Czuł, jak mu się jeżą włosy na głowie. I bał się tego, co mógł usłyszeć.
– Hermiono, co się dzieje?! Co „ty”???
– To ja... To ja go zabiłam...
Ból przeszył całe jego ciało, jakby zderzył się z czymś twardym, poczuł, jak spada i nagle wylądował w czymś... mokrym? W momencie, jak otwierał oczy, coś zimnego zalało mu twarz i zakrztusił się słoną wodą. Przez otwarte oczy zobaczył coś mętnego i nagle to coś odpłynęło i zobaczył wyraźnie wzburzone morze i niedaleko niewielką plażę. Odkaszlnął i nabrał gwałtownie powietrza i równocześnie przykryła go kolejna fala. Pociemniało mu w oczach i wszystko znów stało się mętne, więc dusząc się, w odruchu rozpaczy odepchnął się mocno od ziemi i wynurzył ponad wodę. Prawie udało mu się wstać, łapiąc łapczywie powietrze i zatoczył się na bok, padając na nowo do wody. Ale tym razem zacisnął mocno usta i odepchnął się jeszcze raz od dna i wynurzył ponad wodę, kiedy fala właśnie się cofała.
Chwilę kołysał się na falach, z każdą chwilą wyrównując oddech i przestając kaszleć. Kiedy już się uspokoił, spróbował wstać i udało się! Utrzymał się na nogach i pewniej ruszył do brzegu, z każdym krokiem będąc coraz bliżej... i czując się coraz cięższym.
Kiedy wyszedł na mokry piasek, osunął się nań na chwilę, by na nowo złapać oddech. Potem przetoczył się na plecy i spojrzał w niebo.
Pieprzone zamknięte granice! To tak wygląda zamknięty kanał aportacyjny... Próbowałeś aportować się do Francji i...
Podniósł się gwałtownie, wyciągnął francuską różdżkę i przeniósł się do drugiego wymiaru.
To tak na początek. Cholera, cholera jasna!!! Oni to zaraz wyłapią! Trzeba uprzedzić Hermionę i Jean Jacquesa!!!
Szybko wyciągnął pergamin i zobaczył pojawiające się litery. I przypomniał sobie, że przecież w Hogwarcie poczuł, jak medalion zrobił się ciepły!
Przeczytał wiadomość od Hermiony, westchnął i odpisał.
– Hermiono, musiałem uciekać. Gdzie jesteś? Muszę z tobą porozmawiać!
Odpowiedź przyszła natychmiast.
– Gdzie jesteś???!!!
– Jeszcze w Anglii. Muszę się do ciebie aportować.
– NIE aportuj się w drugim wymiarze!!! To nie działa! Gdzie jesteś, już po ciebie lecę!!!
Zaklął pod nosem. Nie powinna się tu pojawiać! I co to znaczy, że drugi wymiar nie działa??? Ach...!!! Faktycznie coś mówiła o tym, że nie wolno ani aportować się w drugim wymiarze, ani używać normalnych świstoklików... tylko te międzynarodowe!
– Zaraz ci powiem. Pójdę sprawdzić, gdzie jestem i podam ci adres.
Wstał i rozejrzał się dookoła. Niedaleko zobaczył jakiś port. Widział nawet nabrzeże. Bardzo dobrze, lepiej, żebyś drugi raz nie wylądował w wodzie... Acha, odnośnie do wody... Rzucił na siebie zaklęcie suszące i po chwili poczuł na sobie ciepłe, suche ubranie.
Aportował się przy łódkach kołyszących się na falach i rozejrzał się na nowo. Jak, do cholery, miał się dowiedzieć, jak nazywa się ta cholerna miejscowość???
Na szczęście okazało się to prostsze niż sądził. Zaraz po wyjściu na ulicę zobaczył wielki panel z reklamą jakiejś restauracji. „The Saltdean Tavern”. Poniżej zdjęcia z jakimś typowo mugolskim jedzeniem widniał dokładny adres. Saltdean Park Road, Saltdean, Brighton. Nieważne, gdzie to było. Miał jakiś adres.
Podał go Hermionie.
– Będę czekał na ciebie przed wejściem.
– Za chwilę będę!
Przeprogramował swój świstoklik i przeniósł się przed restaurację. Chwilę czekał, ale nie widział Hermiony. Nagle medalion zrobił się ciepły.
– Jestem przy drzwiach. W niewidce.
Miał absolutnie gdzieś przestrzeganie prawa czarodziejów i to, co można, a czego nie można w drugim wymiarze. Podszedł do drzwi i szukał jej po omacku. Po chwili jego ręce trafiły na coś twardego...
Zanurzył się pod pelerynę, przeniósł się do normalnego wymiaru i kiedy Hermiona poczuła jego ręce i złapała je, przeniósł ich oboje do drugiego.
– Severusie... – Hermiona rzuciła mu się w ramiona, więc przytulił ją mocno.
Dopiero po chwili odsunęli się od siebie.
– Mój Boże... co się stało? – spytała Hermiona. – Co...
– Powiem ci za chwilę. Teraz znikajmy stąd jak najszybciej. Do Jean Jacquesa.
Spodziewał się, że lada chwila pojawią sie tu Aurorzy. I, co gorsze, będą próbować się dostać i do francuskiego Ministerstwa Magii.
Hermiona szybko zaprogramowała świstoklik, złapała go za rękę i aktywowała.
Po chwili oboje wylądowali na wybrukowanym kamieniami dziedzińcu.
– Na całe szczęście nie przyszło ci do głowy aportować się w drugim wymiarze! – powiedziała Hermiona, kiedy już Severus opowiedział, co się działo w Hogwarcie.
Siedzieli z Jean Jacquesem w jakiejś dużej sali narad. Severus, kiedy tylko zobaczył Francuza, kazał mu ostrzec wszystkich ludzi, którzy mogli chcieć się skontaktować w Anglii z nim bądź z Hermioną. Dopiero potem opowiedział resztę.
Teraz siedzieli przy stole i starali się rozgryźć kilka zagadek.
– Może ktoś zauważył mnie pod domem twoich rodziców – wysunął przypuszczenie Severus.
– Przecież właśnie po to się przebrałeś... i spotkaliśmy się na mieście, właśnie na wszelki wypadek!
– Co on mówił? Że już się zajęli Hermioną? – spytał Jean Jacques.
– To musiał być blef. Żeby sprowokować Severusa – pokręciła głową Hermiona. – Owszem, chcieli się mną zająć, ale dzięki tobie udało mi się uciec.
– I mnie sprowokował – Severus potarł lekko tył głowy, który pobolewał leciutko.
– Tylko dlatego, że powiedział, że się mną zajęli? – uśmiechnęła się dziewczyna.
– Nie. Powiedział... – Severus pokręcił głową. – Nieważne.
Jean Jacques nie drążył tematu.
– Wiecie co, lepiej chodźmy na obiad. Potem wyślę kogoś po jakieś ubrania dla was i przeniesiemy was do bezpiecznego domu. W tej chwili tu nic wam nie grozi, ale lepiej nie ryzykować...
Uzdrowiciel w Św. Mungu błyskawicznie sprawił, że kość nosowa Smitha się zrosła i wytarł krew z całej twarzy. Kiedy Smith ogarnięty furią wrócił do Ministerstwa, czekał już na niego jeden ze stażystów. Smith wyrwał mu z ręki kawałek pergaminu i spojrzał na notatkę.
– Natrafiliśmy na próbę nielegalnej aportacji. Z Hogwartu. Miejscem docelowym miał być Paryż. Ministerstwo Magii – powiedział chłopak. – Sprzed niecałej pół godziny.
– Gdzie???!!!
– Do Paryża...
Cholera jasna, już wiadomo, gdzie nawiała Granger! Peter, natychmiast!
– Nie przedostał się? – warknął.
– Nie, trafił na barierę na wysokości Brighton.
– Wyślij mi tam ludzi. Niech go znajdą. Szukajcie Severusa Snape’a.
– TEGO Severusa Snape’a??? – chłopak rozdziawił usta ze zdumienia.
– A ilu jest Severusów Snape’ów? Nie zadawaj durnych pytań, chłopcze. Nie lubię tego. Nadzorujcie aportacje stamtąd i nielegalne świstokliki. I równocześnie sprawdzajcie rejestry na okoliczność Snape’a. Musimy go złapać. Natychmiast – powiedział, czując, jak znów zalewa go wściekłość.
Na obiad przyszedł również francuski Minister Magii. Severus na szczęście w porę przypomniał sobie historię z apperitifem i nie zareagował na widok stołu obficie zastawionego malutkimi słonymi ciasteczkami nadziewanymi mięsem, kawalątkami bagietki, którą nabierało się ser z avocado, ziołami i krewetkami, czy słonymi chrupkimi pałeczkami, które owijały się dookoła palców natychmiast, jak tylko się do nich dotknęło. Nie wiedział tylko, że biorąc pod uwagę, że to był obiad w godzinach pracy, jeden horror został mu oszczędzony. Apperitif nie trwał dwie godziny.
Chcąc trochę zmienić nastrój, Jean Jacques zabawiał ich rozmaitymi opowiastkami z historii zarówno mugoli, jak i czarodziejów. W którymś momencie Hermiona pochyliła się do Severusa i wyszeptała mu do ucha „Och, gdyby profesor Binns potrafił tak opowiadać!”.
– Jak wrócimy, przedstawię ci naszego nowego profesora, zobaczysz, że jest znakomity – odparł półgłosem.
Severus darował sobie sery. Część śmierdziała szatańsko, część była zapleśniała i wyglądała, jakby zaraz mogła sama odejść. Hermiona podśmiewała się trochę z niego, ale sama wzięła tylko jeden, wyglądający w miarę normalnie. Skończyła właśnie pierwszą kromeczkę bagietki, gdy do sali jadalnej weszła jakaś kobieta, podeszła do nich i wykonała elegancki ukłon, uśmiechając się do nich szeroko. Była dość krępa, ale wysoki kok na głowie i kilka kosmyków rudych włosów opadających po bokach wyszczuplały jej twarz. Brązowe oczy odcinały się mocno na tle mlecznobiałej karnacji ozdobionej kilkoma piegami na policzkach i nosie.
– Pozwólcie – zerwał się z krzesła Jean Jacques – przedstawię wam Jacqueline Declerque, naszą Szefową Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Jacqueline, poznaj Hermionę Granger z Brytyjskiego Ministerstwa Magii i Severusa Snape’a, dyrektora Hogwartu. Jacqueline była osobiście odpowiedzialna za przygotowanie dla was schronienia – dodał, kiedy wszyscy wymieniali uścisk ręki.
Ponieważ kobieta wiedziała o wszystkim, co się dzieje, rozmowa zeszła na ostatnie wydarzenia.
– Wiecie, czy wasi Aurorzy zrobili jakieś postępy w śledztwie? – spytała Jacqueline, siadając koło Ministra.
– Nie jestem przekonany, że to śledztwo będzie poważnie prowadzone – odparł Severus. – Jestem raczej przekonany, że będzie bardzo stronnicze.
– Parę godzin temu próbowali aresztować Severusa – wyjaśnił Jean Jacques, nalewając Jacqueline czerwonego wina.
Kobieta odebrała kieliszek, podziękowała mu i popatrzyła na Severusa.
– Bez dowodów, bez niczego?
– Najwyraźniej dla naszego Szefa Biura Aurorów liczyło się tylko to, żeby zmusić mnie do pójścia z nimi.
– Widzę, co chce pan powiedzieć. Jednym słowem na prawdziwe śledztwo nie ma co liczyć. Wiecie chociaż, jak zginął?
Severus potrząsnął przecząco głową.
– Wykrwawił się z powodu obrażeń. Odcięte obie dłonie i pełno innych – odparła równocześnie Hermiona.
Severus spojrzał na nią zaskoczony. W Proroku nic o tym nie pisali, ani we wczorajszym wieczornym, ani w dzisiejszym codziennym.
– Mówili o tym tutaj, a u nas nic?
Równocześnie zdziwił się, że szefowa DPPC o tym nie słyszała. Widok zdumionych min Ministra i Jean Jacquesa zdziwił go jeszcze bardziej.
Hermiona spojrzała na niego i zamarła. Przed oczami miała leżące na podłodze ciało Kingsleya; jasnofioletowa szata była tak nasiąknięta krwią, że stała się aż czarna. Kikuty obu rąk rozrzucone szeroko na boki, obie dłonie odrzucone pod ścianę również zbryzganą krwią. Zawsze brązowa twarz miała tym razem szary kolor i była strasznie wykrzywiona. W otwartych oczach widać było bezgraniczny ból.
Severus zobaczył, jak dziewczyna patrzy nagle pustym wzrokiem gdzieś na stół, otwiera z przerażenia oczy i łapie się gwałtownie za usta. W następnej chwili zerwała się i zaczęła strasznie krzyczeć.
Przy stole zapanowało zamieszanie.
– Hermiono, co ci się stało?! Hermiono...?! Hermiono!!! – Severus złapał ją mocno za ramiona.
– Mademoiselle Granger?
– ‘Ermione???
Hermiona wybuchnęła płaczem i zaczęła wyć. Szarpnęła się do tyłu, popychając krzesło i wywracając się na ziemię. Jean Jacques wyskoczył zza stołu i razem z Severusem padli na kolana i próbowali ją przytrzymać i uspokoić.
– Nie!!! Nie! – krzyknęła Hermiona, nadal się szamocząc.
Severus pochylił się nad nią i unieruchomił ją w ramionach.
– Biegnij po jakiegoś Uzdrowiciela, szybko! – rzucił do Jean Jacquesa, nawet nie spojrzawszy na niego. – Hermiono, uspokój się! Hermiono... co ci jest...?!
Usłyszał łomot drzwi, gdy Jean Jacques wypadł z sali i spróbował choćby posadzić dziewczynę. Hermiona przestała się szarpać, ale za to zaczęła płakać jeszcze głośniej i bardziej rozpaczliwie. Pozwoliła się pociągnąć i usiadła, złapała się za włosy i szlochając, zakryła sobie nimi twarz.
– Co ja... zro... biłam!... Boże... Co... ja... zrobi...łam – wyłkała głośno.
– Hermiono?! O czym ty mówisz?! Co się dzieje?! – Severus poczuł, jak ogarnia go strach. Merlinie, o czym ona mówi???!!!
– Nie... – wyłkała rozpaczliwie. – Severusie... Boże... To... to ja...
Czuł, jak mu się jeżą włosy na głowie. I bał się tego, co mógł usłyszeć.
– Hermiono, co się dzieje?! Co „ty”???
Dziewczyna zachłysnęła się i otworzyła oczy. Pełne bólu i szoku.
– To ja... To ja go zabiłam...
I rozpłakała się na nowo, zaciskając oczy, jakby nie chciała widzieć przerażenia malującego się na jego twarzy.
Jacqueline usiadła ciężko i spojrzała na Ministra, który stał i trzymał się kurczowo oparcia krzesła.
Severus uklęknął na podłodze, objął mocno dziewczynę i zaczął ją głaskać po włosach. Nie wiedział, co powiedzieć, więc tylko szeptał coś uspokajającym tonem i bujał się lekko razem z nią. Dziewczyna momentami płakała, momentami wyła i próbowała się mu wyrwać, ale nie puszczał jej.
Merlinie... Merlinie... Pewnie przypomina sobie, co... zrobiła... To to miał na myśli ten sukinsyn, mówiąc, że się nią zajęli... Smith, ty sukinsynu... zabiję cię za to... Co ona mówiła? Że miał ucięte ręce... Merlinie, Hermiona ucięła mu ręce...
Zatrząsł się i do oczu napłynęły mu łzy. Czuł ból i przerażenie, ale tym razem wiedział doskonale, że odbiera JEJ odczucia. Teraz musi cierpieć katusze, przypominając sobie to wszystko... To musiał być koszmar... Musieli ją do tego zmusić Imperiusem, sama z własnej woli przecież by nikogo nie zamordowała... i to jeszcze w taki sposób...
Miał jakieś dziwne wrażenie, że powinien coś zrozumieć. Że zobaczył... usłyszał? właśnie coś, co powinno mu coś powiedzieć. Parę sekund próbował to uchwycić, ale dziewczyna zajęczała właśnie żałośnie, więc natychmiast wrócił do niej.
– Uspokój się, maleńka. No już. Uspokój się. Już po wszystkim. Hermiono... proszę...
Drzwi stuknęły jeszcze raz i za jego plecami zapanowało jakieś zamieszanie. Po chwili ktoś podszedł do nich z jednej strony, a z drugiej uklęknął koło niego Jean Jacques.
Severus spojrzał na pochylającą się nad nimi kobietę w szaro-srebrnej szacie. Ta otworzyła jakąś fiolkę i powiedziała coś po francusku. Jean Jacques odsunął ręce Hermiony od twarzy.
– Przytrzymaj ją. Musi to wypić – wyjaśnił równocześnie.
Kobieta wlała dziewczynie do ust zawartość całej fiolki i po chwili Hermiona zaczęła się uspokajać i w końcu osunęła się bezwładnie w ramionach Severusa. Ledwo ją utrzymał.
– Merlinie... co jej się...
– Co to było? – zapytał, kładąc ją na ziemi.
– ... stało... To był eliksir powodujący utratę przytomności. Chwilową – wyjaśnił Francuz. I widząc dziwną minę Severusa, dodał:
– Nie wiedziałem, co jej jest. Czy ją coś boli, czy co... wyglądało to tak, jakby ... miała jakiś atak... Więc kazałem dać jej coś, żeby nic nie czuła... Co jej jest? Mówiła coś?
Spojrzał na zszokowaną minę Severusa, zobaczył równie przerażone twarze Ministra i Jacqueline i zbladł, zanim jeszcze usłyszał odpowiedź.
– To ona zabiła Kingsleya Shacklebolta...
– Oh Merlin...