Rok po Drugiej Wojnie Hermiona wpada na trop spisku w samym sercu Ministerstwa Magii. Spiskowcy chcą wprowadzić supremację czystej krwi i wyeliminować inne grupy społeczne. Ich pierwszymi celami są Hermiona Granger i Severus Snape. Czy Hermionie i Snape
Mniej więcej o tej samej porze, o której Jack i Perry ucinali sobie pogawędkę, pierścionek Hermiony zrobił się ciepły. Dziewczyna poszła szybko do łazienki i z niecierpliwością rzuciła się na magiczny pergamin. Severus!
– Jeśli chcesz, możesz mi dziś pomóc podmienić eliksir w Św. Mungu.
Hermiona odetchnęła uśmiechając się szeroko. Jeśli chcę?! On się jeszcze pyta?!
– Oczywiście, że chcę!
– Siódma wieczorem pod Kliniką ci pasuje, czy to za wcześnie?
Wszystko jej pasowało!
– Siódma może być!
– Więc do zobaczenia niebawem, w drugim wymiarze.
Po wyjaśnieniach Jean Jacquesa na temat wymiarów zdecydowali, że będą spotykać się w drugim wymiarze, co pozwoli im łatwiej się odnaleźć, a potem przenosić się do normalnego i posługiwać się niewidkami.
Hermiona schowała pergamin do pierścionka i wyszła z kabiny. Całkiem odruchowo poszła umyć ręce i stanęła koło Annabel, trochę starszej od siebie czarownicy, która pracowała na tym samym Poziomie.
– To tylko toaleta – zażartowała Annabel, patrząc na nią.
– Wiem, i co? – nie zrozumiała Hermiona.
– Nic, tylko tak mówię. Masz taki uśmiech na twarzy, jakbyś właśnie dowiedziała się, że wygrałaś Kolację z Rico Rodriguezem!
Rico Rodriguez był nową gwiazdą muzyki i co druga piosenka w Czarodziejskiej Rozgłośni Radiowej była jego. Młody, z zabójczym wąsikiem i przystrzyżoną brodą, długimi do pasa włosami w czarno–białe pasemka i zupełnie nietypowymi dla Hiszpanów błękitnymi, rozmarzonymi oczami był w tej chwili ucieleśnieniem seksu i idolem wszystkich kobiet. Prawie wszystkich.
Hermiona prychnęła z pogardą.
– Kolacja z nim? Jeśli kiedyś wygram, to oddam ci kupon.
Annabel machnęła różdżką, żeby osuszyć sobie ręce.
– Mówisz, jakby ci się nie podobał...
– Może się schować. Nie mój typ – Hermiona również osuszyła sobie ręce.
– Żałuj – zaśmiała się Annabel.
Hermiona pomyślała o czarnych włosach, równie czarnych oczach ocienionych długimi rzęsami i o zmysłowych wargach, które ją zafascynowały we Francji i poczuła, jak gorąc rozlewa się po całym jej ciele. Annabelle podeszła do drzwi, więc nie zauważyła, że Hermiona zarumieniła się i spuściła głowę próbując to ukryć.
Dziewczyna wyszła z pracy trochę po szóstej i wróciła do domu przez kominek. Długo zastanawiała się, co na siebie założyć, żeby ubranie nie zawadzało i równocześnie żeby jakoś w nim wyglądała. W końcu zdecydowała się na mugolską sukienkę na ramiączka do kolan i sandały na gumowej podeszwie.
Jest wąska, więc nie będzie się plątać pod nogami pomyślała, zakładając ją.
Uczesała się, spakowała do torebki pelerynę niewidkę i za dwadzieścia siódma śmignęła pod Klinikę.
Wylądowała i rozejrzała się dookoła. Severusa jeszcze nie było, ale nie było w tym nic dziwnego, miał jeszcze czas. Podeszła kawałek do przodu, w miejsce, które nie było w cieniu i stanęła wystawiając twarz ku słońcu. Ale zaledwie dwie minuty później usłyszała cichu zgrzyt kamieni pod czyjąś stopą i kiedy otworzyła oczy, zobaczyła Severusa, który wylądował w tym samym miejscu. Na jego widok coś w niej uśmiechnęło się promiennie.
Obrzucił ją spojrzeniem od stóp do głów.
– Coś wcześnie przyszłaś.
– Przyganiał kocioł garnkowi?
– Chodź, im szybciej to zrobimy, tym lepiej – Severus zarzucił na siebie pelerynę i położył jej dłoń na ramieniu, żeby wiedzieć, gdzie jest, kiedy zniknie.
Hermiona poczuła, jak robi się jej gorąco i jakoś tak miękko zarazem. Z wysiłkiem narzuciła pelerynę i przenieśli się do normalnego wymiaru. Severus zaklęciem przesunął kontenery i otworzył bramę i nie cofając dłoni ruszył ku wejściu, więc dziewczyna ruszyła razem z nim. Starała się dostosować do niego swój krok, żeby nie oderwał ręki od jej ramienia. Kiedy weszli do środka, Severus pochylił się i wyszeptał.
– Czekaj na mnie, jak zwykle. Artemizja powiedziała, że do wyjścia z pracy Watkins nie ruszał się ze swojego laboratorium i nikt do niego nie przychodził, więc eliksiry są u niego. Wymienię je szybko i wracam.
– Uważaj na siebie – odszepnęła.
Gorący dotyk na jej ramieniu zniknął i Severus odszedł, choć oczywiście go nie widziała. Śledziła oczami drogę, wyobrażając sobie, jak nią idzie i dokładnie w momencie, kiedy jej wyimaginowany Severus dotarł do drzwi, zobaczyła, jak otworzyły się na chwilę, po czym zamknęły.
Przeszedł ją dreszcz. Ale tu chłodno...
Nie musiała długo czekać. Severus sprawdził zaklęciem, że faktycznie nie ma nikogo w laboratorium, zdjął zabezpieczenia i wszedł do środka. Zrzucił z siebie pelerynę i spojrzał w stronę ukrytego portretu Artemizji. Nie widział jej, ale wiedział, że ona go widzi, więc uniósł dłoń na powitanie. Następnie bez wahania podszedł do miejsca, gdzie Watkins stawiał eliksir i znalazł aż sześć podstawek wypełnionych fiolkami. Podmienił je wszystkie i sprawdził dokładnie, czy nigdzie indziej nie ma innych. Nie było.
Zaplanował sobie na ten weekend kolejne próby warzenia eliksiru z esencją z Cimicifugi, więc bez wahania odlał trochę gęstego płynu z buteleczki do niewielkiej fiolki, rzucił zaklęcie nietłukące i schował do torby. Obrzucił wszystko dookoła ostatnim spojrzeniem. Chciał być pewien, że nie zostawił śladów swojej obecności.
Nie zobaczył żadnego, więc skierował się do drzwi. Rzucił ciche „do widzenia”, przykrył się peleryną i wyszedłszy postawił na powrót zabezpieczenia. Czas było wrócić do Hermiony.
Gdy doszedł do miejsca, w którym zostawił Hermionę, poczuł, jak go łapie za rękę. Wyszli przed Klinikę i przenieśli się do drugiego wymiaru.
– Szybko ci poszło – powiedziała dziewczyna, ściągając z ulgą pelerynę.
– Na całe szczęście dla nas Watkins jest bardzo poukładany i eliksiry zawsze stawia w tym samym miejscu. Choć na wszelki wypadek sprawdziłem też inne fiolki – odparł Severus.
Rzucił okiem na zegarek. Było dopiero kwadrans po siódmej. Miał jeszcze parę rzeczy do przedyskutowania z Hermioną.
– Dobrze byłoby porozmawiać, zanim wrócisz do siebie. Masz trochę czasu teraz? – zapytał bez zastanowienia.
– Oczywiście, że tak. Ale może lepiej pójdźmy gdzie indziej – Hermiona rozejrzała się dookoła z lekkim niesmakiem. – Znam parę lepszych miejsc niż to.
Severus skinął głową z aprobatą.
– Na przykład ten park, w którym się kiedyś spotkaliśmy?
– Co powiesz na naleśniki? – pokreciła przecząco głową.
– Mogą być naleśniki.
Naleśnikarnia, o której myślała Hermiona, była blisko jej domu i, co ważniejsze, nie w centrum, więc miała nadzieję, że nie natkną się tam ani na Harry’ego i Ginny czy Dudleya, ani na nikogo innego, kto by ich znał.
Przenieśli się tam świstoklikiem i dopiero znalazłszy miejsce, gdzie akurat nikogo nie było, ściągnęli peleryny i przenieśli się do normalnego wymiaru.
Kiedy Severus zobaczył nazwę, parsknął cichym śmiechem. „ Le Merlin”. Można się było spodziewać, że wymyśli coś zwariowanego. Cała Hermiona.
Wchodząc do środka przepuścił ją przed sobą i pozwolił sobie na kolejny rzut oka na jej figurę w obcisłej sukience. O Merlinie... Rzeczywiście, nazwa pasuje.
Biorąc pod uwagę wspaniałą pogodę, wiele stolików zostało wystawionych na zewnątrz, więc poprosili o miejsce przy jednym z nich. Natychmiast pojawił się kelner i przyniósł im menu.
Przez chwilę oboje przeglądali kartę dań i wymieniali uwagi na temat przeróżnych kompozycji naleśników na słono. W mniemaniu Severusa naleśnik zawsze musiał być dość gruby i jadało się go na słodko. Teraz odkrył, że można było go jeść na dziesiątki różnych sposobów na słono. W końcu złożyli zamówienie i mogli wreszcie zacząć rozmawiać na właściwy temat. Ulicą jeździły samochody i autobusy, po chodniku chodziło pełno ludzi i siedzący przy sąsiednich stolikach rozmawiali głośno, więc nikt nie powinien ich usłyszeć, ale na wszelki wypadek oboje pochylili się trochę ku sobie.
– W ten weekend chciałbym spróbować uwarzyć eliksir używając esencji Cimicifugi, ale zmieniając inny składnik. Zamiast startych skrzydeł motyli chcę dodać starte skrzydła ciem – powiedział, rozglądając się dyskretnie na boki, żeby sprawdzić, czy nikt ich nie słyszy. – Dla próby zrobiłem już kilka niezbyt skomplikowanych eliksirów zastępując oba te składniki i to, co mi wyszło, wyglądało na prawdziwy eliksir, ale nie działało.
– To znaczy, że gdybyśmy podmienili Watkinsowi motyle i zastąpili ćmami, to co warzyłby, nie miałoby żadnych skutków, tak?
– Dokładnie. Skrzydła motyli dodaje się na koniec jako składnik wiążący pozostałe. Skrzydła ciem z pozoru działają dokładnie tak samo, ale nie wiążą Cimicifugi z ekstrementami Lunaballa ani żądłami Żądlibąka. Nie magicznie. Więc można go pić do woli.
– Osobiście dziękuję bardzo – powiedziała Hermiona, wzdrygając się.
Severus uniósł kącik ust w uśmiechu.
– A myślisz, że co było w tym, co ty wypiłaś...?
I z trudem opanował się przed roześmianiem na widok jej rzednącej miny.
– Chcesz powiedzieć, że wrzuciłeś tam... nie wiem, smocze łajno, siekaną śledzionę, mielone pająki albo żabie jelita?!
– Nic z tych rzeczy. Ale do amortensji było mu daleko.
Dziewczyna westchnęła z ulgą. Z tego, co wiedziała, Amortensja warzona była z samych „przyjemnych” składników. Postanowiła nie dociekać, co jest w eliksirze Severusa.
– Wracając do tematu – popatrzyła na niego niepewnie. – Jeśli faktycznie to będzie działać, nie będziemy już musieli pilnować Watkinsa.
– Tak.. – odparł z nutką wahania w głosie. – I chciałbym zapytać, czy mogłabyś mi pomóc w ten...
– Oczywiście, że tak!
– ... weekend – dokończył mówić równocześnie z nią.
Severus nie lubił, jak mu się przerywało, ale to był wyjątek. Hermiona wyglądała na zachwyconą. Może będzie mniej zachwycona, jak ten weekend się skończy...
– Uprzedzam, że będzie sporo do zrobienia.
– Cudownie! Bo jakoś ostatnie dni miałam wrażenie, że się nudzę.
cdn...