Severitus | AU 5 tom
Czternastego dnia od przebudzenia Harry wreszcie mógł samodzielnie chodzić. Po raz pierwszy czuł się naprawdę wolny i napawało go to niesamowitą lekkością. Miał też nadzieję, że wreszcie dowie się czegoś więcej na temat domu, w którym przyszło mu przebywać oraz tego, gdzie spędzi resztę wakacji. Nie łudził się, że ciotka Petunia zmieni zdanie i zechce go jeszcze kiedykolwiek widzieć, więc nie bardzo wiedział, kto teraz będzie jego opiekunem. Ze smutkiem pomyślał, że skoro Syriusz wciąż uchodził za zbiegłego przestępcę, to może Weasleyowie go przygarną? Zawsze wydawali się być zadowoleni z goszczenia go w wakacje, choć cichy głosik w jego głowie wypomniał mu, że zaproszenie do swojego domu na kilka dni czy tygodni zupełnie różni się od przyjęcia do rodziny na stałe.
Pani Pomfrey zostawiła na stoliku schludnie złożone ubranie, informując, że za chwilę przybędzie Dumbledore. Harry przebrał się w koszulkę oraz spodnie, z zaskoczeniem odkrywając, że pasują na niego idealnie i są całkiem ładne. Ponieważ do tej pory nosił tylko piżamę, przyjął tę małą odmianę z radością.
Kiedy już był gotowy, Pomfrey wróciła i poprosiła, aby za nią podążał. Harry rozglądał się ciekawie wokół, chłonąc nowe widoki. Był wszak zamknięty w jednym pokoju przez całe pół miesiąca. Niestety gdy dotarli do schodów, musiał skupić się na czymś zupełnie innym. Zejście po stopniach sprawiło mu nieco problemów i trzymając się kurczowo poręczy, starał się nie potknąć i nie przewrócić. Czuł się trochę jak dziecko uczące się chodzić. Czynność, która wcześniej była dla niego naturalna i oczywista, stała się teraz czymś zupełnie nowym.
Pielęgniarka zaprowadziła go do salonu, w którym czekał dyrektor. Ostatnia rozmowa z nim nie przebiegła zbyt dobrze i Harry denerwował się, nie będąc pewnym, jak ma się teraz zachować. Jednak gdy tylko ich spojrzenia spotkały się, starszy czarodziej uśmiechnął się ciepło, a jego oczy nie wyrażały potępienia, współczucia czy żalu. To był ten sam Dumbledore, którego Harry znał od zawsze. Ten sam człowiek, który choć popełniał błędy, dbał o niego i nigdy nie odwracał się, gdy najbardziej go potrzebował. Przez chwilę Harry tylko stał w progu, patrząc na jednego z najpotężniejszych czarodziei na świecie, ale widząc także człowieka, który troszczy się o swoich uczniów, nawet jeśli wybory, których dokonuje, nie zawsze należą do najłatwiejszych.
— Usiądź, Harry. ― Dumbledore wskazał jeden z foteli obok kominka. ― Herbaty?
Harry przytaknął i usiadł na sofie naprzeciw. Po tych wszystkich eliksirach i odżywczych sokach, jakie przyszło mu pić, miał ochotę na coś normalnego. Zdawało się, że dyrektor dokładnie go rozumie. Po kilku machnięciach różdżką na stoliku pojawił się talerzyk pełen lukrowanych herbatników i dwie filiżanki parującej herbaty. Harry owinął dłonie wokół naczynia, z przyjemnością chłonąc promieniujące od niego ciepło. Kiedy upił łyk, westchnął z zadowoleniem i dla uzupełnienia swojego szczęścia sięgnął po ciasteczko.
Siedzieli tak przez chwilę w ciszy. W końcu po trzecim herbatniku Harry odważył się odezwać:
— Co to za miejsce, sir?
Dumbledore rozejrzał się wokół, jakby dopiero teraz dostrzegł, gdzie się znajdują.
— Podoba ci się?
— Bardzo. Jest niezwykle ładne.
Dumbledore nachylił się w stronę Harry'ego, jakby chciał zdradzić mu jakąś wielką tajemnicę.
— Jesteśmy w domu profesora Snape'a.
Harry otworzył usta, przez chwilę nie mogąc wyjść ze zdumienia. Ten piękny i jasny dom należy do człowieka, który posiada przyprawiający o ciarki gabinet pełen oślizgłych słojów? Przecież tam brakowało tylko trumny i czaszek! Aż do końca trzeciej klasy Harry podejrzewał, że Snape jest wampirem.
— Widzę, że to dla ciebie niemałe zaskoczenie.
Harry jedynie ostrożnie skinął głową, bo niby co miał powiedzieć? Profesorze Dumbledore, niech pan wybaczy, ale pański kolega po fachu sprawia wrażenie zbyt upiornego, aby mieszkać w takim miejscu? Nie, zdecydowanie nie należało takich rzeczy mówić. Zrobił zatem jedyną rzecz, jaka wydała mu się sensowna: zmienił temat.
— O czym chciał pan ze mną rozmawiać?
— Hm... tak, jest pewna rzecz wielkiej wagi, ale do naszej dyskusji potrzebna jest obecność profesora Snape'a. Och, na szczęście właśnie się pojawił.
Harry obejrzał się za siebie, w kierunku, w którym zwrócony był wzrok Dumbledore'a. Snape ubrany był w swoje zwykłe czarne szaty, a jego ostry profil i orli nos odznaczał się na surowym obliczu. Mężczyzna skinął głową w niemym powitaniu i zajął fotel znajdujący się najbardziej na uboczu, choć zdecydowanie dalej od pielęgniarki niż od Dumbledore'a.
— Chciałbym, aby był lepszy sposób na przekazanie ci tej informacji, ale niestety nie ma — odezwał się dyrektor. — Jak już wiesz, Petunia Dursley zrzekła się praw do opieki, co pozostawiło pod znakiem zapytania… — Dumbledore wyjaśnił mu, że Korneliusz Knot ubiegał się o adopcję oraz wytłumaczył, jakie konsekwencje miałoby dopuszczenie do takiej sytuacji. Powiedział też o całym zamieszaniu, jakie wywołała w czarodziejskim świecie decyzja jego ciotki, a także przyznał się do triku z użyciem eliksiru wielosokowego. Harry czuł się dziwnie na myśl, że dyrektor paradował po ministerstwie, mając jego wygląd. Nie miał mu jednak tego za złe, ponieważ rozumiał dlaczego tak postąpił. Poza tym sam w drugiej klasie podszywał się pod Goyle'a, aby włamać się pod jego postacią do dormitorium Slytherinu i dyskretnie przesłuchać Draco Malfoya. Na pewno był ostatnią osobą, która miała prawo potępiać takie działanie. — Wszystko zmieniło się w momencie, w którym do moich rąk trafiło nieoczekiwane wspomnienie Septimusa Weasleya i w ten sposób byliśmy w stanie ominąć procedurę adopcyjną.
Dumbledore urwał, jakby nie będąc pewnym, w jakie słowa ubrać następne zdanie. Harry zmarszczył brwi. Co mogło znajdować w owym wspomnieniu? Czy Septimus należał do rodziny Molly i Artura? Nazwiska nie były unikatowe, ale świat czarodziejów stanowił dość mały i hermetyczny krąg. On sam był jedynym żyjącym Potterem w czarodziejskiej części Anglii.
Przez cały ten czas Snape milczał, ale po przedłużającej się ciszy przewrócił oczami.
— Potter — odezwał się i czekał, aż Harry na niego spojrzy. — Jak już powiedział dyrektor, ponieważ wisiała nad tobą groźba tymczasowego umieszczenia w sierocińcu i stania przez to łatwym celem dla Czarnego Pana, pojawienie się wspomnienia Weasleya okazało się szczęśliwym zbiegiem okoliczności. — Na chwilę przerwał, zwracając się do Albusa z lekkim wyrzutem: — Tak swoją drogą, kiedy mnie o tym uświadamiałeś, jakoś nie miałeś skrupułów. — Dumbledore bynajmniej nie wyglądał na ani odrobinę skruszonego. — Sprawa jest taka, Potter, że Lily okazała się niezłą kłamczuchą i to nie James jest twoim prawdziwym ojcem. Chyba rozumiesz, co to oznacza? Wciąż posiadasz rodzica i nie musisz być dłużej pod opieką Petunii Dursley.
Harry wpatrywał się w Snape'a wielkimi oczami. To musi być głupi żart. W końcu potrząsnął głową.
— Ale...
Snape przerwał mu, przeczuwając, co chce powiedzieć:
— Tak, wyglądasz kropka w kropkę jak James. Dopiero teraz zrozumiałem, że powinno być oczywiste, iż ktoś maczał w tym różdżkę. Dzieci nigdy nie są kopiami swoich rodziców. I tu pojawia się osoba naszego drogiego Septimusa, ponieważ to jego Lily poprosiła o czar, który miał ukryć prawdę.
— Dlaczego mama miałaby coś takiego zrobić ? — zapytał Harry niedowierzająco. Ta cała sytuacja brzmiała dla niego jak jakaś olbrzymia teoria spiskowa.
— Bo kiedy się urodziłeś, była już w związku małżeńskim? Bo czarodziejski świat nie akceptuje bękartów? Miała wiele powodów.
— Moja mama nigdy nie zdradziłaby taty — powiedział Harry z pełnym przekonaniem. Wszyscy powtarzali mu, jak bardzo jego rodzice się kochali. Nawet Syriusz wielokrotnie mu to mówił.
— Aż tak dobrze znasz swoją matkę, Potter? — zaszydził Snape. Harry zacisnął usta. Czy to możliwe, że Snape mówił prawdę? Zerknął na Dumbledore'a, który wydawał się nie mieć zamiaru ingerować w rozmowę. Snape'owi mógł nie wierzyć, ale dyrektor nigdy by go nie okłamał ani nie pozwolił wierzyć w kłamstwa innych, prawda? W końcu ponownie spojrzał na mistrza eliksirów, który uniósł brwi, jakby tylko czekał, aż Harry buntowniczo odpowie, że „owszem, zna”. — Jednak w tym przypadku masz rację. Kiedy zostałeś poczęty, Lily Evans była formalnie wolną kobietą. W tamtym czasie James Potter zaginął na jednej z misji zleconych przez Zakon Feniksa i od wydarzenia minęło wystarczająco dużo czasu, aby uznano go za martwego. Oczywiście jak zawsze miał więcej szczęścia niż rozumu. Okazało się, że jakiś mugol znalazł go rannego i nieprzytomnego oraz postanowił odegrać rolę dobrego samarytanina. Choć dziwi mnie, że mugolski sposób leczenia był w ogóle w stanie ocalić mu życie. Niewątpliwie jednak to właśnie było powodem, że przez niemal trzy miesiące leżał przykuty do łóżka. W każdym razie, gdy odzyskał wystarczająco siły, by użyć magii, skontaktował się z Albusem.
Harry nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony, gdyby kilka lat temu powiedziano mu, że jego ojciec żyje, byłaby to najszczęśliwsza chwila w jego życiu. To byłoby jak spełnienie marzeń, bo ile to razy pragnął, żeby pojawił się jakiś daleki krewny, który zabrałby go od Dursleyów? Ale gdy poznał, jakim odważnym i kochającym człowiekiem był James Potter, jego ojciec stał się dla niego wzorem, do którego mógłby dążyć. Pamiętał swoją radość, gdy dowiedział się, że był kapitanem drużyny i on, Harry, też gra w Quidditcha i jest w tym dobry. Pamiętał też swoje zdumienie i zachwyt, gdy jego patronus przybrał formę Rogacza. Przede wszystkim jednak to właśnie myśl o nim sprawiła, że na cmentarzu stanął odważnie przed czarnoksiężnikiem, którego prawie wszyscy się lękali — bo nie chciał umrzeć, klęcząc u stóp Voldemortem, wolał umrzeć wyprostowany, jak niegdyś jego ojciec, próbując się bronić, nawet jeśli żadna obrona nie była możliwa1.
Teraz wszystko, w co do tej pory wierzył, okazało się być iluzją. Najpierw Dursleyowie wmówili mu, że jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a jego ojciec był bezrobotnym pijakiem. I choć starał się nie brać do serca ich słów, gdzieś w środku cichutko wierzył w tamte kłamstwa. Teraz, gdy już myślał, że poznał prawdę, znów mówią mu, że się mylił. Człowiek, którego podziwiał, nigdy tak naprawdę nie był jego ojcem. Czy gdyby James wiedział, jaka jest prawda, kiedykolwiek pokochałby Harry'ego i oddałby za niego życie?
Próbował zrozumieć, dlaczego mama tak postąpiła, ale nie potrafił. Wyobraził sobie, że okłamała wszystkich, bo kochała swojego męża tak bardzo, że bała się go stracić. Ale w takim razie czemu oddała się innemu mężczyźnie, skoro nie był dla niej ważny na tyle, by z nim zostać, ale odeszła, gdy tylko James się odnalazł?
W końcu Harry zapytał tak cichym głosem, że można było go uznać za szept:
— Kto?
— Ja — odrzekł Snape.
Odpowiedź była niczym detonacja bomby. Wpierw Harry wpatrzył się w Snape'a szeroko otwartymi oczami, zupełnie jakby zobaczył go po raz pierwszy w życiu, a następnie zerwał się z sofy i krzyknął ile sił w płucach:
— Jesteś podłym kłamcą! Moja mama nigdy by... z kimś takim… takim jak ty!
— Możesz wierzyć w to lub nie, niewiele mnie to obchodzi — wycedził Snape lodowato. — Oficjalnie jesteś moim synem i nie masz wyboru. Będziesz pod moją opieką i będziesz mi posłuszny. Zaklęcie Przynależności zostało zmienione, co oznacza, że w ciągu najbliższych dwóch tygodni znikną wszystkie cechy upodobniające cię do Jamesa Pottera i staniesz się podobny do mnie. Już zauważyłeś zmiany, mam rację?
Harry wciągnął w płuca haust powietrza, a w jego oczach pojawiło się czyste przerażenie. Następnie pokręcił głową i zacisnął powieki, cofając się.
— Harry... — zaczął Dumbledore, wstając i robiąc krok w jego kierunku.
Harry jeszcze gwałtowniej potrząsnął głową i cofnął się o kolejne kilka kroków. Nawet nie zauważył, kiedy jego plecy zetknęły się ze ścianą. Jedyne, czego był świadomy to szybkiego, urywanego oddechu, serca dudniącego w piersi i drżących kolan, ledwo będących w stanie udźwignąć jego ciężar.
— Mówiłam, żeby mu jeszcze nie mówić. Jest zbyt osłabiony i taki szok...
— A kiedy chciałaś mu powiedzieć? — sarknął Severus. — Kiedy jego wygląd zmieni się tak bardzo, że zacznie panikować? I tak wystarczająco zwlekaliśmy.
— A co dobrego da panika teraz?
Dumbledore zignorował kłócącą się parę.
— Harry...
— Czemu pan nie powie, że to żart? Czemu pan nie powie... że... Czemu...
Harry osunął się po ścianie.
— Poppy! — zawołał dyrektor.
Pielęgniarka przerwała kłótnię i w ciągu sekundy znalazła się przy chłopcu. Natychmiast wezwała eliksir uspokajający i rzuciła niezbędne zaklęcia. Harry jednak nie słuchał jej spokojnego i ciepłego tonu, którym namawiała go do wypicia eliksiru. Zamiast poddać się jej działaniom, uciekał od jej rąk. W końcu Snape stracił cierpliwość i zacisnął dłonie na nadgarstkach Harry'ego, powstrzymując go od wyrywania się. Chłopiec spojrzał na mężczyznę z nienawiścią.
— Nie dotykaj mnie! Puszczaj! Puść! Puść mnie! Nie! Nienienienie!
Harry walczył, jakby od tego zależało jego życie, ale Severus był silniejszy i trzymał go mocno. Kiedy Harry zrozumiał, że jego wysiłki są nieskuteczne, przestał się wyrywać i zaniósł się okropnym, łamiącym serce szlochem.
Pomagając sobie zaklęciem, madame Pomfrey jednym sprawnym ruchem zaaplikowała eliksir i natychmiast przywołała kolejną fiolkę, tym razem z eliksirem Bezsennego Snu. Mikstury natychmiast zaczęły działać i po paru chwilach szloch Harry'ego zmienił się w pojedyncze łkanie, aż ustał zupełnie. Jego powieki opadły i jedyny ślad, jaki został po niedawnym płaczu, to sklejone łzami rzęsy.
Ciężki wdech Albusa zabrzmiał niezwykle głośno w nagle zapadłej ciszy.
— Severusie, możesz zanieść Harry'ego do pokoju?
Snape kiwnął głową i nie fatygując się używaniem magii, po prostu podniósł chłopca i zaniósł na piętro. Kiedy zniknął w korytarzu, madame Pomfrey odwróciła się na pięcie, aby spojrzeć na zaniepokojonego Dumbledore'a.
— Mówiłam, aby mu jeszcze nie mówić — powtórzyła swoje słowa. — Mówiłam, że jest za wcześnie, ale oczywiście nikt mnie nie słuchał. — Kobieta oparła ręce na biodrach, wyglądając teraz jak matka strofująca nieposłuszne dziecko. — Mogę nie mieć doświadczenia w tym kierunku, ale jest ogólnodostępną wiedzą, że każdy pacjent, który przeżył to samo, co pan Potter, jest jeszcze przez długi czas wyjątkowo narażony na nawet najmniejszy stres. A temu dziecku właśnie zawalił się cały świat. Rozsypało się wszystko, w co wierzył i co dawało mu poczucie siły i bezpieczeństwa. Poza tym dobrze wiesz, jak Severus go traktował! To za duże obciążenie dla kogoś, kto jeszcze dwa tygodnie temu był torturowany przez potwora! — Pielęgniarka pokręciła głową w bezsilności. — Nie mogę patrzeć, jak cierpią dzieci, Albusie.
— Wiem — odpowiedział cicho Dumbledore — ale Harry nie jest zwykłym chłopcem i jego życie nigdy nie będzie takie jak innych.
______________________________
[1] Jest to parafraza z Harry'ego Pottera i Czary Ognia – "(…) nie umrze, kuląc się tu, jak dziecko bawiące się w chowanego, nie umrze, klęcząc u stóp Voldemorta… Umrze wyprostowany, jak jego ojciec, umrze próbując się bronić, nawet jeśli żadna obrona nie jest możliwa…"
[b]NASTĘPNY ROZDZIAŁ: NOWY DOM, NOWE PROBLEMY[/b]