Severitus | AU 5 tom
Rozdział 7
Decyzja
Każda decyzja jest wyrzeczeniem się tego, co nie zostało wybrane.
— Władysław Tatarkiewicz
— Jak ona mogła? — wysyczał Snape. — Jak ta suka mogła!?
Część portretów sapnęła z niedowierzania, a część zaczęła wykrzykiwać komentarze pełne oburzenia. Dumbledore uniósł dłoń, nakazując ciszę. Snape zerwał się na równe nogi i nerwowym krokiem zaczął przemierzać gabinet.
— Lily kochała Jamesa i bała się go stracić. A teraz, czy tego chcesz czy nie, jesteś jedyną osobą, która jest w stanie zaopiekować się Harrym i do tego zrobić to właściwie.
— Kochała Pottera — prychnął Snape z nienawiścią. — Miłość rzeczywiście jest ślepa, Dumbledore. Znała mnie od piaskownicy. Przyjaźniliśmy się całe życie. To przez nią sprzeciwiałem się ojcu! Nawet obiecałem, że ochronię jej dziecko, bo tylko tyle mogłem dla niej zrobić. I dotrzymywałem tej pieprzonej obietnicy każdego pieprzonego dnia. A ona, tak po prostu, nic mi nie powiedziała!
— Byłeś wtedy śmierciożercą.
Snape zatrzymał się i spojrzał na starszego czarodzieja. W jego oczach zabłysł ból, a usta wykrzywiły się na moment w uśmiechu pełnym goryczy.
— Dobrze wiesz, dlaczego się do niego przyłączyłem.
— Ona jednak nie wiedziała. Harry cię potrzebuje, Severusie...
— Nie! — wrzasnął Snape i uderzył pięścią w blat biurka. Maleńkie urządzenia leżące na nim podskoczyły i zagrzechotały. — Wolała oddać mojego potomka temu parszywemu, bezczelnemu sukinsynowi, który dręczył mnie przez lata w Hogwarcie? Dobrze. Skoro odważyła się błagać o czar, który miał sprawić, że nie przypominał mnie, Severusa Snape'a z tłustymi włosami i krzywym nosem, to nie kiwnę teraz nawet palcem, aby go chronić. Nigdy jej tego nie wybaczę. Nigdy, rozumiesz?
Dyrektor podniósł się ze swojego fotela i utkwił twardy wzrok w mistrzu eliksirów, który targany gniewem i wzburzeniem, ponownie rozpoczął wędrówkę od ściany do ściany. Od postawy starego czarodzieja promieniowała tak potężna magia, że zapewne każdy, łącznie z Voldemortem, zląkłby się. Jednak Snape był zbyt oszołomiony zdradą, żeby zauważyć, co się wokół niego dzieje.
— Radzę ci, Severusie, uspokoić się i przemyśleć to, co ci powiedziałem — rzekł Albus, a w jego głosie nie było łagodności. To były słowa nieznoszące sprzeciwu.
— Nie zmusisz mnie, Dumbledore! — syknął Snape.
Nastąpiła chwila nieznośnej ciszy, chłodnej niczym powietrze na biegunie polarnym.
— Masz rację. Nie zmuszę.
Nagle Snape odwrócił się plecami do Albusa. Stał tak przez moment, po czym powolnym ruchem sięgnął po proszek Fiuu leżący na gzymsie. Zanim jednak zielony pył zatańczył w palenisku, padły ciche słowa:
— Mój syn czy nie, wystarczająco dobrze poznałem go przez te wszystkie lata. Nigdy nie byłbym dumny z takiego dziecka.
Po chwili sylwetka odziana w czerń zniknęła w płomieniach. W gabinecie zapadła zupełna cisza. Nawet portrety nie odezwały się słowem.
* * *
Snape wrócił do Prince Manor tylko na chwilę. Nogi same prowadziły go, kiedy przemierzał korytarze. W końcu dotarł do swojej sypialni, szybkim ruchem zagarnął najbardziej potrzebne rzeczy i chwycił płaszcz. Kiedy wracał do salonu natknął się na pielęgniarkę. Zdziwiona otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale widząc lodowate spojrzenie posłane w jej kierunku, zamknęła je z powrotem. Otrząsnąwszy się z zaskoczenia, podążyła za Snape'em do salonu.
— Severusie, potrzebuję twojej pomocy. Pan Potter...
Snape odwrócił się ze wściekłym grymasem na twarzy i wycedził:
— Nic mnie to nie obchodzi. — Zrobił krok w jej stronę, zmuszając ją do cofnięcia się. — Ten dzieciak, nawet kiedy jest nieprzytomny, skupia na sobie całą uwagę i wszyscy muszą skakać wokół niego. — Snape uśmiechnął się drwiąco, a było to jeszcze bardziej przerażające niż wcześniejszy grymas. — Sugeruję ci znaleźć kogoś innego do niańczenia Pottera, ponieważ nie mam zamiaru robić już niczego, co jest z nim związane.
— Ale Dumbledore...
— Dumbledore dokładnie zna moje stanowisko w tej sprawie.
— Jak możesz? — wykrzyknęła pielęgniarka z frustracją i skrzyżowała ręce na piersi. — Co cię na Merlina opętało?! Wpadasz tu jak Furia, a kiedy proszę cię...
— Chcesz wiedzieć czemu? — spytał Snape niebezpiecznie niskim głosem. — Zapytaj naszego drogiego Albusa. I przy okazji przekaż mu, że jeśli przyjdzie mu do głowy mnie szukać, to niech sobie daruje i zrobi mi przysługę, dławiąc się swoimi cytrynowymi dropsami.
W tym momencie w progu salonu stanęli Lupin i Tonks, a za nimi Shacklebolt. Musieli przybyć świstoklikiem, więc oznaczało to, że wrócili ze zleconych im misji. W skonsternowaniu wpatrywali się w rozgrywającą się przed nimi scenę.
Obecność wilkołaka wywołała w Snapie jeszcze większą wściekłość. Przez chwilę wyglądało na to, że przygotowuje jakąś wyjątkowo paskudną obelgę. Snape zapragnął rzucić Lupinowi prosto w twarz, że chłopak, którego zawsze tak chwalił i przyrównywał do Jamesa, nie jest w rzeczywistości synem jego najlepszego przyjaciela. W tym momencie chciał zranić, aby zabolało tak mocno, jak jego zabolała zdrada Lily. Jednak prawda była czymś więcej niż ironicznym żartem losu. To była jego własna hańba, bo dziecko cały czas było jego. Krew z jego krwi, kość z jego kości. Zrobiono z niego głupca.
— Ach, do diabła z tym!
Snape wkroczył w zielone płomienie i kiedy zamykał oczy, chroniąc je przed różnokolorowym wirem, usłyszał jeszcze głęboki głos Shacklebolta wołający jego imię.
Po chwili podróży wylądował w Snape Manor. Był pewny, że Dumbledore nie da mu spokoju; że prędzej czy później przyjdzie do niego i wygłosi te swoje gryfońskie frazesy, które będą miały na celu nakłonienie go do podjęcia „słusznej” decyzji. Jednak wiedział również, że Albus nie miał dostępu do rezydencji Snape'ów. Nie w sposób, który nie obejmowałby włamania. A tego Albus Dumbledore by nie zrobił. A przynajmniej Snape miał nadzieję, że nie zrobi.
Mistrz eliksirów zablokował kominek, rzucił kilka dodatkowych zaklęć zabezpieczających, po czym rozejrzał sie po saloniku, tak samo małym jak przed laty i tak samo pełnym wspomnień. Na chwilę jego obsydianowe oczy straciły swój zimny wyraz, sprawiając wrażenie nieobecnych. Mężczyzna nie był świadomy, jak mocno zaciska palce, ani ich drżenia czy tego, jak bardzo zbielały.
Potter. Nie. Syn. Jego własny pieprzony syn.
Ale to przecież normalne, prawda? Całe jego życie było ironią, żałosnym przedstawieniem.
I wtedy furia, którą odczuwał, a która do tej pory powoli trawiła jego wnętrzności, pochłonęła go zupełnie, odbierając wszelką racjonalną myśl i ostatnią iskrę opanowania.
O ścianę roztrzaskało się krzesło, kiedy poderwał je zaklęciem. Tak, to było dobre. Krzesła były duże i wydawały tak cudownie satysfakcjonujące dźwięki, kiedy łamały się jak gałązki. Culterem rozdarł gobelin przedstawiający ród Snape'ów i ten sam los spotkał kilka obrazów. Postacie uciekały z krzykiem oraz piskiem ze swoich ram. Wazony i fiolki rozprysły się na maleńkie kawałeczki, zasnuwając podłogę drobnym pyłem. A on dalej niszczył, łamał, darł, rozszarpywał, tłukł, palił. Powietrze aż wibrowało od czarnej magii, ale Snape nie przejmował się tym. Nawet jeśli czuł, że mógłby teraz zrobić coś naprawdę strasznego.
Po kilku minutach Snape opuścił różdżkę. Czuł szybkie pulsowanie krwi w skroniach i dudnienie serca w klatce piersiowej. Rozejrzał się dzikim wzrokiem po zdemolowanym saloniku, ale widok ten nie ukoił jego gniewu. Powolnym krokiem skierował się więc do kuchni i otworzył przeszklony barek. Przypomniał sobie, że ma gdzieś tutaj butelkę Ognistej Whisky. Nie miał zwyczaju pić, ale trzymał parę trunków dla gości. Jego ojciec czasami nadużywał alkoholu, więc Snape wiedział, co potrafi robić z człowiekiem. Uważał, że to żałosne; pozbawiać się kontroli w tak prymitywny sposób. Teraz jednak czuł — po raz pierwszy w życiu — że potrzebuje czegoś naprawdę mocnego. Chwycił szklankę, nalał do pełna i jednym haustem opróżnił ją do połowy. Przechylił naczynie jeszcze raz, po czym ponownie zapełnił.
Kiedy wrócił do salonu, zapadł się w fotelu, który najmniej ucierpiał podczas ataku jego wściekłości; był tylko trochę połamany i dało się w nim siedzieć. W tym samym momencie poczuł znajome zawirowanie magii w powietrzu i w sekundę później spoglądał prosto w oczy srebrnego feniksa.
— Kiedy będziesz gotowy, będę na ciebie czekać.
— Nigdy! — wykrzyknął Snape z pasją. Rzucona szklanka przeleciała przez patronusa, sprawiając, że rozpłynął się w powietrzu, a następnie rozbiła się o ścianę.
* * *
Kiedy pół godziny później Dumbledore wszedł do Prince Manor, od razu zauważył niespotykane zjawisko. W kuchni, w towarzystwie parującej herbaty, siedzieli Kingsley, Tonks, Lupin oraz Poppy i rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami oraz w wielkim skupieniu. Wyglądało to tak, jakby właśnie odbywali jakąś nagłą i tajną naradę.
Albus odchrząknął grzecznie, chcąc zaanonsować swoje przybycie.
— Och, Albusie! — zaczęła natychmiast Pomfrey. — Dobrze, że jesteś. Z Severusem stało się coś niedobrego. Wrócił skądś okropnie wściekły i zaraz potem zniknął w kominku.
— Czy powiedział, jaki był powód jego... wzburzenia? — odezwał się nagle Dumbledore.
— Niestety nie. Dał nam tylko do zrozumienia, że będziesz w stanie nam to wyjaśnić, i cytuję: przekaż mu, że jeśli przyjdzie mu do głowy mnie szukać, to niech sobie daruje i zrobi mi przysługę, dławiąc się swoimi cytrynowymi dropsami.
Tonks parsknęła śmiechem, za wszelką cenę starając się zamaskować to nagłym atakiem kaszlu.
— Tak, mogłem to przewidzieć — mruknął Albus, na co Tonks ponownie parsknęła. Cztery pary oczu wpatrywały się w starszego czarodzieja, mając nadzieję na jakieś wyjaśnienie, które nie nadeszło. Zamiast tego, mężczyzna zapytał: — Jakaś poprawa u Harry'ego?
Pielęgniarka zawahała się, ale po chwili przytaknęła krótko i odrzekła:
— W zasadzie to tak. Zdecydowanie wyniki są lepsze niż przed podaniem eliksiru, więc fizycznie pan Potter wraca do zdrowia. Wciąż jednak niewiele wiadomo o stanie jego umysłu. Chciałam, aby Severus go przebadał, ale odmówił, zanim zdążyłam mu cokolwiek wyjaśnić.
Kingsley pokiwał głową z dezaprobatą, a jego spojrzenie stało się wyjątkowo ponure. Jak można być takim sukinsynem i swoją frustrację wyładowywać na bezbronnym dziecku, które potrzebuje pomocy? W tym momencie zupełnie nie rozumiał Snape'a. Tym bardziej, że od kiedy mężczyzna przeszedł na jasną stronę, sumiennie wywiązywał się ze wszystkich zadań. Nieraz też ryzykował swoim życiem, aby ostrzec Zakon o atakach Voldemorta. Co musiało się wydarzyć, żeby teraz Snape tak postąpił?
Nagle przez drzwi balkonowe wleciał Fawkes, kierując się prosto w stronę dyrektora. Czarodziej wyciągnął ramię, na którym feniks usiadł. Do nóżki miał przywiązany kawałek pergaminu.
— Co tu masz, kochany? — mruknął Albus i uwolnił swojego ulubieńca od przesyłki.
Fawkes natychmiast wzbił się w powietrze z radosnym trelem, by osiąść na wyczarowanej żerdzi. W tym czasie Dumbledore zaczął czytać treść liściku, a kiedy skończył, spojrzał na Lupina zza okularów-połówek.
— Cóż, wydaje mi się, że Łapa niebawem nas odwiedzi. Wszystko idzie zgodnie z planem. — Orzechowe oczy Lupina zamigotały radośnie na tę wieść. — Teraz jednak mamy pewne zadanie do wykonania. Właśnie otrzymałem zgodę na przeniesienie Kwatery Głównej do rezydencji Blacków.
— Szpieg? — zapytał natychmiast Lupin.
W całej historii Zakonu Feniksa zmieniali kwaterę tylko raz i wtedy związane było to z wykryciem zdrady Petera Pettegrew.
— Na szczęście nie w tym przypadku — odparł łagodnie dyrektor. — Pewne... okoliczności sprawiły, że Severus będzie potrzebował rezydencji tylko dla siebie. Chciałbym jak najszybciej zabezpieczyć to miejsce przed dostępem kogokolwiek z zewnątrz.
Cała czwórka jak na zawołanie zmarszczyła czoła.
— Wyjaśnisz nam, skąd ta nagła potrzeba? — spytał Kingsley z półuśmieszkiem.
— W swoim czasie nie będzie to tajemnicą — odrzekł Albus pogodnie i wyciągnął z jednej z kieszeni rolkę cytrynowych cukierków. — Dropsa?
Tonks parsknęła po raz kolejny.
Cóż, u Albusa Dumbledore'a każda informacja miała swoje miejsce i czas. A cytrynowe dropsy — w przeciwieństwie do informacji — nigdy nie były niemile widziane. Przynajmniej w odczuciu dyrektora.
— Nimfadoro, przekaż osobiście Minerwie i Weasleyom, że jutro o dwudziestej odbędzie się tu ostatnie spotkanie. Ja zbiorę resztę zespołu. Trzeba będzie przedyskutować niektóre kwestie i przygotować się do przeniesienia.
* * *
Wkrótce okazało się, że „nigdy” wykrzyczane przez Snape'a do patronusa, skurczyło się do czterech dni. Snape podjął męską decyzję. Musiał porozmawiać z Albusem — było kilka spraw, które trzeba było wyjaśnić, a on nie umiał tego tak zostawić. Miał też bolesną świadomość, że nie będzie mógł unikać Dumbledore'a w nieskończoność. W tym celu przesłał przez medalion wiadomość, że wieczorem przybędzie do letniej rezydencji dyrektora w Hinderwell.
— Dlaczego mi powiedziałeś?
Żadnych grzeczności, powitań, wstępów. Przyszedł w konkretnym celu i nie miał zamiaru tracić niepotrzebnie ani sekundy. Do tej pory uspokoił się na tyle, by zachować resztki logiki, jakie mu pozostały, ale jego kruche opanowanie w każdej chwili mogło rozsypać się w proch.
Dumbledore spojrzał uważnie na swojego podwładnego, który siedział sztywno na rażąco fioletowej kanapie będącej centralnym elementem bawialni. Uznając, że nie może przedłużać milczenia, bo może się to źle skończyć dla nich obu, wyjaśnił:
— Ponieważ miałeś prawo wiedzieć. Nie pochwalam tego, co zrobiła Lily, nawet jeśli rozumiem jej motywacje.
— I to wszystko? — zakpił Snape. — Twoje gryfońskie poczucie obowiązku kazało ci mnie uświadomić? A może powiedziałeś mi to tylko dlatego, aby trzymać Złotego Chłopca z dala od Knota, co? Skoro nie udało się dalej podrzucać go mugolskim krewnym, to może by tak pomyśleć o poczciwym Severusie?
Nagle wyraz oczu starca stał się twardy, a cała dobrotliwość prysła w jednej sekundzie.
— Chcę, aby to było dla ciebie jasne. Nigdy nie trzymałbym Harry'ego z daleka od jego prawdziwego ojca. Chłopiec zasługuje, aby mieć rodzinę, a ty masz pełne prawo odzyskać syna.
— Czyli nie wiedziałeś? — upewniał się Snape. Przez te kilka dni analizował całą sytuację wielokrotnie pod różnymi kątami. Rozważał nawet możliwość, że Albus znał prawdę już wcześniej, ale ujawnił ją dopiero wtedy, kiedy okazało się to konieczne. — Nie wyczułeś?
Dumbledore westchnął i złączył dłonie na podołku.
— Nie umiem wyczuwać aur jak Lily, a czar został rzucony niezwykle umiejętnie. Nigdy się nie domyśliłem.
Snape był nieufnym człowiekiem, ale był też piekielnie dobrym oklumentą i legilimentą. Dumbledore mógł być najpotężniejszym czarodziejem we współczesności, ale w magii umysłu Snape'owi nie dorównywał. Mężczyzna zatem wnikliwie obserwował Dumbledore'a. Już po chwili jednak musiał przyznać, że w usłyszanych słowach nie było ani grama kłamstwa. Zaraz po odkryciu tego faktu, poczuł ukłucie wstydu z powodu swojej paranoi. Nie miał podstaw, aby nie wierzyć dyrektorowi. Wszak Albus jeszcze nigdy go nie okłamał, a jeśli chciał zachować jakieś informacje dla siebie, po prostu nie odpowiadał na pytanie lub mówił wprost, że odpowiedzi takowej nie udzieli.
— Jak wszedłeś w posiadanie tego wspomnienia? — indagował dalej Snape.
— Po zakończeniu wojny Septimus Weasley poświęcił się badaniom, spędzając większość swojego czasu w Amazonii. Na przestrzeni ostatnich lat mój kontakt z nim ograniczył się do zaledwie kilku listów, jednakże dwa tygodnie temu poprosił mnie o natychmiastowe spotkanie, twierdząc, że ma do przekazania bardzo ważne informacje. I owszem, jego pomoc okazała się nieoceniona. Tyle że nie w kwestii, którą miał na myśli.
Snape zmarszczył brwi.
— Niemożliwe, aby przekazał ci wspomnienie o Lily, skoro to była taka wielka tajemnica.
— Sądzę, że miał na to wpływ stan, w jakim go znalazłem — wyjaśnił Albus. — Kiedy przybyłem na miejsce, dowiedziałem się, że zraniła go wyjątkowo paskudna klątwa, która powoli, acz systematycznie odbierała mu życie. Nic nie można było zrobić.
Dumbledore zapatrzył się w przestrzeń. Severus nie miał wątpliwości, że myśli czarodzieja powędrowały daleko w przeszłość, pogrążając się we wspomnieniach o jednym ze swoich najlepszych przyjaciół. Po chwili ciszy starszy czarodziej kontynuował:
— Przed śmiercią Septimus zdążył przekazać mi pergaminy ze swoimi badaniami nad truciznami oraz klątwami, a także wspomnienia z przeprowadzonych eksperymentów. Wśród właściwych wspomnień było też parę takich jak to, które ci pokazałem; zupełnie przypadkowych i nie powiązanych ze sobą.
Do Snape'a dotarło, że gdyby nie czysty przypadek, prawda zostałaby pogrzebana wraz ze starym Weasleyem. Magomedyk najzwyczajniej w świecie chciał przed śmiercią przekazać dorobek swojej pracy, a w zamian przyczynił się do odkrycia tajemnicy Lily Evans. Gdyby Septimus nie był w tak złym stanie lub Albus nie zdążyłby przybyć przed jego śmiercią, nigdy nie dowiedzieliby się, że James Potter nie był prawdziwym ojcem Harry'ego Pottera. Złość na Lily znowu zawrzała w Snapie, ale zdusił ją w zarodku.
— Jaka jest twoja decyzja? — zapytał Dumbledore.
No dobrze, może Albus nie dorównywał Snape'owi oklumencją i legilimencją, ale nawet bez naruszania umysłu nieźle wyczuwał o czym myśli jego rozmówca. Nie żeby dyrektor kiedykolwiek byłby do takich poczynań zdolny. Snape podejrzewał, że cukierkowe poczucie moralności i wiary w ludzi mu na to nie pozwalało.
— Nawet się nie waż — uciął Snape. — Nie zgadzam się na to, co sobie umyśliłeś.
— Masz świadomość, że nie będę mógł chronić Harry'ego, jeśli znajdzie się pod władzą Knota? — Snape potwierdził niechętnym skinieniem głowy. — I mimo to postanawiasz skazać swojego syna na śmierć?
— Brawo, Albusie. Skończyły ci się argumenty, to bierzesz mnie na emocjonalny szantaż? Nie ze mną takie gierki. — Ponadto powoływanie się na tak sentymentalne bzdury, jak tytułowanie Pottera „jego synem”, wywoływało w Snapie odwrotny skutek od zamierzonego.
— Nie mówię tego tylko po to, aby cię przekonać, ale byś zrozumiał, czym w istocie będzie twoja odmowa. Opóźniłem moment wysłania Harry'ego do sierocińca o tydzień. Nie mam jednak żadnych prawnych możliwości, aby udaremnić Knotowi adoptowanie go. Ani żadnych nieprawnych, które mógłbym teraz przedsięwziąć. Mogę naginać zasady, jakimi rządzi się czarodziejskie społeczeństwo, ale nie jestem cudotwórcą. — Dyrektor zamilkł na moment i utkwił twarde spojrzenie w Snapie. — Chłopiec nie przeżyje tygodnia, jeśli adopcja zakończy się sukcesem. Czy tego chcesz czy nie, to właśnie od twojej decyzji zależy teraz jego życie.
Snape skrzyżował ramiona na piersi, jakby w pragnieniu ochronienia siebie przed kierunkiem, w jakim toczyła się ta rozmowa. Nie chciał mieć nikogo więcej na sumieniu. Oczywiście, że nie chciał i Albus bardzo dobrze o tym wiedział. Snape zaczął przeklinać w duchu dyrektora. Stary, manipulatorski piernik...
— Nie wybaczyłem jej — zaznaczył Snape, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie.
— Wiem. Jednak gdyby Lily powiedziała ci prawdę, pokochałbyś Harry'ego.
Snape zacisnął usta w wąską linię, ledwo powstrzymując się od zirytowanego prychnięcia.
— Ja już od dawna nie wiem, co to miłość, Dumbledore. Nie myl sumienia czy obowiązku z uczuciem. — Obaj zamilkli na chwilę, aż Snape zadał najistotniejsze pytanie, nawet jeśli ton jego głosu zapewniał, iż jest ono czysto teoretyczne: — Co się stanie, jeśli go zaakceptuję?
— Harry wróci do swojego właściwego wyglądu. Cechy Pottera znikną permanentnie. Proces ten jest nieunikniony i będzie trwał około miesiąca, gdyż w innym przypadku zdjęcie czaru byłoby zbyt bolesne.
— Czyli miałbym zrezygnować z roli szpiega? — podsumował Snape z wyrzutem. — Teraz, gdy zaryzykowałem życie, by przekonać Czarnego Pana o swojej lojalności?
Dumbledore milczał przez dłuższą chwilę, rozważając tę kwestię.
— Nie sądzę, aby to było konieczne. I raczej możemy się również zgodzić, że twój udział w wojnie jest zbyt istotny, aby w tym momencie pozwolić sobie na taki komfort. Poza tym w chwili zmiany warunków zaklęcia Harry Potter przestanie istnieć. Oczywiście gobliny od razu zorientują się, co się stało, gdyż prawo spadkowe działa automatycznie1. Majątek Potterów od tej pory będzie należał do chłopca o nazwisku Snape. Nie obawiałbym się jednak, że ta informacja wypłynie. A przynajmniej nie przez najbliższe lata. Gobliny chcą zachować neutralność, więc i Gringott nie zdradzi tajemnic swoich klientów. Ponadto byłoby to niezgodne z ich polityką i zasadami, jakimi się kierują.
— Rozumiem, że nazwisko Pottera zniknie z dokumentów adopcyjnych? — zapytał Snape i widząc potwierdzenie, kontynuował: — Nie znam się na tego typu zaklęciach, więc oświeć mnie, Albusie. Sądziłem, że chodziło ci o zapewnienie świata, że chłopak jest cały i zdrowy. Jeśli nigdzie nie będzie figurował, uznają, że jest martwy. Gringott nic nie powie, więc to będzie jeszcze bardziej podejrzane. Zostają jeszcze rodzinne akta, ale wszelkie zmiany trzeba wypełniać osobiście. Jeśli mój udział w tej farsie ma być zachowany w tajemnicy, nie byłoby wskazane, aby pojawiło się w nich nazwisko Snape.
— Na szczęście istnieje pewna prawna furtka, która pozwoli nam tego uniknąć — wtrącił Dumbledore z błyskiem w oku. — Być może pamiętasz, że gdy w Pierwszej Wojnie nadeszło niebezpieczeństwo lustracji czystości krwi, wydano edykt umożliwiający każdemu czarodziejowi i czarownicy utajnienie ich powiązań rodzinnych. Z radością poinformuję cię, że do tej pory nie został on zniesiony.
Severus doszedł do wniosku, że dla czystokrwistych rodów o długiej tradycji takie działanie byłoby zupełnie bezsensowne, gdyż każdy znał co znakomitsze linie. Jednak wśród mniej znanych nazwisk, mugolskie wpasowywały się idealnie. Oczywiście Severus słyszał o tym prawie, ale musiał przyznać, że jego wiedza na ten temat była więcej niż nikła.
— I... co to oznacza dla nas?
— Widzisz, czar działa dość ciekawie. Każda niepowołana osoba, która zajrzy do akt danego czarodzieja na sekcję „relacje rodzinne” zapieczętowanej Czarem Poufności, widzi tylko puste miejsce. Ci natomiast, którzy przeczytali informacje przed nałożeniem zaklęcia, nagle zapominają, co w niej było. Tylko urzędujący dyrektor Hogwartu i Naczelni Magowie Wizengamotu mają wgląd do tej rubryki. Dzięki temu czarodzieje mugolskiego pochodzenia mogli odciąć się od publicznego definiowania rodziny na podstawie ich korzeni oraz ochronić się przed dyskryminacją i prześladowaniami2. Takie było założenie. Nikt jednak nie zastanawiał się, co to będzie oznaczać dla tych, na których zostanie nałożone Zaklęcie Przynależności3.
Snape milczał, aczkolwiek w głębi duszy czuł lekkie zaintrygowanie.
— Oznacza to, że w miejscu odpowiedzialnym za status rodzinny, zostaje wprowadzona notka o jego zmianie. Jednak ponieważ sekcja rodzinna objęta jest Czarem Poufności, można powiedzieć, że hm... ministerstwo nie ma pojęcia, że jego stary obywatel przekształcił się w zupełnie nową osobę. Z czasem sprawa robi się jeszcze ciekawsza, gdyż nowe dokumenty na nowe nazwisko zaczynają pojawiać się w nowej teczce. Ponieważ Czar Poufności rzuca się naturalnie na nazwisko rodowe, których związki chce się utajnić, pojawia się precedens, gdy czarodziej przestaje być pod tym nazwiskiem rozpoznawany4. Muszę przyznać, że mimo iż społeczeństwo czarodziejskie nie jest liczne, nagłe pojawienie się dodatkowego obywatela można przyrównać do wrzucenia igły w stóg siana. Ja sam zauważyłem wadliwość zaklęcia dopiero w momencie, kiedy w jednym z przypadków Czar Poufności został zdjęty i dwie teczki scaliły się w jedną.
Sprytna ta dziura, przyznał Severus. Niezmiernie zmyślna, rzekłby nawet. Cóż, Snape wiedział, że prawo nie jest idealne, ale żeby aż tak spartaczyć sprawę? Kto u licha je ustalał?
— A jeśli Knot przeforsuje ustawę o zniesienie edyktu? Lub zrobi to inny minister, który pojawi się w miejsce Knota? Trzeba brać pod uwagę każdą okoliczność. — Zdecydowanie odezwała się Snape'owa zapobiegliwość.
— Wtedy będę musiał sfałszować dokumenty i obliviatować biedną Aurelię i Emeralda — powiedział zwyczajnie Dumbledore, tak jakby mówił o pogodzie, a nie o czymś, co może doprowadzić go do Pocałunku Dementora. — Będę miał wystarczająco dużo czasu na opracowanie awaryjnego planu i przeprowadzenie go w razie konieczności. Do tego obliviatowanie dwóch osób jest dużo łatwiejsze niż całego rządu.
Snape zadrżał mimowolnie. Słowa Albusa przypomniały mu, jak niebezpieczna jest władza w rękach jednego człowieka.
Mężczyzna podejrzewał, że istnieje jeszcze jeden powód, dla którego Dumbledore aż tak ryzykuje. Może Snape był ważny dla wojny, ale czy aż tak, aby Dumbledore był gotowy łamać prawo i ryzykować okrywaniem swojego nazwiska hańbą? Dużo bezpieczniejszym i prostszym rozwiązaniem było nie robić kolejnej mistyfikacji. Bo choć nie uśmiechało się Snape'owi umierać z bólu przez kilka dni, Czarny Pan w końcu znudziłby się torturowaniem go przez Mroczny Znak. Czarnoksiężnik miał pilniejsze sprawy na głowie niż tracenie czasu na nękanie zdrajców. Co mogło być bardziej interesujące od planów przejęcia władzy nad światem i sukcesywnego realizowania listy „do zabicia”, na której pewnego dnia Snape i tak niewątpliwie się znajdzie?
Jakby w odpowiedzi na myśli Snape'a padły następne słowa:
— Harry nie tylko zasługuje na rodzinę, ale także na poczucie bezpieczeństwa i normalności. Jest za młody na wojnę, która się rozpoczęła. Co więcej, będzie potrzebował teraz szczególnej opieki. — Dumbledore nie powiedział wprost, że chodzi mu o tortury Lucjusza. Aluzja była aż nazbyt oczywista. — Życie Harry'ego jako syna byłego śmierciożercy nie będzie idealne, ale będzie lepsze od ciągłego zagrożenia atakiem ze strony Voldemorta. On nie upomni się o niego, nim nie skończy osiemnastu lat, a wtedy ty zrezygnujesz ze szpiegowania5.
— Czy ty w ogóle rozumiesz, co to dla nas oznacza!? — warknął Snape, zrywając się nagle z kanapy. — Złoty Chłopiec zobowiązany moją przysięgą do posłuszeństwa Czarnemu Panu, jeśli ten tylko tego zapragnie? Nie wiem, co jest gorsze; twój pomysł, abym zaakceptował Pottera, wystawiając go na srebrnej tacy jako kolejnego zwolennika ciemnej strony; czy to że w każdej chwili Czarny Pan może zorientować się, kim ów potencjalny zwolennik jest w istocie.
— Na twoim miejscu nie martwiłbym się tym — odrzekł spokojnie Dumbledore.
Snape prychnął z czystym niedowierzaniem, ale usiadł z powrotem na kanapie. Nie zamierzał więcej się o to kłócić, ponieważ byłoby to bezcelowe. Postanowił więc wrócić do głównego tematu.
— Jak wyjaśnisz, że Harry Potter nie będzie uczęszczał do Hogwartu? Trzeba coś wymyślić, bo prasa zje nas żywcem.
Dumbledore spojrzał na Snape'a znacząco.
— Żaden czarodziej ani czarownica nie ma obowiązku uczęszczania do szkoły magii. Obecnie gazety rozpisują się nad tym, że Harry cierpi na wyczerpanie magiczne, co jest idealną wymówką do podjęcia prywatnej nauki. Rozsiejemy plotkę, że udało się nakłonić Petunię Durlsey do cofnięcia decyzji o wyrzeknięciu się chłopca. Dopóki adopcja nie zostanie sfinalizowana, Petunia ma prawo pierwszeństwa krwi. Ponieważ nikt nie spodziewa się rewelacji, jakiej dostarczył nam Septimus Weasley w swoim wspomnieniu, Prorok Codzienny podchwyci plotkę jako coś oczywistego i od razu ją opisze.
— Chyba nie sądzisz, że Knot tak szybko pogodzi się z fiaskiem swoich planów? Mogę się założyć o swoją różdżkę, że będzie próbował dotrzeć do Petunii Dursley i namówić ją do ponownego zrzeknięcia się praw. A wtedy pojawią się niewygodne pytania, dlaczego Potter ma opiekuna z prawa pierwszeństwa krwi, a tym opiekunem nie jest pani Dursley.
Dumbledore kiwnął głową.
— Z pewnością. Dlatego zajmę się tą sprawą tak, aby Knot do niej nie dotarł. Nie odrzuci ukrycia i ochrony przed Voldemortem, jakie jej zaoferuję. Tak, jest zawistna i opłakuje stratę męża oraz syna, ale nie jest głupia. Mimo wszystko, jak każdy człowiek, pragnie przeżyć.
— W jaki sposób czar przestanie działać?
— Stanie się to, kiedy słownie uznasz go za syna. Nie potrzeba żadnych zaklęć czy formuł. Jedyne, co musisz wcześniej zrobić, to podpisać zgodę na utajnienie relacji rodzinnych Harry'ego. Należysz do grona osób z pierwszeństwa krwi, więc według Starych Praw możesz to zrobić. Pozwoliłem sobie przynieść odpowiedni dokument.
Mistrz eliksirów uśmiechnął się krzywo. Oczywiście. Dumbledore od razu założył, że ta rozmowa potoczy się po jego myśli i Snape podpisze ten pieprzony dokument. Mężczyzna zerknął nieprzychylnym okiem na dobrotliwy wyraz twarzy dyrektora, a następnie na kawałek pergaminu leżący na szklanym stoliku.
Przez moment wydawało się, że starszy czarodziej zawahał się, ale trwało niczym jedno uderzenie serca. Kiedy następnie odezwał się, jego głos był łagodny i stanowczy:
— Musisz zrozumieć, że nie jest to decyzja dotycząca wyłącznie wyglądu Harry'ego czy sprawy opieki, ale także tego kim jest on sam. Jego prawdziwej tożsamości i przynależności. A więc kim jest to dziecko dla ciebie, Severusie? Masz teraz wybór.
Snape zaczerpnął głęboki oddech. Przez chwilę znowu miał wrażenie, że jest tym samym zagubionym chłopcem ze Spinner's End. Miał wybór. Wybór, który zabrała mu Lily czternaście lat temu. Był zły, że go pozbawiła. Wściekał się, że go oszukała. A teraz stanął przed możliwościami, które mu odebrano. I dotarło do niego, że jest już za późno. Że już tego wyboru dokonać nie chce.
Widział jednak jak na dłoni konsekwencje swoich czynów. Co stanie się, jeśli odmówi. Co stanie się, jeśli uniesie się trawiącymi go emocjami zamiast chłodną logiką. Co stanie się, jeśli teraz wyjdzie i zatrzaśnie drzwi.
Snape chwycił pióro i zamaszystym ruchem podpisał dokument.
— Tak, Albusie. Jest moim synem. Uznaję go.
Po chwili ciszy, jaka zapadła po tych słowach, Dumbledore odchrząknął i oświadczył:
— Teraz będziecie musieli razem udać się do ministerstwa w celu wprowadzenia odpowiednich zmian w dokumentach. Ponieważ wystarczy tylko jeden świadek przy całej procedurze, z radością wezmę w niej udział. Wszystko odbędzie się w ścisłej tajemnicy.
Snape potwierdził krótkim skinieniem głowy, a następnie spojrzał chłodno na dyrektora.
— Wiedziałeś, że w końcu się zgodzę, prawda?
— Oczywiście — odrzekł Albus. — Możesz kreować się na mrocznego sukinsyna, Severusie, ale mnie nie zwiedziesz. Byłeś wściekły i rozżalony, ale potrzebowałeś jedynie trochę czasu oraz odpowiedniej perswazji z mojej strony. Ostatecznie, bez względu na to, co mówisz i w rzeczywistości czujesz, ostatnią rzeczą, jakiej bym się po tobie spodziewał, to świadome ułatwienie planów Voldemorta.
Cóż. Oświadczenie było nietypowe, niewątpliwie jednak prawdziwe. Snape prędzej zacząłby wyznawać wszystkim miłość, niż przyczynił się do zwycięstwa Czarnego Pana. Jeśli był ktoś, kogo Snape nienawidził bardziej od Jamesa Pottera — a jego nienawidził całym sercem i duszą — to był to właśnie Mroczny Lord.
__________________________
[1] Prawo dziedziczenia jest bardzo starym prawem – wielokrotnie starszym niż rejestry społeczeństwa – i przekazywane jest w sposób całkowicie magiczny.
[2] Dodam, że Czar Poufności działa tylko na konkretne informacje zaklęte w konkretnym dokumencie. Oznacza to, że te same informacje nie pozostają tajemnicą, jeśli zostały opisane w innych miejscach lub przekazane przez osoby bezpośrednio zaangażowane w sprawę.
[3] Ponieważ w komentarzach czytelnicy utożsamiali Zaklęcie Przynależności z zaklęciem adopcyjnym, chciałam zdementować jakoby Zaklęcie Przynależności miało cokolwiek wspólnego z adopcją. W moim świecie takie zaklęcie nie ma prawa bytu, ponieważ adopcje prowadzone są w różnym wieku, a nie wyobrażam sobie, aby każde dziecko musiało przechodzić przez tak drastyczne zmiany jak kompletna zmiana wyglądu. To byłoby krzywdzące. Jeśli więc miałabym przywołać jakieś porównanie przebiegu adopcji, wskazałabym tu na "Rok jak żaden inny" z całą formalnością – magourzędnik, papiery adopcyjne, etc. Ponadto zawsze zastanawiało mnie, jak zaklęcie adopcyjne miałoby w ogóle działać, skoro w severusitach w większości nie dochodziło do żadnej adopcji – to zawsze była pewna nielogiczność, której nie mogłam zrozumieć. Co więcej, jak się przekonacie, moje zaklęcie różni się diametralnie od zaklęcia adopcyjnego, które było używane przez autorów severusitów.
[4] Ponieważ kobiety nie są głową rodu, u nich zaklęcie działa poprawnie. Podczas zamążpójścia nazwisko panieńskie wpisywane jest jako drugie. W przypadku o którym opowiada Dumbledore, chodziło o całkowitą zmianę tożsamości.
[5] Voldemort nie wciela nowych popleczników zaraz po skończeniu Hogwartu ani w czasie uczęszczania do niego. Oczywiście nie wyklucza się wyjątków. Jednak bez przesady – armia Voldemorta to nie dzieciarnia czy przedszkole. Nie bądźmy naiwni ;)
NASTĘPNY ROZDZIAŁ: PRZEBUDZENIE
Wciągnęłam się już na dobre. To opowiadanie jest świetne. Tak jak wcześniej pisałam - nigdy nie miałam do czynienia z tymi wszystkimi odmianami potterowskich fan ficków, ale może dzięki Twojemu się przekonam, żeby sięgnąć po coś jeszcze. Choć poprzeczkę postawiłaś wysoko.
W zasadzie nie mam żadnych zastrzeżeń. Podoba mi się to, jak w tym odcinku przedstawiłaś Snape'a - najpierw gorzki, zgryźliwy, a później jednak pokazał, że ma gdzieś serce. Tak samo urzekły mnie opisy dotyczące zaklęcia poufności - mistrzostwo. Nie ma tam nic banalnego, wielki podziw, że masz taką wyobraźnię. Ale jakoś nie mogę przyjąć do siebie, że ma się zmienić wygląd Harry'ego. W ogóle tego nie widzę, nie mam tego w głowie. Ale być może się przyzwyczaję.
Jestem pod wrażeniem i gratuluję!