Oto jak wyglądają kulisy Rozpoczęcia roku w Hogwacie ;)
Poniedziałek, 31.08
Po śniadaniu Severus wrócił do gabinetu, do przygotowań jutrzejszego dnia. Jak zwykle w ostatniej chwili pojawiły się nowe problemy.
Henry Dicks już przyjechał i miał już swoją komnatę, ale należało jeszcze podłączyć kominek do zamkowej sieci i założyć mu zabezpieczenia. Tym miał zająć się Filius. Poppy niechcący zbiła osiem fiolek eliksiru pieprzowego, więc wysłał Horacego do warzenia go.
Pomona, wyraźnie wkurzona, powiadomiła go, że jeszcze nie skończyła odchwaszczać cieplarni numer 3 i nie sądzi, żeby jej się to udało przed końcem roku kalendarzowego, jeśli Hagrid jej nie pomoże. Hagrid postanowił na weekendy wyjeżdżać do Francji i poniedziałek przed rozpoczęciem szkoły uznał za przedłużenie weekendu.
Profesor Bins poczuł się urażony faktem, że w zamku będzie jeszcze jeden nauczyciel uczący historii i zapowiedział, że być może „zauważy wreszcie, że umarł" i w środę nie pojawi się na lekcjach. Severus próbował mu wyjaśnić, że oba przedmioty są różne i naprawdę go potrzebuje, ale Bins nadal kręcił nosem. Po kwadransie Severus zaczął marzyć, żeby zdechł.
Musiał w ostatniej chwili skontrolować stan klepsydr pokazujących punkty dla każdego domu. Filch szukał swojej kotki i nie mógł jej znaleźć. Zginął również pieprzony stołek, na którym jutro powinno się posadzić uczniów przy Ceremonii Przydziału.
Wszystkie skrzaty wróciły w komplecie i zaczęły gotować jakąś dziwną potrawę, od której zaczęło śmierdzieć w całym korytarzu.
Rolanda klęła na czym świat stoi rozprostowując witki mioteł, ale stwierdziła, że zrobi to sama.
Kiedy Sybilla przyszła do niego, żeby mu powiedzieć, że cała herbata do wróżenia zapleśniała, ale na szczęście przewidziała to już w zeszłym roku i ma cały zapas w kuchni, miał ochotę ją udusić.
Tylko Bathsheda i Aurora nie sprawiały mu problemów. To znaczy przez chwilę miał takie wrażenie. Przy śniadaniu zaproponowały, że jeśli będzie potrzebował ich pomocy, wystarczy tylko jeden patronus. Severus już chciał je o coś poprosić, ale powstrzymał go wyraz twarzy Aurory. Kobieta uśmiechała się do niego znacząco i przesunęła jakby od niechcenia dłonią po odsłoniętej czekoladowej szyi.
– Dziękuję, ale dam sobie radę – powiedział, wstając od stołu, owinął się połami szaty i odszedł szybko.
Aurora przymknęła oczy z rozanielonym uśmiechem. Minerwa odwróciła głowę i zaczęła ocierać usta serwetką. Dopiero po chwili opanowała się i poszła do siebie pisać przemowę na rozpoczęcie roku szkolnego dla Severusa. Zaproponowała mu to mówiąc, że musi mieć pewność, że będzie to coś sensownego. W zależności od nastroju, w ciągu kilku ostatnich dni Severus albo warczał na wszystko i wszystkich, chodził zamyślony z głową w chmurach albo uśmiechał się leciutko.
Zaniosła mu gotowy tekst tuż przed południem. Severus przyglądał się właśnie, jak pióro kończy listę obecnych uczniów. Spojrzał na nią i odwrócił głowę.
– Po dzisiejszym śniadaniu widzę, że Hermiona ma konkurencję – powiedziała Minerwa, starając się go jakoś rozweselić.
Spiorunował ją wzrokiem i skrzyżował ręce na piersi. Na całe szczęście Dumbledora nie było akurat na jego portrecie.
– Możemy przejść do spraw nieco bardziej istotnych dla tego zamku? – spytał z przekąsem. – Skończyłaś tą przemowę?
Czarownica podała mu krótki pergamin.
– Przy okazji... Argus powiedział mi, że pani Norris zdechła. I znalazł się stołek. Ktoś postawił na nim kwiatki.
Severus podniósł na nią trochę łagodniejszy wzrok.
– W jakim on jest stanie?
– Właśnie go czyści.
– Mówię o Argusie, Minerwo.
– Ach... prawdę mówiąc w niezbyt dobrym. Pójdę z nim porozmawiać.
Severus sięgnął po plik listów, które Minerwa dla niego odebrała.
– To miło z twojej strony – zaczął przeglądać nadawców. – Chciałbym też cię prosić o sprawdzenie, czy w Wieży Gryffindoru wszystko jest gotowe. Horacego, Pomonę i Filiusa już o to prosiłem, ale chwilowo każdy z nich jest zajęty... – Nagle uniósł brew do góry.
– Co dostałeś? – spytała Minerwa. – Gryffindor już sprawdziłam, wszystko jest w najlepszym porządku. I mam już nowe hasło.
Severus otworzył list i przebiegł wzrokiem kilka linijek.
– Napisał do mnie dyrektor Szkoły Aurorów. Prosi o krótkie spotkanie w sprawie odebrania ode mnie terminów, w których mogę wygłosić prelekcje...
– Więc to była prawda? – zdziwiła się Minerwa. – Sądziłam, że to był tylko pretekst, który wymyślił Smith, żeby móc zdobyć twoje włosy?
Severus też był tym lekko zdumiony.
– Najwidoczniej nie. Co wcale nie jest aż takie dziwne... Mogłem przecież chcieć napisać w tej sprawie do Millera.
– Zanim byś o tym pomyślał, już by cię mieli w garści.
Chwilę spoglądali na siebie i w końcu Severus wzruszył ramionami.
– Być może Miller faktycznie miał taki pomysł i Smith tym się tylko posłużył.
Przejrzał pozostałe i spojrzał na kalendarz. Czy tak, czy inaczej nie miał czasu aż do końca tygodnia. Początek roku nigdy nie należał do łatwych, a ten zanosił się na jeszcze bardziej skomplikowany. Poza tym miał chwilę na odpisanie.
– Idę się przygotować na ewentualny lunch Norrisa i Lawforda – powiedział, wstając i wychodząc do swoich komnat.
Wtorek, 1.09
– Young, Sharon! – Minerwa wywołała ostatnią dziewczynkę, która teraz, bez koleżanek i kolegów miała płaczliwą minkę.
Mała wspięła się na stołek i Tiara Przydziału opadła jej na nos. Minęła chwila i...
– Hufflepuff!
Ze strony Puchonów dobiegły wesołe okrzyki i brawa, do których przyłączyli się niektórzy nauczyciele. Gruby Mnich latał wzdłuż całego stołu i kolejny raz próbował liczyć pierwszorocznych.
Severus odczekał chwilę, pozwalając uczniom na ostatnie gratulacje, po czym wstał i w Sali powoli zaległa cisza; starsi uczniowie ucichli natychmiast, rozległo się kilka „pst!" i w końcu młodsi również zamilkli.
– Witajcie w nowym roku w Hogwarcie. I smacznego.
Severus klasnął w dłonie i nagle na stołach pojawiło się najprzeróżniejsze jedzenie. Uczynił zapraszający gest w kierunku uczniów i usiadł na złotym krześle dokładnie po środku stołu nauczycielskiego.
W Wielkiej Sali w jednej chwili wybuchł gwar głosów setek uczniów i sporej grupy nauczycieli.
– Smacznego, Severusie – powiedziała Minerwa, która właśnie podeszła do stołu i usiadła na krześle obok niego. – I gratulacje – dodała już o wiele ciszej.
Severus rzucił jej krótkie spojrzenie, domyślając się, co ma na myśli. Nie był to najlepszy moment na rozmowę na ten temat, więc odparł tylko:
– Smacznego.
Wszyscy dookoła zaczęli nakładać sobie jedzenie, więc rozejrzał się po stole.
Na najbliższym półmisku piętrzyły się pieczone na złoto kurczaki o chrupiutkiej skórce, zaraz obok, poukładane jeden na drugim, pachniały oszałamiająco kotlety wieprzowe, jagnięce i schabowe. Na dużym, okrągłym talerzu wypieczone kiełbaski posypane podduszoną cebulką skwierczały jeszcze cichutko. Aromatyczna para unosiła się znad waz z gulaszem wołowym i wieprzowym z kawałkami warzyw. Kawałek dalej, w dużej brytfance zobaczył złocistą pieczeń w aksamitnym, gęstym sosie i natychmiast przypomniał sobie którąś z kolacji u Hermiony pod koniec ubiegłego roku szkolnego. Ile się od tego czasu zmieniło...
W misach, na półmiskach znalazł gotowaną marchewkę z groszkiem, maślane pure i zapieczone na złoto ziemniaki. Kolejne wspomnienie rozlało się ciepłem w jego sercu i nie patrząc już na resztę dodatków, sięgnął po misę z ziemniakami.
– Cudowne jedzenie! – zawołał Horacy, siedzący po lewej stronie Severusa. Jako Opiekun Domu, tak samo jak Filius, siedział najbliżej dyrektora.
– Wygląda wspaniale – przyznał Henry Dicks.
– Nie tylko wygląda, mój drogi, nie tylko wygląda!
Pomona, która mimo panującego rozgardiaszu usłyszała Horacego (trudno go było nie słyszeć), wskazała Minerwie misę z szarawym sosem, w którym pływały jakieś ciemno-szare kawałki mięsa.
– Wiesz może, co to jest?
Starsza czarownica rzuciła okiem i zacisnęła lekko usta.
– Wydaje mi się, że to są cynaderki wieprzowe. W każdym razie w korytarzu koło kuchni... i nie tylko... pachniało nimi cały dzień.
– Coś mi mówi, że to nie znajdzie uznania wśród uczniów.
Słysząc ich rozmowę Septima zerknęła na koniec stołu, gdzie siedział Hagrid i nakładał sobie właśnie nieforemne, szare bryły na talerz z wyrazem wyjątkowej aprobaty i uśmiechnęła się do obu koleżanek.
– Wygląda na to, że się nie zmarnują.
Horacy powiększył swój talerz i nałożył sobie górę rozmaitego jedzenia.
– Minerwo, gratulacje z okazji wyjątkowego naboru w tym roku – powiedział, kłaniając się elegancko. – Bo o ile dobrze liczyłem, najwięcej uczniów trafiło do Gryffindoru?
– Też mi się tak wydaje – potwierdził Filius, wychylając się zza ramienia, czy też raczej zza brzucha Horacego.
Minerwa otarła ręce z odrobiny sosu, którym ubrudzony był brzeg misy z pieczenią i sięgnęła po widelec i nóż.
– Mam tylko nadzieję, że będą spokojni, tak jak ci z zeszłego roku – mruknęła z nadzieją.
Horacy nabrał właśnie duży widelec ziemniaków, więc tylko pokiwał energicznie głową.
– W zeszłym roku wszystkie urwisy trafiły chyba do Slytherinu – powiedziała za niego Pomona.
Severus stłumił uśmiech na myśl o urwisach. To znaczy o takiej jednej. Trzeba przyznać, że pod tym względem również była wyjątkowa...
– Skrzaty domowe muszą dziś bardzo się spieszyć z z przygotowaniem sypialni – rzucił, starając się skupić na chwili obecnej.
– Ciekawe, czy kufer tego małego Puchona zaniosą do Hufflepuffu, czy do Ravenclavu – zaśmiała się Pomona, mając niewątpliwie na myśli dość wysokiego, jak na swój wiek, chłopca, którego Tiara Przydziału wybrała do Hufflepuffu, ale ten, z nabzdyczoną miną próbował usiąść koło swojego kolegi, który trafił do Ravenclavu.
Przez chwilę czworo Opiekunów Domów rozmawiało o co zabawniejszych przydziałach z kilku ostatnich lat, ale wkrótce Filius i Horacy obrócili się w kierunku Henry'ego Dicksa, który zaczął opowiadać o konkursie na najszybszą sowę pocztową. Pomona zajęła się rozmową z Septimą, więc Minerwa pochyliła się lekko w stronę Severusa.
– Odpowiada ci przemowa, którą ci napisałam?
– Bardzo... zwięzła – przyznał, rozejrzał się za brytfanką z pieczenią i przywołał ją do siebie.
– Zamierzasz z niej skorzystać?
– Oczywiście, że tak.
Minerwa skinęła głową i popatrzyła na stół Gryfonów, gdzie nowi uczniowie siedzieli stłoczeni na samym końcu.
– Być może będzie trzeba zmienić trochę plan lekcji – zasugerowała. – Rolanda będzie miała prawdziwe urwanie głowy na pierwszej lekcji latania.
Standardowo, Gryfoni mieli część lekcji ze Ślizgonami, więc automatycznie ilość uczniów była większa i trudniej było nad nimi zapanować. Niektórzy nauczyciele nie mieli z tym żadnych problemów, ale inni narzekali na rozrabiaków i ślamazary.
– Zobaczymy, co da się zrobić, ale zapewne dopiero w nadchodzący weekend – odparł Severus. – Ale dziś wieczorem przemówię im do rozsądku. Po tym ochota na wygłupy powinna niektórym szybko przejść.
Minerwa spojrzała na niego w zdumieniu.
– Niczego takiego nie ma w mojej przemowie?
– Ale jest w mojej – odparł z lekko ironicznym uśmiechem.
– Przecież mówiłeś, że z niej skorzystasz?!
– Owszem, skorzystam. Co nie znaczy, że się do niej ograniczę.
Minerwa zacisnęła usta, zastanawiając się w jakim humorze będzie Severus pod koniec kolacji. Sama już nie wiedziała, czy lepiej byłoby, gdyby warknął na uczniów, czy gdyby pogłaskał ich po głowie.
O głaskaniu po głowie nie ma co marzyć. Cóż, przynajmniej od samego początku będą wiedzieć, z kim mają do czynienia...
Chwilę jadła, rozmyślając o jutrzejszych lekcjach, kiedy Pomona szturchnęła ją lekko w łokieć.
– Nie wiem, czy Severus nie popełnił błędu w wyborze nowego nauczyciela – powiedziała półgłosem.
Minerwa odruchowo spojrzała na Henry'ego Dicksa, ale nie zobaczyła nic szczególnego.
– Czemu tak sądzisz? – spytała również półgłosem.
– Bo jak tak dalej pójdzie, Horacy zagłodzi się na śmierć...
Minerwa znów spojrzała w tamtym kierunku i dopiero wtedy zauważyła, że Horacy siedzi obrócony lekko w stronę nowego profesora, przestał jeść i słucha go w skupieniu.
– I bardzo dobrze – szepnęła do ucha Pomonie. – Już zaczęłam się bać, że lada chwila trzeba będzie wyciąć trochę stół, żeby mu się brzuch mieścił!
Godzinę później, gdy wszyscy już się najedli, znikły smakowite desery i napoje i stoły zalśniły czystością. Rozmowy trwały nadal, zewsząd dobiegały wybuchy śmiechu i wesołe nawoływania między przyjaciółmi, choć gwar przycichł odrobinę, jakby każdy zrozumiał, że uczta dobiega końca.
Gdy Severus wstał, w ciągu paru sekund zaległa cisza. Nie słychać już było żadnych „pst!", ustały nawet najcichsze szepty; po prostu wszyscy zamilkli i siedzieli wpatrzeni w niego.
Chcąc być dobrze słyszanym, niespiesznie wyszedł na środek i stanął między stołem nauczycielskim i stołami uczniów. Wysoki, szczupły, w długiej szacie, o ostrym wejrzeniu czarnych oczu, wyglądał w tej chwili jak uosobienie władzy. W jego rysach twarzy, w każdym najdrobniejszym geście wyraźnie widać było, że jest kimś, kto wymaga od innych absolutnego posłuchu i zadowala się tylko i wyłącznie doskonałością. Lecz równocześnie z całej jego postawy promieniała szlachetność, godność, dzielność i stanowczość. Było w tym coś zniewalającego, co rzucało wyzwanie i jednocześnie sprawiało, że chciało się mu sprostać.
Przesunął wzrokiem po uczniach i skinął powoli głową, jakby aprobował ich zachowanie.
– Zanim rozejdziecie się do swoich dormitoriów, mam jeszcze kilka rzeczy do powiedzenia – jego głęboki, aksamitny głos potoczył się dookoła i po minach uczniów mógł być pewien, że wszyscy słyszą go dobrze i wyraźnie. – Chcę, żebyście wysłuchali ich i... nie tylko przyjęli do wiadomości, ale też stosowali się do nich. Po pierwsze, wstęp do Zakazanego Lasu jest wzbroniony. Nie zamierzam ryzykować czyimś życiem i zdrowiem, żeby wyciągać z niego tych, którzy się tam wybiorą, więc odradzam wszelkie wycieczki. Po drugie, od tego roku możecie używać magię na korytarzach. Trzecia sprawa to cisza nocna. Obowiązuje was od dwudziestej drugiej do szóstej rano i w tym czasie nie wolno wam przebywać poza dormitorium. Jedynymi wyjątkami są Prefekci Domów i Prefekci Naczelni. I nie widzę żadnego powodu, dla którego którekolwiek z was może zostać znalezione na korytarzach w tych godzinach. Dwie ostatnie sprawy. Chciałbym przedstawić wam profesora Dicksa – obrócił się w kierunku stołu i gdy Henry Dicks wstał i skłonił się wszystkim, rozległy się niezbyt głośne oklaski. – Profesor Dicks będzie uczył nowego przedmiotu, który wprowadzam w tym roku począwszy od czwartej klasy.
Severus zamilkł na chwilę, jakby ważył słowa i w tym czasie nadal panowała zupełna cisza. W końcu odezwał się na nowo.
– Przy każdym z czterech stołów są puste miejsca. Powinni siedzieć tam wasi przyjaciele i znajomi, którzy odeszli. Na zawsze. Zginęli albo w Bitwie o Hogwart, albo w ciągu dwóch, trzech lat, które ją poprzedzały. Większość z was straciła wtedy kogoś bliskiego. Rodzinę, przyjaciół. Wszyscy na pewno dobrze pamiętacie tamten czas, choć zapewne młodsi nie rozumieją wielu spraw, które wtedy się wydarzyły.
To, co się wtedy stało, nie ma prawa się powtórzyć. Nikt, w imię żadnych wartości, nie ma prawa zgotować innym tego samego koszmaru. Jedyne, co może nas przed tym uchronić, to pamięć. Za tych ludzi i dla tych ludzi, którzy poświęcili siebie, żebyśmy my mogli żyć – mówił wolno i z namysłem, zatracony w czymś, co widział tylko on sam. – Dlatego zdecydowałem, że od tego roku, prócz Historii Magii, będziecie... omawiać dwie ostatnie czarodziejskie wojny i przede wszystkim starać się zrozumieć, co do nich doprowadziło. Chcę, żebyście kończąc Hogwart, umieli nie tylko posługiwać się magią, ale też potrafili docenić jej moc. Niezależnie od pochodzenia, czy...
Któryś z uczniów zaczął nieśmiało klaskać i sekundę później przyłączyło się do niego paru innych. Severus drgnął i wrócił do rzeczywistości. Rozejrzał się, szukając tego, który ośmielił się mu przerwać, ale w tym momencie do oklasków dołączyli nauczyciele i paru innych uczniów... i kilku następnych...
Nieliczne brawa odbijały się głębokim echem od ścian i zaczarowanego sklepienia, ale brzmiały o wiele mocniej w jego sercu. Ogarnęło go nagłe uczucie triumfu, tak przejmujące i intensywne, że odczuwał je każdym nerwem, z każdym głębokim oddechem. Doprawdy, warto było walczyć, by doczekać się czegoś takiego!
Ale nie wszyscy bili brawo. Wiedział, słyszał to doskonale, stojąc twarzą w stronę uczniowskich stołów. Wśród Gryfonów, Puchonów i Krukonów klaskała większość, ale ze strony Ślizgonów dochodziło tylko kilka pojedynczych oklasków.
Cóż, nie dziwiło go to wcale. Dlatego też postanowił na zakończenie powiedzieć im coś jeszcze.
Uniósł do góry rękę i brawa umilkły natychmiast.
– Reakcja niektórych z was jest... doprawdy zadowalająca – rzekł, skinąwszy głową. – Oczekuję od was WSZYSTKICH takiej samej postawy, w czasie całego roku. Wśród nas jest wiele osób urodzonych wśród mugoli i ich miejsce jest tutaj, w TEJ szkole, jak całej reszty. Macie prawo rywalizować o Puchar Domów, ale przewaga jednego domu nad innymi ma być wynikiem waszej wiedzy i umiejętności, waszych starań w osiągnięciu wielkości, a nie brać się z wykorzystywania słabszych, czy dyskryminacji innych. Zwłaszcza z powodu mugolskiego pochodzenia. Nie będę tolerował tego typu zachowania. O każdym takim przypadku zostanę poinformowany i zastrzegam sobie prawo do osobistej interwencji, jeśli uznam, że kara, wymierzona przez Opiekuna Domu, nie jest wystarczająco... ostra. Mogę wam zagwarantować, że pierwsza osoba, którą będę zmuszony się zająć, będzie równocześnie ostatnią, niezależnie od tego, z jakiego Domu pochodzi. Zostaliście ostrzeżeni.
Gdy przebrzmiało echo jego ostatnich słów, cisza, panująca w Wielkie Sali, aż dzwoniła w uszach. Wszystkie twarze zwrócone były ku niemu i każdy patrzył na niego z uwagą.
– To wszystko, co mam wam do powiedzenia na rozpoczęcie roku... Dziękuję za uwagę. Teraz możecie się rozejść. Pierwszoroczni zostaną zaprowadzeni do domów przez Prefektów.
Obrócił się i doszedł prawie do stołu nauczycielskiego, kiedy za jego plecami rozległy się pierwsze, przyciszone rozmowy, śmiechy i zwykłe odgłosy wstawania od stołów. Dopiero po chwili gwar przybrał na sile i wypłynął na korytarz.
Severus usiadł na swoim miejscu, choć nauczyciele też zaczęli wstawać i zbierać się do wyjścia.
– To była wspaniała mowa – powiedziała Septima, podchodząc do niego z drugiej strony stołu. – Dobranoc, Severusie.
– Gorąco popieram – dorzucił Peter Tylor, nauczyciel mugoloznawstwa.
– Choć nie zaszkodziłby pewnie trochę łagodniejszy ton – skrzywiła się troszkę Rolanda. – Niektórzy z nich to jeszcze dzieci, Severusie.
Horacy z trudem odsunął krzesło i spróbował znów zapiąć guziki swojej szaty, która rozeszła mu się na brzuchu.
– Cóż, muszę się zgodzić, że trochę cię poniosło, ale nie ukrywam, że niektórym bardzo przyda się dobre stuknięcie różdżką w głowę.
Severus już chciał mu odpowiedzieć, kiedy stanęła koło niego Aurora i rzuciła mu pełne uwielbienia, gorące spojrzenie.
– Severusie, byłeś cudowny! Doprawdy! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, mogąc pod tobą pracować... To znaczy pod twoimi rozkazami – dodała szybko i uśmiechnęła się niby to wstydliwie.
Minerwa zesztywniała wyraźnie i zacisnęła mocno usta, zaś Severus popatrzył na nią z wyraźną ironią.
– Albus wygłaszał o wiele lepsze przemowy, więc... jego rozkazy powinny ci bardziej odpowiadać.
– Och, Severusie... wiesz...
– Dobranoc, Auroro – przerwał jej i obrócił się do Minerwy. – Chodź, pomożesz mi skontrolować stan klepsydr.
Aurora odeszła jak niepyszna, zaraz za nią wyszła Sybilla i został z Minerwą sam.
– Powinna tu być – powiedziała Minerwa, uśmiechając się lekko. – Byłaby z ciebie wyjątkowo dumna.
Severus spojrzał na nią uważnie i natychmiast zrozumiał, o kim mówiła.
Hermiona. Istotnie, powinna tu być.
– No i przy okazji Aurora przestałaby wygadywać głupoty – dorzuciła Minerwa i aż prychnęła z oburzenia. – Swoją drogą domyślam się, że klepsydry już są skontrolowane i to był tylko sposób na pokazanie Aurorze... jak wielkie ma u ciebie szanse?
Severus skinął głową. Przez chwilę chciał spytać jej, czy nie przedawkowała wywaru z blekotu, ale uznał, że aluzja do Dumbledora będzie zdecydowanie bardziej złośliwa.
– Co sądzisz na temat tego, co powiedziałem dziś uczniom? – spytał, by zmienić temat.
Minerwa uśmiechnęła się i skrzyżowała ręce na piersi, tak jak często robił on.
– Nie wiedziałam, że potrafię pisać tak dobrze przemowy.