To było czarno-białe zdjęcie zamieszczone w gazecie. Ukazywało małego chłopca, zamkniętego w kojcu w jednym z ośrodków. Miał zaciśnięte ręce i wyglądało to tak, jakby był odgrodzony siatką niczym zwierzę. Jego twarz wyrażała wielkie cierpienie. Gdyby nie to zdjęcie, Lumos - organizacja dążąca do zamknięcia tak zwanych sierocińców - nigdy by nie powstała. Moim pierwszym wstydliwym odruchem było przewrócić stronę, odwrócić głowę, nie patrzeć.
Mogłabym próbować wytłumaczyć moją reakcję faktem, że byłam wówczas w ciąży, a moje hormony szalały. Smutna prawda przedstawia się inaczej - to instynktowne zachowanie może służyć jako metafora globalnego podejścia, które pozwalało na więzienie 8 milionów dzieci na całym świecie, bez reakcji, czy gniewu. Zawstydzona, zmusiłam się, by powrócić na tę stronę i przeczytać artykuł.
Opowiadał on o koszmarnej instytucji, w której sześciolatki były trzymane w takich klatkach przez większość dnia i nocy. Wyrwałam artykuł z gazety i następnego dnia zaczęłam pisać listy do każdego, kto moim zdaniem mógłby mieć w tej sprawie jakieś wpływy.
Wysiłki te szybko zaowocowały założeniem Lumos - organizacji, której nadałam nazwę zaklęcia wymyślonego na potrzeby "Harry'ego Pottera", które dawało światło ciemnym i strasznym miejscom. Częścią misji Lumos jest rzucenie światła na życie milionów dzieci żyjących z daleka od swoich rodzin, z powodu biedy, niepełnosprawności lub dyskryminacji.
Szokujący jest fakt, że większość takich dzieci wciąż ma rodziców, którzy mogliby się nimi zaopiekować. One nie są sierotami. Większość z nich trafiła do ośrodka, wysłana tam przez rodziny zbyt biedne, by je utrzymać. W innych przypadkach, powodem był brak placówek zdrowotnych i edukacyjnych, zwłaszcza takich, które mogłyby służyć dzieciom niepełnosprawnym. Dla mniejszości z nich (czyli faktycznych sierot) nie było innego wyboru - nie mieli oni rodziców lub ich domy nie były miejscem odpowiednim.
Myśl o dziecku zabranym od rodziny i umieszczonym w często okrutnych warunkach, chwyta za serce zwłaszcza w tym okresie roku. Życie zamkniętych dzieci często przypomina najmroczniejsze baśnie braci Grimm. Georgette Mulheir, dyrektor generalny Lumos, opowiadała, jak w pewne święta przywiozła słodycze dla 270 dzieci żyjących w jednym z ośrodków. Dokonała przerażającego odkrycia. Temperatura wynosiła 25 stopni poniżej zera, nie działało ogrzewanie, a dzieci drżały z zimna w swoich łóżkach, ubrane we wszystko, co miały i owinięte kocami.
Kiedy ludziom nieznającym tematu przytaczam te statyki (osiem milionów dzieci na całym świecie zabranych od rodzin), spotykam się z niedowierzaniem i przerażeniem. "Jak mogło do tego dojść bez wiedzy całego świata?" - pytają. Odpowiedź jest właściwie całkiem prosta: kogo łatwiej uciszyć niż dziecko? Szczególnie dziecko z psychiczną lub fizyczną niepełnosprawnością, zabrane od rodziny, która została przekonana, że jest to najlepsze wyjście i bez tego, dziecko najpewniej umrze z głodu.
Istnieje mnóstwo badań, które wykazują, że takie instytucje wyrządzają namacalne i czasem nieodwracalne szkody. Dzieci wychowane w takim systemie mają mniejsze szanse na otrzymanie dobrego wykształcenia, za to dużo większe szanse na choroby psychiczne i fizyczne. Powszechnym problemem jest również niedożywienie. Dzieci te są bardziej narażone na wykorzystywanie i handel ludźmi. Szczególnie dotkliwe są skutki obserwowane u niemowląt, które rozwijają się nieprawidłowo lub umierają.
Brak miłości i uwagi ze strony zaangażowanego opiekuna odciska głębokie piętno. Może dojść do zahamowania wzrostu, opóźnień w rozwoju i urazów psychicznych. Widziałam dzieci, które nauczyły się nie płakać, ponieważ i tak nikt nie przyjdzie. Widziałam dzieci tak desperacko pragnące uczucia, że siadały na kolanach każdej dorosłej osoby.
Wcześnie wyrządzone krzywdy są trwałe. Odcięte od społeczeństwa, zamknięte w instytucjach dzieci, wkraczają w dorosły świat z nierównymi szansami na szczęście i zdrowie. Często mają problemy ze znalezieniem pracy, pozostawione na marginesie społeczeństwa, zagrożone wiecznym życiem w biedzie i brakiem samodzielności.
Co ważne, tego typu zagrożenia istnieją nawet dla dzieci żyjących w dobrze finansowanych ośrodkach. Rozwiązaniem problemu nie są ładniejsze ściany, wygodniejsze łóżka i pluszowe misie. Rozwiązaniem jest brak takich miejsc.
Dobra wiadomość jest taka, że ten problem da się rozwiązać całkowicie. Patrząc na dotychczasowe osiągnięcia Lumos, możemy oszacować, że problem instytucji da się zlikwidować do roku 2050 - a więc w czasie naszego życia.
Tam, gdzie inwestuje się w edukację i zdrowie, gdzie ubogie rodziny otrzymują pomoc i wsparcie, gdzie istnieje możliwość znalezienia rodziny dla dziecka, które nie może być ze swoimi rodzicami, gdzie kultura ośrodków zastępowana jest przez stawianie rodziny na pierwszym miejscu - tam dzieci mogą się rozwijać prawidłowo, w otoczeniu rodziny i społeczeństwa.
Międzynarodowa baza darczyńców pełni ważną funkcję w tym przedsięwzięciu. Od wsparcia finansowego i jednocześnie promowania konkretnych postaw, zależy rozmiar pomocy udzielanej dzieciom i ich rodzicom.
Zakończenie procederu umieszczania dzieci w instytucjach wychowawczych jest nie tylko moralną koniecznością: jest to także posunięcie bardzo rozsądne z ekonomicznego punktu widzenia. Przeznaczanie pieniędzy na pomoc rodzinom jest dużo bardziej efektywne. Poza tym, utrzymanie takich osób może być mniej kosztowne w przyszłości, jako że będą miały większe szanse na znalezienie pracy i samodzielność. Wiemy, że nasz plan działa. Od czasu, kiedy Lumos rozpoczęło pracę w 2007 roku w Mołdawii, liczba dzieci przebywających w sierocińcach zmalała w tym kraju aż o 70%, pomimo niestabilnej sytuacji najbiedniejszego państwa w Europie.
W Czechach, ogólna liczba przyjęć do ośrodków spadła o 16%, natomiast na obszarze działalności organizacji Lumos, odnotowano 75% mniej przyjęć. Jest bardzo prawdopodobne, że do roku 2020, w Czechach nie będzie żadnych dzieci w sierocińcach.
Od czasu, gdy Lumos rozpoczęło swoją działalność w Bułgarii, liczbę dzieci w instytucjach zredukowano o 54%, a liczba nowych przyjęć spadła o 34%. Liczba dzieci wychowywanych w rodzinach zastępczych wzrosła o 440% (z 357 do ponad 1600). Dzięki temu, dzieci znajdują się w środowisku rodzinnym, nie w ośrodkach.
To najlepszy czas na uwolnienie dzieci z takich instytucji. Zobowiązania ze strony Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych i Globalnego Stowarzyszenia na rzecz Dzieci (którego częścią są prywatni i publiczni darczyńcy, organizacje pozarządowe, a także Lumos) doprowadziły do utworzenia ogromnego zbioru dowodów i badań, na którym możemy budować.
Wiele milionów ludzi na całym świecie pragnie być świadkiem zakończenia procederu wychowywania dzieci w ośrodkach. Każdy ma do odegrania własną rolę. O tym właśnie mówi kampania #letstalklumos, która wystartowała w ubiegłym miesiącu. Uświadamianie problemu jest ważną częścią procesu zmiany przyszłości dla tych dzieci.
W ostatnim czasie zobowiązałam się do dożywotniego pełnienia funkcji prezesa Lumos. Jest moim wielkim marzeniem, by dożyć czasów, w których zabieranie dzieci od rodzin i zamykanie ich w sierocińcach będzie już tylko elementem mrocznego, fikcyjnego świata.
Źródło: The Guardian
Autor: J. K. Rowling
Tłumaczenie: Mikasa
Mikasa, dzięki za tłumaczenie!