Pojedynek...
Widząc zielony promień mknący w jego kierunku Severus rzucił się gwałtownie na bok. Coś szarpnęło go w okolicy pasa i przetaczając się dostrzegł zielony błysk padający tuż koło niego. Równocześnie usłyszał krzyk Norrisa „Smith, nie!" i poczuł ostry ból z tyłu głowy.
Hermiona starała się trzymać blisko nich, po ich prawej stronie, pomna tego, że zaklęcia miały być zbijane w przeciwnym kierunku. Myślała, że może poczekać z przeniesieniem się do normalnego wymiaru, by móc w razie potrzeby pomóc Severusowi, ale gdy zobaczyła początek pojedynku, zrozumiała, że nie będzie miała na to czasu. Nie wahając się ani chwili rzuciła odpowiednie zaklęcie.
Wszystko rozegrało się z błyskawiczną prędkością. Trójka mężczyzn natarła na niego zajadle i w ciągu parunastu sekund zasypała go dziesiątkami klątw, ale Severus odpowiedział jeszcze gwałtowniej, niemal zalewając ich powodzią zaklęć. Patrzyła oszołomiona, jak zręcznie lawirował między promieniami i odbijał każdy z nich i zacisnęła mocniej różdżkę trzymaną w ręku przez pelerynę niewidkę.
W zapadającej coraz bardziej ciemności zewsząd sypały się iskry, latały smugi zaklęć i w ich rozbłyskach widziała wyraźnie cztery sylwetki tańczące szalony, bezlitosny taniec.
Gdy Lawford został odrzucony do tyłu i Severus posłał pozostałą dwójkę na ziemię, nagle przeczuła, co się stanie. Strumień zielonego światła wyprysnął z różdżki Smitha zanim jeszcze przebrzmiało echo jego klątwy. Severus rzucił się w bok, upadł i nie zerwał się natychmiast...
Słysząc Norrisa krzyczącego do Smitha, Hermiona odruchowo wybrała Smitha i posłała mu chwilowe zaklęcie oślepiające. Auror zawył i złapał się za oczy, więc miotnęła w niego jeszcze oszałamiaczem. Jednym ruchem różdżki powiększyła piasek pod nogami Norrisa i rzuciła drętwotę.
Tą jednak Norris zbił na bok. Oszołomiony odskoczył do tyłu i spojrzał w jej stronę, ale nikogo nie zobaczył. Tam ktoś jest! Już miał rzucić 'Accio peleryna', kiedy lodowaty podmuch wiatru targnął nim tak mocno, że przewrócił się na ziemię.
Hermiona bez mała jęknęła z ulgi widząc, jak Severus zrywa się na równe nogi, zatacza się i ciska jakimś błękitnym zaklęciem w stronę Norrisa. Podbiegła do niego przytrzymując pelerynę i cofnęła się parę kroków do tyłu, gotowa reagować na każdą nadlatującą klątwę, jeśli Severus tego nie zrobi.
Smith trzymając się jedną ręką za oczy cisnął ku nim snop żółtych iskier, ale Severus machnął krótko różdżką i znikły i wrócił do Norrisa. Pora przestać się z nimi pieścić.
Wyczarował kulę ognia, ruchem dłoni uformował z niej ogniste lasso i rzucił je Norrisowi na nogi. Ten próbował odskoczyć, ale spód spodni zajął się płomieniem. Norris wrzasnął straszliwie i ugasił go, lecz w ciągu tej jednej sekundy przestał skupiać się na Severusie. To było zdecydowanie zbyt wiele czasu. Severus ugodził go pełnym porażeniem ciała i Silencio i spętał ciasno sznurami.
– Norris. Zaraz do ciebie wrócę – warknął w jego kierunku i odwrócił się do Smitha.
Auror odzyskiwał już wzrok. Hermiona strzeliła w niego oszałamiaczem, który odbił w jej kierunku i miotnął w nią zaklęciem tnącym. Krzyknęła cicho zduszonym głosem czując ból w łydkach, udach oraz w lewym ramieniu i na skroni i nogi ugięły się pod nią. Padając dostrzegła jeszcze Severusa, który szarpnął głową w jej kierunku. Coś ciepłego zalało jej twarz. Jeszcze przez chwilę słyszała świsty, trzaski i jęki i pochłonęła ją ciemność.
Severusa ogarnęło przerażenie. Wyraźnie usłyszał jej głos!
Prócz przerażenia ogarnęło go również szaleństwo i wściekłość i kiedy odwrócił się do Smitha, zacisnął różdżkę tak mocno, że niewiele brakowało, by ją złamał. Jednym gestem zbił zaklęcie tnące, zamroził zaklęcie wrzące i posłał mu całą serię oszałamiaczy z taką siłą, że od mocy zaklęć zadrżało całe jego ciało. Smith zachwiał się próbując się bronić, więc dał w jego kierunku jeden krok i postanowił to skończyć tu i teraz.
– Sektumsempra! – syknął i powtórzył je jeszcze raz i jeszcze raz.
Bez żadnej litości patrzył, jak Smithem wstrząsają kolejne ciosy, na jego ciele pojawiają się rany i tryska z nich krew. Smith krzyknął, ale stał jeszcze, więc wyrzucił go wysoko w powietrze, spojrzał, jak upadł z jękiem i znieruchomiał.
Rzucił okiem na Norrisa, który też się nie ruszał i runął w stronę, z której słyszał krzyk Hermiony. Czując, jak jeżą mu się wszystkie włosy mruknął „Accio peleryna" i kiedy śliska tkanina wpadła mu w rękę, rzucił ją na bok i podniósł różdżkę oświetlając niewielki krąg dookoła.
Tam! Dostrzegł jej nogi na piasku! Błyskawicznie dopadł do niej i spojrzał na twarz i ramię zalane krwią i aż jęknął. Jej nogi też krwawiły, ale najgorzej wyglądała skroń. Ale oddychała!
Rany nie wyglądały na głębokie, ale ta na stroni krwawiła bardzo mocno. Ślady cięć na ubraniu wskazywały bardziej na zaklęcie tnące, którym chciał uraczyć go Smith.
– Vulnera Sanentur – wyszeptał, przesuwając różdżką nad jej twarzą. – Vulnera Sanentur...
Po chwili krew zaczęła zanikać, ale z rany wciąż wypływała nowa, bo otwarta była tętnica, jednak w końcu i ona się zasklepiła. Rozerwał jej pocięty rękaw i uleczył jej ramię. Potem przez chwilę próbował rozsunąć na boki mugolskie jeansy, ale te przeklęte spodnie były za grube! Jednym ruchem różdżki ściągnął je z niej i zaczął leczyć lewe udo i łydkę. Łydka była tylko draśnięta, ale rana po zewnętrznej stronie uda była poważniejsza.
Po chwili dziewczyna przestała krwawić. Otarł spocone czoło wierzchem dłoni i potrząsnął nią lekko.
– Hermiono... Rennervate.
Przez chwilę Hermiona nie reagowała, ale nagle zaczerpnęła mocniej powietrza i otworzyła wolno oczy. Spojrzała na niego i w jej oczach zobaczył przerażenie.
– Sever...! – poruszyła ręka, jakby chciała dosięgnąć jego głowy, więc przytrzymał ją przy ziemi.
– Nie ruszaj się...
– Sev... co się... stało?!
W tym momencie usłyszał jakiś szelest za sobą. Odwrócił się dokładnie w chwili, kiedy kilkanaście stóp dalej zobaczył jakiś ruch i po sekundzie usłyszał głośny trzask deportacji. Zerwał się na równe nogi, ale nic się nie działo. Nie dostrzegał też na ziemi kształtów Smitha i Norrisa...
Skrzywił się mocno i podszedł szybkim krokiem w kierunku, w którym powinien leżeć Lawford, ale go nie dostrzegł. I wszystko stało się jasne. Lawford musiał oprzytomnieć, przyciągnął albo przywołał Norrisa i Smitha i deportował się z nimi.
Wrócił do Hermiony, która starała się podnieść na łokciach.
– Co ci... się stało? – spytała słabym głosem i osunęła się na ziemię, ale pozostała przytomna.
– Nic. Wszystko w porządku. Wracajmy – odparł.
Przywołał swoją starą różdżkę, pelerynę i jej podarte spodnie, wziął ją na ręce, przeniósł ich do drugiego wymiaru i aportował przed bramę Hogwartu.
Gdy tylko zamknął za sobą bramę, wysłał patronusa do Minerwy i ruszył do Skrzydła Szpitalnego.
Minerwa znalazła go już na schodach. Na ich widok krzyknęła cicho i zasłoniła sobie usta ręką, po czym podbiegła i złapała zwisającą rękę Hermiony. Dopiero wtedy zauważył, że dziewczyna jest strasznie blada.
– Merlinie...
– Straciła dużo krwi – odparł Severus. – Chodź, pomożesz mi otworzyć Skrzydło Szpitalne.
Położył dziewczynę na jednym z łóżek i poszedł szybko po różne eliksiry i maści. Gdy wrócił, Minerwa siedziała na brzegu łóżka i trzymała dziewczynę za rękę.
– Wypij wpierw to – podał jej odkorkowaną fiolkę eliksiru uzupełniający krew.
Ale ponieważ dziewczyna nie była w stanie jej utrzymać, więc przysunął fiolkę do jej ust i wlał zawartość do buzi. Podał jej jeszcze silny eliksir przeciwbólowy i wzmacniający i po chwili lekki rumieniec zabarwił jej policzki.
– Nic mnie nie boli – powiedziała wolno.
– Ale za chwilę zaczęłoby cię boleć, bo muszę na nowo otworzyć ci rany i je porządnie wyczyścić i zaleczyć – odparł, siląc się na spokój.
– A ty?
Severus spojrzał na Minerwę, która kiwnęła głową.
– Masz całe ubranie poszarpane i pokrwawione... twarz też.
Severus rzucił okiem na swoje ramiona i przód koszuli. Nawet na czarnej tkaninie widać było plamy krwi.
– To twoja krew, nie moja – uprościł, choć coraz bardziej czuł, że sam też trochę oberwał. Z tyłu głowy czuł pulsujący ból i domyślił się, że padając na ziemię musiał uderzyć się w jakiś kamień.
– Trestale by cię dziś kochały – wymamrotała Hermiona.
Prychnął dziwnie, ni to śmiechem, ni to ze zniecierpliwienia.
– Chyba najlepiej będzie, jak cię teraz uśpię. Ale nie na długo. W nocy możesz się obudzić.
Dziewczyna skinęła, więc podał jej fiolkę eliksiru słodkiego snu. Kiedy Hermiona przełknęła ostatni łyk, zamknęły się jej oczy i osunęła się wolno na poduszkę.
Minerwa odruchowo chciała poprawić na niej koc, ale Severus odrzucił go na bok i sięgnął po słoiczek z maścią czyszczącą.
– Wierz mi, gdyby to nie było konieczne, to bym tego nie robił – odpowiedział na niezadane pytanie, smarując grubą warstwę na czerwonej prędze na biodrze i na łydce. – Poza tym w poniedziałek Hermiona nie może mieć żadnej blizny. Oni zorientowali się, że ktoś ze mną był i będą cholernie podejrzliwi – machnięciem różdżki zdjął z niej bluzkę i zaczął smarować jeszcze dłuższą krwawą kreskę na ramieniu.
Minerwa zasznurowała usta, ale sięgnęła po waciki i zaczęła ścierać różową pianę, która zaczęła się sączyć z otwartych na nowo ran.
.
Lawford usiadł ciężko na fotelu koło swojej żony.
– David... co się stało?! – Helen nadal drżała z przerażenia. – Co WAM się stało?!
– Nic... nie mogę ci teraz powiedzieć – odparł niepewnie.
– On przeżyje? – spytała i zrozumiał, że miała na myśli Smitha.
– Uzdrowiciel mówił, że tak. Choć będzie miał pełno blizn.
Do salonu zajrzał służący.
– Panie, pan Norris pana prosi...
Lawford podniósł się z trudem i przytrzymał oparcia. Kiedy zawroty głowy minęły, poszedł wolnym krokiem do sypialni dla gości, w której leżał Norris i usiadł ciężko na krześle koło łóżka
– Davy... – odezwał się natychmiast Norris, urwał i poczekał, aż drzwi zamknęły się za służącym. – Snape nie jest sam.
– Co?
– Dokładnie to, co mówię. Snape był dziś z kimś. Ktoś mu pomaga.
Lawford spojrzał niepewnie na przyjaciela.
– Skąd... widziałeś tego kogoś?
– Nie, musiał mieć na sobie niewidkę albo zaklęcie zwodzące. Kiedy powalił ciebie, ten sukinsyn – machnął ręką w stronę okna, ale Lawford domyślił się, że chodzi mu o Smitha – rzucił na niego Avadę. Prawie w niego trafił, ale go tym oszołomił. I wtedy...
– ... Avada nie oszałamia tylko zabija – przerwał mu Lawford i zaczęło go ogarniać przerażenie. Merlinie, znów poleciały Niewybaczalne!
– Kurwa, nie wiem, w każdym razie Snape poleciał na ziemię i wtedy ktoś z boku rąbnął Smitha jakimś zaklęciem i potem próbował rzucić na mnie drętwotę...
– I co...?
– Wtedy Teddy rąbnął go czymś, bo aż krzyknął, ale nie poznałem głosu... Potem ty nas stamtąd zabrałeś. Szkoda, że nie udało się nam sprawdzić kto to był... Teraz mamy problem, bo nie...
– Mamy więcej niż jeden problem – uciął natychmiast Lawford. Z wolna zaczynał mieć dość pomysłów swojego przyjaciela. – Ten, jak go przed chwilą nazwałeś, sukinsyn leży w pokoju obok i będzie mieć szczęście, jeśli wyjdzie z tego żywy i tylko oszpecony. Dziś wieczorem tylko przez przypadek we trójkę uniknęliśmy śmierci! W ciągu zaledwie kilku dni Teddy i ty dwa razy użyliście najgorszego z Niewybaczalnych i tylko dzięki temu, że mamy w garści DPPC zawdzięczacie, że nie wylądujecie w Azkabanie na całe życie! Mało brakowało, a z Teddy'm użylibyście trzech Niewybaczalnych na niewinnych małych dzieciach!
Norris usiadł gwałtownie na łóżku.
– Musimy się pozbyć Snape'a! Widział nas i poznał!
– Stop! Nikogo nie będziemy się pozbywać! – krzyknął Lawford i opamiętał się. – Zjednoczyliśmy się po to, żeby czysta krew zdominowała mieszańców i mugolaków, a nie po to, żeby wybić połowę społeczności czarodziejów! Mam tego dość, Peter, rozumiesz?! NIC nie będziemy robić! Przez jakiś czas! Aż wszyscy ochłoniemy i nabierzemy dystansu do tego, co się dzieje! I nie chcę słyszeć żadnych protestów!
Lawford patrzył płonącymi oczami na Norrisa, który zesztywniał.
– ON NAS WIDZIAŁ! Rozumiesz?!
– I co z tym zrobi?! Pójdzie do Aurorów?! Do Teddy'ego?! Czy też do Ministra?!
– A jak to ogłosi w prasie?
Lawford parsknął śmiechem.
– W Proroku nic nie puścimy! Lovegood pewnie wydrukuje to w swoim szmatławcu, więc po prostu napiszemy, że to bzdury wyssane z palca i że próbuje nas oczernić! Coś wymyślimy! Wolę zastanawiać się, co wymyślić w tej sprawie, niż jak zaplanować jeszcze jedno morderstwo!
Zerwał się na równe nogi i zatoczył na bok. Przytrzymał się ściany i odepchnął w kierunku drzwi. Chwiejnym krokiem doszedł do nich, z trudem otworzył je i przytrzymał framugi.
– Dobranoc, Peter.
I wyszedł. Miał już dość.