Rok po Drugiej Wojnie Hermiona wpada na trop spisku w samym sercu Ministerstwa Magii. Spiskowcy chcą wprowadzić supremację czystej krwi i wyeliminować inne grupy społeczne. Ich pierwszymi celami są Hermiona Granger i Severus Snape. Czy Hermionie i Snape
– Zawarliśmy Rytuał Magicznej Wspólnoty – wyjaśnił Snape. – Mamy dwustronny magiczny pergamin, więc możemy ze sobą rozmawiać bez obawy, że ktoś zwróci na to uwagę. Spotykać możemy się tylko i wyłącznie w mugolskim świecie, więc zrobiłem listę różnych miejsc w Londynie, do których oboje możemy się w miarę łatwo dostać, choć nigdy nie bezpośrednio. Zawsze używamy mugolskiego transportu.
Dumbledore uniósł ze zdumienia brwi. Minerwa nie mogła go za to winić, ona sama też była nie mniej zaskoczona.
– A propos... – przypomniało się Hermionie. – Czy ktoś z państwa zna Charlesa Patil? Dziadka Padmy i Parwati?
– Oczywiście, że znam – odparła Minerwa. – Czemu pytasz?
– Ponieważ on też pracuje w Ministerstwie. Zajmuje się świstoklikami. Gdybyśmy mieli jakiś... to mogłoby nam bardzo pomóc. Ale nie wiem, czy możemy mu ufać...
– Możesz, moja droga. Charles Patil to pan starej daty, bardzo prawy i honorowy i mający bardzo surowy kodeks zasad moralych. Nigdy nie złamie danego słowa i nigdy nie odmówi pomocy tym, którzy jej potrzebują, jeśli tylko reprezentują te same wartości, co on. Można powiedzieć, że dla was zrobiłby wszystko.
Zauważyła, że Snape drgnął lekko.
– Pozostaje jeszcze Imperius. Mogą zawsze rzucić na niego Niewybaczalne i wtedy nas zdradzi...
– Panie profesorze, być może o tym nie powiedziałam, ale on niedługo odchodzi z pracy na emeryturę. Więc może mógłby w ostatniej chwili nam pomóc, tuż przed odejściem? Wtedy ryzyko jest o wiele mniejsze. A jeśli mógłby nam załatwić jakiś nielicencjonowany świstoklik...
– Spróbuję się jakoś z nim skontaktować.
– Pozwól mi się tym zająć, Severusie. Wisi u nich portret Felixa Summerbee, poproszę, żeby z nim porozmawiał – zaofiarował się Dumbledore.
– I niech skontaktuje się ze mną... – powiedziała prędko Hermiona. – Może choćby wysłać mi wiadomość samolocikiem. Nie mogą przecież kontrolować WSZYSTKICH wiadomości, które wysyłamy! Poza tym w przyszłym tygodniu będzie latać z dziesięć razy więcej przesyłek...
– Skąd wiesz? – spytał Snape.
– Bo pod koniec przyszłego tygodnia jest kwartalny konkurs na najlepszego pracownika. W poniedziałek czy wtorek ukarze się quizz, na który trzeba odpowiedzieć i w piątek będzie losowanie. Żebyście wiedzieli, co się wtedy dzieje... – pokręciła głową. Do tej pory wprawiało ją w zdumienie, że dorośli ludzie mogą zachowywać się zupełnie jak małe dzieci. – Do tego większość przesyłek jest albo pisana magicznym atramentem, albo szyfrowana, żeby w razie przechwycenia nikt nie mógł odczytać odpowiedzi. Niech pan Patil napisze do mnie używając magicznego atramentu.
Dumbledore spojrzał na Ewerarda na portrecie na drugiej ścianie.
– Bardzo dobrze, panno Granger, zajmę się tym, bo wy, zdaje się, macie inne zmartwienia na głowie. Severusie, co z tym wspomnieniem o tobie?
Minerwa podniosła głowę z nadzieją w oczach. Kiedy Severus mówił o sobie, z całkowitym spokojem na twarzy, była wściekła. Znowu chcą mu to zrobić! Znowu niszczą mu życie! Czy ten człowiek nie wycierpiał już wystarczająco dużo?! Ku swojemu zdumieniu zobaczyła teraz, że spojrzał na Hermionę z wyrazem uznania i ... jeszcze czegoś w oczach.
– Panna Granger zaproponowała podmienić fiolki i na tą z fałszywym wspomnieniem rzucić zaklęcie tłuczące. W ten sposób Smith, który ma wspomnienie, będzie przekonany, że to on ją stłukł i nikt nie będzie podejrzewał, że ich obserwujemy.
– Kiedy to zrobimy? – zapytała Hermiona, licząc na to, że zarówno profesor McGonagall jak i Dumbledore pomogą jej w razie czego wyperswadować mu, że to ma być zrobione TERAZ.
– W niedzielę. Na wtorek zapowiedział swoją wizytę Jimm Douglas, mogę się tylko domyślać, że przyjdzie z nim Smith i poprosi mnie o krótką, prywatną rozmowę – odparł ironicznie Snape. – Gdyby w niedzielę się nie udało, w poniedziałek możemy...
– Zrobimy to w niedzielę. Nie wyjdę stamtąd dopóki nie znajdziemy tego wspomnienia i osobiście go nie podmienię – przerwała mu bezpardonowo. – Nie chcę słyszeć o żadnym poniedziałku.
Minerwa spojrzała niemal zszokowana na swoją gryfonkę; już dawno nikt nie odważył się na coś takiego. Ale Hermiona bez obaw patrzała na Severusa, ten zaś tylko zmrużył oczy wyraźnie zły, ale nic nie powiedział. Doszła do wniosku, że musiała kryć się za tym jakaś grubsza historia.
Dumbledore udał, że nic nie zauważył, choć też bardzo go to zaskoczyło.
– Zgodziłbym się z panną Granger. Nie mogą mieć nic na ciebie, Severusie.
– Zrozumiałem, Dumbledore – odwarknął ten, zaczynając tracić cierpliwość.
– I bardzo mnie to cieszy. Druga sprawa, co z tymi eliksirami? Nie można dopuścić, żeby zaczęli je podawać kobietom.
– Profesor Snape miał genialny pomysł, żeby podmienić eliksir i na jego miejsce dać jakiś inny, który nie powoduje żadnych reakcji. Ale będziemy musieli to robić regularnie, bo ich eliksir jest zdatny do użytku tylko parę dni. Zapewne będą go warzyć często, żeby dostarczać nowe fiolki na Oddział Kobiecy. Nie mamy jednak pojęcia, od kiedy zaczną i jak często będą to robić... – dziewczyna pomyślała, że komplement trochę złagodzi jej poprzednie grubiaństwo. Snape tylko rzucił jej protekcjonalne spojrzenie, ale nie skomentował jej słów w żaden sposób. Zwróciła się więc do Dilys. – Pani Derwent, do tego również będziemy potrzebować pani pomocy. Trzeba będzie jakoś sprawdzić co się dzieje w Św. Mungu...
– Panno Granger, może pani na mnie liczyć – odparła z zaciętym wyrazem twarzy Dilys. – Jutro będziecie mieli już pierwsze nowiny, to mogę wam obiecać.
Na chwilę zaległa cisza. Temat wydawał się być wyczerpany. W końcu odezwała się profesor McGonagall.
– Swoją drogą to niesamowite, że tak niewielka grupka ludzi może uznać, że mają prawo narzucić swoje przekonania całej społeczności czarodziejskiej... Przecież to jakiś absurd!
– Oni uważają, że właśnie oni mają rację i to cała reszta świata idzie nie w nogę – ponuro odparła Hermiona.
Snape zupełnie mimo woli pomyślał, że coraz bardziej podobają mu się jej wyrażenia i komentarze.
– Proponuję skończyć na dziś. Panna Granger wybiera się jutro wcześnie rano do Paryża, lepiej, żeby się choć trochę przespała przed podróżą. Reszta weekendu też nie będzie lekka.
– Domyślam się, że nie w celach turystycznych? – spytał Dumbledore.
Do Hermiony dotarło, że jest już prawie dziewiąta wieczorem. A ona musiała się jeszcze spakować!
– Wyjaśnię ci wszystko później, Albusie.
Dziewczyna podniosła się i zaczęła żegnać, zaczynając od ukłonu portretom. Profesor McGonagall przytuliła ją lekko do siebie. Na koniec podeszła do Snape’a, który uścisnął mocno jej rękę i przytrzymał chwilę.
– Daj znać, co załatwiłaś. Uważaj na siebie. I w razie problemów pisz.
– Oczywiście, panie profesorze.
– Dobranoc, panno Granger – powiedział już normalnym głosem i zaczął zdejmować tymczasowo osłony.
Hermiona uśmiechnęła się lekko i podeszła do kominka. Tym razem miała prawo wrócić do siebie przez Sieć Fiuu.
Alarm włączył się za pięć czwarta. Hermiona wyłączyła go natychmiast i jeszcze chwilę leżała w łóżku. Barbarzyńska godzina. Kto wymyślił wstawanie rano. Facet naprawdę musiał się nudzić...
Po szybkim prysznicu i śniadaniu zebrała się, zmniejszyła spakowaną wczoraj niewielką torbę z ubraniami, butami na zmianę i kosmetykami i książkę od Harry’ego i włożyła ją do kieszeni mugolskiego lekkiego płaszczyka. Parę minut później zadzwonił domofon – jej ojciec czekał już na nią na dole, żeby zawieźć ją do Dover, na dworzec kolejowy.
Na miejsce dojechali bez przeszkód i chwilę błądzili starając się znaleźć wjazd na parking, który służył do podwożenia pod budynek pasażerów. W teorii był to parking „minutowy”, w praktyce, szczególnie w sobotę rano, stało tam tyle samochodów, że już sam przejazd między kręcącymi się kierowcami, pasażerami i ich walizkami zajmował więcej niż pięć minut.
– Cyrk na kółkach – mruknął pod nosem Perry. – „Welcome – Bienvenue”, wszystko pięknie, strzałki są, ale tyle ich, że nie wiem, którędy jechać...
W końcu udało mu się podjechać pod samo wejście.
– Bądź ostrożna, kochanie!
– Będę, tato. Nie martw się! – dziewczyna pocałowała go w policzek i wysiadła z auta.
– Jakby co, to znasz adres ciotki Dominique?
– Rue Lecourbe w XV dzielnicy, ale jak zwykle nie pamiętam numeru. Ale wiem gdzie to jest, nie przejmuj się, dam sobie radę!
Ktoś za nimi zaczął trąbić. Perry z trudem opanował chęć wychylenia się przez okno i powiedzenia temu tam, co o nim myśli, ale Hermiona zatrzasnęła drzwi, pomachała ręką i weszła przez rozsuwane drzwi do Holu Głównego.
Na wielkiej tablicy sprawdziła godzinę i rozkład pociągów.
8:05
Shuttle / Navette
U – 8.30
First call / premier appel – in / dans 15 min.
Second call / deuxieme appel – in / dans 25 min.
A – 8.50
First call / premier appel – in / dans 45 min.
Second call / deuxieme appel – in / dans 55 min.
Miała jeszcze czas kupić bilet na pociąg o 8.20. Czekając, aż będzie podstawiony usiadła na ławce przyglądając się ludziom chodzącym po dworcu i zastanawiając się czy może kiedyś będzie i tu peron 9 i ¾, z którego będą odchodziły czarodziejskie pociągi do Beauxbatons.
Na ekranie koło niej pojawiały się na zmianę informacje po angielsku i francusku o zachowaniu biletu do kontroli, reklamówkach linii EuroStar i życzeniach miłej podróży. Dookoła chodzili ludzie ciągnąc na kółkach większe i mniejsze walizki, nosząc torby i plecaki i Hermiona zupełnie się od nich nie różniła. Nie sądziła, żeby ktoś ją śledził – właśnie dlatego prosiła swojego ojca o zawiezienie jej do Dover, ale wśród tylu ludzi nie byłaby nawet w stanie tego zauważyć.
W pociągu zajęła miejsce przy oknie, twarzą w kierunku jazdy. Zasnęła prawie natychmiast jak ruszył – miała jeszcze tylko czas zobaczyć, że przejeżdżają przez most kolejowy. Zbudziła się dopiero, kiedy pociąg zatrzymał się godzinę później w Calais.
Teraz najważniejsze było znalezienie miejsca, z którego mogła się aportować na Place de la Bastille. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Wszędzie było pełno ludzi. Przed damską toaletą stała kolejka. Do windy ciągle pchali się ludzie z wózkami bagażowymi, dziecięcymi, walizkami, psami i dziećmi. Niewielki korytarz prowadzący do biura bagażu zagubionego był zapchany zdenerwowanymi podróżnymi.
Cholera, ci ludzie naprawdę nie mają nic lepszego do roboty, tylko łazić po dworcu kolejowym?!
Zdesperowana Hermiona zjechała na parking podziemny i tu wreszcie miała trochę szczęścia. Zaraz za wyjściem z holu z windami część parkingu była zagrodzona plastykowymi płachtami z napisem „Zamknięte z powodu remontu”. Mocno pachniało farbą. Rozejrzała się, w jej przekonaniu – dyskretnie, na boki i wśliznęła się tam. Zacisnęła oczy myśląc o celu i wymawiając równocześnie specjalne zaklęcie obróciła się w miejscu i zniknęła z głośnym pyknięciem.
Parę stóp za nią szło trzech uzbrojonych żołnierzy z odbezpieczonymi karabinami. Przy panującym we Francji stanie bezpieczeństwa nie było to nic dziwnego. Popatrzyli po sobie i jeden z nich, w randze Caporal, skinął głową najmłodszemu z nich, w randze Lieutnant.
– Régis, idź i sprawdź!
Młody chłopak podszedł szybko, odsunął na bok plastykowe płachty i rozejrzał się po niewielkiej przestrzeni. Zastawiona była rusztowaniami, na ziemi stała sprężarka powietrza służąca do rozpylania farby pod ciśnieniem. Pod ścianą zobaczył jakieś szmaty, wiadra, parę pustych butelek, ale dziewczyny nie było.
– Caporal chef... nie ma jej – powiedział, kiedy jego towarzysze podeszli do niego.
– Jak to „nie ma”. Przecież weszła parę sekund temu...!
– Nie wiem jak, ale nie ma jej tu...
Caporal odsunął kolbą karabinu plastyk i zajrzał do środka. Faktycznie, było pusto i absolutnie nie było jak się tam schować. W myślach zgodził się z młodszym kolegą, ale wolał nic nie mówić, żeby nie wyjść na kretyna. Jak ktoś ma wychodzić, to niech już nie wypada na niego.
– Jak może nie być!? Przecież nie wyparowała! – zdenerwował się Caporal chef.
– Cholera, znikła... jakoś... – odparł bezradnie Lieutnant.
– Il n’a pas de lumiere sur tous les étages – zaśmiał się złośliwie Caporal. (w dosłownym tłumaczeniu : „światła mu się nie palą na wszystkich piętrach”. Francuski odpowiednik naszego „brakuje mu piętej klepki”)
Niezależnie od ilości świateł, wyglądało na to, że dziewczyna faktycznie znikła…
CDN...