Severitus | AU 5 tom
Rozdział 14. Pierwsza lekcja oklumencji
Serce miej otwarte dla wszystkich, zaufaj niewielu
- William Szekspir
Rozmawiali przez niemal całą godzinę. Niekiedy o błahych, prozaicznych sprawach, a niekiedy o tym, co działo się w czarodziejskim świecie. Syriusz nie omieszkał opowiedzieć o Zakonie Feniksa oraz tajnej misji dla Dumbledore'a. I choć nie zdradził żadnych szczegółów, jak na przykład czego dotyczyła, przez długą chwilę snuł historię o podróży po Europie i Afryce. Harry z fascynacją wsłuchiwał się w każde słowo, próbując wyobrazić sobie rozpalone słońcem stepy, krwiożerczą mantykorę oraz miasto na wodzie pełne wąskich uliczek z licznymi straganami, kanałów z przecinającymi je gondolami i katedr.
W końcu Syriusz spojrzał na zegar.
— Podejrzewam, że wkrótce wróci nietoperz, by mnie stąd wygonić.
Harry przygryzł nerwowo wargę. Zastanawiał się, kiedy jego ojciec chrzestny będzie mógł go ponownie odwiedzić. Podejrzewając, co chodzi mu po głowie, Syriusz dodał:
— Bez obaw, Harry. Przed wyjściem utnę ze Snape'em małą pogawędkę na temat kolejnej wizyty. Chętnie zaprosiłbym cię do mojego domu, ale teraz jest siedzibą Zakonu i codziennie przewija się przez niego tabun ludzi. Weasleyowie zostali nawet na resztę wakacji.
Harry'emu zabiło szybciej serce.
— Ron jest teraz u ciebie?
— Zgadza się. Hermiona też przyjechała. Dziś rano minąłem ją na korytarzu.
— Możesz im przekazać, że wszystko ze mną w porządku i żeby się nie martwili? Oraz że odpiszę, jak tylko będę mógł? — Jeszcze nie wiedział, co dokładnie przekaże im w listach, tak, aby wszystko wyjaśnić bez zdradzania niczego istotnego, ale na pewno coś wymyśli. — Wiem z listu, że Hermiona i tak nie wierzy w moje rzekome magiczne wyczerpanie. Ona nie wierzy nawet, że w ogóle byłem wtedy w ministerstwie. Nie ma więc sensu udawać, że tak strasznie źle ze mną, że aż jestem nieprzytomny.
— Nie ma problemu — zapewnił go Syriusz. Następnie położył mu dłonie na ramionach i spojrzał prosto w oczy. — Niczym się nie przejmuj i dbaj o siebie. I pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Gdybyś miał jakieś kłopoty, wyślij sowę.
Harry przytaknął, czując, że głos odmawia mu posłuszeństwa. Nie umiał wyrazić, jak bardzo jest wdzięczny za to, że Syriusz nie odwrócił się od niego. Coś z tych emocji musiało pojawić się na jego twarzy, bo mężczyzna zdawał się go rozumieć. Harry nie wiedział jednak, czemu to sprawiło, że Syriusz posmutniał.
Mężczyzna uśmiechnął się pokrzepiająco, choć uśmiech ten nie obejmował jego oczu. Pożegnawszy się, wyszedł z jadalni.
* * *
Już następnego ranka przy śniadaniu wielki puchacz wleciał do jadalni i wylądował obok talerza Harry'ego. Snape spojrzał na ptaka z odrazą, na co sowa odwdzięczyła się, kłapiąc groźnie dziobem. Harry odwiązał pergamin od nóżki wyciągniętej zapraszająco w jego stronę i od razu rozpoznał pismo ojca chrzestnego. Syriusz informował go, że ponownie odwiedzi Prince Manor dopiero pod koniec tygodnia, ponieważ najpierw musi uprzątnąć swój dom z najbardziej groźnych czarnomagicznych obiektów. Jego rodzina nie należała do zbyt przyjaznych, więc chwilowo nie jest w nim bezpiecznie (ostatnio srebrna cukiernica próbowała odgryźć Fredowi wszystkie palce). Napisał też, że zabierze ze sobą Lunatyka. Harry schował list do kieszeni i zaoferował sowie kawałek bekonu. Puchacz pożarł go w mgnieniu oka, po czym wzbił się w powietrze z potężnym zamachnięciem skrzydeł. Snape w porę uchylił się, unikając grzmotnięcia w głowę.
W porównaniu z ostatnimi wydarzeniami dzień minął spokojnie. Harry skupił się na odrabianiu zadań domowych i czytaniu oprawionej w skórę księgi, z którą mistrz eliksirów nakazał mu się zapoznać (Podstawy czarodziejskiego prawa i ustroju politycznego Anglii), a także pomału przyzwyczajał się do towarzystwa Snape'a oraz rutyny panującej w Prince Manor. Mężczyzna już więcej nie wracał do incydentu z ucieczką, ale widać było, że postawił sobie za punkt honoru pilnowanie Harry'ego. Jakimś dziwnym trafem w pobliżu wciąż krzątała się Milly, ale nie przeszkadzało mu jej towarzystwo. Zbyt się obawiał ponownego ataku postcruciatusowego i uspokajała go myśl, że zawsze jest ktoś obok.
Nadal pił eliksir post-Crucio, ale czuł się gorzej niż przed próbą ucieczki. Dotyk nie sprawiał mu dyskomfortu, jak w pierwszych dniach po odzyskaniu przytomności, ale za to nieustannie chodził zmęczony, łatwo się irytował, a jego ciało odmawiało mu posłuszeństwa. Były to drobne rzeczy — kilka razy potknął się, choć nie powinien, lub nie mógł uchwycić pióra — jednak udowodniały, że jego zdrowie pogorszyło się i czeka go jeszcze długa droga zanim zupełnie je odzyska.
W wolnym czasie wypakował prezenty od przyjaciół — Hermiona kupiła mu książkę na temat ochronnych zaklęć, Ron półroczną prenumeratę magazynu Świat Quidditcha, państwo Weasleyowie, jak i Hagrid, wielkie pudło słodyczy, a Syriusz futerał na różdżkę oraz specjalny naramiennik („Taki jak mają aurorzy! Różdżka w mig gotowa do pojedynku!” jak głosiła karteczka przypięta do opakowania) — i spróbował ułożyć list. Ostatecznie postanowił zaadresować go wspólnie do Rona i Hermiony.
Drogi Ronie i Hermiono,
dowiedziałem się od Syriusza, że znajdujecie się teraz w jego domu, który jest kwaterą Zakonu Feniksa. Jestem pewien, że przekazał Wam ode mnie wiadomość.
Harry zagapił się w pusty pergamin, zastanawiając się, jak ma ten cały bałagan wyjaśnić. W końcu — po bardzo długiej chwili — zanurzył pióro w kałamarzu i napisał:
Masz rację, Hermiono, nie ja przemawiałem w ministerstwie. Profesor Dumbledore wypił eliksir wielosokowy, zmieniając się we mnie, i to on rzucił tamto zaklęcie. Jednak to prawda, że nie wracam do Hogwartu.
Zacisnął dłoń w pięść. Nienawidził kłamać przyjaciołom, ale nie mógł powiedzieć im prawdy. Przynajmniej nie całej. Starając się przekazać przykre wydarzenia jak najbardziej zwięźle i rzeczowo, kontynuował:
W momencie napadu śmierciożerców na Privet Drive znajdowałem się poza domem i kiedy zobaczyłem, co się dzieje, próbowałem uciec. Wkrótce jednak wynikła walka i straciłem różdżkę. Mimo że przedtem udało mi się przywołać Błyskawicę, nie zdało się to na wiele. Oberwałem zaklęciem śledzącym, a jedna z klątw uszkodziła miotłę. Lucjusz Malfoy dopadł mnie i próbował zemścić się za zniszczenie dziennika Voldemorta.
Można powiedzieć, że kiedy mnie znaleziono, nie byłem w dobrym stanie. Gdyby nie eliksir, który Snape dla mnie uwarzył, prawdopodobnie nawet nie mógłbym napisać samodzielnie tego listu. To dlatego do tej pory nie było ode mnie żadnej odpowiedzi oraz nie wrócę do Hogwartu. Minie jeszcze długi czas zanim zupełnie stanę na nogi.
Wiele nie mogę zdradzić, ale miejsce, w którym teraz przebywam, będzie moim domem przez najbliższe lata. Mam tu wszystko, czego potrzebuję, a dom jest ładny i ma wspaniały ogród. Wiem, że jestem tu raczej bezpieczny, bo sam profesor Dumbledore rzucił kilka swoich zaklęć.
Ron, Hermiona napisała, że martwisz się najbliższym sezonem quidditcha. Głowa do góry! Na pewno znajdą kogoś odpowiedniego na moje miejsce. A nawet jeśli nie, to może sam się zgłosisz? Wiem, że wolisz być bramkarzem, ale wierzę, że byś sobie poradził. Ja i tak, nawet gdybym był w Hogwarcie, nie mógłbym grać.
Harry
PS Dziękuję za prezenty.
PSS Od teraz listy będzie przekazywać profesor Dumbledore, bo przesyłanie ich przez sowę nie byłoby bezpieczne.
Zwinął pergamin w rulonik i odłożył na blat biurka, żeby później przekazać Snape'owi, po czym rozprostował zdrętwiałe od pisania palce. Wiedział, że przez najbliższy czas mężczyzna będzie monitorował treść jego listów, by upewnić się, że Harry niczego ważnego nie zdradzi — przypadkowo czy też nie. Nie podobało mu się to, ale jeśli chciał być w kontakcie z przyjaciółmi, nie miał innego wyboru, jak pozwolić Snape'owi wścibiać nos w cudze sprawy.
Nagle w ciszy pokoju rozbrzmiał głośny trzask i Harry aż podskoczył. Gdy się rozejrzał, wszystko wyglądało tak samo, ale na szklanym stoliku — jeszcze chwilę temu pustym — zmaterializowała się srebrna taca z lunchem.
Wypuścił długi oddech i nieznacznie rozluźnił ramiona. Kiedy pomasował pierś, pod koszulką poczuł szaleńcze bicie serca. To tylko aportacja domowego skrzata. Jakiś czas temu Milly musiała zniknąć, czego nie zauważył. Była praktycznie bezszelestna, dopóki nie przenosiła ze sobą przedmiotów.
Pokręcił głową z rozdrażnieniem i podszedł do stolika. Dopiero teraz zauważył liścik z eleganckim pismem, które mogło należeć tylko do Snape'a:
Musiałem opuścić rezydencję w pilnej sprawie. Nie wiem, kiedy wrócę. W razie problemów wezwij Milly.
SS
Mimo że Harry nie był szczególnie głodny, przysunął sobie tacę i nalał do szklanki dyniowego soku. Przeżuwając kawałek tostu, zastanawiał się, jaka to pilna sprawa zmusiła Snape'a do opuszczenia Prince Manor. Czyżby odbyło się spotkanie Zakonu? A może… może to Voldemort go wezwał? Uch, nawet nie chciał o tym myśleć.
W końcu doszedł do wniosku, że była to idealna okazja, by bezpiecznie zbadać dom. Po podsłuchaniu rozmowy Snape'a z Dumbledore'em Harry zaprzestał prób znalezienia biblioteki, a rozpaczliwie jej potrzebował (utknął na siedmiu zasadach transmutacji zwierzęcej). Nic nie zapowiadało też, żeby miał opuścić Prince Manor w bliższej czy dalszej przyszłości. Równie dobrze mógł lepiej poznać miejsce, w którym przyszło mu żyć. Kiedy opuszczał pokój, drzemiący w swoich ramach Sigur uchylił powieki i puścił do niego oczko.
W ciągu dwóch godzin Harry odkrył, że dom wcale nie był taki wielki, jak mu się wcześniej wydawało. Mimo że budynek posiadał dwa spore skrzydła, składał się tylko z piwnicy, parteru, pierwszego piętra oraz strychu.
Lewa część domu okazała się pełnić funkcję gościnną — tutaj mieściły się sypialnie oraz mały salon z porozrzucanymi pufami i kredensem pełnym najrozmaitszych trunków. W prawej z kolei wybudowano sporych rozmiarów oranżerię, gdzie rosły różne dziwaczne rośliny. Gdy z niejaką podejrzliwością przyjrzał się im, kilka rozpoznał z lekcji zielarstwa. Jedna nawet próbowała go ugryźć i tę akurat pamiętał aż za dobrze — była to jadowita tentakula. Najprawdopodobniej Snape hodował tutaj zioła, które wykorzystywał później w eliksirach.
Zaraz obok oranżerii trafił na coś, co wyglądało na pracownię połączoną z bawialną — znajdowały się w niej instrumenty, takie jak pianino, harfa czy skrzypce, ale też przybory malarskie wraz ze stelażem i płótnami, magiczny model układu słonecznego oraz pokaźny globus, na którego powierzchni leniwie płynęły chmury i który sam obracał się wokół własnej osi. Harry przez chwilę podziwiał, jak w okolicach Ameryki Północnej przebiega tornado, a nad Pacyfikiem trzaskają błyskawice. Było tu też wiele innych przyrządów — mieniących się w słońcu, klikających, wirujących lub zupełnie nieruchomych, a przeznaczenia ich wszystkich mógł się tylko domyślać.
Na piętrze natomiast, tuż nad oranżerią i bawialnio–pracownią, znalazł salę balową z wielkimi oknami otwartymi na zachód oraz kryształowym żyrandolem. W centralnym miejscu nad kominkiem wisiał ogromny herb przedstawiający jastrzębia na purpurowym tle oraz wygrawerowany złotymi literami łaciński napis LEX, ONUS ET IUSTITIAE1.
Podczas myszkowania Harry natknął się także na kilka pokoi zamkniętych. Wywnioskował, że Snape specjalnie je przed nim nie pozamykał, nie chcąc, by do nich wchodził. Na przykład pokój przylegający do sypialni Snape'a aż wibrował od ochronnej magii (do samej sypialni nawet nie próbował wchodzić — nie jest samobójcą, a poza tym nie sądził, by znalazł tam cokolwiek ciekawego). A gdy dotknął dodatkowych drzwi w salonie z trunkami, poczuł elektryzujące mrowienie w palcach. Natychmiast opuścił rękę, obawiając się jakiejś paskudnej klątwy.
Kiedy już nic nie zostało do obejrzenia, skierował kroki ku centralnej części domu, gdzie mieściła się główna bawialnia, gabinet Snape'a oraz jadalnia z kuchnią. Wiedział, że gdzieś tutaj powinna być też biblioteka, skoro ta część domu była przeznaczona do codziennego użytku. Jednak szybko okazało się, że zaczął krążyć w miejscu. W końcu poddał się i poprosił jeden z portretów o wskazanie drogi.
— Tuż za tobą, kochaneczku — odpowiedziała młoda czarownica z długim, złotym warkoczem. Harry obrócił się na pięcie i zamrugał. Mógłby przysiąc, że jeszcze sekundę temu tych drzwi tutaj nie było. — Nie krępuj się. Biblioteka posiada bardzo cenne zbiory, więc została zaczarowana tak, aby niepowołani goście nie mogli jej znaleźć. Teraz, kiedy już wskazano ci drogę, zawsze będzie ci się ukazywać.
Harry podziękował za pomoc i otworzył drzwi. Rozpostarła się przed nim ogromna przestrzeń pełna półek piętrzących się od podłogi do sufitu, a w powietrzu poczuł zapach starych ksiąg.
— Łał…
— Robi wrażenie, czyż nie?
Na obrazie tuż obok drzwi Sigur opierał się o fotel starszej czarownicy, która mrużyła groźnie oczy i wykrzywiała się kwaśno.
— Racja.
Biblioteka nie równała się z tą w Hogwarcie, ale Harry musiał przyznać, że była imponująca. Hermiona pewnie umarłaby ze szczęścia, gdyby miała ją do dyspozycji tylko dla siebie. Nagle wróciła do niego myśl, która przez ostatnie dwie godziny nie dawała mu spokoju.
— Skoro ten dom należy do Snape'a, jak to możliwe, że Voldemort nie będzie mnie tu szukać? To znaczy, czy Snape nie spotyka się czasami na jakieś śmierciożercze herbatki czy coś w tym stylu?
Sigur uniósł brwi i poprawił swój monokl.
— Chyba nie sądzisz, młodzieńcze, że ktoś taki jak Severus Snape nie brałby pod uwagę tak podstawowych rzeczy?
Harry spojrzał na staruszka bez słowa i skrzyżował ręce na piersi.
— Ja nic nie sądzę. To po prostu dziwne. Jeśli któryś z jego mrocznych koleżków zechce do niego zafiukać, trafi na zablokowany kominek. Czy to nie będzie podejrzane?
— Żeby to zrozumieć, trzeba najpierw znać historię rodziny Snape'ów i Prince'ów. Która zresztą jest dość podobna do Blacków i Potterów, z tą tylko różnicą, że żaden Potter nie próbował poślubić członka rodziny Black i vice versa. — Sigur zamilkł, gdy starsza czarownica posłała Harry'emu gniewne spojrzenie i bez słowa wymaszerowała z obrazu. Czarodziej rozsiadał się wygodnie w jej fotelu. — Podczas gdy Prince'owie gardzili czarnymi mocami oraz wspierali politykę promugolską, Snape'owie znani byli z wręcz fanatycznego zamiłowania do czystości krwi oraz czarnej magii. Jak było do przewidzenia, Sebald i Rozalia Prince'owie nie podzielali wyboru swojej córki, Eileen, i wybuchła scysja. To był prawdziwy skandal, wyobraź sobie: ojciec krzyczący na ślubie o niewdzięczności córki i rzucający klątwę na pana młodego! Krótko po tym wydarzeniu Sebald wydziedziczył Eileen i kontakt między rodzinami się urwał. Po latach sprawa ucichła, bo od tamtej pory Sebald zachowywał się, jakby nie posiadał córki. W końcu zaczęto zapominać, że obie rodziny miały ze sobą cokolwiek wspólnego. Niestety Eileen przedwcześnie zmarła, zostawiając Severusa zaraz po tym, jak ukończył Hogwart. A kiedy na dobre rozpętała się Pierwsza Wojna, śmierć zabrała także Tobiasza. Nawet wtedy Sebald był nieugięty i nie chciał przyjąć wnuka do rodziny. Tym bardziej, że Severus nie zrobił nic, by zrehabilitować się w oczach dziadka. Prince'owie walczyli po stronie Dumbledore'a, a chodziły pogłoski, że potomek Snape'ów idzie w ślady ojca, wspierając Voldemorta.
Sigur westchnął z nostalgią.
— Jednak kochana Rozalia nie pozwoliła, by majątek przepadł, rozszarpany przez dalekie kuzynostwo, które tchórzliwie wyemigrowało już za czasów Grindelwalda. Kiedy stary Sebald umarł, zmieniła zapisy w testamencie, żeby wszystko odziedziczył Severus. Było to już po procesie w ministerstwie, kiedy sam Albus Dumbledore bronił Severusa przed Wizengamotem, poręczając, że był szpiegiem działającym po Jasnej Stronie. Pięć lat później Rozalia zmarła. Mimo zmiany testamentu ani razu nie skontaktowała się z wnukiem. Myślę, że według niej było już za późno, by naprawiać błędy przeszłości. Biedaczka. Wszyscy jej trzej synowie polegli w walce, a przez nieugiętą postawę męża straciła nie tylko jedyną córkę, ale również jedynego wnuka. Pod koniec swojego życia została sama w tym wielkim domu, mając za towarzystwo jedynie skrzatkę oraz portrety. — Staruszek pokręcił głową smutno. — Niegdyś wielka rodzina rozkruszyła się, osłabiona wojną. Ilu jest teraz o nazwisku Black, ilu Potterów, Dumbledore'ów czy Prewettów? Dekada po dekadzie zaczęliśmy wymierać i pomimo całej naszej dumy nic po nas nie zostało.
— Tak więc kto miałby wiedzieć, co stało się z majątkiem Prince'ów? Kto miałby tutaj szukać Severusa, skoro po śmierci Tobiasza dostał w spadku rodzinny dom w Spinner's End i to tam od zawsze przebywał? Nawet po otrzymaniu listu od goblinów z zawiadomieniem przekazania majątku, w ciągu pierwszych trzech lat pojawił się tu tylko raz. Przypuszczam, że czuł zbyt wielki żal do rodziny, która w tak bezwzględny sposób potraktowała jego matkę. Bo widzisz, Snape'owie należeli do starej, czystokrwistej familii, ale nie byli zamożni. Znane powszechnie problemy finansowe Tobiasza sprawiły, że życie Severusa było bardzo trudne.
Sigur zamilkł na moment i spojrzał na Harry'ego uważnie.
— Jednak dwa lata temu coś się zmieniło. Mogłem tylko zgadywać, dlaczego Severus nagle zaczął interesować się Prince Manor. Może przeczuwał bliski powrót Voldemorta i wywnioskował, że przyda mu się miejsce, w którym ukryje się w razie nagłego wypadku. Niemniej okazało się, że postanowił zrobić z domu główną siedzibę Zakonu Feniksa, ale trwało to zaledwie miesiąc i sprawa rozeszła się po kościach.
— Skąd tyle wiesz? — zapytał Harry. — Bez obrazy, ale jest pan tylko portretem.
Sigur uśmiechnął z wyższością.
— Mogę nim być, ale mam oczy i uszy, nawet jeśli namalowane. Obserwuję i słucham. Pomaga też wymienianie się informacjami z innymi obrazami, szczególnie tymi, które mają swoje kopie w znanych instytucjach w Anglii. Aleksander Prince, który w tysiąc siedemset pięćdziesiątym ósmym został ministrem magii, przynosi codziennie świeżą porcję plotek prosto z ministerstwa.
Po skończeniu rozmowy Harry przespacerował się między półkami w poszukiwaniu przydatnych książek na temat transmutacji zwierzęcej, ale w głowie wciąż rozbrzmiewały mu usłyszane słowa. Bardzo wiele dziś dowiedział się o Snapie. Mimowolnie zastanowił się, jak mężczyzna zareagowałby, gdyby odkrył, że Sigur tak beztrosko dzieli się faktami z jego życia.
Był tak bardzo pogrążony w swoich myślach, że w pewnym momencie przestał zwracać uwagę na to, gdzie idzie. Wrócił do rzeczywistości dopiero, gdy wpadł na niewidzialną barierę, o mało nie łamiąc przy tym nosa. Okazało się, że stał w tylnej części biblioteki, a przed nim rozpościerał się długi rząd niezbyt ciekawie wyglądających ksiąg. Po plecach Harry'ego przebiegł dreszcz, gdy zobaczył, że jedna z okładek jest poplamiona zaschniętą krwią, a na innej złuszczoną farbą widnieje napis Magia dusz. Nie mając ochoty przebywać tu ani sekundy dłużej, zawrócił i tym razem skupił się wyłącznie na znalezieniu tego, czego potrzebował.
W końcu wyszukał dwie obiecująco wyglądające pozycje. Mając nadzieję, że Snape nie będzie się wściekać za wyniesienie ich z biblioteki, wymaszerował z księgami pod pachą.
* * *
Wkrótce Snape zaczął wprowadzać w życie swój plan edukacji Harry'ego, choć w nieco innej kolejności, niż pierwotnie zapowiadał. Po śniadaniu zaszywał się w laboratorium i nie wychodził stamtąd aż do lunchu. Harry miał wtedy czas na pójście do biblioteki i odrobienie zadań domowych. W południe spotykali się na wspólny posiłek, a po nim Snape sprawdzał postępy Harry'ego, wskazując błędy w jego pracach i niekiedy nawet pomagając mu w formułowaniu prawidłowych wniosków. Wtedy też przepytywał go z materiału przeczytanego z pożyczonej księgi oraz uzupełniał jego wiedzę o niewspomniane w niej fakty. Harry nie wiedział, czym jest bardziej zszokowany — tym, że Snape cierpliwie tłumaczył mu zagadnienia bez wyzywania go od bałwanów, czy tym, że dzięki jego pomocy dużo więcej rozumiał.
Po obiedzie Snape znowu na kilka godzin wracał do warzenia, a Harry wychodził do ogrodu, by kontynuować lekturę o czarodziejskim prawie i ustroju politycznym. Niekiedy zdarzało się, że zasypiał osłonięty cieniem korony rozłożystego buku, zbyt zmęczony i znużony nieinteresującym go tematem. Niedługo po tym ktoś potrząsał jego ramieniem i gdy Harry sennie uchylał powieki, napotykał czarne oczy Snape'a. Za każdym razem obawiał się, że mężczyzna zgani go za lenistwo, ale nic takiego się nie działo. Snape mówił tylko „wkrótce będzie kolacja”, jakby rozumiał, że ciało Harry'ego potrzebowało więcej odpoczynku niż zwykle.
Wieczorami natomiast Snape wprowadzał go w tajniki oklumencji.
I już pierwsza lekcja okazała się katastrofą.
— To by wiele wyjaśniało — mruknął Snape pierwszego dnia, brzmiąc, jakby kierował te słowa bardziej do siebie niż do Harry'ego. Stali pośrodku jednej z sypialń, która na potrzeby ćwiczeń została uprzątnięta z prawie wszystkich mebli. Zostawiono w niej jedynie kanapę, stolik oraz krzesło z wysokim oparciem. — Po ataku na Privet Drive zbadałem twój umysł w celu oceny wyrządzonych szkód i napotkałem coś, co mnie zupełnie zaskoczyło. Panował w nim chaos i nie mogłem zrozumieć, co to oznacza.
— A teraz wiadomo, co to oznacza? — zapytał Harry, dziwnie czując się z myślą, że ktoś tak skrupulatnie analizuje stan jego głowy.
Snape skinął krótko głową.
— Działo się tak, ponieważ dzieliłeś umysł z drugą osobą. Z jednej strony klątwa Cruciatus osłabiła połączenie z Czarnym Panem, a z drugiej zniszczyła twoje naturalne bariery, maksymalnie otwierając cię na wpływy z zewnątrz. Wiele razy zastanawiało mnie, dlaczego w czasie ataku na ministerstwo magia wirowała wokół ciebie, sprawiając, że wszystko podskakiwało, a ty sam rzucałeś się na łóżku. Twój umysł musiał przeżywać rozgrywające się tam wydarzenia. — Snape wyciągnął różdżkę. — Ale zostawmy ten temat. Czas, żebyś nauczył się sztuki oklumencji…
Chociaż Snape wyjaśnił Harry'emu, na czy owa oklumencja polegała, nadal było to dla niego strasznie mętne. Wiedział, że ma „oczyścić umysł”, ale za nic nie potrafił sobie wyobrazić, jak należy to zrobić. Starał się. Naprawdę się starał. Ale z każdą kolejną próbą szło mu coraz gorzej. Wkrótce Snape zaczął szydzić z niego jak za starych czasów, aż Harry miał ochotę dźgnąć go jego własną różdżką.
Po półgodzinie podpierał się na czworakach, łapiąc z trudem oddech i wpatrując się w dywan, którego misterny wzorek wirował mu dziko przed oczami. Snape zmusił go do oglądania po kolei czterech lat życia w Hogwarcie, począwszy od pierwszej uczty powitalnej, a skończywszy na dotknięciu pucharu w głębi labiryntu. Zdawał się tym szydzić z Harry'ego i jego słabości, pokazując mu, że może przebierać w jego wspomnieniach jak w cukierkach i decydować o tym, co dokładnie chce zobaczyć.
— Potter — warknął Snape. — Czy ty w ogóle próbujesz się czegoś nauczyć?
Harry zacisnął zęby. Po plecach spływała mu stróżka potu, a szata kleiła się nieprzyjemnie do ciała.
— Staram się, ale nie wiem jak!
— Powiedziałem, że masz oczyścić umysł z emocji…
— Wiem to, ale nie wiem jak.
Snape zamilkł. Westchnąwszy, schował różdżkę do kieszeni.
— Usiądź. I tak nie możemy dłużej ćwiczyć, bo będzie to dla ciebie zbyt dużym obciążeniem.
Z trudem Harry podźwignął się na nogi i opadł na kanapę. Skuliwszy ramiona, pomasował skronie. Miał wrażenie, jakby ktoś rozłupał mu czaszkę na pół, a stado dzikich słoni przebiegało po jego mózgu.
Nagle coś błysnęło w zasięgu jego wzroku. Uniósł nieco głowę i zobaczył, że Snape wyciągnął w jego stronę fiolkę; pomarańczowy płyn zamigotał w świetle świec unoszących się w powietrzu.
— Na ból głowy.
Tym razem Harry przyjął eliksir bez wahania i wkrótce dudnienie ustąpiło. Kiedy oddał Snape'owi pustą fiolkę, mężczyzna przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciwko.
— Powiedz mi, w jaki sposób próbowałeś wykonać zadanie, o które cię prosiłem?
— Starałem się o niczym nie myśleć, bo powiedziałeś, żebym oczyścił umysł.
Prawe oko Snape'a zadrgało, podobnie jak jego nozdrza. Oznaczało to, że Harry dał bardzo, ale to bardzo złą odpowiedź.
— Nie kazałem ci nie myśleć. Choć rozumiem, dlaczego ten pomysł wydawał ci się tak atrakcyjny. Przecież ty i tak rzadko kiedy myślisz!
Harry poczerwieniał na twarzy. Ledwo powstrzymywał się przed powiedzeniem czegoś naprawdę okropnego, ale wiedział, że nie byłby to dobry pomysł. Snape zacisnął usta, ale po chwili pokręcił głową, jakby się rozmyślając. Kiedy ponownie się odezwał, jego ton brzmiał spokojnie i rzeczowo.
— Cały czas mówiłem o emocjach, o maksymalnym wyzbyciu się emocji, a nie myśli. Tylko wtedy jesteśmy w stanie sprawować pełną władzę nad naszym umysłem. Niektóre z nich mogą nam pomagać, ale nie radziłbym tego początkującym, bo trzeba mieć nad nimi idealną kontrolę. W większości przypadków niszczą naszą koncentrację, ponieważ to nie my je kontrolujemy, ale one nas. Co więcej, emocje łączą się z obrazami, a im uczucia są silniejsze, tym wyraźniej dane wydarzenie zapamiętujemy. Jak dokładnie potrafisz przywołać nudne dni przepełnione nauką, a jak bardzo żywe są spotkania z Czarnym Panem?
Snape miał rację. Dni, w których nic ciekawego się nie wydarzyło, zlewały się w jedną niewyraźną smugę. Nigdy jednak nie zapomni walki z bazyliszkiem w Komnacie Tajemnic czy odrodzenia Voldemorta na cmentarzu. Wydawałoby się, jakby miały miejsce wczoraj.
— Swobodnie rzucone zaklęcie Legilimens wyławia najpierw obrazy znajdujące się na powierzchni umysłu, czyli te, które najlepiej zapamiętaliśmy. Mogą to być wydarzenia, które miały niedawno miejsce lub nurtujące nas problemy. Dopiero wyzbywając się niepotrzebnych emocji, możemy sterować własnymi wspomnieniami i myślami, a nawet całkowicie zablokować dostęp do umysłu. Ale żeby to pokazać, może zróbmy małą demonstrację.
Snape zaoferował Harry'emu swoją różdżkę, ustawiając ją na otwartej dłoni. Harry wpatrywał się w nią w osłupieniu.
— No bierz. Znasz formułę i wiesz, co należy zrobić.
Czy Snape naprawdę sugerował, żeby Harry użył na nim Legilimens? Z wahaniem uchwycił różdżkę. Drewno było ciemne, prawie czarne, i leżało niezgrabnie w dłoni.
— Śmiało, zbyt dobrze znam magię umysłu, żebyś zrobił mi krzywdę, nawet używając obcej różdżki. W najgorszym wypadku zaklęcie nie zadziała.
Pomimo zapewnień Harry nadal był niezdecydowany. Wiedział jednak, że Snape będzie czekał tak długo, aż spełni jego polecenie. Uniósł więc różdżkę i wypowiedział inkantację, wykonując kolisty ruch nadgarstka, który przez ostatnie pół godziny widział wystarczająco wiele razy. Udało mu się rzucić zaklęcie dopiero za czwartym podejściem. Przebłyski obcych wspomnień rozwinęły się przed jego oczami niczym taśma z filmem.
Snape pił herbatę w jadalni, a naprzeciwko niego siedział Harry, z roztargnieniem rozdłubując widelcem swoją jajecznicę. W swoim gabinecie Snape przewracał kartę opasłej księgi, gdy nagle z okolicy okna rozbrzmiało stuknięcie sowy przynoszącej list. Snape stał nad kociołkiem, dodając pokruszone liście, w porę odsuwając się, gdy buchnął z niego kłęb niebieskawej pary.
We wszystkich obrazach mężczyzna miał na sobie identyczną szatę, jakby wydarzenia należały do tego samego dnia. Przy kilku wspomnieniach Harry próbował zatrzymać się dłużej, ale szybko były zastępowane kolejnymi. W końcu został wypchnięty z umysłu Snape'a i przez chwilę mrugał zawzięcie, przyzwyczajając oczy do otoczenia.
— Opowiedz mi, co widziałeś.
Nie mając pojęcia, do czego to prowadzi, Harry zrobił, jak mu kazano. W końcu Snape wyjaśnił:
— Pomimo że uzyskałeś dostęp do mojego umysłu, nie miałeś nade mną żadnej władzy. To ja kontrolowałem ciebie, wybierając, co chcę ci pokazać, jak długo oraz kiedy skończyć penetrację. A wszystko dlatego, że kontrolując emocje, kontroluję myśli, a kontrolując myśli, kontroluję cały umysł. Nawet gdybyś był wyćwiczonym legilimentą, wciąż miałbym możliwość oszukiwania cię, dając złudne poczucie władzy. Oklumencja nie zawsze polega na całkowitym zamknięciu dostępu do umysłu, choć w twoim przypadku właśnie to jest priorytetem.
— Ale jak to osiągnąć? — zapytał bezradnie Harry. — Okej, mam kontrolować emocje, ale co dalej?
— Od tego momentu proces jest intuicyjny i każdy znajduje swój własny sposób. To dlatego zaczęliśmy od razu od ćwiczeń. Przykładowo dla mnie jest to podobne do tkania pajęczej sieci. Przygotowuję wspomnienia, które chcę pokazać i na nich się skupiam. Łączę je ze sobą, żeby móc płynnie przejść od jednego do drugiego, dzięki czemu intruzowi wydaje się, że płyną strumieniem jak w przypadku niechronionego umysłu. A jeśli nie chcę w ogóle wspomnień pokazać… — Snape zmarszczył brwi, intensywnie zastanawiając się. — Z początku próbowałem zbudować wokół siebie próżnię, miejsce bez emocji i wspomnień, żeby przeciwnik nie miał żadnego punktu zaczepienia. Myślałem tylko o zwalczeniu obcej obecności. Z czasem jednak blokowanie przychodziło z mniejszym wysiłkiem. Teraz jest to tak naturalne jak oddychanie i cały proces odbywa się bez udziału świadomości.
— Czy to znaczy, że teraz nikt nie włamie się do twojego umysłu bez twojej zgody? — zapytał Harry z ciekawością.
— W przypadku legilimencji naturalnej, owszem, ale przy zaklęciu rzuconym bezpośrednio zawsze trzeba walczyć. Gdybyś był wyćwiczonym legilimentą, a ja byłbym nieprzygotowany na atak lub gdybym odczuwał bardzo silne emocje, mógłbyś na krótką chwilę wejść do mojego umysłu. Bardzo szybko wypchnąłbym cię z niego, ale nie zmieniałoby to faktu, że uzyskałbyś dostęp.
— Legilimencji naturalnej?
— Jest bardzo subtelna, bo działa na powierzchni umysłu, a ci, którzy posiadają wrodzony talent do tej dziedziny magii, mogą się nią posługiwać, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Dzięki niej można wyczuć, jeśli ktoś kłamie lub o czym dana osoba myśli. Niekiedy nawet pozwala zobaczyć echa wspomnień. Jest zwykle niewykrywalna, choć niektórzy intuicyjnie ją wyczuwają w postaci przeszywającego ich spojrzenia.
Oczy Harry'ego rozszerzyły się w szoku.
— Profesor Dumbledore… — Nagle zaschło mu w ustach. — On czytał mi w myślach, prawda? Nieraz czułem, jakby prześwietlał mnie rentgenem.
Snape spojrzał na Harry'ego w sposób, jakby chciał zapytać, co to jest rentgen, ale powstrzymał się i zamiast tego wytknął, jak nieodpowiednim terminem jest zwrot „czytanie w myślach”. Potem jednakże odparł:
— Bardzo możliwe. Wiele osób uważa, że Albus Dumbledore jest naiwnym głupcem, który zbyt łatwo ufa ludziom i daje szanse tym, którzy na to nie zasługują. A on po prostu wie, kogo obdarzyć zaufaniem, a kogo nie. Będąc legilimentą, nie musi zgadywać.
Harry poczuł ukłucie potwornego zawodu. Czyżby dyrektor obawiał się, że Harry może nie być godny zaufania i dlatego sprawdzał jego umysł jak otwartą księgę? Przycisnął pięści do oczu, sprawiając, że pod powiekami wykwitły mu różnokolorowe plamy. Czuł się zmęczony i skołowany.
— Chodź, Potter — odezwał się Snape. — Jest już późno i najwyższa pora do łóżka.
* * *
Gdy ponownie Syriusz odwiedził go w Prince Manor, Harry wciąż nie potrafił przestać myśleć o odkryciu, że Dumbledore grzebał w jego głowie.
— Jesteś dziś bardzo cichy — zauważył Remus.
Siedzieli na kocu w cieniu starego dębu. W oddali błyszczała tafla stawu, a wiatr przyjemnie mierzwił Harry'emu włosy. Syriusz, w swojej psiej formie, skakał za ptakami, płosząc je i podrywając do lotu. Od czasu do czasu rozbrzmiewał głośny szczek, gdy prawie udawało mu się złapać przerażoną kaczkę.
Harry westchnął ciężko. Nie chciał wypowiadać się źle o dyrektorze, ale naprawdę potrzebował z kimś o tym porozmawiać.
— Wiesz, że Snape zaczął uczyć mnie oklumencji?
— Nie miałem pojęcia. Kto wpadł na pomysł, żebyś się tego nauczył?
— Eee… profesor Dumbledore uznał, że mi się to przyda.
Harry nie wyjaśnił, dlaczego miałoby mu się to przydać. Nie chciał zdradzać swojego połączenia z Voldemortem, bo obawiał się, jak Remus zareagowałby na taką rewelację. Zwykle był wyjątkowo wyrozumiały i nawet bez żadnych problemów zaakceptował fakt, czyim Harry jest synem. Jednak umiejętność wchodzenia do głowy czarodzieja, którego boi się większość ludzi, nie należała do informacji, które przyjmuje się lekko.
Syriusz szczeknął głośno w oddali, anonsując kolejne zwycięstwo, po czym przysiadł na trawie z wywieszonym językiem i zamerdał dziko ogonem. Remus przeczesał dłonią źdźbła trawy, zastanawiając się nad słowami Harry'ego.
— No cóż, podejrzewam, że ma rację. Raczej mało prawdopodobne, że ktoś będzie miał powód, by włamać się do twojego umysłu, ale skoro masz zachować tożsamość w tajemnicy, lepiej dmuchać na zimne. Tym się tak martwisz? Nie dajesz sobie rady?
— Nie o to chodzi. Po prostu… w tym tygodniu Snape wytłumaczył mi pewne rzeczy i odkryłem, że profesor Dumbledore używał na mnie legilimencji. Dlaczego to robił, Remusie? Czy chociaż raz dałem mu powód, żeby mi nie ufał?
Gdy Harry zamilkł, znowu poczuł nieprzyjemny skurcz w żołądku. Remus spojrzał na niego z niepokojem. Po chwili odezwał się, ostrożnie dobierając słowa:
— Też czasami miałem wrażenie, że to robi. Nie znam oklumencji ani nie umiem legilimencji, więc nie jestem w stanie powiedzieć na pewno. Ale czasami Albus wiedział, co myślę, i stąd moje podejrzenia. Sądzę jednak, że nie jest to kwestia zaufania czy też jego braku, ale tego, że czasami jest to jedyny sposób na podjęcie właściwej decyzji. Łatwiej opierać się na faktach zamiast na domysłach. Pamiętasz dzień, w którym uratowałeś Syriusza od pocałunku dementora?
— Oczywiście.
— Syriusz dokładnie opowiedział mi, co się wtedy wydarzyło. Krótko przed tym, jak go uratowaliście, Albus przyszedł do klasy, w której go zamknięto. I gdy Syriusz wszystko mu wyjaśnił, dyrektor uwierzył mu na słowo, choć bez dowodu było to szaleństwem. Teraz jednak myślę, że po prostu wiedział, że Syriusz mówił prawdę.
— Więc co? — zapytał Harry. — Używa tego tylko wtedy, kiedy nie ma innego wyboru?
Remus uśmiechnął się krzywo.
— Lub kiedy jest to przydatne. Widzę, że nie podoba ci się to tak samo jak mnie, ale przyznasz, że jest to spora oszczędność czasu i jedyna gwarancja uniknięcia pomyłek. Ważne jest jednak, kiedy czułeś, że profesor Dumbledore używał na tobie legilimencji?
Harry zamyślił się, marszcząc czoło. Pierwszy raz wydarzyło się to w drugiej klasie, gdy zaczęły się tajemnicze ataki dziedzica Slytherina. Nagle zdał sobie sprawę, że wcale nie było to takie częste.
— Tylko kilka razy — przyznał. — Głównie kiedy w wydarzenia zamieszany był Voldemort.
— A nie pomyślałeś, że może chodziło o zobaczenie pewnych rzeczy z twojej perspektywy, twoimi własnymi oczami? — Harry spojrzał na Remusa ze zdziwieniem. Mężczyzna uśmiechnął się łagodnie. — Nie twierdzę, że wiem, jakie były jego motywy, ale na barkach profesora Dumbledore'a spoczywa wielka odpowiedzialność. Każdy szczegół, który dotyczy Voldemorta, choćby wydawał się najbardziej błahy, może zaważyć o wielu sprawach. — Remus złożył dłonie na kolanach. — Jak sam przyznałeś, to nie tak, że nieustannie kontroluje twój umysł, czytając każdą twoją myśl. Chyba że jest inaczej?
Harry potrząsnął gwałtownie głową.
— Nie.
— A więc nie przejmowałbym się tym tak bardzo. Poza tym ja zawsze przyrównywałem Albusowy wzrok do sięgania do ludzkich serc. On nie szuka informacji, które mógłby przeciw nam wykorzystać, ani nie sprawdza nieustannie, czy kłamiemy. On szuka prawdy o ludziach. Tylko wtedy może nam tak naprawdę pomóc, niekiedy chroniąc nas przed nami samymi.
Remus zapatrzył się w dal na Syriusza, który przewrócił się na grzbiet i zaczął turlać się po trawie. Harry pomyślał, że w tych słowach zawiera się dużo więcej, niż zostało powiedziane na głos.
______________________
[1] łac. Prawo, obowiązek i sprawiedliwość.
Jeszcze raz muszę napisać - uwielbiam te cytaty na początku. Wszystkie rozdziały łączą się ze sobą, ale te motta dodają takiej ciekawej indywidualności.
Nie mam jakichś błyskotliwych spostrzeżeń, dlatego tym razem będzie krócej niż zawsze. Spodobał mi się globus! Dla mnie, fanki geograficznych ciekawostek, taki wynalazek byłby czymś świetnym. Dawno nie czytałam HP, dlatego chłonę Twój magiczny świat dwa razy bardziej.
Kolejna rzecz, która mnie urzekła - historia rodziny Snape'ów. Dość intrygująca, zazdroszczę Ci tak bujnej wyobraźni. Z przyjemnością przeczytam następną część.