- Podsłuchałam rozmowę nauczycieli. Podobno macie zakaz spotykania się z tą dziwaczką - dorzuciła w ramach wstępu Amelia. Tego właśnie obawiał się brunet, że ona wie. - Nie wsypię was, ale musisz spełnić moje żądania.
Wiedziała jak się ustawić. Cokolwiek miała na myśli, cokolwiek przyszło jej do głowy... Wiktor był zbyt zdeterminowany, żeby poddać się bez walki. Tu chodziło o dobro Nataszy, która przy nim czuła się wyjątkowo, dla której był zwiastunem odwilży uczuciowej. Całe życie starała się być zdystansowaną, obojętną, wyzerowaną z wszelkich gwałtownych emocji, dlatego nadeszła odpowiednia pora na zmiany. Iwan, który od dłuższego czasu starał się o jej względy, przypominał jej szmacianą laleczkę, tańczącą tak, jak zagrają.
- Oczekuję, że przez następnych kilka dni będziesz biegał za mną niczym zaczarowany. - Blondynka rozpoczęła określanie warunków. - Ja, dzięki wrodzonej wrażliwości, przyjmę Twoje zaloty i przez jakiś czas będziemy nierozłączni. Później brutalnie rzucę Cię przy wszystkich, oskarżając o zdradę.
To, co usłyszeli, brzmiało jak absurdalny plan niestabilnej emocjonalnie nastolatki. Najwidoczniej musiała nią być, skoro coś takiego wykreowało się w przestrzeni między uszami. Fakt, miała powodzenie u chłopców i wielu z nich gryzło poduszki po nocach, zachodząc w głowy, jak tu zdobyć serce przepięknej Amelii. Szkoda, iż nie dostrzegali, ile jadu sączy się z tego serca.
- Zgadzam się - bez cienia wahania odrzekł Krum.
- I o to chodzi! - Intrygantka osiągnęła szczyt samozachwytu.
- To żart, prawda? - wtrąciła się Natasza.
- O nie, kochana - odpowiedziała jej blondynka. - To najbliższa codzienność.
***
- Nie rozumiem jak mogłaś zgodzić się na to - skwitowała Iwietta, obserwując przytulającą się "parę", siedzącą na ławce. Ogród przed budynkiem był zawsze pełen uczniów, gdy nadchodził koniec zajęć,
- Ja się zgodziłam? - Czarnowłosa popatrzyła z niedowierzaniem na przyjaciółkę. - Ile razy mam Ci jeszcze powtórzyć, że ten cały cyrk, który od czasu naszego dyżuru w szklarni ma miejsce, to ustawiona akcja, bo ta... - dziewczyna przegryzła dolną wargę - ta małpa, to zbyt delikatne określenie, ale ta małpa mści się na mnie. Na nas! Jest zazdrosna, po prostu zazdrosna!
- Ale spokojnie...
- Jak mam być spokojna?! - wykrzyknęła, machając nerwowo rękami. - Zdarzyło CI się coś takiego kiedykolwiek?!
- A cóż to się wydarzyło, drogie panie? - zadudnił głos Rakowskiego, który stanął tuż za nimi. - W czymś pomóc?
- Nie, dziękujemy, panie dyrektorze - odpowiedziała grzecznie Iwietta, czując, jak pytanie zadziałało na Nataszę, która ciężko znosiła zaistniałą sytuację.
- Na pewno? - Mężczyzna naciskał, przyglądając się podejrzliwie dziewczynom.
- Józefie! - Wyratował ich z opresji pocieszny Arkady Werbena, profesor Toksykologii. Stał nieopodal z wiecznie surowym Severusem.
- Miłego dnia, dziewczęta. Proszę się już nie dąsać - rzucił na odchodne.
- Kretyn - mruknęła czarnowłosa, gdy Rakowski oddalił się wystarczająco.
***
- Co się stało? - spytał dyrektor, podchodząc do nauczycieli.
- To nie jest sprawa na, ekhm, świeże powietrze - oznajmił Snape.
Pospiesznie przenieśli się do pokoju nauczycielskiego, który świecił pustkami. Grono pedagogiczne także korzystało z przerwy, porządkując swoje pracownie, kantorki czy przygotowując plany następnych zajęć. Mężczyźni rozsiedli się w wygodnych fotelach. Rozmowę podjął Arkady:
- Przykrą wiadomością jest informacja, że nie wszyscy zastosowali się do pańskich zaleceń, dyrektorze. Część profesorów w ogóle nie wie o pańskich planach i zdarza im się łączyć "grupy". Chodzi mi tu akurat o wspólny dyżur Nataszy i Kruma w szklarni, sprzed kilku dni. Doniosła mi o tym jedna z uczennic...
Rakowski spochmurniał. Spodziewał się, iż wprowadzenie dopracowanego planu w życie będzie należało do najtrudniejszych zadań, a jednocześnie gorąco liczył na pomoc ze strony nauczycieli. Snape zrobił swoje. Pod jego czujnym okiem żaden z przybyłych nawet nie zerknął na dziewczynę. Niestety dyżury nie są jego działką, czego Józef niesamowicie żałował. Nigdy nie miał kłopotów w komunikacji z opiekunką ogrodów, panią Kwiatkowską, jednakże musiał coś przeoczyć. Mówił do wszystkich, ona też tam była. Nie słuchała go? Błąd. Przecież jest jej zwierzchnikiem, pracodawcą.
- Jest na szczęście przebłysk nadziei, panie dyrektorze - dodał radośniejszym tonem Arkady, podkręcając cieniutki, czarny wąsik.
- Mianowicie?
- Owa uczennica była na tyle sprytna, że sama załatwiła kwestię niespotykania się panny Nataszy z kolegą Krumem.
Olśniło go. Obserwował przyjaciółki przez kilkanaście dobrych minut i widział, co działo się za nimi: obściskująca się z Wiktorem uczennica Białego Kruka. Zrobiło mu się żal Nataszy, aczkolwiek zdrowy rozsądek powtarzał wyraźnie - "tak ma być".
- Powinniśmy zrobić wszystko, ażeby wymieniona uczennica odciągała osiłka jak najdłużej od... - wtrącił się Snape.
- Tak, dokładnie! - przytaknął mu Werbena. - To dziewczątko, młode, głupiutkie. Zakocha się w Krumie, nie będzie odstępowało go na krok i nie pozwoli mu choćby pomyśleć o innej.
- Myślicie, że to tak działa? - Rakowski całkowicie zmienił ton głosu. Stał się jakby szorstki, niechętnie nastawiony do planu, którego właściwie sam był ojcem.
- No co też dyrektor wygaduje! - obruszył się Arkady. - Nie będzie miało wyjścia. To jedyny sposób na odciągnięcie Bułgara od Nataszy. Reszta się zbytnio boi, więc nie spróbuje. Jedynie on taki, hmm, odważny.
- Taki odważny jest jeszcze Malfoy, ale to pozostawcie mi - uzupełnił Severus.
- Widzi pan, panie dyrektorze? To wszystko jest łatwe, proste i przyjemne. Załatwimy problem bez brudzenia sobie rąk.
Pojawił się niewielki, kiełkujący żal. I sam Rakowski nie zdawał sobie sprawy w jak wielkie wyrzuty sumienia malutki żal zamierza się przeistoczyć.
***
Hermiona chodziła w kółko po salonie. Skrzyżowała ręce na piersi, a palce zacisnęła mocno na przedramionach.
- Doprawdy, wstyd mi, że was znam!
- Ale kobieto, o co CI chodzi? Co myśmy takiego zrobili? - Ron nie mógł pojąć jej pretensji. I nie tylko on.
- Pozwalacie, by Wiktor brał udział w tej szopce!
- To jest jego decyzja, tak? - zwrócił się do niej Malfoy. - Sam skazał się na te sceny. Jak to on powiedział?
- Dla lepszego dobra - uzupełnił Harry, nie mogąc oderwać wzroku od zdenerwowanej twarzy przyjaciółki. Dopiero teraz zauważył, że jest urocza, gdy się dąsa.
- I co z tego?! - krzyczała dalej. - Tacy z was koledzy?! Patrzycie spokojnie na cierpienie tego chłopaka! Na cierpienie Nataszy!
- A Ty skąd wiesz o jej cierpieniu? - spytali wszyscy, niemalże chórem. Nie ukrywali przecież zainteresowania czarnowłosą; Draco nie ukrywał także radości z tytułu utraty konkurenta w postaci Kruma.
- Jestem z nią w Sojuszu i rozmawiałam z nią o tym. Takie babskie pogaduchy, co nie zmieni faktu, iż ona cierpi, a wy jesteście bezduszni.
- Granger, może sama coś zrobisz zamiast ciągle marudzić? - zaproponował ironicznie Malfoy.
- Żebyś wiedział! Zakończę ten cyrk raz na zawsze i to jeszcze dzisiaj!
Niczym wystrzelona z procy, opuściła pokój wspólny. Nikt nie spodziewał się, że tak bardzo weźmie to sobie do serca.
Mimo że nadal cudowna Natasza działa mi na nerwy, bardzo lubię Twój fan fick. Rozdział trzyma poziom i czyta się go szybko i przyjemnie, mimo że tak naprawdę mamy tutaj cztery różne dialogi i nic poza tym ;>
Plan Amelii taki bardzo w stylu amerykańskich seriali. Biedny Krum, musi się poświęcać haha. Czego to chłopak nie zrobi dla miłości, to takie słodkie. Podoba mi się, że nie kreujesz Rakowskiego na takiego tyrana bez uczuć - ta nutka żalu jest bardzo autentyczna i oznacza, że postaci trzecioplanowych nie traktujesz po macoszemu. Twój Severus jest tutaj bardzo severusowy, ten jego komentarz dotyczący Draco - miodzio. Aż nie mogę się doczekać ich konfrontacji.
Na pochwałę zasługuje również Hermiona, obrończyni wszystkiego i narwana idealistka ;D Jej chęć niesienia pomocy Nataszy przypomina mi W.E.S.Z. Jedyne czego się obawiam, to połączenia Hermiony z Harrym. Ja osobiście nie cierpię tego parringu i oczy mi płonął jak czytam o