłałam tak daleko, jak tylko mogłam.
David Cameron przez chwilę starał sobie to wyobrazić i to go prawie przeraziło.
– Więc... oni nie pamiętali o pani, a pani nie wiedziała, gdzie dokładnie są...?
Hermiona potaknęła, starając się ukryć wzruszenie.
– Teraz rozumie pan, czemu proszę pana o pomoc. Nie chcę robić tego po raz drugi. Nie wiem, czy zdołałabym ich odnaleźć i przywrócić wspomnienia... Dzięki panu będą nadal tymi samymi ludźmi, będą robić to, co lubią, nie stracą wszystkiego i nie będą musieli kiedyś... jeśli by to nastąpiło... zaczynać od początku.
Premier uczynił taki ruch, jakby chciał wstać i podejść do niej, ale powstrzymał się.
– Proszę się nie martwić. Tym razem do niczego takiego nie dojdzie – zapewnił ją ciepło. – Ich gabinet dentystyczny nie zostanie zamknięty, po prostu zostaną zastąpieni innymi dentystami.
– Tak, żeby czarodzieje o tym wiedzieli?
– Co ma pani na myśli?
– To musi być oczywiste. Inaczej narazimy na niebezpieczeństwo tych ludzi, którzy będą ich zastępować. Norris może ich porwać myśląc, że to moi rodzice.
David Cameron roześmiał się krótko.
– Musiałby być zupełnie ślepy... Mogę pani chyba zdradzić, że będzie to dwóch Murzynów.
– Wspaniale!
– Dom jest ich własnością, więc będą mogli zdecydować, co z nim zrobią. Mogą go wynająć albo sprzedać. Jeśli chodzi o warunki finansowe, proszę, oto warunki kontraktu – podał jej plik dokumentów. – To tylko szkic ze wszystkimi warunkami, nie ma tam żadnych nazw bazy czy innych danych, pozwalających na jej zidentyfikowanie. Proszę im to dać, kiedy będzie pani z nimi rozmawiać. W przyszły wtorek oboje zostaną zaproszeni do... nie ważne gdzie, gdzie oficjalnie dostaną propozycję przeniesienia się i umowę. Wolałbym, żeby we wtorek wiedzieli już o wszystkim.
– Naturalnie – Hermiona uśmiechnęła się promiennie. – Nawet nie wie pan, jak panu dziękuję!
Premier sięgnął po dużą kopertę formatu A4 i podał jej.
– Ma pani założone konto w banku. W kopercie znajdzie pani kartę kredytową i plik czeków. Konto jest utajnione, więc w razie konieczności wizyty w banku... – zerknął na kartkę przed sobą, bo nie do końca pamiętał wszystkie szczegóły. – Ma pani konto numerowe. W razie konieczności wizyty w banku posługiwać się będzie pani kodem, w żadnym wypadku imieniem i nazwiskiem. Do poznania pani tożsamości uprawnione są, prócz mnie, dwie osoby. Dyrektor MI5 i Jack Parker, który w tej chwili nie ma o tym pojęcia. Chodziło o to, żeby wśród tych ludzi był ktoś, kto panią zna. Proszę podać mi pani aktualne konto bankowe. Dziś, najpóźniej jutro, dokonanie zastany utajniony transfer bankowy i całość pani pieniędzy będzie do pani wyłącznej dyspozycji. – Premier skrzywił się na widok kolejnej linijki na kartce. – Przykro mi o tym mówić, ale... W przypadku pani... śmierci, całość pieniędzy będzie do dyspozycji pani rodziców.