Rok po Drugiej Wojnie Hermiona wpada na trop spisku w samym sercu Ministerstwa Magii. Spiskowcy chcą wprowadzić supremację czystej krwi i wyeliminować inne grupy społeczne. Ich pierwszymi celami są Hermiona Granger i Severus Snape. Czy Hermionie i Snape
Ledwie weszli do środka, drzwi po drugiej stronie otworzyły się, wszedł mężczyzna z portretu i podszedł do nich energicznym krokiem.
Był przeciętnego wzrostu, szczupły i miał smagłą cerę. Dodatkowo wyszczuplał go czarny frak. Czarne, długie włosy miał luźno związane z tyłu. Kiedy podszedł i wyciągnął do Hermiony rękę, odruchowo podała mu swoją, ale ten ujął ją za czubki palców, pochylił się w nienagannym ukłonie i ucałował tak delikatnie, że ledwo to poczuła.
– Charles Chevalier. Mademoiselle Granger, to dla mnie zaszczyt panią poznać – przedstawił się, patrząc na nią z bliska i dopiero po tym puścił jej dłoń.
O Merlinie... to się nazywa mieć klasę! pomyślała dziwnie oszołomiona.
– Panie Ministrze, cała przyjemność po mojej stronie – na całe szczęście było to oklepane powiedzenie, więc udało jej się to wykrztusić całkiem odruchowo i bez jąkania.
Minister przywitał się z Jean Jacquesem i wtedy zobaczyła, że włosy miał związane czarną aksamitną wstążką i opadały mu lekko pokręconymi kosmykami aż do połowy łopatek.
– Pierwsza sprawa, Jean Jacques. Zdejmij blokadę z różdżki mademoiselle, nie mamy żadnych powodów, żeby obawiać się jej wizyty.
Mężczyzna zaprosił ich gestem do dużego stołu, różdżką przywołał dzbaneczek z kawą, filiżanki i cukier, usiadł koło Hermiony i poprosił, żeby zaczęła opowiadać. Po chwili Jean Jacques podał jej różdżkę, już bez dziwacznej kulki na końcu.
Dziewczyna powiedziała mniej więcej to samo, co parę minut wcześniej. Początkowe uprzejme zainteresowanie Ministra szybko zmieniło się w pełne uwagi skupienie.
– Jean Jacques, sądzisz, że to ma związek z niedawnymi wydarzeniami w Paryżu? – spytał swojego pracownika.
Ten westchnął ciężko.
– Cóż... do tej pory sądziliśmy, że to są niepokoje na tle rasowym, ale kiedy mademoiselle Granger opowiedziała, co się dzieje w Anglii, przyszło mi do głowy, że równie dobrze może się okazać, że my mamy do czynienia z tym samym problemem, który tylko błędnie zakwalifikowaliśmy? Tak się składa, że najstarsze rody czystej krwi czarodziejów wywodzą się ze starej francuskiej arystokracji. Którzy jednocześnie są białej rasy. Więc ostatnie napady na czarodziejskie murzyńskie i azjatyckie rodziny mogą nie oznaczać zamieszek na tle rasowym, ale na tle klas w naszym społeczeństwie.
Hermiona nie chciała się wtrącać w nieswoje sprawy, więc siedziała w ciszy, podczas kiedy obaj panowie dyskutowali nad ewentualnym związkiem jej problemu z ich własnym. W tym czasie przyglądała się dyskretnie Ministrowi. Miał ciemne, brązowe oczy otoczone długimi rzęsami, lekko haczykowaty, wąski nos. Taki trochę arystokratyczny, jak na starym rządowym emblemacie w mugolskim świecie. Ostro zarysowany podbródek, szczupłą, opaloną twarz, wąskie wargi... Dziewczyna poczuła lekkie pikniecie w sercu. Nie umiała do końca określić czemu. Jakaś myśl przeleciała jej przez głowę i umknęła i im bardziej Hermiona starała się ją uchwycić, tym bardziej zapominała ulotne wrażenie, że chodziło o coś innego.
Po chwili panowie przestali rozważać ewentualny związek tej sprawy z problemami, które pojawiły się we Francji. Minister chciał wiedzieć więcej, więc zaczęła od początku, tym razem opowiadając ze szczegółami. Ona opowiadała, panowie pytali i Hermiona nie zorientowała się nawet, że zdążyła zjeść wszystkie ciastka.
– Mademoiselle Granger, po pierwsze proszę przyjąć wyrazy uznania za pani dotychczasowe starania – powiedział Minister, kiedy doszła do planów na ten weekend. – Jestem pod wrażeniem.
Dziewczyna zarumieniła się lekko.
– Po drugie od dziś Jean Jacques będzie pani partnerem w tej sprawie, proszę nie wahać się z nim kontaktować. Zrobimy, co tylko możemy, żeby wam pomóc. Jean Jacques, jeśli trzeba, twoją działkę przejmie Gerard. Proponuję, żebyśmy teraz poszli na obiad, a potem opracujcie jakiś plan. Przy okazji idź do Skrzydła Północnego, być może mają tam coś interesującego.
– Panie Ministrze... bardzo dziękuję, naprawdę. W tej chwili potrzebujemy każdej pomocy, jaką możemy dostać. Przy okazji chciałabym obiecać, że postaram się nie nadużywać pańskiej oferty.
– Tu nie ma mowy o nadużywaniu. Proszę się nie krępować. Im szybciej to się skończy, tym lepiej i dla was i dla nas.
Minister i Jean Jacques wstali i w tym momencie dotarło do niej, że absolutnie nie powinna się pokazywać zbyt wielu ludziom.
– Przepraszam panów... ale sądzę, że nie powinnam z wami iść. Lepiej, żeby mnie tu nikt nie widział...
– Zdaję sobie z tego sprawę. Nie pójdziemy do Sali Jadalnej na dole, ale zjemy w saloniku, po drugiej stronie mojego gabinetu – zapewnił ją Minister.
Czując, jak zaczyna burczeć jej w żołądku, szybko do nich podeszła i poszli jeść. W trakcie obiadu zaczęła się luźna pogawędka.
– Powiem szczerze, że Bastylia zapiera dech w piersiach – powiedziała w którymś momencie Hermiona.
Sięgnęła po parę orzeszków i popiła je odrobiną białego, słodkiego wina. Ktoś na podobieństwo lokaja zaproponował jej tyle różnych gatunków alkoholu, że w końcu się złamała i zdecydowała się napić odrobinę. Minister pił Ricard zmieszany z wodą, a Jean Jacques lekko zamrożoną zaklęciem whisky i gdyby poprosiła o herbatę albo sok owocowy, wyglądałaby trochę śmiesznie.
– Mugole nie wiedzą co tracą – dodała. – Ale swoją drogą... czemu rozwaliliście całą Bastylię? I nic z niej nie zostawiliście? Bo dobrze wiem, że w mugolskim świecie nie został nawet kamień na kamieniu...
Jean Jacques, który jak się okazało, uwielbiał historię, sięgnął po gorące jeszcze, malutkie ciasteczka z kruchego ciasta, z odrobiną bekonu, sosu pomidorowego i sera.
– Wtedy w zasadzie czarodzieje byli tylko wśród szlachty, która stanowiła zaledwie jeden procent wszystkich mieszkańców Francji, a i to nawet nie! Bo w tym jednym procencie było jeszcze duchowieństwo, ale nikt rozsądny, kto miał magiczne zdolności, nie pchał się tam, to byłoby zbyt niebezpieczne. Niewielu było wśród mieszczaństwa. Chłopi... nawet jeśli się jakiś trafił, to się do tego nie przyznawał. Inkwizycja skończyła się już dawno temu, ale w dobie absolutyzmu można było się wszystkiego spodziewać. Nie będę ci opowiadał całej historii Francji, ale powiem tylko, że cała rewolucja była w zasadzie zasługą właśnie chłopów i mieszczaństwa. To oni, po fiasku Stanów Generalnych postanowili się zbuntować przeciw wszechwładzy króla, szlachty i duchowieństwa. Tych paru czarodziejów z mieszczaństwa poinformowało resztę o szykujących się buntach, ale co tamci mogliby zrobić? Nie byli wystarczająco liczni, po drugie należeli do stanu, którego przemów i tak nikt by nie posłuchał. Jedyne, co udało im się zrobić, to zablokować w czarodziejskim świecie Bastylię w stanie sprzed 14 lipca.
– Co to znaczy zablokować? – Hermiona nie potrafiła opanować pytań, nawet jeśli chodziło o tak nieistotną sprawę.
– Jak już pani zdarzyła się zorientować, we Francji czarodzieje żyją w innym, równoległym wymiarze – wyjaśnił Minister. Być może odpowiedział dlatego, że chciał zatrzymać w tajemnicy niektóre szczegóły. – Więc w tym samym miejscu istnieje równocześnie świat mugolski i czarodziejski. Czarodziejski to kopia mugolskiego, która jest co jakiś czas... można powiedzieć aktualizowana. Mamy u nas Departament, który się tym zajmuje, bo robimy to obszar po obszarze, a nie wszystko naraz. Poza tym musimy mieć zgodę mieszkańców... dobrze, to nie jest takie ważne – machnął ręką. – Ponieważ nie chcieliśmy w żaden sposób stracić Bastylii, zdecydowaliśmy się ją zablokować. Dlatego też nawet jeśli dokonywaliśmy aktualizacji tej części Paryża, twierdza wraz z przyległym terenem została w niezmienionym stanie. Na początku zeszłego wieku doszliśmy do wniosku, że będzie to wspaniała siedziba Ministerstwa. Jean Jacques, możesz kontynuować...
Młodszy mężczyzna podziękował skinieniem głowy. Równocześnie aperitif się skończył i lokaj zaczął przynosić entrée.
– Wiesz co jest z tego wszystkiego najgłupsze? – parsknął szyderczo. – Bastylię zburzono, bo stanowiła symbol terroru i uciemiężenia. Było to więzienie stanu, w którym przetrzymywano na ogół więźniów politycznych, ale także pisarzy, filozofów. I nie tylko. I tak się trafiło, że 14 lipca, kiedy wielotysięczny tłum przypuścił szturm na Bastylię, w więzieniu znajdowało się zaledwie ośmiu więźniów. Markiz Donatien–Alphonse–François de Sade, jedyny więzień polityczny, został przeniesiony w inne miejsce zaledwie dzień wcześniej. Wśród reszty więźniów była jedna osoba umysłowo chora i paru fałszerzy pieniędzy. Cudownie!
Hermiona sięgnęła po ładnie złożoną, białą lnianą serwetkę i srebrny widelec. Na widok mieszaniny sałaty z warzywami, orzechami i migdałami i pachnących świeżutkich bagietek miała ochotę zacząć jeść palcami.
– I tak w ciągu jednego dnia rozwalili całą twierdzę?! – spytała przed pierwszym kęsem w niedowierzeniu. Skuteczni byli. U nas w Anglii trwałoby to całymi miesiącami, nie wspominając już o planowaniu!
– Nie, żeby zrównać Bastylię z ziemią potrzebowali dwóch tygodni.
Nadal twierdzę, że skuteczni.
Nie zadawała już więcej żadnych pytań, z prostego powodu – zawsze uczono ją, żeby nie mówić z pełnymi ustami.
Po przystawce przyszła kolej na danie główne. Na całe szczęście nie był to surowy stek, bo to by jej przez gardło nie przeszło, ale Boeuf Bourguignon z zapiekanymi ziemniakami. Potem przyszła kolej na sery, które śmierdziały przeraźliwie. Nie odważyła się zjeść pleśniowego, ale jakiś w miarę normalny. Potem podany został deser – babeczka z czarnej czekolady, z rozpływającym się czekoladowym wnętrzem, oblana kremem waniliowym. Już na sam koniec lokaj podał kawę z dużą warstwą bitej śmietany, opruszoną czekoladą.
W trakcie posiłku Jean Jacques zabawiał ich rozmaitymi śmiesznymi opowiastkami dotyczącymi historii Francji, Minister wtrącał czasem pikantne komentarze, zaś Hermiona słuchała i jadła, jadła i słuchała. Pod koniec poczuła się przeżarta i strasznie rozleniwiona.
Boże, ja tu zaraz zasnę. Nie dam rady wstać, będą musieli mnie stąd wynieść... Tak oto będzie wyglądała niedyplomatyczna wizyta angielskiego urzędnika. Będą mieli co wspominać...
Minister otarł usta serwetką ruchem pełnym gracji, który sprawił, że odniosła wrażenie déjà–vu. Podniósł się, podziękował za wspólny obiad i Hermionie udało się wstać, żeby się pożegnać. Ucałował znów delikatnie końce jej palców, skłonił się i życząc miłego popołudnia odszedł.
Jean Jacques przyjrzał się dziewczynie. Miała półotwarte ze zmęczenia oczy i wyglądała, jakby miała się za chwilę przewrócić. Wrócili do jego biura i wskazał jej wielki fotel.
– Siadaj tu i zdrzemnij się. Po tym co opowiadałaś, musisz być wykończona – chciała zaprotestować, ale potrząsnął głową. – Czy tak, czy inaczej muszę iść do Skrzydła Północnego, tobie tam wejść nie wolno, więc nie ma sensu, żebyś stała przed drzwiami. Równie dobrze możesz na mnie poczekać tu. Zamknę drzwi, więc nikt nie wejdzie i nie będzie ci przeszkadzał. Prześpij się, to będzie nam łatwiej potem coś zaplanować.
Hermiona z radością usiadła w fotelu i gdy tylko drzwi się zamknęły, umościła się wygodniej i natychmiast zasnęła.
CDN...
Kiedy w poprzedniej części maiłam wrażenie, że tekst to same dialogi, tak teraz mam niedosyt tych dialogów. Mimo, ze uwielbiam opisy całym sercem i uważam, że opowiadania mogłyby składać się tylko z nich, tutaj po prostu było to zbyt przesycone i miałam problemy ze skupieniem się na samym tekście.
Sama Hermiona, kiedy poprzednio była bardziej Rowlingowska, teraz przypomina mi zupełnie inną osobę. Dedukuje jak zwykle, ale mimo to mam wrażenie, że to nie to. Jej odpowiedzi są typowe dla Rona.
No cały Ron.