Rekord osób online:
Najwięcej userów: 313
Było: 09.10.2025 22:15:27
Współpraca z Tactic Games
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Nieoryginalna, Klaudia Lind, Anastazja Schubert, Takoizu, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Jak wyglądało życie Gauntów? Powstał film, który Wam to pokaże.
>> Czytaj Więcej
W sierpniu HPnetowicze mieli okazję spotkać się w Krakowie. Jak było?
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, louise60, Zireael, Aneta02, Anastazja Schubert, Lilyatte, Syrius...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, Hanix082, Sam Quest, louise60, PaulaSmith, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Każdy tatuaż niesie ze sobą jakąś historię. Jakie niosą te fanowskie, związane z młodym czarodzie...
>> Czytaj Więcej
Nicram_93
W Hogwarcie rozpoczyna się nowy rok szkolny. Hermiona wraz z przyjaciółkami ma pierwsze zajęcia i...
>> Czytaj Więcej
Nicram_93
W Hogwarcie rozpoczyna się nowy rok szkolny. Hermiona wraz z przyjaciółkami ma pierwsze zajęcia i...
>> Czytaj Więcej
Ewa Potter
O pomocy i determinacji.
>> Czytaj Więcej
Nicram_93
Hermiona wraz z przyjaciółkami przybywa do Hogwartu, gdzie odbywa się uczta rozpoczynająca nowy r...
>> Czytaj Więcej
Nicram_93
Hermiona wraz z przyjaciółkami przybywa do Hogwartu, gdzie odbywa się uczta rozpoczynająca nowy r...
>> Czytaj Więcej
Wiersz dla Toma Riddle'a...
>> Czytaj Więcej
Nicram_93
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej




[P]Louise Lainey ostatnio widziano 17.12.2024 o godzinie 15:44 w Błonia
Valerie Adams ostatnio widziano 02.07.2023 o godzinie 13:40 w Stacja kolejowa
Valerie Adams ostatnio widziano 27.06.2023 o godzinie 21:20 w Błonia
Valerie Adams ostatnio widziano 23.06.2023 o godzinie 16:46 w Sala transmutacji
Valerie Adams ostatnio widziano 22.06.2023 o godzinie 19:04 w VII piętro
Valerie Adams ostatnio widziano 12.06.2023 o godzinie 18:15 w Dziedziniec Transmutacji
Nigdy nie przepadał za daleką teleportacją, mimo że nie miał z nią żadnych technicznych problemów. W zasadzie nie kosztowała nawet nazbyt wiele wysiłku, a nieprzyjemne wrażenie przytkanych uszu nie robiło wrażenia. Tym, co najbardziej go denerwowało, była kompletna zmiana powietrza. Nie potrafił tego lepiej uzasadnić, zwyczajnie miał problem z przyswojeniem atmosfery, jakby tlen unoszący się między francuskimi kamieniczkami posiadał zupełnie inną wartość. Z drugiej strony wąskie uliczki Niort zrobiły na nim spore wrażenie. Stawało się tak za każdym razem, gdy odwiedzał kraj nazywany przez Anglików skupiskiem romantyków. Uroki francuskich budowli nie budziły wątpliwości. Wszystko w tym dziwacznym państwie było piękne aż do odruchów wymiotnych.
- Tu jesteś! - usłyszał głos przyjaciela, którego początkowo nie mógł zlokalizować. Dopiero po dłuższej chwili rozglądania się spostrzegł Jamesa stojącego na jednym z bogato zdobionych balkoników.
- Złaź stamtąd, przygłupie - warknął Syriusz, chociaż był pewny, że adresat tej wiadomości w ogóle go nie dosłyszał. Zamiast tego zaśpiewał złośliwie "Julio, gdzie się podziewasz?!". Przyjaciel wpatrywał się w niego ze złością, bo wcale nie było mu do śmiechu. Wiliam Shakespeare w swoim dramacie opisał historię dwóch zwaśnionych rodów magicznych, którą Potter wręcz uwielbiał na swój własny, pokręcony sposób. W owym zacnym dziele rodzina Monteki bardzo często wiązała swoje dzieci z mugolami, uznając to za jak najbardziej naturalne, a nawet pożądane - wynikało to z ich teorii skupionej na tym, iż tak zwane "mieszańce" zostają obdarzeni szczególnymi mocami, które później bogacą ich krewnych. Wszystko byłoby w porządku, gdyby ich dziedzic Romeo nie postanowił związać się z Julią Kapuletti, która należała do rodziny przewrażliwionej na punkcie czystości krwi. Dramat skupił się na wojnie pomiędzy poglądami dwóch stron, gdzie jedni zostali pokazani jako ciemnota umysłowa, a drugich przybliżono do dziwaków, ekscentryków. Cała akcja kończyła się śmiercią głównych bohaterów, przez co dwie skłócone rodziny wpadły sobie w ramiona. Fabuła nie należała do wyjątkowo oryginalnych, jednak z jakiegoś powodu wzbudziła sensację wśród magicznej społeczności. Starożytny i szlachetny ród Black dodał tę lekturę do listy ksiąg zakazanych, nic więc dziwnego, że wiecznie zbuntowany Syriusz postanowił ją przeczytać wraz ze swoimi przyjaciółmi. Niestety lektura nie spełniła ich oczekiwań, wręcz wywołała ogromne zdziwienie... nawet wielce zakochany James nie potrafił pogodzić się z karykaturą tragicznej miłości, uznając ją za "chorą na głowę". To nie przeszkadzało mu wywoływać Julii za każdym razem, gdy razem z Syriuszem odwiedzali jakieś bardziej urokliwe miejsce.
James zeskoczył z balkonu, lądując miękko na stopach. W normalnych warunkach zapewne połamałby sobie nogi, ale wykorzystał zaklęcie spowalniające, które złagodziło upadek. Uśmiechnął się do przyjaciela zawadiacko, chowając różdżkę w spodniach. Gdyby był z nimi Remus, zapewne jego głos w tamtym momencie grzmiałby im w uszach niczym występ orkiestry dętej. Jednak Syriusz miał w nosie wszystkie przepisy, sam nie przywiązywał do nich wagi, więc nie dostrzegał powodu, dla którego miałby pouczać Pottera. Na całe szczęście nie znajdowali się w centrum miasta i obecnie na ulicy nie dostrzegli nikogo podejrzanego. James wyciągnął z zarzuconej na ramię torby urządzenie przypominające mosiężny czajnik. Przez dłuższą chwilę młody mężczyzna wycierał go rękawem kurtki, aż w końcu westchnął ciężko i powiedział:
- Nie wyczuwa żadnego czarodzieja w promieniu kilkudziesięciu mil...
- Czyli cwaniak się ukrył - odrzekł Syriusz, rozglądając się dookoła. - Nie pozostaje nam nic innego, jak popytać ludzi. Może ktoś słyszał o dziwaku z nietypową urodą...
- Tutaj pełno dziwaków z nietypową urodą, w końcu taka jest wizytówka Francji - rzucił James. - Mimo to nie zaszkodzi spróbować.
Ruszyli w kierunku nieco bardziej tłocznego miejsca, chociaż niewielkie widzieli szanse na powodzenie swojej misji. Niort być może nie należało do metropolii porównywalnych z Paryżem, ale z pewnością nie była to wioska wielkości Hogsmeade, gdzie wszyscy się znali i potrafili wyśpiewać historię rodziny sąsiada.
Mieli rację. Gdy tylko podeszli do losowego Francuza i zapytali o miejsce zamieszkania Arthura Toutaut, ten spoglądał na nich z mieszaniną zdziwienia i politowania. Jeden starszy człowiek wyzwał ich od chuliganów, a inny wyjątkowo szczupły mężczyzna zamiast odpowiedzieć im na pytanie, zaprosił ich do swojej rezydencji w Angouleme na kolację.
- Chyba nie będziemy tak łazić w ciemno jak amatorzy, co? - zapytał w końcu Syriusz, odgarniając włosy z czoła z charakterystyczną dla siebie niecierpliwością. - Powinniśmy użyć "tego".
James westchnął głośno, ale nie oponował. Razem ruszyli przez miasto, aby jak najszybciej znaleźć się na jego obrzeżach. Mijali mniej i bardziej okazałe budowle, ale nie mieli specjalnie czasu na podziwianie architektury. Nie chcieli marnować czasu, a ich plan nie przewidywał "widzów". Musieli więc znaleźć możliwie najbardziej spokojne miejsce, aby rozstawić bariery i nawiązać połączenie.
Zatrzymali się w miniaturce parku i chociaż nie było to kryjówką ich marzeń, to z pewnością ukryci w krzewach nie wzbudzali zainteresowania ze swoimi linkami i drucikami. Przynajmniej tak im się wydawało.
- Qu'est ce que voues faites? - usłyszeli damski głos za swoimi plecami. Skupiony na robocie James w ogóle nie zareagował, ale Syriusz odwrócił się powoli i spojrzał w twarz poważnie wyglądającej kobiety o ostrych rysach twarzy. Miała ciężkie, czarne włosy opadające jej na ramiona i równie ciemne oczy. Nie była nazbyt piękna, ale znakomicie maskowała to pod perfekcyjnie wykonanym makijażem.
- Absolument rien - odparł z uśmiechem na twarzy i podniósł się z ziemi. Dopiero wtedy jego przyjaciel zdał sobie sprawę, że jest obserwowany. Zacisnął dłonie na swojej mahoniowej różdżce, ale Syriusz pokręcił powoli głową. - Je me perdre et Je cherche la route.
- Tu et dans les arbustes - stwierdziła, racząc go podejrzliwym spojrzeniem. - Tu n'as pas la carte et utilises les files... Tu es terroriste?
Syriusz spojrzał na nią ze zdziwieniem, po czym zaśmiał się głośno i wytarł brudne dłonie o spodnie. Nie miał pojęcia, co znaczy słowo "terrorysta" wśród mugoli, ale jeśli miało podobne znaczenie do tego wśród czarodziejów, to dziewczyna najpewniej oskarżała ich o jakiś zamach. Pytanie tylko, jak mieli tego dokonać za pomocą kilku kabli...
- Dit moi, common tu t'appelles? - zapytał, czując, jak powraca do niego dobry humor. Kobieta nie mogła być od niego dużo starsza, mimo że usilnie próbowała prezentować się dojrzale i wyniośle. Zdradzało ją lekkie drżenie w głosie... jeśli jednak myślała, że miał zamiar zniszczyć to miasto, to w zasadzie miała do tego prawo.
- Et toi? Je ne parle pas avec entranger - odparła z rozdrażnieniem. - Tu as arrive de la Angleterre? J'ai entendu tu parl anglaise.
- Je ne sais pas tu est espionne.
Dalej poszło mu już o wiele łatwiej. Zanim wyjechał do Francji był przekonany, że ten język pójdzie mu topornie, ostatecznie nie używał go od wielu lat. Jednak mimo wszystko bez problemu rozumiał ludzi dookoła niego, chociaż w mowie czuł się wciąż niepewnie. James spoglądał na niego kątem oka, kiedy rozmawiał z bezpośrednią i nazbyt wścibską mieszkanką Niort. Dziewczyna miała na imię Audrey i studiowała coś na mugolskiej uczelni... Syriusz nie rozumiał, ku chwale czego, bo nic z jej tłumaczeń nie rozumiał. W każdym razie bardzo szybko wybił z głowy dziewczyny pomysł z terroryzmem. Nie potrafił doprawdy wyjaśnić, w jakim celu używali drutów, ale jakimś cudem przedstawił ich jako angielskich studentów, poszukujących Arthura Toutaut, który miał im pomóc w wykonaniu pracy.
- Arthut Toutaut? Il est le proffeseur? Tu plaisantes - zaśmiała się. - Non, pas possibile! Ile est stupide, arriere et sans emploi. Certainement tu te moques de moi.
Nie żartował, nie przeszło mu to nawet przez myśl. Chciał po prostu wydobyć z niej trochę informacji, nigdy w życiu się nie spodziewał, że może być ona takim cennym źródłem. Wkrótce okazało się, że Arthur Toutaut był jej sąsiadem - mieszkał w najmniejszym z mieszkań w jej kamienicy wraz z żoną i przygłupim synem, który nieustannie wpadał w jakieś kłopoty z tamtejszymi stróżami prawa... jakkolwiek ich nazywano. Prawie nigdy go nie widywano poza domem, a kiedy już raczył tamtejszą społeczność swoją obecnością, zazwyczaj drwił i wyśmiewał ich, jakby stanowili gorszą kategorię człowieka. Dla nich była to czysta hipokryzja, bo jak mógł oceniać ich człowiek bez pracy i perspektyw? Pani Toutaut wydawała się zastraszona, chociaż często wychodziła do sklepu, czy urzędu, ale prawie nigdy z nikim nie rozmawiała. Oni, jako sąsiedzi, nie dostrzegali na niej śladów przemocy fizycznej, jednak zachowanie kobiety z pewnością nie było normalne.
- Mais probablement tu cherches le different homme. Mois voisine n'est pas erudite et n'aide pas toi.
Syriusz uśmiechnął się pod nosem, bo po jej opisie był przekonany o prawdziwej tożsamości nielubianego sąsiada. To takie typowe - czarodzieje ukryci w mugolskiej społeczności zazwyczaj izolowali się, a niemagicznych osobników traktowali jak kurz na butach. Jedyne, co nie pasowało mu do obrazka, to istnienie rzekomego syna Arthura, który wedle informacji zdobytych przez nich w Anglii nie powinien istnieć. Z drugiej strony dane przez nich zdobyte nie były kompletnie i przecież nikt ich nie zapewnił, że Salim Noran nie miał żadnego potomstwa.
- Odprowadzę ją - powiedział spokojnie do stojącego w cieniu drzewa Jamesa. - Idź za mną, ale trzymaj się z tyłu.
Kiwnął głową na znak, że zrozumiał, po czym posłał wesoły uśmiech francuskiej studentce. Ta tylko odwróciła głowę, najpewniej ukrywając słodki rumieniec, który ozdobił jej twarz.
W zasadzie wydawała się milutka i zadziwiająco normalna. W niczym nie przypominała kobiet, które spotykał do tej pory... ani Liny, ani Aileen, ani Natalie, ani nawet Lily, jakby pochodziła z kompletnie innego, ale strasznie prostego w swojej konstrukcji świata. Jej życie kręciło się wokół rodziny, przyjaciół i szkoły, kompletne nie zdawała sobie sprawy z konfliktów, z którymi obecnie borykali się angielscy czarodzieje. Jej myśli nie przeszywał strach związany z wojną, nie musiała codziennie mierzyć się ze stratą przyjaciół, przyszłość wydawała się pewna jak to, że po nocy nastąpi dzień. Syriusz nie mógł uwierzyć, że znajduje się w miejscu, gdzie ludzie nie drżą na myśl o Voldemorcie, a zamiast tego narzekają na pogodę, ich przywódcę, jakkolwiek się nazywał, czy nieprzyjemnych sąsiadów.
Stanął przed jej domem i pożegnał się w uprzejmy sposób... może nawet trochę nostalgiczny, bo nigdy nie lubił robić tego, do czego był w owym momencie zmuszony. Dziewczyna uśmiechała się do niego, nie podejrzewając absolutnie niczego, bo przecież w biały dzień nie miała się czego bać. Być może nie ufała mu, nawet nie liczyła na to, że jeszcze kiedyś się spotkają, jednak chciała zachować miłe wspomnienie tej rozmowy... chciała...
- Oblivate - powiedział cicho, kiedy tylko dziewczyna dotknęła mosiężnej klamki drzwi prowadzących do jej domu.
Wpatrywali się w okno na pierwszym piętrze, jakby mieli tam znaleźć odpowiedź na dręczące ich pytania. Wszystko tutaj wydawało się takie spokojne... dalekie od problemów współczesnego świata. Niedaleko nich na drewnianej ławce siedziała staruszka, ubrana w biały sweterek ze złotą broszką, nieco dalej bawiła się dwójka dzieci w czerwonych czepkach. Jakaś nastolatka siedziała pod drzewem, trzymając za rękę chłopaka w kapturze.
Wkroczyli do środka, ściskając w dłoni swoje różdżki. Schody skrzypiały pod naciskiem butów, a balustrada wydawała się zaraz odpaść i zwalić aż do piwnicy. Budynek robił zdecydowanie lepsze wrażenie od zewnątrz, z tej perspektywy wydawał się zaniedbany i naznaczony upływem czasu. Odpadająca ze ścian jasnożółta farba osadzała się na brudnej posadzce, w niektórych miejscach widniały wulgarne napisy, przypominające, że francuscy wandale niewiele różnili się od tych angielskich.
Stanęli przed drzwiami mieszkania na ostatnim piętrze, które równie dobrze mogłoby zostać uznane za strych. Wydawały się najbardziej zniszczone ze wszystkich, ale oni doskonale wiedzieli, że było to tylko złudzenia. Farsa stworzona przez Salima Norana, który postanowił ukryć swoją tożsamość w mugolskim świecie.
Syriusz zastukał w drzwi, podczas gdy James ukrył się za jednym z filarów. Przez jakiś czas nikt nie odpowiadał, mimo że wyraźnie było słuchać nerwowe kroki po drugiej stronie. Stali cierpliwie, czekając na odpowiedź ze strony mieszkańców, chociaż ostatecznie przyjmowali wersję włamania... woleli jednak tego uniknąć.
Otworzyła im kobieta o specyficznej urodzie, która z pewnością wzbudzała zainteresowanie okolicznych mężczyzn. Wszystko to za sprawą wyrazistych, ciemnych oczu, w których widniała pustka. Próżno szukać tam jakichkolwiek iskierek, blasku czy też mroku charakterystycznego dla frustracji, czy przygnębienia. W jej spojrzeniu nie można było znaleźć absolutne nic, jakby w oczodołach znajdowała się próżnia, pochłaniająca wszystko wokół. Syriusza uderzyło to do tego stopnia, że przez dłuższą chwilę nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Opanował się, gdy poczuł lekkie pieczenie w kręgosłupie... to James rzucił na niego niewidoczny urok porażający... siła zaklęcia sprawiła, że otrząsnął się z szoku, nie dając jednocześnie znać, że coś poszło nie tak, jak powinno.
- Je cherche Arthur Toutaut - powiedział, siląc się na jak najbardziej naturalny akcent. Nie skorzystał jednak z nazbyt bogatego słownictwa, więc kobieta z pewnością wyczuła w nim obcokrajowca... i z pewnością dostrzegła w tym coś podejrzanego.
- Mon mari est en voyage, je suis desole - powiedziała, ostrożnie dobierając słowa. Była zdenerwowana, Syriusz wyczuł to bez problemu. W takim układzie nie mógł dłużej zwlekać.
- Vraiment? Je nai su pas, mon ami a dit moi, je trouve lui ici. Quand Arthur rentrera?
- Je ne sais pas - powiedziała, przygotowując się do zatrzaśnięcia mu drzwi przed nosem.
- Quel domagge! Petryficus totalus!
Kobieta padła na podłogę, a on wkroczył do mieszkania, nie tracąc czujności. Zaraz za nim pojawił się James, spoglądając na twarz, która w stanie petryfikacji wyrażała dokładnie to samo co kilka chwil wcześniej... czyli absolutne nic.
Znajdowali się w ciasnym korytarzu i dosłownie ledwo się w nim mieścili. Syriusz z trudem obrócił się w stronę wejścia do pozostałej części domu, a kiedy próbował się tam dostać, omal nie rozdeptał leżącej kobiety. W ostatniej chwili złapał się komody, która zajmowała przynajmniej połowę przestrzeni. Chwilowa utrata równowagi mogła kosztować go aż nazbyt wiele, bo nim zdążył choćby podnieść rękę, w jego stronę pomknęło zaklęcie, którego nigdy wcześniej nie widział i nawet nie wiedział, jak się przed nim bronić. W ostatnim momencie James rzucił leżącym na podłodze wazonem, który przyjął zaklęcie na siebie, tym samym roztrzaskują się w drobny mak. Kilka odłamków trafiło w twarz Syriusza, tworząc dosyć głębokie rany, ale na całe szczęście żadne nie trafiło w oko, ani inne bardziej delikatne miejsca. Czuł krew spływającą mu z czoła i policzka, jednak ten ból nie tylko go nie sparaliżował, ale nawet dodał pewności.. trafił w odpowiednie miejsce, a mieszkańcy tego domu nie należeli do niewinnych owieczek, atakowanych przez zgraję złych wilków.
Przeskoczył przez nieruchome ciało kobiety i mocnym kopniakiem otworzył drzwi przytrzymywane przez osobę znajdującą się po drugiej stronie. Najpewniej nie była ona przygotowana na taki atak fizyczny, bo usłyszeli jak postać upada na podłogę z głośnym jękiem. Obydwoje wskoczyli do malutkiego salonu, trzymając w dłoniach swoją najlepszą broń.
Pomieszczenie to wyglądało dokładnie tak, jak sobie wyobrażali - nie znajdowało się w nim nic, co świadczyłoby o przywiązaniu mieszkańców do tego miejsca. Kilka mebli stało pod ścianą, ale oszklonym regale nie znaleźli żadnej książki, ramki ze zdjęciem czy nawet pocztówki. Gdyby nie kolorowa narzuta na starej sofie, pomieszczenie wydawałoby się niemalże gotowe do sprzedaży.
Zanim się zorientował, zobaczył kolejny atak, tym razem o wiele mniej skuteczny. Syriusz bez problemu zmienił tor jego lotu, tak że jedyny mebel w salonie został podzielony na kilka części. Dostrzegł, że uroki... o ile to w ogóle była magia czarodziejów... nie były nazbyt silne, ale dosyć tragiczne w skutkach.
Salim Noran podniósł się z podłogi, wciąż napierając na nich wszelkimi możliwymi sposobami. Miał jednak spory kłopot z celnością, a wynikało to najpewniej z próby znalezienia wyjścia z tej przykrej sytuacji. Syriusz dostrzegł, jak ten niezbyt wysoki, ciemnowłosy mężczyzna przenosi swoje spojrzenie na uchylone okno, dlatego kolejny urok wystrzelił w tamtym kierunku. Była to sekunda, która pozbawiła go obrony i zapewne gdyby przebywał w mieszkaniu sam, prowadząc z fałszywym Francuzem równy pojedynek, leżałby nieprzytomny na ziemi. Jednak na całe szczęście miał przy sobie Jamesa, który w pewnym momencie wszedł na starą kanapę i odbijając się od starej ławy, skoczył na ich przeciwnika, powalając go tym samym na ziemię. Niezbyt stabilny stół pod wpływem ciężaru Jamesa przekrzywił się lekko, ale ku zdumieniu Syriusza nie połamał. Noran szarpał się z Potterem przez dłuższą chwilę, ale ostatecznie skapitulował, kiedy młodszy od niego mężczyzna uderzył go porcelanową figurką w twarz. Musiał być niegdyś silnym mężczyzną, o czym świadczyły instynktowne ruchy walki, ale zapewne już od dawna nie miał do czynienia z pracą fizyczną. Sam był zadziwiony własną słabością, bo kiedy krew zalała jego niezbyt przyjazne oblicze, zaklął głośno w języku, który z pewnością nie był ani angielski, ani francuski.
Syriusz wyczarował magiczne więzy, które oplotły kostki i nadgarstki Norana. James odetchnął ciężko, siadając po turecku na ziemi tuż przed nosem swojego przeciwnika. Nic nie mówiąc, masował sobie bark, który musiał nadwyrężyć w czasie walki. Związany mężczyzna wpatrywał się w niego z mieszaniną niechęci i ciekawości.
- Nie sądziłem, że taki cherlawy chłopiec może mieć w sobie tyle siły - powiedział zdawkowo, jakby w ogóle mu nie przeszkadzał fakt, iż leży związany na ziemi, a jego żona pozostawała nieprzytomna w przedpokoju. Syriusz otworzył z wrażenia usta, a kiedy James zaśmiał się wesoło, ręce mu opadły. - Czemu zawdzięczam zaszczyt tych odwiedzin?
"Tego było za wiele..."
- Jesteś Salim Noran, członek grupy badawczej Ernesta Clode'a spokrewniony z ludźmi Synjys i współpracownik Lorda Voldemorta - wycedził groźnie, patrząc prosto w jego oczy koloru wody.
- Mylisz się w każdej z tych kwestii...
- Nie chrzań... - przerwał mu ze złością, zaciskając palce na różdżce. Nie miał humoru na żarty, cała ta wycieczka zaczynała go męczyć.
- Nie jestem Salin Noran - kontynuował mężczyzna, ignorując słowa Syriusza - ale Saliem Noran, to znaczna różnica. Nie należałem oficjalnie do grupy badawczej Clode'a, jedynie raczyłem ich swoim wsparciem, mój związek z Synjys nie nazwałbym spokrewnieniem, a wspomnianego przez ciebie czarnoksiężnika nigdy nie widziałem na oczy.
- Też mi różnica - burknął pod nosem Syriusz, czując się zbity z tropu.
- Jeśli nie przywiązujesz wagi do szczegółów, twoi ludzie nie powinni wysyłać cię na zwiad. Ostatecznie prawdy dowiesz się tylko, szukając jej między wierszami. Gdyby...
- Gówno mnie to obchodzi - wtrącił się w jego monolog, który z całą pewnością nazwałby durnym, gdyby tylko ktoś nakazał mu wystawić taką ocenę.
Usiadł na kanapie, kładąc nogi na stole. Musiał się uspokoić, inaczej rozmowa nie miała szans przynieść żadnych efektów. Najwyraźniej James odkrył to dużo szybciej, bo oparł się o połamaną komodę i zaczął bawić się własną różdżką, wyczarowując z niej jakieś drobne przedmioty i układając przed sobą.
- Czego chciał od ciebie Voldemort? - zapytał powoli, ale twardo, zaznaczając tym samym swoją przewagę.
- Nic ponad to co wszyscy inni - odpowiedział mężczyzna, starając się wygodnie ułożyć na podłodze, ale niespecjalnie mu to wyszło. Charknął głośno i splunął na podłogę, przez co James spojrzał na niego z niesmakiem.
- To czego chcą wszyscy inni? - zadał kolejne pytanie. W jego głosie można było dosłyszeć nutę zniecierpliwienia, chociaż tak starał się jej uniknąć.
- Twoja zdolność zdobywania informacji aż poraża - westchnął z dezaprobatą Salim... a raczej Saliem Noran, jakby był nauczycielem rozmawiającym z wyjątkowo durnym uczniem. - Atakujesz mnie w moim domu, wiedząc, że najpewniej to twoja jedyna okazja na takie posunięcie i jednocześnie nie masz zielonego pojęcia, kim jestem i jaki mam w ogóle związek z twoją historią. Sam nie wiesz, czego masz ode mnie oczekiwać i gdybym chciał, mógłbym bez problemu zbyć cię jakąś żałosną historyjką, w którą zapewne byś uwierzył. W końcu nawet nie orientujesz się na tyle w temacie, by wyłapać moje kłamstwa. Ile masz lat? Dwadzieścia? Wyglądasz na tyle... chociaż nie. Daję ci dziewiętnaście. Operujesz zdolnościami magicznymi na poziomie absolwenta całkiem niezłej szkoły magii, umysł pozostał na etapie nastolatka.
- Dziwnie wyglądają twoje aroganckie wywody, kiedy leżysz związany na ziemi - zauważył James, uśmiechając się pod nosem. - A jednak taka pozycja nie utrudnia ci raczenia nas swoimi mądrościami.
- Zawsze dzieliłem się wiedzą i doświadczeniem. Już taki ze mnie uczynny człowiek.
- Moja propozycja jest taka - rzekł Syriusz, z przyzwyczajenia chowając dłonie w kieszeniach kurtki. - Rozwiążemy cię, zadamy pytania, a ty odpowiedz na nie lub nie, wedle własnej woli. Jeśli skłamiesz, znajdę cię i wywlekę choćby spod ziemi. Może nie jestem typem zwiadowcy, ale potrafię być natrętny. Kiedy dowiemy się tego, czego chcemy, wyjdziemy. Po prostu.
- Rozumiem, że jeśli nie zignoruję zadane pytanie, będziecie mnie raczyć swoją obecnością do usranej śmierci?
Nie musieli odpowiadać, wszystko z łatwością można było odczytać na ich twarzach. Noran westchnął, ale nie wyglądał na zdenerwowanego... prędzej zaciekawionego, może trochę poirytowanego.
Rozwiązali go i pozwolili usiąść na kanapie. James stanął przy oknie, blokując tym samym drogę ucieczki. Syriusz usiadł w fotelu naprzeciw Norana, trzymając różdżkę w pogotowiu, gdyby mężczyzna postanowił jednak walczyć. Zastanawiało go, dlaczego ani razu nie padła żadna forma troski o nieprzytomną żonę, ani nieobecnego syna.
- Zacznijmy w takim razie od początku - powiedział spokojnie Saliem, masując swoje nadgarstki. - Co wiecie o ludziach Synjys?
Nie musiał nawet na nich patrzeć, żeby wiedzieć, że nic. Dlatego im opowiedział, wszystko po kolei. Ostatecznie zawsze lubił być centrum zainteresowania.
Alette dnia 26.01.2016 17:30
Wilena Romus dnia 18.02.2016 21:53
Alette dnia 25.02.2016 15:24
Penelope dnia 06.04.2016 18:46
Pene jeżdzi na konikach i nie ma czasu nawet ff skomentować, ale już jestem
(nie ma to jak mówić o sobie w trzeciej osobie huehue
)
hahahahaha)
Barlom dnia 08.04.2016 22:20
aż kusi mnie by zaglądnąć do następnej części, ale ale... komentarz najpierw 
skąd pomysł na taką formę urządzenia wykrywającego czarodziejów?
Trochę mi się skojarzyło z lampą dżinna
potrzyj i wypowiedz życzenie.
w końcu odkurzyłem go po naprawdę sporej przerwie.
naprawdę irytujący typek, który zamiast grzecznie odpowiedzieć na pytanie to się droczy i prawi morały. Lubię go za to.
Alette dnia 28.11.2016 22:18
Alette
fuerte
Katherine_Pierce
Sam Quest
Shanti Black
A.
monciakund
ania919
ulka_black_potter
losiek13
Przybyłam i przeczyytałam, i się podjarałam
Przechodząc do meritum, niesamowicie mnie jara ten rozdział, jeśli Tobie sprawiło frajdę pisanie po francusku, to myślę, że frajdę jaką ja miałam w czytaniu tych kawałków i tłumaczeniu ich sobie można porównać. Moment gdy było o bluzgach na ścianach po francusku miałam coś takiego "Pewnie nawet wyzwiska na blokach wyglądają ładnie po francusku" Taki mój prywatny fetysz do tego języka
Co do samego rozdziału to mi sie bardzo podobał. Szczególnie ten początek w którym pisałaś o zmianie atmosfery i Francji w oczach Anglikach. Jakoś mi to pasowało
No i chyba nie ma tutaj nawet jednego zdania, które mi sie nie podobało. Jakoś tak polubiłam tego Seliema (czy jak mu tam) Norana. Tylko szkoda, że tak szybko się ten rozdział skończył. A z takich smaczków moich prywatnych to motyw Jamesa wyczarowującego coś i układającego w rzędzie strasznie mi się spodobał i to jak Noran zjechał Syriusza wytykając mu ignorancję
Moim zdaniem rozdział, mógłby być dłuższy, ale jakoś muszę się pogodzić z tym, ze nie jest, bo w sumie jesteś jedną z osób, dodających dłuższe rozdziały na stronę
Nie wiem co mam jeszcze napisać, ale bardzo mi się ten rozdział podobał i czekam na kolejny zniecierpliwiona (serio i to nie jest kurtuazja).
Jak coś mi się przypomni to pewnie potem o tym napiszę.
p.s. zawsze jak pisze dłuższy komentarz to nie wiem jak go zakończyć, więc... pa (?)