O Rose Weasley i Scorpiusie Malfoyu
Rose grzebała w swojej owsiance, jakby szukała w niej odpowiedzi na test z eliksirów. Tak właśnie widziała to jej przyjaciółka Monica i nie omieszkała wyrazić swoich myśli na głos.
- Test z eliksirów? - Młoda Weasley podniosła błyskawicznie głowę. - J-jak to? To niemożliwe! Gdzie moje notatki? Nic nie umiem!
- Uspokój się. - Monica położyła dłoń na jej ręce i nachyliła się. - Widzę, że coś się dzieje.
Rose przez chwilę jeszcze miała przerażenie w oczach, ale kiedy uświadomiła sobie, że nie ma żadnego zagrożenia, znów zmieniło się w obojętność. Zabrała rękę.
- Nic się nie dzieje - powiedziała, odwracając wzrok.
- Nie rób ze mnie idiotki, przecież cię znam. - Monica wbiła w nią przenikliwe spojrzenie. Miała podejrzenie co do niecodziennego zachowania przyjaciółki, ale nie chciała nic mówić, dopóki się nie upewni.
- Mówię ci przecież, że wszystko w porządku. - Wstała, zostawiając nietkniętą owsiankę. - Nie musisz się o mnie martwić, nie jestem małym dzieckiem.
- Właśnie widzę, że nie jesteś - szepnęła za oddalającą się Rose, która już jej nie słyszała.
***
Szła korytarzem, starając się powstrzymać łzy. Znowu to zrobił, znowu. Obściskiwał się z tą Laurą przed wejściem do sali eliksirów. Co ona, głupia, sobie myślała. Że ją pokocha? Właśnie ją, kiedy wokół tyle pięknych dziewczyn? Przecież to szalone. Nie ma szans. Kim ona jest? Zwykłą dziewczyną, z którą można przecież porozmawiać tylko o nauce, która dostaje same Wybitne z wszystkich przedmiotów i całymi dniami siedzi w bibliotece. I w dodatku ma okropne włosy. Rude! Jakie ona ma nieszczęście z tymi włosami! Nigdy nie chcą się ułożyć i wyglądają zawsze jakby dopiero wstała z łóżka. A jej nogi? Toż to koszmar, krzywe jak zakręt i niekształtne. I jest Gryfonką. No tak. Czy to chodzi o jej nazwisko? Jej ojciec jest zdrajcą krwi, a matka to muglaczka. Dlaczego nie urodziła się w szanowanej rodzinie czystej krwi? Wtedy wszystko byłoby prostsze.
Wyszła zza zakrętu, zaciskając usta. Musiała zajrzeć jeszcze do biblioteki i wypożyczyć książkę na numerologię. Był też jeszcze jeden powód jej odwiedzin w tym miejscu teraz, choć nie chciała się do tego przyznawać.
- Rose!
Zatrzymała się i obejrzała z niechęcią.
- Mówiłam ci, że wszystko w porządku!
Monica zatrzymała się przy niej zasapana. Pokręciła głową, puszczając jej uwagę mimo uszu. Uśmiech rozjaśnił jej podekscytowaną twarz.
- Spójrz za okno, Rosie - wysapała.
Ruda podeszła do parapetu i wyjrzała na zewnątrz. Pierwszy w tym roku śnieg właśnie spadał z nieba. Błonia powoli przykrywała biała kołderka, która aż się prosiła, żeby ją wypróbować. Normalnie ten widok dodałby jej skrzydeł, ale teraz nic nie mogło jej ucieszyć. Wzruszyła ramionami. Mon wzięła głęboki oddech, najwyraźniej przygotowana na taką reakcję. Otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, kiedy drzwi biblioteki otworzyły się gwałtownie, ukazując roześmianą Laurę, ściskającą za ramię Scorpiusa Malfoya. Serce ścisnęło się w piersi Weasley, ale Ślizgonka zdawała się jej nie zauważać. Mina Malfoyowi nieznacznie zrzedła i usiłował wyrwać rękę z uścisku Laury. Ta puściła go i podbiegła do okna z okrzykiem zachwytu.
- Spójrz pysiaczku, śnieg! - wykrzyknęła. - Chodź na dwór!
Rzucił przelotne spojrzenie Rose i odpowiedział:
- Nie mam kurtki. Musiałbym iść do dormitorium.
- Ale to tylko trochę nie po drodze. - Złapała go ochoczo za rękę i pociągnęła w stronę schodów. Dopiero teraz dostrzegła dwie Gryfonki. Rzuciła im pogardliwe spojrzenie i minęła, szturchając Weasleyównę.
W dziewczynie zawrzała krew ojca.
- Ej, ty! - wykrzyknęła do Ślizgonki.
Laura odwróciła się z uprzejmym zainteresowaniem na twarzy.
- Tak?
- Wyzywam cię!
Brunetka puściła rękę Scorpiusa, zszokowana.
- Proszę?
- Masz jakieś problemy ze słuchem? Wyzywam cię. - W głosie Rose brzmiała spokojna determinacja. Miała dość przyglądania się, jak miłość ucieka jej przed nosem.
- Na zaklęcia?
Weasley wyjrzała przez okno, marszcząc przez chwilę brwi.
- Nie, na śnieżki. Za pół godziny na błoniach. Chyba że się nie odważysz.
- Za pół godziny. - Twarz Ślizgonki zrobiła się czerwona ze wstydu i złości. Pobiegła w dół schodów, zostawiając Scorpiusa samego. Ten spojrzał na Gryfonki bez słowa, a w jego oczach kryła się mieszanina zaskoczenia i podziwu. Bez dalszej zwłoki ruszył śladami koleżanki z Domu.
- No, no, no. - Monica założyła ręce na biodra. - To biegniemy po szaliki, siostro.
***
Śnieg przestał już padać, kiedy Rose pojawiła się na błoniach. Napadało go wystarczająco dużo, żeby starczyło na porządną bitwę na śnieżki. O tym samym pomyśleli też inni uczniowie, bo z każdą minutą ktoś wychodził z zamku, żeby nacieszyć się zimą. Nikt nie spodziewał się, że zdążyli w sam raz na przedstawienie. Laury jeszcze nie było i choć zostało pięć minut, Rose zaczynała się niecierpliwić. Chodziła w kółko, rozgrzewając się i obmyślając plan pokonania rywalki. Chciała zacząć robić śnieżki na zapas, ale stwierdziła, że to byłoby nieuczciwe. Będą miały chwilę na przygotowanie broni.
- Jednak przyszłaś? - usłyszała za plecami znienawidzony głos. Odwróciła się z przenikliwym uśmiechem.
- Nie mogłabym opuścić takiej zabawy.
- To... może oddajcie różdżki - zaproponowała Monica. - Żeby nie kusiły. - Laura zmroziła ją wzrokiem.
- Mam oddać ci moją różdżkę? Myślisz, że zwariowałam?
- Może ja przypilnuję różdżkę Rose, a ty Laury, co? To chyba będzie sprawiedliwe - stwierdził Scorpius ugodowo. Dziewczyny oddały swoje zwykłe bronie z niechęcią i świdrowały się nawzajem wzrokiem. - To jak? - Spojrzał na nie. - Jesteście gotowe?
Rose i Laura stanęły naprzeciw siebie w odległości dwudziestu kroków na samym środku błoni. Pierwsi uczniowie zaczynali zauważać, że coś się święci, szturchali swoich towarzyszy i niepewnie zbliżali się, żeby popatrzeć. Utargi Gryfonów ze Ślizgonami zdarzały się prawie codziennie, ale ta potyczka zapowiadała się interesująco, a w dodatku cieszono się z pierwszego śniegu i takiego sposobu uczczenia jego pojawienia się. Nie podchodzili zbyt blisko z obawy, że też mogą zostać trafieni śnieżnym pociskiem.
- Zróbcie pierwszą śnieżkę - zarządził Malfoy.
Dziewczęta posłusznie się schyliły, nie spuszczając z siebie wzroku. Nabrały w ręce trochę śniegu, formując jak najlepsze kulki. Były coraz bardziej zdeterminowane, napięcie wyczuwali nawet gapie. Scorpius spojrzał to na jedną, to na drugą. Stał między nimi i czuł, że trzeba jak najszybciej zwiewać. Uniósł ręce i cofnął się o kilka kroków, wciąż patrząc na nie naprzemiennie. Stały już wyprostowane, przerzucając śnieżki z ręki do ręki.
- Pal! - Błyskawicznie cofnął się do linii widowni i stanął obok Monici, która bawiła się różdżką Laury.
Dwie idealne śnieżki śmignęły w powietrzu, a zaraz po nich kolejne. Rose miała lepszy cel, bo często bawiła tak się z przyjaciółmi, jednak kulki Ślizgonki miały większą siłę. Nierzadko rzucała w młodszych uczniów, miała już wprawę w zadawaniu bólu. Rosie schyliła się po trochę śniegu, a Laura wykorzystała tę okazję i kiedy Gryfonka podniosła głowę, dostała w twarz twardą kulką. Oczy zaszły jej łzami, więc chybiła kolejny rzut. Jej przeciwniczka dostrzegła szansę na zwycięstwo. Zamachnęła się i wycelowała w chwilowo bezbronnego rudzielca. Celowała w głowę, jednak trafiła w pierś, ale z taką siłą, że Weasley aż się zachwiała. Natychmiast dostała kolejną śnieżką, tym razem w głowę, co sprawiło, że upadła ciężko. Była na siebie wściekła. Szybko zgarnęła trochę śniegu i wycelowała z ziemi. Zaskoczona Ślizgonka nie zdążyła się uchylić. Rose chciała wykorzystać to na wstanie, jednak przeceniła swoje możliwości. Była głodna i słaba, a dodatkowo ciążyła jej ciężka kurtka. Oberwała kolejnymi dwiema śnieżkami, bo Laura w tym czasie nie próżnowała.
- Starczy. - Scorpius wkroczył między nie z uniesionymi rękami. - Laura, odłóż już to. - Rzucił groźne spojrzenie swojej koleżance, ale zaraz wzrok przeniósł na Gryfonkę. - Nic ci nie jest? - Podszedł do niej z wyciągniętą ręką i pomógł jej wstać.
- Wszystko w porządku - wycedziła, upokorzona. Gdy tylko wstała, puściła jego dłoń.
- Nic cię nie boli? - Dotknął jej twarzy z niepokojem.
- Mówiłam już, że wszystko w porządku. - Odwróciła się. Nie chciała, żeby teraz ją widział. Co za upokorzenie.
Scorpius spojrzał na wściekłą Laurę, która pomimo swojego zwycięstwa została teraz zlekceważona i na Monicę, która stała z jej różdżką i wpatrywała się w przyjaciółkę, nie podchodząc jednak do niej. Nie był to bynajmniej dowód braku przyjaźni. Nie chciała przeszkadzać. Uśmiechnęła się zachęcająco do chłopaka, a ten zwrócił się do Rose:
- Zabiorę cię do Skrzydła.
- Nie musisz. Nie potrzebuję pomocy - upierała się.
- Nie interesuje mnie to. Chodź - Chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę zamku. Kilka osób podążyło za nimi wzrokiem, jednak większość już się rozeszła, rozczarowana tak szybkim zakończeniem walki.
***
- Rose, dlaczego to zrobiłaś? - Zatrzymali się na korytarzu niedaleko Skrzydła Szpitalnego.
- Dlaczego co zrobiłam? - Udawała, że nie wie, o co mu chodzi.
- Dlaczego wyzwałaś ją na pojedynek?
Odwróciła głowę, nic nie mówiąc. Po raz pierwszy była z nim sam na sam.
- Myślisz, że ją kocham? - Wziął jej twarz w dłonie. - Nie kocham jej. Zakochałem się w kimś innym, jednak to tak absurdalne, że bałem się jej o tym powiedzieć, dopóki nie będę pewien co do jej uczuć. Chcąc się upewnić, starałem się wzbudzić jej zazdrość. Chyba mi się udało, choć nie miałem zamiaru doprowadzać do bójek.
Odsunęła kosmyk włosów z jego twarzy. Serce waliło jej jak młot i zastanawiała się czy on je słyszy.
- A teraz jesteś pewien? - wyszeptała.
Gryfonka i Ślizgon. Weasley i Malfoy.
- Jestem pewien.
To szalone, ale ekscytujące.
- Kocham cię.
I tak na korytarzu przy oknie, obok Skrzydła Szpitalnego, w grubych kurtkach, czerwoni od zimna, mokrzy od śniegu, Rose Weasley i Scorpius Malfoy pocałowali się pierwszy raz.
Jeeejku, to jest przesłodkie. Naprawdę. W ogóle Xeri, od razu widać, że to Ty jesteś autorką. Nie podobało mi się za bardzo rozgoryczenie Rose faktem, że jej ojciec jest zdrajcą krwi, a matka mugolaczką, ale poza tym super. Lubię czasem poczytać takie niezobowiązujące teksty, zawierające małe scenki w których jest jeden dzień z życia jakiegoś bohatera. Twój Scorpius bardzo mi się podoba, a Rose poza wspomnianym fragmentem jest super. Dobrze zrobiłaś, że pozwoliłaś wygrać Ślizgonce, dzięki temu opowiadanie zyskało na realności. Pisz więcej miniaturek tego typu!