W głębi Zakazanego Lasu dochodzi do spotkania dwóch poszukiwanych śmierciożerców. Omawiają plany przetrwania i ewentualnej zemsty po upadku Czarnego Pana.
Niebo przebijające się przez koronę wysokich drzew od paru już godzin przybrało ciemną, nocną barwę. Wśród wielu z nich i pnącej się po ziemi plątaninie korzeni, można było dostrzec samotną postać, ubraną w długi płaszcz z zarzuconym na głowę kapturem. Po sylwetce można było rozpoznać w tej osobie mężczyznę, lecz twarz jego była skryta pod osłoną nocy. Las sprawiał wrażenie mrocznego i tajemniczego, a pora dnia tylko to wrażenie potęgowała. Cisza dookoła mogła zmrozić do szpiku kości niejednego śmiałka, mężczyzna jednak sprawiał wrażenie nadzwyczaj spokojnego i wyglądał, jakby na kogoś czekał. W pobliskich krzakach usłyszał nagle szelest i po chwili wyleciało z nich stado małych ptaków. Mężczyzna wyciągnął różdżkę, ale zanim rzucił jakiekolwiek zaklęcie, rozmyślił się i schował ją z powrotem do kieszeni.
W pewnej chwili usłyszał charakterystyczny odgłos teleportacji, dobywający się w niewielkiej odległości, od miejsca, w którym stał. Czekał w napięciu, choć intuicja podpowiadała mu, że wszystko jest w porządku. Minęły dwie minuty, a z ciemności wyłoniła się kolejna postać, była odrobinę wyższa. Nowo przybyły nie miał zarzuconego kaptura, miał ciemne, dłuższe włosy, dosyć zmierzwione, wyglądał na osobę, która w ostatnim czasie żyła w dość dużym stresie i nie miała czasu o siebie zadbać.
– Wreszcie jesteś, Antonie. Bałem się, że mnie tu nie znajdziesz – powitała go postać w kapturze, mówił jednak dość cichym głosem.
– Witaj, Rudolfie – odpowiedział przybysz, chłodnym i niespokojnym tonem. – Nie mogłem przybyć wcześniej, w okolicy miejsca, gdzie się ukrywam, pojawili się ostatnio ludzie z ministerstwa, nie było łatwo się tutaj dostać. Skąd jednak wiedziałeś jak się ze mną skontaktować, gdzie mnie szukać? – zapytał, ściskając mu rękę.
– Pamiętam jeszcze, gdzie przeważnie w dawnych czasach lubiłeś skrycie przebywać. Nie będę ukrywał, że moja wiadomość do ciebie była wysłana z dużą niepewnością, bałem się, że moje przypuszczenia co do twojego miejsca ukrycia, mogą być mylne – odpowiedział Rudolf Lestrange. – Wiedziałem, że części z nas udało się uciec z pola bitwy, od początku chciałem się z kimś skontaktować.
– Masz rację, ukrywałem się w tym zrujnowanym domu, który swego czasu wykorzystywaliśmy jako nasze tajne miejsce. Aurorzy wszędzie się kręcą, szukają nas, chcą wyłapać nas wszystkich i wsadzić do Azkabanu, a mi już jedna odsiadka w życiu wystarczy, nawet jeśli dementorzy już go nie strzegą po upadku Czarnego Pana – Antonin Dolohov wyrzucał z siebie te słowa, rozglądając się dookoła, kiedy tylko słyszał jakikolwiek szelest, dochodzący z lasu.
– Większość i tak już siedzi w Azkabanie, ale pewnej grupie na pewno udało się uciec – mówił Lestrange spokojnym głosem. – Sam ukrywam się tutaj, w Zakazanym Lesie, a i tu nie jest łatwo, znalazłem jakąś grotę, na razie się nada. Nie ma tu co prawda aurorów, ale za to centaurów nie brakuje, a wolałbym, żeby nikt nie wiedział o mojej obecności.
– Nie tak miało się to wszystko potoczyć – zauważył słusznie Dolohov. – Czarny Pan był pewny zwycięstwa, wszystko na to wskazywało, a jednak Potter okazał się lepszy! – wyrzucił z siebie wściekły. – I co nam zostało? On sam nie żyje, większość z nas siedzi w Azkabanie, niektórzy również polegli, jak ty sobie w ogóle radzisz po śmierci Bellatriks?
– Upłynęło już kilka tygodni, czas robi swoje, jednak nigdy nie przebaczę Potterowi i jego pupilkom tego, że Belli już z nami nie ma, że Czarny Pan odszedł na zawsze – dodał, a ton jego głosu po raz pierwszy zasugerował, że nie jest wcale tak spokojny, na jakiego wyglądał w pierwszej chwili. – Zemszczę się za to, co się wydarzyło.
– Pięknę słowa – prychnął Dolohov, patrząc na niego z odrobiną żalu. – Ciekawe tylko jak chcesz to zrobić? W pojedynkę? Wtedy było nas wielu, mieliśmy po swojej stronie ministerstwo, teraz tego wszystkiego nie ma. Nie udało się wtedy, a ma się udać teraz? Chęć zemsty nie wystarczy, by tego dokonać. – Dolohov dostrzegł, że jego towarzysz bardzo ostrożnie waży jego słowa, zachowywał jednak nadzwyczajny spokój w obecnej sytuacji, w oddali dało się słyszeć wycie wilków.
– Nie powiedziałem, że będzie łatwo, ale na pewno da się to zrealizować, mam pewien plan, ale potrzebujemy większej liczby ludzi, a przede wszystkim przywódcy, który na nowo nas scali – zauważył Lestrange.
– Tak, Czarny Pan potrafił skupiać ludzi wokół siebie… – przyznał Dolohov, również pogrążając się we własnych myślach. Zaczęli przechadzać się z wolna po lesie, kierując się w niewiadomym kierunku. Każdy z nich wypatrywał jakiegokolwiek odgłosu, aby w razie czego móc zareagować i ukryć swoją obecność. Wykrycie było ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowali.
– Czy wiesz, dlaczego wysłałem wiadomość akurat do ciebie? – zapytał po dłuższej chwili Rudolf Lestrange.
– Przeszła mi ta myśl przez głowę – przyznał szczerze Dolohov. – Może w takim razie mnie oświecisz?
– Wiem tylko o niektórych osobach, którym udało się uciec. Wiem, że Rabastan na pewno nie został schwytany, niestety nie udało mi się go jeszcze odnaleźć, ale to kwestia czasu, w końcu to mój brat, na pewno go odnajdę. Jestem pewny, że z biegiem czasu odszukamy też innych. Dlaczego akurat ty? Przede wszystkim jednym z powodów było to, że wiedziałem, gdzie mogę cię szukać – przyznał Lestrange, patrząc na swojego towarzysza. Po chwili jednak dodał. – Lecz to nie jedyny powód… Byłeś jednym z najbardziej zaufanych śmierciożerców Czarnego Pana, jednym z tych, którzy nigdy go nie zdradzili i zawsze otwarcie przyznawali się do niego, w końcu razem z nami odsiadywałeś w Azkabanie po pierwszej wojnie czarodziejów. Przyznaję, że jest to dla mnie najważniejszy powód. Jesteś osobą, której mogę w tej chwili obok Rabastana najbardziej zaufać – mówił szczerze, chcąc, by Dolohov w pełni dostrzegł i zrozumiał jakim zaufaniem go darzy.
– Cenię to sobie Rudolfie, znasz mnie nie od dziś, mimo upadku Czarnego Pana, moje poglądy w żaden sposób nie uległy zmianie i gdyby tylko nadarzyła się sposobność, chętnie znów stanę po odpowiedniej stronie.
– Wiem, Antonie. To co ci zaraz powiem, musi pozostać między nami, rozumiemy się? – Dolohov skinął nieznacznie głową, wyraźnie zaintrygowany. – Jest to jedna z tajemnic Czarnego Pana, o której wiedzą tylko nieliczni. Będąc szczerym, nie wiem, czy wiedział o tym ktokolwiek więcej poza mną i Bellatriks.
– Skąd o tym wiesz? – zapytał z ciekawością Dolohov, dobrze znając Czarnego Pana, wiedząc, że rzadko dzielił się swoimi największymi tajemnicami.
– Czarny Pan potrzebował kogoś, dzięki któremu mógłby ukryć pewne miejsce, bał się, by ktoś choćby przypadkiem go nie odnalazł. Postanowił więc wykorzystać zaklęcie Fideliusa. Znasz je?
– Tak, wiem, na czym polega, ale jestem zdziwiony, że był gotów obdarzyć nawet kogoś z nas takim zaufaniem – przyznał szczerze Dolohov, coraz bardziej podekscytowany tajemnicą, jaką skrywał jego towarzysz.
– Najwyraźniej chciał mieć dodatkową pewność, że nikt tego miejsca nie odnajdzie. Kiedy ci wytłumaczę, co jest tam ukryte, być może twoje zdziwienie będzie dużo mniejsze – Lestrange rozkoszował się tym, co miał do powiedzenia. Wiedział, że wyjawienie tej tajemnicy może poruszyć tryby, które były niezbędne do realizacji jego planu i zemsty. Chciał dawkować emocje i wzbudzać coraz większe zainteresowanie u Dolohova. – Wiesz, że Czarny Pan był potomkiem Salazara Slytherina?
– Tak, oczywiście, zawsze był z tego dumny.
– Masz rację, będąc jeszcze w Hogwarcie, odnalazł tam pewien przedmiot, nie chciał jednak, by wpadł kiedykolwiek w niepowołane ręce, by ktoś go nie użył. Postanowił przenieść go do tego lasu i dobrze ukryć. Miejsce jest zapieczętowane silnymi zaklęciami, on sam może tam tylko wejść, później jeszcze, kiedy stwierdził, że może nam zaufać, zostało obłożone dodatkowo zaklęciem Fideliusa – opowiadał Lestrange.
– Ale co to za przedmiot? – pytał natarczywie Dolohov, choć już na tym etapie miał więcej pytań, które pojawiały się w związku z kolejnymi etapami opowieści Rudolfa.
– Mój przyjacielu, jeśli to, co powiedział Czarny Pan, jest prawdą, to w obliczu tego, co się stało, ten przedmiot może być kluczem do zemsty i możliwością przywrócenia magii i władzy tylko dla czarodziejów czystej krwi. – Tym razem Lestrange wyglądał na bardzo pewnego siebie. Przekazał swemu towarzyszowi, wszystko, co wie o tym przedmiocie, co przekazał mu Czarny Pan. Kiedy Dolohov dowiedział się o wszystkim i pojął znaczenie jego słów, zaniemówił.
– Nie mówisz tego poważnie? – zapytał, ciągle nie mogąc się pozbyć wrażenia, że ta cała opowieść to zwykłe bujdy.
– Przysięgam, że to prawda, przynajmniej według tego, co wiem od Czarnego Pana, ale chyba nie dziwi cię, dlaczego miało to pozostać na zawsze tajemnicą? – Dolohov pokręcił głową, oczywiście, że wiedział, dlaczego i wcale się temu nie dziwił, dobrze znał Lorda Voldemorta z tej strony.
– Rudolfie, chyba pojmuję po części, jaki jest twój plan i przyznaję, że gdyby się to udało, to wszystko mogłoby się jeszcze zmienić, ale widzę w twoim planie wiele luk – zauważył czujny podczas całej tej rozmowy Dolohov.
– O jakich lukach mówisz?
– Po pierwsze potrzebujemy więcej ludzi, gdyby się nam udało.
– Myślałem, że tutaj mamy jasność? – zdziwił się Lestrange. – Kilkoro z nas uciekło, wielu jest w Azkabanie. Zaczniemy od odszukania tych, którym udało się uciec, a później może uda nam się odbić tych w Azkabanie. Poszukiwaniem zajmiemy się obaj w pierwszej kolejności, oczywiście dyskretnie, nie możemy dać się złapać tym z ministerstwa.
– Oczywiście, Rudolfie, możesz liczyć na moją pomoc w tej sprawie – przystał na jego propozycję Dolohov. – Ale to nie wszystkie nasze problemy. Nie scalimy całej tej zgrai bez osoby, która ich poprowadzi, do czasu wdrożenia całego naszego planu w życie.
– Masz rację, ale dobrze znamy kogoś, kto może ich na nowo scalić – zauważył tajemniczo Lestrange i wyjawił mu swój pomysł. – Liczę tu na ciebie, że sobie poradzisz.
– Ja? … Oczywiście, mam taką nadzieję, choć nie ukrywam, nigdy bym nie pomyślał… – Dolohov nie widział co powiedzieć, propozycja Rudolfa była genialna, a on miał dostąpić tak dużego zaszczytu. Miał zamiar podołać zadaniu. – Ale do tego celu będziemy potrzebowali…
– Wiem – przerwał mu Lestrange. – Dlatego musimy zdobyć to, czego potrzebujemy, mam pewien pomysł i znam osobę, która może nam w tym pomóc, jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli. Przy okazji załatwi nam to kolejny problem, sam wiesz dobrze jaki – Rudolf wyjawił przyjacielowi swój pomysł. Dolohov był zachwycony tym, jak wiele aspektów przemyślał jego towarzysz. Wiedział jednak, że wiele rzeczy mogło dalej nie pójść po ich myśli. – W swoim czasie zapoznam cię z tą osobą, przy najbliższej okazji, ale zapewniam cię, darzę go sporym zaufaniem.
– Nie mogę się doczekać, mam nadzieję, że się nie mylisz co do niego, wiele mielibyśmy do stracenia, oczywiście dalej zakładamy, że wszystko pójdzie tak, jak chcemy.
– Wiem, ale szanse są na to spore, a jeśli się uda, to otworzą się przed nami duże możliwości – zauważył podekscytowany Lestrange. Dyskutowali tak długo i omawiali kolejne szczegóły swojego planu, że nim się spostrzegli, było dobrze po północy. – I co o tym wszystkim myślisz?
– Twój plan jest genialny, zakładając, że wszystko się uda, bo wszystko może się posypać w bardzo wielu miejscach – Dolohov miał pewne wątpliwości, ale wiedział, że jeśli chcą działać, to nic lepszego nie wymyślą na ten moment. Zbyt mało mieli możliwości. – Zgadzam się, pomogę ci. Wiesz, gdzie w Zakazanym Lesie znajduje się to miejsce?
– Antonie, w końcu jestem strażnikiem tajemnicy, jak mógłbym nie wiedzieć? – uśmiechnął się do niego Lestrange. – Jeśli chcesz, chętnie cię tam teraz zaprowadzę, oczywiście musimy być dyskretni. Musisz też zachować tę tajemnicę dla siebie. To zbyt ważne, nikt inny nie może o tym wiedzieć.
– O to się nie martw, Rudolfie, zabiorę ten sekret do grobu, prowadź.
Antonin Dolohov cierpliwie szedł za Rudolfem Lestrangem, ale wydawało mu się, że ich podróż trwa już kilka godzin. Zastanawiał się, czemu nie mogli się spotkać od razu bliżej tego sekretnego miejsca, tylko musieli iść aż taki kawał drogi. Już niejednokrotnie chciał zadać takie pytanie swojemu towarzyszowi, lecz ten od razu go zbywał, a im dalej, tym bardziej kazał mu zachowywać się cicho i dyskretnie. Dolohov po części go rozumiał, jeśli to, co od niego usłyszał, było prawdą, należało dopilnować, aby nikt ich tutaj nie odnalazł, nawet centaury lub inne rozumne stwory zamieszkujące ten las.
Zaczęli nagle wyraźnie schodzić w dół, las był coraz gęstszy, a światło księżyca ledwo przebijało się przez koronę wysokich drzew. Mimo tego nie zapalili różdżki, Lestrange wyraźnie znał drogę i ufał swojej spostrzegawczości, był pewny, że idą w dobrym kierunku. Kilka razy w pobliżu nich można było usłyszeć huk sowy lub szelest liści wywołany przez spłoszone stworzenie. Na szczęście nikogo ani niczego więcej po drodze nie spotkali.
W końcu zeszli do małej kotlinki, otoczonej wokół wysokimi drzewami. Na samym jednak środku był pusty plac, zastanawiające było jednak to, że nie było tu żadnych stworzeń, wokół była też złowróżbna cisza. Antonin Dolohov mógł się założyć o wszystko, że właśnie dotarli na miejsce. Jak się okazało, nie mylił się. Po chwili Rudolf Lestrange zatrzymał się przed wolnym placem i ruchem ręki, poprosił swojego towarzysza o to samo.
– To tutaj – Rudolf Lestrange powiedział tylko tyle, po czym wyjął kawałek pergaminu i szybko wypisał na nim krótką notatkę. – Masz – powiedział, wręczając ją swemu towarzyszowi – Przeczytaj, zapamiętaj i zniszcz ją jak najszybciej.
Antonin Dolohov wziął kartkę do ręki, na której drobnym pismem były wypisane następujące słowa:
Sekretna kaplica Czarnego Pana mieści się w ukrytej kotlinie, w sercu Zakazanego Lasu
Kiedy tylko odczytał tekst, wyjął różdżkę i spalił notatkę. Jego oczom ukazała się niewielka kaplica, stojąca na środku kotliny. Wydawała się niepozorna, była wykuta z kamienia, a na jej ścianach znajdowały się liczne symbole. Co oznaczały? Tego Dolohov nie wiedział, zapewne jego towarzysz również nie. Nie mógł jednak oprzeć się wrażeniu olbrzymiej grozy, jaką przepełniało go to miejsce, choć nie umiał uzasadnić, czym to jest spowodowane. Domyślał się, że sprawcą jest prawdopodobnie ukryty w środku przedmiot.
– To miejsce jest przepełnione czarną magią – powiedział po chwili Dolohov, tonem pełnym szacunku.
– Tak mój przyjacielu. To będzie nasza wielka tajemnica i nadzieja na nowy dzień dla czarodziejów czystej krwi. Na razie nie dostaniemy się do środka, ale jeśli nasz plan się uda, wejdziemy tam, zdobędziemy artefakt i świat czarodziejów znowu spowije mrok – dodał, a na jego twarzy zagościł szyderczy uśmiech. Rudolf Lestrange był żądny krwi, za to, co wydarzyło się parę tygodni temu.
Okej, widzę, że jakaś intryga się już kształtuje, ale jak dla mnie mogłeś ten rozdział połączyć z poprzednim, nadałoby to więcej dynamiki, gdyby nie było tego spowolnienia już w drugim rozdziale, tym bardziej, że ten był zdecydowanie krótszy. Może się czepiam, ale szczerze tak czuję, że fabuła by na tym zyskała. W razie czego to odszczekam w przyszłych komentarzach.
Ciężko mi coś więcej powiedzieć, bo dużo tu tajemniczości i nieodpowiedzeń, kolejny tajemniczy artefakt Slytherina, ciekawe jaką będzie miał moc. Podejrzewam też, że nie bez powodu postanowiłeś zostawić w Hogwarcie ciało Voldemorta i umiejscowić sekretną kaplicę w Zakazanym Lesie, węszę połączenie tego w przyszłości.
Ogólnie koncept mi się podoba i wiem, że trochę narzekam, ale ruszę na kolejny rozdział, więc do zoba