Zastanawialiście się kiedyś, jak Naczelny Postrach Hogwartu spędza to zacne święto?
Mam nadzieję, że opowiadanie Wam się spodoba.
TosieK, tę miniaturkę dedykuję właśnie Tobie.
31 października.
Nie, to nie może być prawda...
Severus Snape przetarł oczy i spojrzał na kalendarz (nie, nie kopnął, choć większość osób byłoby z tego bardzo zadowolonych) po raz drugi. Tym razem musiał przyznać, że owszem, to nie jest jego przywidzenie. To właśnie się dzieje. Tu i teraz, a on nic nie może na to poradzić. Ta data z jednej strony go zniechęcała, a z drugiej trochę cieszyła. Co prawda będzie musiał siedzieć na tej głupiej i nudnej uczcie, na której zawsze aż roi się od rozmów, śmiechów i pisków tych wszystkich niedorozwiniętych uczniów, ale swoją drogą, można będzie kilkoro z nich nastraszyć, tak dla własnej satysfakcji i poczucia wyższości. W końcu nie każdy jest godzien otrzymać miano Naczelnego Postrachu Hogwartu! I kto jak kto, ale Mistrz Eliksirów za nic w świecie nie pozwoliłby sobie go odebrać. I tak raczej nie było na to stanowisko innych kandydatów. Może Quirrell by się nadał, w końcu nie każdy chowa Czarnego Pana pod turbanem, no ale on przecież dał się wykończyć, mięczak. No i Moody też wydaje się być nie najgorszym kandydatem, biorąc pod uwagę fakt, iż pokazywał uczniom na lekcjach zaklęcia niewybaczalne. No, tylko to tak naprawdę wcale nie jest ten szaleniec (to znaczy Szalonooki), ale wierny sługa Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać i gdy skończy swoją misję, opuści tę szkołę na dobre.
Wstał z fotela, gdzie wczoraj zasnął, po wypiciu kilku butelek Ognistej Whisky. Już nawet nie pamiętał, dlaczego się upił. Pewnie tak po prostu, dla przyjemności, lecz i uczynienia zadość tradycji.
Przeciągnął się. Bolały go mięśnie, ale był już do tego przyzwyczajony. Podszedł do lustra. Jego długa, czarna szata wydawała się wręcz idealna na ten wyjątkowy dzień. Swoją drogą, ona była idealna na każdą okazję. A ja osobiście nie radzę nikomu się z tym sprzeczać.
Tak więc Severus czuł się gotowy. Prawie gotowy.
Miał głupie wrażenie, że czegoś zapomniał. Tylko czego?...
Ach, no tak!
Szybko znalazł koszyk, ukryty pod łóżkiem. Znajdowały się w nim cukierki. Nie, nie były to takie zwyczajne słodycze. Mistrz Eliksirów przez cały rok zbierał pałętające się po korytarzach, lub po prostu odebrane (jakże on kochał swoją władzę!) eksperymenty bliźniakom Weasley. No, a poza tym zawarł pewną umowę z Filchem. Polegała ona na tym, że woźny odda Snape’owi wszystkie skonfiskowane (rzecz jasna, bardzo podejrzane) słodkości, a Naczelny Postrach Hogwartu nie zje Pani Norris (biedny Argus, nadal uważał go za satanistę). Nietoperzowi było to na rękę, bo miał to, czego chciał, a kotów i tak nie jadał.
Kilka dni przedtem wrzucił wszystkie zdobycze do jednego, dużego kotła, rozpuścił, dokładnie wymieszał i stworzył z masy małe kulki, które później za pomocą czarów zapakował do różnokolorowych papierków. Od wielu lat rozdawał je tym głupim i naiwnym uczniakom. Nie przyznawał się do tego, ale gdzieś w głębi serca czuł, że go to bawiło. McGonagall miała w stosunku do jego ‘zabawy’ zupełnie odmienne zdanie. No, ale kto by się przejmował tą staruchą z Gryffindoru?... Na pewno nie on, Severus Snape! Zazwyczaj tylko zbywał jędzę machnięciem ręki. Może czasami wycelował w nią różdżką. W każdym razie, zawsze było prawidłowo, po ślizgońsku.
Teraz, uzbrojony w kosz pełen bardzo uroczych i milutkich niespodzianek, mógł bez cienia wątpliwości zameldować samemu sobie gotowość do walki. Omiótł pokój czarną szatą i wyszedł, donośnie trzaskając drzwiami.
- Jak miło pana widzieć, profesorze! – Z czeluści korytarza dobiegł do niego piskliwy głosik.
- Może cukierka? – zaproponował, myśląc, że to chyba jakaś niedorozwinięta pierwszoroczna, idealnie nadająca się na początkową ofiarę.
- No nie! To jest bezczelność! Jawna bezczelność! – pisnęła istota, ewidentnie się do niego zbliżając.
- Jestem tu nauczycielem! Powinno się odnosić z szacunkiem do starszych – zdenerwował się Nietoperz. Nienawidził takich wrednych, małych dziewczynek, twierdzących, że wszystko wiedzą lepiej. A do tego pyskatych.
- Jestem starsza od ciebie! Urodziłam się trzydzieści jeden lat wcześniej! – zaskrzeczała "mała dziewczynka".
- Jęcząca Marta? – zdziwił się Snape.
- Tak! To ja! Biedna, znienawidzona przez wszystkich, brzydka Marta! – Po twarzy ducha zaczęły płynąć łzy. – I nie dość, że ktoś, kto jest ode mnie młodszy próbuje mi wmówić, iż wcale tak nie jest, to jeszcze proponuje mi cukierki! – krzyknęła. Pokręciła głową, chlipnęła kilkanaście razy głośniej, niż ustawa przewiduje i odleciała.
Profesor puknął się w czoło, mając nadzieję, że duch jeszcze to zobaczy. Niestety, nie zobaczył. Severus westchnął i poszedł dalej, w poszukiwanie uczniów, którym mógłby wcisnąć swoje... słodycze. Po piętnastu minutach zaczął mieć poważne wątpliwości co do tego, czy uda mu się jakiegoś znaleźć (uwaga, spoiler: uda mu się).
Po chwili przypałętało się Wielkie Trio.
- Dzień dobry, panie profesorze – wymamrotała ta szlama Granger. Potter i Weasley popatrzyli na nią ze zdziwieniem, ale później odpuścili, w końcu Hermiona zawsze miała jakieś odchyły od normy.
- Albo weźmiecie ode mnie cukierka, albo wlepię wam szlaban – ostrzegł Naczelny Postrach Hogwartu.
- Nie może pan! – przeraził się wielki Wybraniec, żerujący na umiejętnościach innych i głupiemu szczęściu.
- Jestem nauczycielem, Weasley. Mogę – sprostował. – I nie zawaham się ani chwili. Więc bierz cukierka, czyść nocniki w Skrzydle Szpitalnym albo giń!
Cała trójka spojrzała na niego z przerażeniem. Po prostu przyjęli "dar" nauczyciela Eliksirów. Rudy nie chciał go zjeść, co kosztowało Gryffindor utratę dwudziestu punktów. Nietoperz popatrzył na nich z nienawiścią, widząc, jak jego genialny pomysł zaczyna działać.
Dopadł i pognębił cukierkami jeszcze około 147 uczniów. Pozostałości porozrzucał po zamku – zawsze znajdzie się jakiś kretyn, który się na nie rzuci. Przespał ucztę i udał się do swojego gabinetu, gdzie wziął prysznic, starannie zakrywając włosy czepkiem, którą dostał od babci na dziesiąte urodziny. (Szkoda tylko, że był różowy).
Po kolejnym udanym Halloween potrzebował przecież odpoczynku.
I oczywiście swojej ukochanej Ognistej Whisky.
Nikt nie skomentował? Jej, będę pierwsza ;D
Oryginalny pomysł z tymi cukierkami. Przeczytałam ten tekst rano ale dopiero teraz komentuje, bo tak. Naprawdę czytanie szybko zlecialo. Tak jak wspominałam wyżej, oryginalny pomysł z tym wszystkim
Jezu, wyobrazilam sobie Snape'a skaczacego po Hogwarcie z koszyczkiem i pytającym się mnie ,,Chcesz cukierka?" Ja bym chyba prędzej uciekła niż wzięła tą słodycz