Bitwa o Hogwart i upadek Voldemorta z zupełnie innej perspektywy.
Nigdy nie uważałam się za osobę szczęśliwą.
Zresztą nigdy nie miałam powodu, by taką być. Nieważne jak bardzo się staram - życie zawsze próbuje mnie zniszczyć. Smutek i rozczarowanie czyha wszędzie. Czasami mam już tego dosyć. Tak naprawdę tylko Hogwart i mnóstwo zadań domowych pozwala mi zapomnieć o tym, co mi się przytrafiło. Lub co może mi się przytrafić.
Ale nie zawsze tak było.
Rok temu straciłam brata. Został zamordowany w potyczce ze Śmierciożercami. Przynajmniej tak mi wszyscy mówią. Nie znaleziono żadnych śladów po nim. Zniknął, jakby nigdy go nie było. Miałam piętnaście lat. I tylko ze względu na jego śmierć poszłam do Hogwartu. Oczywiście dostałam list w wieku jedenastu lat, ale rodzice nie pozwolili mi jechać. Nie dziwię im się. Przecież Czarny Pan zrobi wszystko, żeby dostać nas w swoje ręce. Chrisa już dorwał. Nie chcę, by ktoś jeszcze z mojej rodziny tak skończył.
Zaczęłam więc chodzić do szkoły Magii i Czarodziejstwa od piątej klasy. Miałam sporo do nadrobienia, ale to nie nadążenie za materiałem sprawiło mi największy problem. Po przydzieleniu mnie do Gryffindoru zaczęły się pytania. Uczniowie wszystkich czterech Domów nie dawali mi spokoju. Ale na szczęście to się już skończyło. Dzięki profesorowi Dumbledore'owi. Od kiedy tu przybyłam, zawsze ma na mnie oko. Opiekuje się mną i wspiera. Jakby był moim drugim ojcem. Czasami czuję, że naprawdę możemy być spokrewnieni.
Poznanie go i w ogóle przybycie do Hogwartu na zawsze odmieniło moje życie.
***
Zamykam oczy i wolno wdycham wiosenne powietrze. Zima przeminęła i teraz znów narodziło się życie, ukazując oznaki przyszłego lata. Trawa już się zazieleniła, ptaki ćwierkają w najlepsze, a w jeziorze roi się od wesoło kąpiących się uczniów.
Kładę się na ziemi i wbijam wzrok w płynące po niebie chmury. Już dawno nie byłam tak rozleniwiona. Nagle słońce przysłania mi cień. Mrużę oczy, żeby zobaczyć przeszkodę dzielącą mnie od upragnionego ciepła.
- Masz zamiar leżeć tu przez cały dzień czy może ruszysz tyłek i wybierzesz się z nami do Hogwartu?
Rosallie opiera dłonie na ramionach i świdruje mnie spojrzeniem błękitnych oczu. Złociste włosy okalają jej twarz, przez które do złudzenia przypomina anioła. Znów zamykam oczy.
- Do Hagrida? Ale przecież to tak daleko...
- Co się z tobą dzieje? - pyta Puchonka, nieco rozeźlona. - Przecież ostatnio byłaś gotowa wysadzić pokój nauczycielski, a teraz? Martwię się o ciebie, Ari.
- Daj jej spokój, Rosie.
Od strony zamku zbliża się Jace. Jego złośliwy uśmieszek towarzyszy mu chyba nawet podczas snu. Brązowe włosy spięte z tyłu w kitkę lśnią w promieniach słońca, a oczy koloru płynnego złota szukają ofiary swojego nowego dowcipu.
- No proszę, proszę - mówi sarkastycznie Rosallie. - A kogóż ja widzę? Czy to nie największy idiota w szkole?
Rosie i Jace od samego początku byli do siebie wrogo nastawieni. Staram się ich pogodzić, ale nigdy mi to nie wychodzi.
- Kogoś brakuje? - pytam, zanim chłopak jej odpowie.
- Cole powinien zaraz tu być.
I jak na zawołanie od strony lasu biegnie Cole. Ma czarne, przenikliwe oczy i niesforne włosy w tym samym kolorze. Już z daleka widać, że ma nie najlepsze wieści.
- Centaury są coraz bliżej granicy - mówi, jak tylko do nas dobiega. - Wiedzą, że coś się święci.
Trzy pary oczu są wpatrzone we mnie. Ich zmartwione twarze tylko pogarszają mój nastrój.
Marszczę brwi.
- Idziemy do Hagrida czy nie? - pyta znów Rosallie, zerkając na mnie niespokojnie. Kiwam delikatnie głową. Kiedy w milczeniu ruszamy ku skrajowi błoni, wzdycham dyskretnie. Boję się, że Cole ma rację. Jeśli centaury się niepokoją, to może znaczyć tylko jedno - kłopoty. Czarny Pan jeszcze otwarcie się nie ujawnił, ale to tylko kwestia czasu. Zanim zabierze się za opanowywanie świata, zamierza zemścić się na tych, którzy go zdradzili.
Na tych, którzy przyczynili się do jego upadku.
Na mojej rodzinie.
Na mnie.
***
- Jest niedobrze - mówi Jace, jak tylko Cole zamyka za nami drzwi chatki Hagrida. - Jest bardzo, bardzo niedobrze.
- Co się stało? Czyżbyście znowu narazili się Snape'owi?
W różowym fartuchu i z siatką na brodzie Hagrid wcale nie przypomina straszliwego pół-olbrzyma, którym jest na co dzień. Niewielu zna jego prawdziwe oblicze. My na szczęście zaliczamy się do tej niedużej liczby osób.
- Centaury - mówi Rosallie, siadając na kanapie obok Kła. - Zbliżają się. To nie wróży najlepiej.
Hagrid głaszcze się po swojej gęstej brodzie. Siada przy stole i patrzy na każdego z nas po kolei. W końcu zatrzymuje wzrok na mnie. Moje nazwisko nie jest tajemnicą i nawet nauczyciele traktują mnie inaczej niż zwykłych uczniów. Czarne oczy gajowego przewiercają mnie na wylot. Czasami mam wrażenie, że spogląda wgłąb mojej duszy i zna każdą moją myśl.
- Cóż... - mówi po dłuższej chwili milczenia. - Centaury nigdy nie były spokojne. Może ty tylko chwilowy stan. Przecież trwa okres godowy.
Cole kręci głową.
- Nie. To z pewnością nie to. Zbliżyły się do granicy. Zdecydowanie jest coś nie tak. Podejrzewam, że już niedługo mogą złamać umowę i wkroczą na błonia, a tym samym na teren zamku.
- Znam centaury osobiście, a jeden z nich jest nawet moim przyjacielem. - Hagrid podnosi głos, patrząc na chłopaka gniewnie. - Nie złamią słowa. Chyba, że rozpocznie się bitwa.
Jace opiera się o drzwi.
- Ale wojna i tak jest nieunikniona. Po co mieliby to odwlekać? I tak już mają tego dosyć.
- Musimy poinformować Dumbledore'a - stwierdza Rosallie, drapiąc Kła za uchem.
Rok temu Dumbledore został zastąpiony przez Umbridge - przedstawicielkę Ministerstwa Magii. Centaury zdołały się nią zająć. Na szczęście.
- To dobry pomysł - przytakuje Hagrid. - Ale na razie nie uprzedzajmy faktów. Musimy ustalić, co wiemy.
Podczas kiedy moi przyjaciele obmyślają czas działania, ja podchodzę do okna, wychodzącego na Zakazany Las. Zawsze wiedziałam, że Czarny Pan mnie dopadnie, ale miałam nadzieję, że stanie się to trochę później.
Nie mogę jednak odwlekać nieuniknionego.
Muszę stawić czoło przeznaczeniu.
Czuję się zaciekawiona. Całkiem nieźle wychodzi Ci pisanie w pierwszej osobie, chociaż czasami są pewne niedociągnięcia. Głównie w ostatniej części: jeżeli całość jest z perspektywy jakiejś postaci, to przydałoby się opisać trochę więcej o tym, co dzieje się w jej głowie. Co czuje, kiedy wszyscy zerkają na nią z niepokojem? Tego mi właśnie brakuje - więcej odczuć bohaterki.
Fajnie, że nie próbujesz kopiować Hagrida i nie używasz przy jego dialogach zwrotów, które uwielbia. Mimo że w książkach Rowling gajowy jest wyrazistą postacią, to chyba lepiej nie próbować naśladować jego odzywek, bo bardzo rzadko wychodzą naturalnie. Tylko, żebyś z drugiej strony nie zrobiła z niego jakiegoś elokwentnego mędrca, bo to znowu przesada w drugą stronę. Na razie jest w porządku i wiarygodnie.
Zapowiada się dobrze, więc z chęcią przeczytam następną część. Powodzenia!