Rekord osób online:
Najwięcej userów: 308
Było: 25.06.2024 00:46:08
Współpraca z Tactic Games
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Nieoryginalna, Klaudia Lind, Anastazja Schubert, Takoizu, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Jak wyglądało życie Gauntów? Powstał film, który Wam to pokaże.
>> Czytaj Więcej
W sierpniu HPnetowicze mieli okazję spotkać się w Krakowie. Jak było?
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, louise60, Zireael, Aneta02, Anastazja Schubert, Lilyatte, Syrius...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, Hanix082, Sam Quest, louise60, PaulaSmith, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Każdy tatuaż niesie ze sobą jakąś historię. Jakie niosą te fanowskie, związane z młodym czarodzie...
>> Czytaj Więcej
W Hogwarcie rozpoczyna się nowy rok szkolny. Hermiona wraz z przyjaciółkami ma pierwsze zajęcia i...
>> Czytaj Więcej
W Hogwarcie rozpoczyna się nowy rok szkolny. Hermiona wraz z przyjaciółkami ma pierwsze zajęcia i...
>> Czytaj Więcej
O pomocy i determinacji.
>> Czytaj Więcej
Hermiona wraz z przyjaciółkami przybywa do Hogwartu, gdzie odbywa się uczta rozpoczynająca nowy r...
>> Czytaj Więcej
Hermiona wraz z przyjaciółkami przybywa do Hogwartu, gdzie odbywa się uczta rozpoczynająca nowy r...
>> Czytaj Więcej
Wiersz dla Toma Riddle'a...
>> Czytaj Więcej
Nadchodzi dzień powrotu do Hogwartu. Hermiona żegna się z rodzicami oraz przyjaciółmi i jedzie po...
>> Czytaj Więcej
Zgasiła papierosa, wrzucając go niedbale do popielniczki.
- Palisz? - zapytał, unosząc brwi ze zdziwieniem. Nigdy nie widział jej z papierosem. Był to niecodzienny i mocno zaskakujący obrazek.
Szatynka wygięła wargi nieco drwiącym. Poprawiła długie, brązowe fale opadające jej na łopatki i nieśpiesznie dopiła kawę z porcelanowej filiżanki w złote kontury, wyróżniające połyskujące w świetle świec krawędzie naczynia. Leniwie sięgnęła do torebki, skąd wyjęła puderniczkę i równie nieśpiesznie poprawiła sobie makijaż, skupiając uwagę na małym lusterku wewnątrz.
Mężczyzna z irytacją zaczął stukać o blat stołu. Poluzowany krawat wisiał mu teraz, wyraźnie odstając nieschludnym wyglądem od drogiego, granatowego kompletu złożonego z garnituru, spodni oraz czarnych, matowych butów.
Utkwił wzrok w twarzy pięknej towarzyszki, w jej niebieskich oczach i pełnych, niemalże idealnych ustach o malinowym kolorze. Mimo że niemalowane, wciąż wyglądały jakby zdobiła je szminka z wyższej półki. I nawet teraz, gdy tylko parę świec rzucało blade światło na sylwetkę kobiety, wyglądała wystarczająco nietuzinkowo, by przykuć na nowo jego uwagę.
Kobieta skończyła się pudrować i schowała bogato zdobioną, srebrną puderniczkę z powrotem do kruczoczarnej, skórzanej torby.
- Czasami - odpowiedziała w końcu, krążąc palcem po krawędzi kieliszka z alkoholem. - Świat pełen jest ludzi... Nieszczególnie inteligentnych. Po spotkaniu z nimi trzeba jakoś odreagować.
Tym razem to on się uśmiechnął. Gwałtownie uniósł dłoń, której palce tańczyły przed chwilą po drewnianym blacie, by w końcu położyć ją na kolanach. Cmoknął.
- Muszę przyznać, że jestem zdumiony - rzekł, choć ton jego głosu nie potwierdzał owego stwierdzenia. - Ty i coś tak pospolitego jak papieros... No no. - Pokiwał powoli głową, topiąc wzrok w czerwonym winie z 1709 roku.
Kobieta zaśmiała się szorstko.
- Nie trzeba być mugolem, by znajdować ukojenie w tytoniu - oznajmiła, elegancko wspierając głowę na ręku. Role się odwróciły i teraz ona wpatrywała się w swego towarzysza, podczas gdy ten wciąż zdawał się skupiać uwagę na czerwonym Merlinie. - Mógłbyś na mnie spojrzeć? - dodała, nieco wyzywająco. Natychmiast podniósł wzrok. - O wiele lepiej. Teraz możemy kontynuować rozmowę.
- Mrok i tak nie pozwala za wiele zobaczyć - rzekł lekceważąco.
- Wyobraźnia robi swoje.
- Sugerujesz...?
- Skądże bym śmiała - wpadła mu w słowo. - Niczego nie sugeruję. Mam po prostu niejasne wrażenie, iż nie doceniasz potęgi wyobraźni.
Zaśmiał się gorzko. Chwilę milczał, by w końcu wziąć po kolei każdą świecę i bezceremonialnie zdmuchnąć jej promień. Po kilku sekundach siedzieli w kompletnej ciemności. Zegar wybił dwunastą.
Mężczyzna odczekał, aż kurant zakończy swój koncert, a następnie powiedział:
- A zatem pozwól mi zmierzyć się z jej mocą. - Nie widział reakcji swej towarzyszki. Mógł jednak domyślać się, że pociera knykciem kciuka o palce. Zawsze tak robiła, gdy podejmowała wyznanie albo była zaintrygowana. - Ja z kolei, skoro stanęło na wrażeniach, mam wrażenie, że jesteśmy nieco... pijani. Wybacz ten kolokwializm - parsknął drwiąco.
Kąciki jej warg uniosły się ku górze. Przynajmniej tak sobie wyobrażał.
- Twoja ironia zmieszana z cynizmem wywołuje u mnie rozbawienie. Dosyć duże, trzeba dodać. Istotnie, za nami pół butelki wina. Nie mam najmocniejszej głowy, być może faktycznie jest mi trochę zbyt wesoło.
- Rozmawiamy jakbyśmy byli nie wiadomo kim - uśmiechnął się z politowaniem. - Próbujemy brzmieć mądrze i obawiam się, że z dość marnym skutkiem.
Kobieta zamilkła na minutę lub dwie. Sądząc po szeleście, chyba szukała czegoś wśród swoich rzeczy. W końcu wyznała:
- Nie jestem pewna czy to, że posiadam przy sobie różdżkę jest w tym momencie moim błogosławieństwem czy przekleństwem.
- Być może jedno i drugie. Do czego zmierzasz?
- Mam słabe nerwy i bardzo lubię stawiać na swoim. Również siłą.
- Siłą magii? - zapytał figlarnie.
- Chociażby - odpowiedziała z powagą. - Jeśli za chwilę się pokłócimy, istnieje dość spore prawdopodobieństwo, że - jakby to ujął Aberforth - oberwie ci się. Uznałam za stosowne cię ostrzec.
Mężczyzna zaśmiał się donośnie. Dzisiejszej nocy po raz pierwszy tak głośno. W tym jego śmiechu kobieta wyczuła nie szczere rozbawienie, a raczej gorzką szorstkość.
- Nie trzeba być czarodziejem, by umieć obronić się przed kobietą - nawiązał zgrabnie do jej wcześniejszej wypowiedzi.
- Lecz trzeba być czarodziejem, by umieć obronić się przed magią - spostrzegła niezwłocznie, a po chwili jakby się zamyśliła: - Gdybyś mógł czarować... Moglibyśmy stoczyć stosunkowo widowiskowe pojedynki. Nie zdziwiłabym się, gdybyś miał do nich dryg. Lubisz drążyć temat, odwracać kota ogonem... - wymieniała, melancholijnie przeciągając od czasu do czasu samogłoskę.
- Odwracanie kota ogonem zależy od punktu widzenia rozmówcy - zauważył nonszalancko, czując jak na jego ustach błąka się tryumfalny uśmieszek. - Podałbym przykład, ale jestem zbyt leniwy, by to zrobić. Wybacz, proszę.
- W drodze wyjątku... - westchnęła, drocząc się. - Głównie dlatego, że nie jestem tu dziś bez powodu.
- O, więc jednak nie przyszłaś ze względu na Nowy Rok - udał zaskoczenie, a następnie upił nieco wina. - A właśnie, dziękuję za przypomnienie; Nowy Rok, a my pijemy wino zamiast szampana. Oryginalnie - zacmokał, odstawiając kieliszek na miejsce koło cukiernicy.
- Jak sądzę - odparła niecierpliwie. - Jak już wspomniałam, mam sprawę.
- Wagi państwowej?
- Wystarczająco dużej, by zwrócić się z nią do ciebie.
- Do takiego szarego, nic nieznaczącego mugola jak ja? - rzucił z udawanym zniesmaczeniem.
Kobieta nie odpowiedziała. Kącikiem różdżki dotknęła jednej z mniej wypalonych świec i szepnęła coś niewyraźnie. Po chwili nienaturalnie wielki płomień rzucił swój jasny, pokrzepiający cień na pokój, oświetlając go niemalże w całości.
- Potęga wyobraźni się skończyła? - syknął uszczypliwie. - No dobrze, koniec tych żartów. Co cię przywiało? - zaśmiał się rubasznie, bo właśnie w tej chwili w kominie zawył wiatr.
Posłała mu niecierpliwe spojrzenie.
- Wiesz, że nie odwrócę biegu czasu - powiedziała ostro. - To, co między nami było, już nie wróci. Obowiązują nas prawa, których złamanie skutkuje adekwatnie surową karą. Polityka wymaga..
- Do diabła z tą cholerną polityką! - Walnął dłonią o stół, aż zadrżały nie tylko stojące na nim przedmioty, ale również ramiona siedzącej na przeciw niego kobiety. Przymknął oczy, licząc w myślach do dziesięciu. Niedługo trwało nim odzyskał panowanie nad sobą. - Przejdź, proszę, do konkretów i nie wracajmy do przeszłości.
Kobieta sięgnęła po kolejnego papierosa. Mężczyzna usłużnie zapalił jego koniec ogniem z zapalniczki. Zapach tytoniu rozniósł się po pokoju, a dym - ulotnił w powietrzu.
- Czyżbym popisał się brakiem inteligencji, skoro potrzebujesz odreagować? - zapytał zdawkowym tonem. Zupełnie jakby rozmawiali o pogodzie.
- Zdenerwowałeś mnie niemal tak samo jak głupcy. Oczywiście to inny rodzaj zdenerwowania, ale wszystkie podnoszą ciśnienie tak samo - puszczała beztrosko kółka z dymu. - Jak na złość.
- Miałaś sprawę - przypomniał z naciskiem.
- Miałam. I mam do tej pory. Potrzebuję pomocy.
- Dziękuję Jej Łaskawości za oświecenie.
- Po co ta ironia? Zupełnie jakbyś próbował się dowartościować.
- Raczej usiłuję poznać powód, dla którego ryzykując sporą stratą w oczach ludzi, odmówiłem im życzeń noworocznych oraz nie złożyłem planowanej od miesiąca wizyty w sierocińcu w celu oficjalnego podpisania aktu, na który dyrekcja placówki czekała od naprawdę dawna - warknął, gestem proponując towarzyszce dolewkę wina. Ta jednak odmówiła potrząśnięciem głowy, więc odstawił butelkę.
- Zapytałabym cóż to za dokument, ale niespecjalnie mnie to interesuje - rzuciła lekceważąco.
- Więc chociaż nie marnuj mojego czasu.
- Już to zrobiłam.
- Nie marnuj go jeszcze bardziej - naciskał ostro.
- Dlaczego nie zapytasz po prostu: "czego chcesz?"? - droczyła się z nim z tryumfalnym błyskiem w oku.
- Nie dam ci tej przyjemności.
- "Czego chcesz?" miałoby mi sprawić przyjemność? - zaśmiała się.
- Wiesz, o co mi chodzi - warknął w odpowiedzi. - Mów, w czym problem.
Westchnęła, gasząc papierosa.
- Musisz ostrzec tych swoich podlegających ci mugoli o niebezpieczeństwie... Voldemort powrócił.
Mężczyzna skrzywił się mocno. Nieśpiesznie upił nieco wina z kieliszka i potarł skroń. W istocie słyszał już to nazwisko. Przyszło mu nawet poznać jego właściciela osobiście. Co prawda w sierocińcu, zanim Riddle stał się Voldemortem, ale jednak. Gdy kilka lat później niemal na własnej skórze dowiedział się, co wyrosło z tego wyrachowanego, zimnego acz uroczego młodzieńca, był w niemałym szoku. W ostatniej chwili zdołał uciec z oblężonego domu i od tamtej pory zaczął odkrywać świat czarodziejów.
- Powrócił? - powtórzył nieśpiesznie. - Uroczo. Powiesz mi coś więcej? Na przykład, co planuje?
- Wiem tylko jedno: albo ogłaszasz stan wyjątkowy, albo skazujesz na śmierć wszystkich, bez wyjątku.
Pokiwał leniwie głową, zaglądając do pustego kieliszka. Wlał sobie resztę wina, zapełniając tym samym nieco ponad połowę szkła.
- Zrobię co w mojej mocy, oczywiście. Jestem premierem, kieruje mną pewna odpowiedzialność i troska o dobro społeczeństwa, ale powiedz mi: w jaki sposób miałoby to pomóc tobie? Przecież przyszłaś z prośbą o pomoc. A że nie jesteś typem miłosiernego samarytanina... Cóż, wiesz, jaki wniosek się nasuwa - syczał jadowicie.
- Wyświadczysz mi niemałą przysługę, jeśli uciekniesz z kraju. Przynajmniej na jakiś czas.
- Mam stchórzyć? - Uśmiechnął się szeroko.
- Nie. Masz się uratować - zirytowana jego niepoważnym podejściem do swojej prośby, kobieta zacisnęła pięści na blacie stołu.
- Na jedno wychodzi - machnął ręką. - Jestem jak kapitan tonącego statku... Nieco pijany co prawda, ale wciąż honorowy. Jeśli mój statek zatonie, pójdę z nim na dno.
- Szlag by trafił twoje bohaterstwo! Nie ocalisz wszystkich istnień... Więcej zrobisz, jeśli przeżyjesz niż jak umrzesz!
Uśmiechnął się krnąbrnie.
- Moja droga, trzeba było nie robić ze mnie premiera... Wszyscy się mocno zdziwili, gdy wygrałem... Nie bez powodu, prawda?
- Wiedziałeś, że...
- Że maczałaś w tym palce? - dokończył. - Ależ oczywiście. Nie miałem szans w tych wyborach. Wszystkie sondaże stawiały na Claytona... A jednak... Cóż, a jednak proszę - rządzę drugą kadencję.
- To był jedyny sposób, by cię chronić!
- Zabawne. To, co rzekomo mnie uratowało, teraz mnie zabije. Jak to szło? - udał, że się zastanawia, pocierając ręką brodę. - A, "nie ocalisz wszystkich istnień".
- Nie chcę ratować wszystkich. Chcę ratować ciebie - naciskała, chwytając różdżkę, by na niej wyładować zdenerwowanie.
- A można wiedzieć dlaczego?
- Chcesz poznać tajemnicę Poliszynela?
- Aż taka jest oczywista? Obawiam się, że nie dla tych, dla których powinna.
Opanowała drżenie głosu. Powściągnęła emocje, chociaż wewnątrz aż od nich kipiała. Jak on mógł być aż tak ślepy?!
- Przecież znasz odpowiedź - starała się brzmieć niedbale, gdy sięgała po następnego papierosa. Niestety, paczka była pusta. Rzuciła ją na stół, mając nadzieję, że w tym geście nie było widać podenerwowania.
Zatrzymał na chwilę swój wzrok na jej twarzy. W niebieskich oczach kobiety ujrzał zdenerwowanie graniczące z furią. Alkohol naprawdę stawiał ją w skrajnie innym świetle: nie taką ją zapamiętał.
Wystukał palcami na blacie stołu krótki rytm.
- Przychodzisz do mnie bez zapowiedzi po pięciu latach, w czasie których nie raczyłaś napisać choćby jednego listu, więc rzucam wszystkie ważne spotkania za powód podając jakieś pokrętne tłumaczenie. Siedzisz trzy długie godziny, prowadząc jakąś bzdurną rozmowę o niczym. Po czym nagle każesz mi rzucać wszystko w cholerę i uciekać, bo jakiś tam wasz lokalny przestępca nie chce się dać zakuć w dyby. A, i ponoć zależy ci na moim życiu, bo, jak chyba próbujesz zasugerować, wciąż mnie kochasz - kąciki jego warg zadrżały, jakby chciały stworzyć ironiczny uśmieszek. - Przyznasz, że to trochę żenująca sytuacja - dodał spokojnie, wyblakłym głosem. Ostatecznie nie było powodu, dla którego miałby krzyczeć.
Kobieta pokiwała głową.
- Zrobisz jak uważasz - prychnęła, tak jakby tym prychnięciem chciała sprawić, by uwierzył, że wcale jej nie zależy. Wiedziała, że teraz było to spóźnione działanie. - Uprzedziłam cię i jeśli uznasz, że chcesz się dać zabić, ja... Na Boga, przecież ci nie zabronię.
Chrząknął cicho.
- Na Boga? - powtórzył. - Wierzysz w Boga?
- Wierzę w dużo rzeczy. W nie też mogę, jeśli chcesz.
Pokiwał nieśpiesznie głową, jakby coś analizował, po czym powrócił do temu:
- Nie zabronisz mi dać się zabić? - wręcz prowokował udawanym zdziwieniem. - Ja rządzę u siebie, ty rządzisz u siebie... Jesteś tym całym Ministrem Magii, prawda? Nie zabronisz mi? Gdyby patrzeć na stanowiska, można by uznać, iż jesteśmy sobie równi, ale przecież masz nade mną przewagę: umiesz czarować. Nie zabronisz mi? Przecież możesz.
- Patrz, a jeszcze kilka minut temu stwierdziłeś, że umiałbyś poskromić kobietę - wróciła do swojego nieśpiesznego, krnąbrnego tonu z początku rozmowy.
- A ty odpowiedziałaś, że magia stanowiłaby opór. W każdym razie, wracamy na tor prowadzenia błyskotliwej rozmowy? - zapytał. - W porządku. Postawmy moje życie na tym torze. Ciekawe kiedy nadjedzie pociąg, który je przejedzie.
Wypuściła powietrze z ust, błądząc podenerwowanym wzrokiem po pomieszczeniu.
- Jeśli twe życie zejdzie z torów, nic go nie przejedzie - wycedziła. - Zaczynasz być irytujący. Zakładasz, że od tej pogawędki zależy twoje życie.
- A nie jest tak? Ostatecznie w zależności od tego jak ją poprowadzisz, albo rzucę swoich ludzi w diabły i jak tchórz pójdę się ratować, albo zachowam honor i zrobię wszystko, by poskromić Voldemorta, a co za tym idzie najpewniej zginę.
- Czyli twoje życie zależy bezpośrednio od twojej decyzji. Nie będę na nią wpływać, nie licz, że mnie zaszantażujesz. Łączyło nas coś kiedyś i tylko w imię dawnego, podkreślam, dawnego uczucia jestem tu i przedstawiam ci szansę na niewylądowanie w trumnie.
Zacmokał.
- Zabawne. Przed chwilą prawie padałaś mi do stóp, bym tylko się ratował. Poza tym wspomniałaś o szantażu. Gdybym cię nie obchodził, nie byłoby o nim mowy. Moja droga, jesteśmy totalnymi głupcami. Cały ten wieczór to farsa. Marna próba zachowania twarzy, marna próba bycia inteligentnymi. - Utkwił w niej wzrok. Zobaczył jak wyraz jej twarzy zmienia się z poirytowanego na trochę zmęczony. Kontynuował. - Zrobimy tak: wyjdziesz teraz. Zrobisz, co do ciebie należy. A mnie pozwolisz zrobić to, co uznam za stosowne.
- Do tego cała ta rozmowa się sprowadza - skomentowała nieprzyjemnym tonem.
- Więc osiągnęłaś swój cel - stwierdził spokojnie. - Przystąpmy zatem do realizowania pierwszego punktu mojego planu. - Wskazał gestem drzwi, będące za plecami kobiety.
- Zobaczymy się jeszcze? - chciała go podpytać, zbierając pośpiesznie swoje rzeczy. Odruchowo spakowała do torebki również pusty kartonik po papierosach.
- Jeśli spłoniemy w tym samym piekle - odparł. - Bo wierzysz w Boga, prawda?
Wybitny! | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Powyżej oczekiwań | ![]() |
50% | [1 głos] |
Zadowalający | ![]() |
50% | [1 głos] |
Nędzny | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Okropny | ![]() |
0% | [0 głosów] |
pierwsze ff które przeczytałam od początku do końca na tej stronie.
fajne to napięcie między bohaterami od razu idzie wyczuć, ze są tam jakieś uczucia, a nie obcy ludzie, ale nie wiedziałam, ze wyjdzie "milosc" czarodziejki i mugola.
to było powodem, ze zamiast razem to osobno?
ps. znalazłam chyba tylko dwa błędy literowe.