Rok po Drugiej Wojnie Hermiona wpada na trop spisku w samym sercu Ministerstwa Magii. Spiskowcy chcą wprowadzić supremację czystej krwi i wyeliminować inne grupy społeczne. Ich pierwszymi celami są Hermiona Granger i Severus Snape. Czy Hermionie i Snape
Środa, 15.04
Ponieważ nie było już w domu Rona, więc mogła wstać bardzo wcześnie i przyjść do pracy już na piątą rano, żeby skończyć przygotowywać dokumenty dla nowej asystentki. Wszystkie pergaminy były teraz poukładane tematycznie na biurku. Wzorem mugolskich post–itów, w magiczny sposób przyczepiła do nich niewielkie, kolorowe karteczki z opisami. Przy pilniejszych sprawach, kiedy zbliżał się termin oddania jakiegoś raportu czy pisma, karteczka zaczynała wibrować.
Kiedy odkładała ostatnią, długą na pięć stóp rolkę pergaminu, było już trochę po ósmej i do biura wszedł Rockman prowadząc pod rękę jakąś jasnowłosą czarownicą. Hermiona nerwowo reagowała na blondynki, szczególnie te o błękitnych oczach, ale natychmiast stwierdziła, że to nie ta sama, którą zastała w jej łóżku w towarzystwie jej chłopaka. BYŁEGO chłopaka! poprawiła się natychmiast.
– Dzień dobry, Hermiono – Rockman posłał jej bardzo ojcowskie spojrzenie. – Oto Aylin Black, która przejmie twoje stanowisko. Aylin, poznaj Hermionę Granger.
Aylin była wysoką blondynką. Ubrana była w różową szatę, która przypominała Hermionie Umbridge. Blond włosy zwiazała w duży, elegancki kok na czubku głowy. Zamiast podać na powitanie rękę, złapała się za usta i zawołała.
– Hermiona Granger? TA Hermiona Granger?!
Hermiona natychmiast pomyślała A ile jest Hermion Granger..?!, ale potaknęła grzecznie i wycięgnęła do niej rękę. Aylin podała jej swoją i kiedy Hermiona cofnęła dłoń, od spodu zobaczyła parę śladów różowej szminki. Opanowała chęć otarcia jej o szatę.
– Bardzo mi miło, Aylin. I dzień dobry, panie Rockman.
– Przekazując wszystkie sprawy Aylin zacznij od analizy połączenia pestek Myristica i pyłem ze sjenitu. Będzie mi to potrzebne na jedenastą.
Hermiona uśmiechnęła się. Była z siebie dumna. Gruba rolka pergaminu leżała na samym brzegu z czerwoną karteczką, która wibrowała już cicho.
– Oczywiście, panie Rockman – sięgnęła po nią i podała ją Aylin. – Tak właśnie myślałam!
Rockman sprawiał wrażenie, jakby zderzył się z pędzącym olbrzymem. Napomknął tylko raz, tydzień temu, że dziś idzie do Św. Munga z Lisą Walker z sekcji Zaklęć spotkać się z tamtejszym działem badawczym, a ona to zapamiętała?! Szybko starł z twarzy wyraz zaskoczenia, podziękował skinieniem głowy, obrócił się i wyszedł.
Przekazywanie stanowiska szło jak po grudzie. Aylin była z pewnością bardzo piękna, ale zdaniem Hermiony, jej uroda szła w parze z głupotą. Kobieta była mężatką i chwilami Hermiona miała ochotę zapytać, czy jej panieńskie nazwisko nie brzmi Crabbe albo Goyle.
Po wyjaśnieniu pięciu najważniejszych projektów okazało się, że Aylin zapomniała już, o co chodziło w dwóch pierwszych.
Głupsza niż ustawa przewiduje... Jak ona się tu dostała?! Skonfudowała kogoś czy jak?
Po lunchu przeszła do biura Berniego, gdzie otworzyła szafę, która wyglądała na niewielką, ale chyba potraktowano ją zaklęciem zwiększającym, bo w środku mógłby schować się hipogryf. Przeglądając pierwsze z brzegu pergaminy zapragnęła nagle mieć Zmieniacz Czasu.
Herbata nalana tuż po obiedzie stygła już parę razy. Za każdym razem, kiedy Hermiona przypominała sobie, że chce jej się pić, mruczała Aestus, żeby ją ogrzać, po czym postanawiała poczekać chwilkę aż ostygnie... Wieczorem rozbolała ją głowa.
Po przekopaniu się przez zawartość szafy przyszła kolej na sprawdzenie co jest w szufladach biurka. Hermiona usiadła na podłodze w kącie między ścianą i biurkiem. Gwałtowny ruch wywołał ostry ból głowy, więc starając się go opanować oparła się o ścianę. Usłyszała jakieś głosy więc otworzyła oczy, zaskoczona, bo nie pamiętała, żeby je zamykała. Już chciała się podnieść, kiedy...
– No i jak ma się twoja mała szlama? Złapała przynętę?
– Żebyś wiedział jak ochoczo! Nie każdemu trafia się awans po paru mięsiącach pracy... Przejrzała wszystkie akta Berniego i to ja chyba wykończyło – głos pana Rockmana brzmiał o wiele mniej ojcowsko.
Hermiona zamarła. CO???!!...
– Żeby jej szlag nie trafił za szybko, Tyler...
– To byłoby przedwczesne, Peter. Nie bój się, gwarantuję ci, że dożyje do końca naszej małej zabawy.
– Poszła już?
O Boże....
Rozległ się nagły stukot, szuranie i Hermiona w panice ścisnęła różdżkę i rzuciła na siebie niewerbalnie zaklęcie kameleona. Uczucie stróżek lodowatej wody spływającej z głowy po całym jej ciele minęło akurat w momencie, gdy usłyszała zbliżające się kroki. Spojrzała na siebie i zobaczyła tylko szary dywan i drewnianą klepkę.
Ktoś, zapewne Rockman, wszedł do jej biura. Lampy gazowe paliły się łagodnym blaskiem. Hermiona dorzuciła jeszcze na siebie Silencio i powolutku skuliła się. Mężczyzna podszedł aż do okna i faktycznie, to był Rockman. Rozejrzał się wolno po całym biurze, popatrzył poprzez nią na biurko i jakby się zawahał przy odsuniętym krześle. Hermiona bała się na niego patrzeć, ale też bała się zamknąć oczy, więc tylko przymknęła je i spoglądała na niego spod rzęs. Na wszelki wypadek wstrzymała oddech, żeby zupełnie się nie ruszać.
Po chwili Rockman obrócił się i wrócił do swojego gabinetu.
– Wcale się nie dziwię. Wyglądała kiepsko, kiedy dwie godziny temu kończyliśmy.
Dwie godziny temu?!!
– Będzie trzeba opieprzyć sprzątaczki. Drzwi otwarte, lampy nie zgaszone... Będziemy płacić galeony!! Zdecydowanie wolę skrzaty domowe. Te przynajmniej by się ukarały. Nie sądzę, żeby sprzątaczki to zrobiły.
Chwilę panowała cisza, coś zaszurało i znów przemówił ten drugi mężczyzna.
– Davy rozmawiał z Jimmem i podsunął mu pomysł pomocy Hogwardu w Projekcie PWZM. Uwierzysz, że sam wpadł na pomysł rozmowy ze Snapem?!
Rozległ się rubaszny śmiech.
– Co teraz?
– Musimy działać szybko. Jeśli Snape faktycznie był po stronie Czarnego Pana, to nam w tym pomoże.
– A co z półkrwi?
– Ta sama zasada. Choć najważniejsze jest pozbyć się szlam. Za parę lat muszą zniknąć z naszego świata zupełnie.
– Rozmawiałem już z Nigelem na temat zaklęć i eliksirów abortio i antykoncepcyjnych.
– To jest absolutny priorytet. Ale będziesz musiał jakoś wpłynąć na Dicsa...
– W ostateczności zostaje nam Imperius.
– Wpierw musimy się pozbyć paru szefów departamentów i wydziałów.
– Nie mamy nikogo w DPPC
– Smith się tym zajmie.
– Scott wpadnie do mnie jutro. Lepiej byłoby, żeby następną naradę zorganizował on. Może wyglądać podejrzanie, jak wszyscy będziemy widywać się tylko w Norris Manoir. A przecież nie możemy się spotykać w mugolskim świecie...
– Masz rację, mój drogi. Dobrze, późno już. Czas się zbierać. Ucałuj ode mnie naszą drogą Aylin. Ach, właśnie, co o niej myślisz?
– Jest głupia jak but z lewej nogi.
– Kazałem jej trochę grać.
– No to ma niezłe zdolności aktorskie..., ale chyba o to chodziło, prawda?
– Pamiętaj, Granger ma wytrzymać do końca! Nie ważne, w jakim stanie.
– Powiedziałem ci już, żebyś się nie martwił. Ja też już idę, tylko tu trochę uprzątnę. Poczekasz na mnie przy Fontannie?
Rozległo się cichutkie skrzypienie otwieranych, a następnie zamykanych drzwi. Potem stukoty przesuwanych rolek pergaminów, szelest szaty wlokącej się po parkiecie... zgasły lampy, drzwi otworzyły się po raz kolejny, zamknęły i zaległa cisza.
Hermiona siedziała w stanie bliskim histerii. Nie zrozumiała do końca podsłuchanej rozmowy, ale wyraźnie czuła, że było źle, bardzo źle!
Merlinie, pan Rockman?! To naprawdę był on?! O mój Boże... ! Jak to możliwe....! Przecież zawsze był taki dobry, taki opiekuńczy....! No jasne, że się o ciebie troszczył! Po to, żebyś przeżyła do końca tego czegoś...! A ten drugi? Kim był ten drugi? Peter... Peter... Ach, Peter Norris, bo mówili o Norris Manoir! Był też jakiś Stone i Smith... Boże, i mówili o Snapie! Coś od niego chcą... O co chodziło z tymi zaklęciami...? Co oni w ogóle chcą od szlam i półkrwi...? Co oni chcą od ciebie!!???!!!
Opanowało ją dzikie, szalone pragnienie ucieczki, ale zanim poderwała się, przeszył ją nagły strach i przykuł z powrotem do podłogi.
Nie ruszaj się! Jeszcze nie! A co, jeśli pan Rockman tylko udawał, że wyszedł?! Albo Norris?! Co, jeśli któryś z nich czeka obok, żeby sprawdzić czy naprawdę ciebie nie ma?! Nie ruszaj się, nie oddychaj, nie patrz!
Musiała czekać. Jeszcze trochę. Żeby być pewną, że tam obok nikt się na nią nie czai, że nikt nie wróci... inaczej nie dotrwa do końca...!
Czas wlókł się, odmierzany uderzeniami serca, które trzepotało się rozpaczliwie w jej piersi, niczym schwytany w potrzasku ptak. Zasłyszane słowa dzwoniły w jej umyśle, obijając się o siebie, wirując jak oszalałe coraz szybciej i gwałtowniej, ale przerażenie i szok zdusiły w niej krzyk.
Czekaj jeszcze trochę. Póki czekasz, nikt cię nie widzi i jesteś bezpieczna. Nikt cię nie zabije. Nie ruszaj się. Nie oddychaj. Nie myśl.
Mijały minuty i z wolna zaczęła widzieć podłogę w bladym świetle księżyca wpadającym przez okno. Zaczęła dostrzegać kształty mebli i ścianę. Z wolna serce zaczęło się uspokajać i mogła nabrać głębiej powietrza.
Nie miała pojęcia, ile tak siedziała. Dopiero po bardzo długim czasie odważyła się poruszyć. Na trzęsących się rękach delikatnie przeniosła się na czworaka i nadal mając na sobie zaklęcie kameleona i Silencio, wolno wysunęła głowę zza biurka wypatrując ukrytych nóg, rąbka peleryny czy wysłuchując cudzego oddechu. Nic. Nie ma nikogo. Dopiero po chwili odważyła się wstać. Na palcach, przy ścianie, ruszyła w kierunku drzwi i wtedy przypomniała sobie, że przecież ma ze sobą torbę.
Rozejrzała się dookoła i nagle zrozumiała, czemu Rockman zastygł nieruchomo przy jej biurku. Jej torba leżała na odsuniętym krześle...
O cholera jasna...
Kiedy wyskoczyła z kominka w swoim salonie, było tuż po pierwszej w nocy. Chwiejnie poszła do kuchni zrobić sobie herbaty, a potem ciężko osunęła się na kanapę. Krzywołap przyszedł natychmiast i położył się jej na kolanach. Zaczęła go odruchowo głaskać i kot się rozmruczał. To faktycznie niezła terapia...
Musiała przemyśleć całą sprawę.
Wychodząc z biura miała jakiś przebłysk zdrowego rozsądku, bo zostawiła torbę na krześle. Choć podejrzewała, że nie chodziło tu o zdrowy rozsądek, ale o palące pragnienie ucieczki, które po prostu eksplodowało w niej, gdy uwierzyła w końcu, że nikt na nią nie czekał.
No więc będzie udawać, że zapomniała zabrać torbę. Musi przyjść trochę później, żeby parę osób zwróciło na to uwagę. Wytłumaczy się długą naradą z Rockmanem. Ale jednocześnie nie wolno jej się spóźnić. Nie spóźniła się nigdy w życiu i jutro nic nie mogło różnić się od normalności.
Musi być zadowolona i radosna. Po paru ostatnich dniach może wygladąć na zmęczoną, ale nie przerażoną!!! Żadnych nerwowych reakcji. Nie było jej tam, nic nie słyszała, nadal uwielbia swojego szefa i jest najszczęśliwszą czarownicą na świecie. Jakby jej źle szło, może wyjaśnić to zerwaniem z Ronem.
To był plan na jutro. Plan na trochę dalszą przyszłość był trochę bardziej skomplikowany.
Potrzebuję kogoś do pomocy. Sama nie dam sobie rady... To może być jedna, góra dwie osoby. Ale kto...
Ron odpadał w przedbiegach. Nie wiedząc, co powiedział swoim rodzicom, nie wiedziała jak ułożą się jej stosunki z Wesleyami – więc z żalem skreśliła, przynajmniej wstępnie, pana Wesleya. Percy podobnie. Poza tym nigdy nie wiadomo jak zareaguje, ze swoim świrem na tle przełożonych.... Jej rodziców wogóle nie było co brać pod uwagę.
Harry... Może. Wiedziała, że może zawsze na niego liczyć, ale on zwracał na siebie zbytnią uwagę. Poza tym, co tu dużo mówić, nie miał za wiele doświadczenia. Ona zresztą też! Rok szukania horkruksów sporo ich nauczył, ale sama musiała przyznać, że mieli więcej szczęścia niż rozumu. Potrzebowała kogoś, kto miał doświadczanie. Cholera, przydałby się tu taki James Bond westchnęła z żalem i nagle zamarła.
W czasie procesu Snape’a nie raz porównywała jego rolę do słynnego agenta z jednego z jej ulubionych seriali. Był podwójnym agentem przez dwadzieścia lat i udało mu się oszukać samego Voldemorta... Miał doświadczenie, wiedzę, zdolności i na pewno instynkt! Znał pewnie część z tych ludzi, o których mówili Rockman i Norris! No i przecież coś od niego chcieli! Oni mogli mieć wątpliwości po czyjej stronie stał, ale ona nie miała żadnych! Snape! Potrzebuje do pomocy Snape’a!
I tu nagle uszło z niej powietrze, jak z przekłutego balonu. No właśnie, to był Snape. Profesor, który przez sześć lat gnębił ją i doprowadzał do łez i szewskiej pasji. Nie sądziła, żeby teraz nagle stał się milutki i grzeczny jak baranek, zaofiarował swoją pomoc i znów ryzykował życiem...
Parę chwil biła się z myślami, rozdarta między przekonaniem, że Snape był najlepszą osobą, która mogłaby jej pomóc i strachem przed proszeniem go o cokolwiek. W końcu zdecydowała. Spróbuje mimo wszystko, w najgorszym razie Snape jej odmówi i tyle. Przecież jej nie ugryzie. Zrobi to jak najszybciej. W tą sobotę. Po jego odmowie pójdzie do Harry’ego.
Zostało jej jeszcze najgorsze – przypomnieć sobie całą podsłuchaną rozmowę i próbować zrozumieć o co chodzi. To jednak odłożyła na bok. Musiała trochę odpocząć, inaczej jutrzejszy dzień będzie koszmarem.
Położyła się do łóżka, skuliła owijając kołdrą i przez długie godziny nie mogła zasnąć. Przez głowę przemykały mniej lub bardziej przekonujące argumenty dla Snape’a i mieszały się ze strzępkami rozmowy Rockmana i Norrisa i wizjami jej śmierci podsuwanymi przez rozgorączkowaną wyobraźnię.
W końcu wymęczony organizm poddał się i zapadła w bardzo niespokojny, nerwowy sen.
CDN...
Chyba zaczyna wracać myśląca Hermiona!
Jestem ciekawa, dlaczego chcą ją przetrzymać do końca. Przecież jeśli będzie ledwo żywa to do niczego im się nie przyda, a raczej szybko wpadnie na ich trop.
Czyżby Aylin była nieco młodszą wersją Umbridge?
No i ciekawi mnie, jak Hermiona spróbuję przekonać Snape'a do pomocy. No i kiedy, skoro nie ma na to czasu
Swoją drogą: musieli mieć naprawdę spory syf w papierach.