Rok po Drugiej Wojnie Hermiona wpada na trop spisku w samym sercu Ministerstwa Magii. Spiskowcy chcą wprowadzić supremację czystej krwi i wyeliminować inne grupy społeczne. Ich pierwszymi celami są Hermiona Granger i Severus Snape. Czy Hermionie i Snape
Weekend, 24 – 26.04
Hermiona miała wrażenie, że od dawna tak dobrze się nie czuła. Stałe zdenerwowanie, uczucie lekkiej paniki były jakby przygłuszone. Usiadła wygodnie na kanapie, że szklanką herbaty i dobrą książką. Ogień płonął na kominku, Krzywołap mruczał rozanielony... Poza tym był piątek wieczór, a ona była już w domu! Jutro mogła sobie spać jak długo chciała. W planach na sobotę miała wizytę u Harry’ego, a w niedzielę obiad u rodziców. Postanowiła w sobotę posprzątać trochę w domu, bo ostatnio nie bardzo miała kiedy i czas już był najwyższy coś z tym zrobić.
Przy okazji wyciągnę ten bohomaz od ciotki Sally! Świetna okazja, żeby się tego pozbyć. Ciekawe jak spodoba się profesorowi Snape’owi.... zachichotała w duchu.
Po czym zamarła wpatrując się w płonienie i widząc oczyma duszy sceny z dzisiejszego dnia. Snape ubrany jak mugol... Przypomniała sobie jego minę, kiedy powiedziała mu o wspomnieniach z nim w roli głównej. Potem wspólny obiad... W zasadzie można było powiedzieć, że całkiem przyjemny obiad. Abstrahując od tego, że dużo mówili na temat afery, w którą zostali wplątani, nieźle się z nim rozmawiało. Czuła się prawie swobodnie, ośmieliła się pozwolić sobie na żarty i, O Merlinie!!! Nawet się uśmiechnął! Uśmiechnął, pochwalił i przyznał punkty jej domowi. A już sądziła, że prędzej by się udławił, niż te słowa przeszłyby mu przez gardło!
Pogratulowała sobie gorąco tego, że tydzień temu zdecydowała się poprosić go o pomoc. Dziś miał już parę pomysłów, a tymczasem z Harry’m błądziliby całymi tygodniami i miesiącami, bezradni i bezbronni jak małe dzieci.
Domyślała się, że gdyby nie został w to wplątany, zapewne by jej nie pomógł. Więc w skrytości ducha cieszyła się, że tak wyszło. O ile można się było w tej sytuacji czuć komfortowo, ona tak się czuła. Wiedziała, że będzie mogła na niego liczyć, ufać mu... i że będzie mogła dużo się od niego nauczyć.
Gdyby jeszcze pół roku temu ktoś powiedział jej, że będzie siedzieć z nim w restauracji, nie uwierzyłaby.
Nie tylko siedzieć w restauracji... Jutro będziesz mu kupować medalion! TO jest dopiero numer!
Uśmiechnęła się pod nosem, napiła się herbaty, oparła wygodnie o miękką poduszkę, otworzyła książkę... i zasnęła zanim skończyła pierwsze zdanie.
Dopiero koło dziesiątej wybrała się do Klejnotów Flawiusza, największego sklepu z biżuterią na Pokątnej. Wydawało jej się naturalne, że medalion i pierścionek muszą być czarodziejskie.
Między gablotami kręciło się już parę czarownic. Miło wyglądający sprzedawca rozmawiał z jakimś człowiekiem w oszałamiającej, jasnozielonej szacie, która ciągnęła się trochę po ziemi. Wysunął właśnie jakąś szufladę i pokazywał coś z bliska.
Hermiona przyjrzała się dwum gablotom z przedziwnymi, trochę przerażającymi pierścieniami. Jeden z nich wyglądał, jakby w środku tkwiło jakieś oko. Na innym, bardzo szerokim, widniał topornie wyryty runiczny napis. Gdyby miała chwilę, mogłaby próbować to przetłumaczyć, ale bała się przyciągnąć uwagę sprzedawcy. Kolejny pierścień wyglądał jakby miał płynny środek. W błękitnawym oczku wirowały jakieś kształty. Na niewielkiej karteczce leżącej przed jeszcze innym było napisane „Pasaż do zmiany rzeczywistości – jeden krok dzieli cię od innego świata”.
Chyba jednak u mugoli będzie lepszy wybór... przecież ja czegoś takiego nie będę nosić!!! pomyślała oglądając dziwny, jakby poszarzały pierścień, z szerokimi ornamentami z boków, który zamiast oczka miał przezroczystą kulę ze zwykłym szpikulcem w środku. Zaklęcie bąblogłowy na palcu...
Ale potem jej wzrok padł na kilka bardzo dyskretnych, niewielkich pierścionków z małymi oczkami z różnokolorowych kamieni. Jej uwagę przykuł zwłaszcza jeden z nich. Na cieniutkiej obrączce, w srebrnej obwódce, tkwił niewielki bursztyn, w zachwycająco głębokim, pomarańczowym kolorze. W środku z pewnością można byłoby schować magiczny pergamin!
Rozejrzała się za sprzedawcą i przywołała go skinieniem głowy i lekkim uśmiechem. Ten podszedł ochoczo.
– Czym mogę pani służyć?
– Mogłabym obejrzeć ten pierścień?
– Bardzo dobry wybór, moja droga, pochwalam! – powiedział, wyciągając szufladę, wyjmując pierścionek i podając go w dwóch wąskich, eleganckich palcach, które natychmiast przypomniały Hermionie dłonie Snape’a. – Bursztyn ma wspaniałe cechy magiczne. Z pewnością je pani zna...
Hermiona potrząsnęła przecząco głową, skupiona całkowicie na pierścionku.
– Bursztyn działa leczniczo na ból zębów i przy bólach brzucha. I z pewnością na niewielkie krwotoki i biegunkę...
Oglądając pierścionek przestała go słuchać, szczególnie, że połączenie piękna bursztynu i biegunki wydawało się jej odpychające. Od spodu nie widziała bursztynu, ale srebrną obrączkę. Doskonale, to będzie jak szkatułka... Pierścionek pasował jej na serdeczny palec. Mógł być.
– ... i do tego przydałby się jeszcze naszyjnik na ból gardła...– usłyszała.
– Wezmę go.
Czarodziej skłonił się z oszałamiającą rewerencją.
– Ależ oczywiście! Czy życzy pani sobie coś jeszcze?
– Tak... szukam medalionu... – Hermiona urwała, nie chcąc za bardzo wdawać się w szczegóły.
– Zapraszam tam, w głąb sklepu.
Znalezienie medalionu dla Snape’a okazało się bardzo trudne. Po pierwsze nie wiedziała z czego. Złoto? Srebro? Odrzuciła złoto, bo nie miała ochoty wydawać na niego całego majątku. Z miedzi? Z kości? Po drugie nie wiedziała, co on lubi. Po trzecie, to musiało być coś praktycznego.
W każdym razie podchodząc do gablot miała wrażenie, że miała wybór. Kiedy przyjrzała się z bliska różnym amuletom, medalionom, wisiorom... doszła do wniosku, że niekoniecznie... Niektóre były jeszcze bardziej szokujące od pierścienia z okiem.
Były tam wielkie, ciężkie, poczerniałe wisiory o kształtach wilczych głów z płonącymi ślepiami, czaszek, gwiazd, czy do niczego nie podobnych brył, porytych w różne kształty... Płaskie medaliony z czymś, co wyglądało na odcisk wilczych śladów... Z zatopionymi kamieniami, co jeden to bardziej mroczny... z jakimiś kłakami... Hermiona zaczęła się zastanawiać, czy Borgin i Burkes nie sprzedawali tu części swoich towarów.
Płaski wisior z dziurą w środku otoczoną runami kołysał się na wielkim łańcuchu, jakby nigdy się nie zatrzymywał. Inny, dość podobny, ze spiralnym wzorem po środku był ze skryptem runicznym. Kolejny miał w środku błyszczący, święcący kamień.
Niektóre rzeczywiście były medalionami, które można było otworzyć, ale to wydawało się jej zbyt oczywiste. Odrzuciła też natychmiast wisiory w kształcie małych buteleczek. Boże, on mnie za coś takiego zabije... a przynajmniej przeklnie...
Była już prawie załamana, kiedy na samym dole dojrzała wreszcie coś, co przykuło jej uwagę.
To był wisior. Wyglądał jak spłaszczony koszyk, utkany z poczerniałego srebra. W środku tkwił ciemnozielony, okrągły kamień, który wydawał się być przytrzymywany czymś na kształt wstęgi, która z kolei była porysowana wzdłuż i w poprzek. Może trochę jak skóra węża...? Choć z pewnością nie był to wąż.
Łańcuch nie był toporny, ale też nie filigranowy, zrobiony z dużych, lekko spłaszczonych ogniw.
Sprzedawca podszedł do niej tym razem bez wołania.
– Już panienka wybrała?
Dziewczyna skinęła głową i pokazała mu wisior.
Czarodziej rozpromienił się wyraźnie. Otwierając gablotę mówił:
– Bardzo ciekawy wybór... Malachit, moja droga, ma bardzo wiele właściwości magicznych. Prowadzi do harmonii stanu wewnętrznego i otaczającego świata osoby, która go nosi. Neutralizuje agresję i pomaga w pozbyciu się bezsenności. Jest amuletem samym w sobie przeciw niebezpieczeństwu, chorobom i niektórym słabym złym urokom.
Podał jej wisior trzymając jedną ręką za łańcuch i prezentując go na otwartej dłoni.
– Rosyjscy czarodzieje wierzą, że ma zdolność spełniania życzeń... Pani przyjaciel ma wiele szczęścia mogąc dostać coś tak cennego.
Hermiona, zafascynowana, wzięła go do ręki. Podziwiając srebrne sploty i głęboką zieleń kamienia niemal czuła promieniującą z niego magię.
Coś takiego na pewno mu się spodoba! Amulet przeciw złym urokom i zdolność spełniania życzeń... MUSI się mu spodobać! Po czym przypomniała sobie, że przecież to Snape! Który zapewne postanowi jej okazać jak bardzo medalion mu się nie podoba... Ale szybko znalazła rozwiązanie. Jak będzie się krzywił, to mu powiem, że lepsze to niż magiczna zdolność leczenia biegunki!
– Bardzo panu dziękuję. Proszę go dołączyć do pierścionka – uśmiechnęła się radośnie do sprzedawcy.
Po udanych zakupach poszła na obiad do Dziurawego Kotła, gdzie spotkała parę znajomych osób, po czym udała się do Harry’ego.
Wróciwszy w niedzielę do Hogwartu, Snape poszedł wpierw do komnat Minerwy, żeby dowiedzieć się, co działo w szkole podczas jego nieobecności. Starsza czarownica zaproponowała mu filiżankę herbaty, nalała sobie drugą i oboje usiedli w wygodnych fotelach.
Chwilę rozmawiali o bójce Ślizgonów i Gryfonów z czwartego roku, w wyniku której pani Pomfrey miała dwie złamane nogi do wyleczenia (udało się jej w parę chwil), a Filch dwa rozwalone biurka (miał z tym o wiele więcej roboty). Poza tym nic większego się nie przytrafiło.
Potem Snape opowiedział trochę o Konwencji Mistrzów Eliksirów, w której brał udział przez cały weekend. Jego eliksir opóźniający doczekał się wyróżnienia, czego zupełnie się nie spodziewał. Prócz faktu, że pojawienie się na Konwencji było po prostu w dobrym tonie, Snape pojechał tam też i po to, żeby spotkać się z paroma znajomymi Mistrzami.
Kiedy już wymienili się wiadomościami, przez chwilę siedzieli oboje w milczeniu. Zaprzyjaźnili się i nie sprawiało im to żadnego problemu. Dwa wybitne umysły, pogrążone w myślach, ot i tyle.
Po jakimś czasie Snape odstawił pustą filiżankę i poprawił szatę.
– Minerwo, będę musiał prosić cię o pomoc...
– Mam zgadnąć czy mi powiesz?
Mężczyzna uśmiechnął się lekko.
– Od zgadywania mam Sybillę i Firenzo. Ty zajmujesz się znacznie łatwiejszą dziedziną magii...
Minerwa prychnęła rozzłoszczona. Nie musiała się transmutować; kiedy pochyliła głowę i spojrzała na niego zmrużonymi oczami, wyglądała zupełnie jak kotka.
– Chciałbym cię poprosić o zrobienie magicznych skrytek. W medalionie i pierścieniu. Nie mam ich jeszcze więc nie mogę ci pokazać, ale to musi być zrobione tak, żeby nikt nawet nie domyślił się, że one tam są.
Uśmiechnęła się z pobłażaniem. Co prawda jej specjalnością była transmutacja, ale jak wielu nauczycieli, nie ograniczała się tylko do niej. Już w dzieciństwie lubiła się bawić przestrzenią, redukując trójwymiar do dwuwymiaru. Robiła płaskie magiczne kufry, koszyki czy skrzynki oraz sekretne skrytki wszędzie, gdzie tylko mogła – w ścianach, w zwykłej stronie pergaminu... we wszystkich przedmiotach martwych. Wynalazła własne zaklęcie, które tworzyło trzeci wymiar. Teraz była bardzo zadowolona, że może pomóc Severusowi.
– Tylko tyle?
– Nie. Chciałbym... Znasz Rytuał Magicznej Wspólnoty?
Tym razem czarownica uniosła brwi do góry, nieświadomie naśladując swojego młodszego kolegę.
– Znam, ale przyznam szczerze, że musiałabym trochę odświeżyć sobie wiadomości. Domyślam się, że skrytki są z tym związane... Mogę spytać dla kogo szykujesz ten Rytuał?
– Dla mnie i... jeszcze jednej osoby. Będzie nas tylko dwoje, co zdecydowanie upraszcza sprawę. Potrzebuję Prowadzącego i Świadka. Wiem, że w wyjątkowych przypadkach może to być jedną i ta sama osoba, więc bardzo bym cię prosił, żebyś wyraziła zgodę na odegranie obu ról.
Mówił trochę zdawkowo, ale kobieta wiedziała, że jeśli czegoś nie mówi, na ogół znaczy to, że nie chce powiedzieć i na nic zda się proszenie o więcej.
– Oczywiście, Severusie, z przyjemnością. Posprawdzam co trzeba w bibliotece.
– Bardzo ci dziękuję, Minerwo – Snape podniósł się z fotela i przez chwilę bawił różdżką, obracając ją w wąskich palcach.
Wyglądał na... zamyślonego. Nie, to było coś innego... Jakby był pochłonięty jakimś problemem, który go trapił... W szkole? Czy poza? Może coś na tej Konwencji?
Z kim on zawiera ten Rytuał?
Kiedy pożegnał się i wyszedł, Minerwa myślała jeszcze przez chwilę, ale nie doszła do żadnego wniosku.
Panna Granger. Na myśl o niej czuł mieszaninę różnych emocji. Z jednej strony doskonale pamiętał, że należała do Złotej Trójcy. Czy też, używając jego prywatnej nazwy, Przeklętej Trójcy. W jego karierze nauczycielskiej nigdy wcześniej ani później nie trafił na takie Trio. Dzięki ci, Merlinie! W towarzystwie swoich przyjaciół złamała więcej szkolnych przepisów, niż cała reszta Gryfonów razem wziętych.
Przypomniał sobie skórkę boomslanga i skrzeloziele, wizytę na szczycie Wieży Astronomicznej o północy na ich pierwszym roku, Wrzeszczącą Chatę... CHOLERNĄ Wrzeszczącą Chatę – poprawił się. Czy zupełnie szalony pomysł wyprawy po horkruksy...!
Kiedy już powiedział sobie, po trosze dla uspokojenia sumienia, że była zarozumiałą, głupią idiotką, której zdecydowanie nie lubił, mógł przyznać przed samym sobą, że wcale nie była taka głupia. Miała wybitny umysł, zaskakującą zdolność logicznego myślenia Przecież to ona rozwiązała moją zagadkę strzegącą Kamienia Filozoficznego.. i niesamowite pragnienie wiedzy. Pod tym względem przypominała mu siebie samego. Z tego, co sam zauważył na jej pierwszym roku i co słyszał w pokoju nauczycielskim, przed przyjściem do szkoły znała i umiała materiał z połowy podręczników. On też znał bardzo dużo zaklęć jeszcze przed pójściem do Hogwartu, tyle tylko, że trochę z innej dziedziny...
Uczyła się błyskawicznie i potrafiła tą wiedzę przekazać innym. Nie raz słyszał, że znalazła i nauczyła Pottera połowy zaklęć, którymi musiał się posłużyć w czasie Turnieju Trójmagicznego.
Jako nauczyciel umiał docenić te wszystkie cechy. Normalnie. Ale nie w przypadku Granger. Przypuszczał, że jeśli chodziło o nią, sam fakt, że trzymała z Potterem i Wesleyem wystarczał, żeby nie widział w niej niczego pozytywnego. Po prostu nie chciał widzieć.
Ale ostatnie wydarzenia... już szczególnie PIĄTKOWE wydarzenia zmieniły sposób, w jaki na nią patrzył.
To było tak, jakby były dwie panny Granger. Jedna z nich była jeszcze dzieckiem – jego studentką i zadrą w tyłku. Druga, którą odkrył dzisiaj, była młodą kobietą, wystarczająco inteligentną, żeby rozmowa z nią nie męczyła go. Z zaskoczeniem odkrył, że bawiło go jej poczucie humoru. Pomysł jak rozwiązać sprawę z pergaminem był rewelacyjny. On nie wymyślił nic bo po prostu nie miał czasu się nad tym zastanowić, ale musiał przyznać uczciwie, że jakiekolwiek rozwiązanie by znalazł – nie byłoby takie ... proste i genialne zarazem!
I całe szczęście, że ostatecznie mam do czynienia z drugą panną Granger, bo inaczej nie dałoby rady z nią wytrzymać!
CDN...
Czytam każdy kolejny rozdział i muszę przyznać, że cały czas bardzo podoba mi się styl Twojego pisania. Wreszcie chyba doczekaliśmy się, że akcja zacznie nabierać tempa. Trochę razi mnie to, że Hermiona i Snape dość szybko się do siebie przekonują, moim zdaniem trochę za szybko, ale może to ja się mylę?