Rok po Drugiej Wojnie Hermiona wpada na trop spisku w samym sercu Ministerstwa Magii. Spiskowcy chcą wprowadzić supremację czystej krwi i wyeliminować inne grupy społeczne. Ich pierwszymi celami są Hermiona Granger i Severus Snape. Czy Hermionie i Snape
Tym razem ośmiu panów spotkało się u Lawforda. Nie była to wystawna kolacja z żonami i dziećmi, ale „spotkanie starych przyjaciół” – jak to powiedział Lawford swojej żonie.
– Nie przejmuj się nami zupełnie, kochanie. Usiądziemy sobie w domku myśliwskim w parku i spokojnie pogadamy. Jeśli ktoś się spije, nie będzie ci przeszkadzał – pocałował żonę w policzek i wiedział, że ugłaskał ją sobie zupełnie.
Ponieważ dzień był słoneczny i ciepły, w jedynym pomieszczeniu w domku zrobiło się gorąco od rozpalonego na kominku ognia. Lawford wylewitował fotel na niewielki ganek i rozsiadł się w nim wygodnie.
Uwielbiał właśnie takie wieczory, kiedy mógł w spokoju wsłuchiwać się i wpatrywać w życie toczące się w jego olbrzymim parku. Najbardziej lubił wiosnę, kiedy rośliny i zwierzęta budziły się z zimowego uśpienia. W ostatnich promieniach zachodzącego słońca, które przebijało się gdzieniegdzie przez gałęzie drzew, widział nowe kwiaty, zwijające swoje płatki, całkiem jakby szły spać. Na niedalekiej polance, jeszcze skąpanej w słońcu, widział małego jelonka, który skubał leśne poszycie. Po chwili, bardzo blisko, rozległ się głośny trel drozda i tętent spłoszonego jelonka, który pomknął w leśną głuszę.
Zamknął oczy i wsłuchał się w świergoty ptaków i miarowe stukanie jakiegoś dzięcioła, który pieczołowicie wykuwał w drzewie nową dziuplę.
Leniwe oczekiwanie przerwał służący, który przyprowadził Norrisa. Było dopiero w pół do siódmej, ale Lawford domyślił się, że jego przyjaciel przyszedł wcześniej dlatego, żeby pokazać kto tu jest szefem i przywitać pozostałych uczestników narady. A niech ma tą przyjemność...
Po chwili przyszedł Scott, zaraz po nim Benson, Rockman i Smith, później zaś Stone. Watkins spóźnił się nieco, ale to było do niego podobne. Zapalony naukowiec czasem potrafił zapomnieć o tym, że powinien iść do toalety.
Chwilę trwały zwykłe powitania, pogaduszki na temat pogody i wymiana plotek przy szklaneczce dobrej, Ognistej Whisky. Stone jak zwykle popijał ze swojej piersiówki. Jednak po chwili Norris odchrząknął, by dać znak do rozpoczęcia poważnej rozmowy.
– Panowie... Wczoraj Davy, ja i Tyler skończyliśmy przygotowywać projekt ustawy o ograniczaniu przyjęć do Hogwartu. Tekst wygląda całkiem obiecująco.
– Tak w trzech słowach, Peter, o czym on jest? – spytał Smith.
– Po pierwsze muszę wam wyjaśnić, że to jest tylko pierwszy etap. Pierwsza ustawa. W kolejnych latach powinny pojawić się nowe, z jeszcze bardziej drastycznymi cięciami. Tym razem skupiliśmy się na wyeliminowaniu szlam. Od września warunkiem przyjęcia do Hogwartu jest posiadanie w bliskiej rodzinie choć jednego czarodzieja. Od następnego roku szkoła zarezerwowana będzie tylko dla potomstwa czarodziejów pierwszego stopnia. Żadne babcie czy dziadkowie nie wystarczą. Oczywiście wyjaśnienie jest uzasadnione – Hogwart został odbudowany po Bitwie, ale nadal jest w nim ciasno, a wskaźniki Czarodziejskiego Departamentu Zasobów Ludzkich pokazują zwyżkową tendencję naboru do szkoły w najbliższych latach, bazując się na statystykach urodzin.
– Brzmi to bardzo naukowo, choć domyślam się, że to nie jest prawda...? – pochwalił Benson.
– Powiedzmy, że to... taki trick. McCready z Wydziału Zaludnienia by się troszkę zdziwił, że im się tak... wskaźniki rozmnożyły – wszyscy gruchnęli śmiechem.
– A co będzie z pozostałymi uczniami, którzy mają magiczne zdolności, a nie będą mogli iść do Hogwartu? – padło pytanie.
Pałeczkę przejął Lawford, bo to była jego dziedzina.
– Projekt ustawy zakłada otworzenie od września nowej szkoły, dla uczniów mugolskiego pochodzenia. Program nauczania będzie w niej taki sam, z tym, że położymy w nim większy nacisk na naukę historii magii. W przyszłości wejdzie też nowy przedmiot o kulturze, zwyczajach i zasadach moralnych czarodziejskiej społeczności. Pomoże to w integracji z półkrwi i czystej krwi czarodziejami, otworzy drzwi do kariery i... inne tego typu bzdury.
– Brednie – zachichotał Watkins.
– Żebyście wiedzieli, jak się nad tym namęczyłem... Poszło przy tym chyba z pięć butelek Ognistej Whisky Ogdena!
Rozległ się chóralny śmiech. Faktycznie, projekt wyglądał przewspaniale. Każdy to kupi i będzie wielbił Ministerstwo. Shaklebolt będzie miał wrażenie, że przejdzie do historii jako tymczasowy Minister, który zrobił najwięcej na polu integracji czarodziejskiej społeczności.
– A tak naprawdę to co to ma być za szkoła? Tyler, można prosić? – Benson podał mu swoją pustą szklankę.
Rockman chwilę rozlewał trunek do wszystkich szklanek, a potem wyjaśnił.
– Na Rathlin Island, koło Beachside Cottages, jest taki wielki zamek. Prócz tego jest na wyspie parę domków mugoli. Zadupie. Tam właśnie otworzymy naszą nową szkołę dla szlam...
– Ale ten zamek, on jest gotowy na przyjęcie uczniów?
– James, ty chyba o parę razy za dużo zleciałeś z miotły... Oczywiście, że nie! Ale do Hogwartu się nie dostaną, więc będą musieli poczekać jeden rok... tylko jeden – dodał Rockman ze wspaniałym uśmiechem.
– A za rok rzeczywistość będzie już zupełnie, zupełnie inna...
– Dokładnie, Teddy.
– A co na to Snape? Zgodzi się? – Benson już opróżnił szklankę i teraz patrzył w puste dno.
Norris poklepał przyjaźnie Smitha po ramieniu.
– Dzięki naszemu młodemu przyjacielowi sprawę można uznać za załatwioną... – kiedy niektórzy, niewtajemniczeni, spojrzeli pytająco, dodał. – Dyrektor Snape ma pewien problem, ale jeszcze o tym nie wie. Parę dni temu wybrał się na nocną wycieczkę do Stirling i postanowił poćwiczyć sobie Avadę na pewnej pięcioosobowej rodzinie... Tyle tylko, że miał pecha, bo zobaczył go pewien mugol, który przekazał Aurorom swoje wspomnienia...
– To jest genialne...! – Tym razem Scott już nie pytał czy to prawda, czy nie. Poza tym nie miało to żadnego znaczenia, poza tym, że urządzili Snape’a na całego.
Przez chwilę wszyscy podziwiali rozwiązanie sprawy. Pierwszy opanował się Scott.
– Dobrze, Snape się zgodzi. Ale zanim się zgodzi, ta ustawa musi przejść...
– No i tu zaczyna się temat naszej dzisiejszej narady...
Norris zamilkł na chwilę.
– Musimy przejść do drugiej części naszego planu... Potrzeba nam wsparcia wśród wielu członków Ministerstwa, ale niestety w tej chwili nie możemy na nie liczyć. Będziemy musieli zainicjować zmiany personalne na kluczowych dla nas stanowiskach...
Stone poruszył się nerwowo i pociągnął zdrowy łyk ze swojej małej buteleczki, ale zamilczał. Reszta też milczała.
– Dzięki waszej obecności mamy dojście do Św. Munga, więc będziemy mogli zająć się podawaniem tam eliksirów aborcyjnych i stosowaniem zaklęć lub eliksirów antykoncepcyjnych. Trzeba będzie tylko bardzo uważać na Granger, ale tym zajmuje się już Tyler. Davy kontroluje Edukację Magiczną, a Alain Sieć Fiuu. Moim zdaniem najważniejszy do obsadzenia jest DPPC – Norris użył popularnego skrótu dla Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. – Ricky Wilson musi polecieć. Jest... za miękki. I może nam przeszkadzać. Musimy posadzić tam kogoś naszego. Teddy, będziesz miał wtedy wolną rękę z Aurorami. Poza tym musimy sobie podporządkować Wizengamot. Nie będzie nic dziwnego w tym, że nowy szef DPPC zmieni Szefa Wydziału Administracji Wizengamotu.
– Sędziów tak łatwo nie powymieniasz... – zauważył Smith.
– Nie, ale mając w garści Wydział Administracji, będziemy mogli mieć na nich wpływ... Mając dojście do Wydziału Niewłaściwego Użycia Czarów, czy już choćby używając Imperiusa. Poza tym Watkins pracuje nad nowymi zaklęciami, które zapewnią nam ich współpracę... Bardzo ważna jest też kontrola nad Wydziałem Bezpieczeństwa. W ten sposób mamy kontrolę nad tymi, których na tych stołkach posadzimy...
Każdy zgodził się z Norrisem. Młody Auror zastanawiał się, czy każdy z nich myślał o tym, że wpływ na Wizengamot może okazać się bardzo ważny, jeśli ktoś dobierze im się do dupy i to właśnie oni staną przed sądem...
– Moim zdaniem musimy mieć kogoś w Urzędzie Magicznej Informacji... Żeby mieć wpływ na Proroka i inne gazety... – zaproponował. – Przedstawienie wszystkiego w odpowiednim świetle może mieć kluczowe znaczenie dla naszego planu.
– Bardzo dobry pomysł, Teddy! – klasnął w ręce Rockman. – Ja proponowałbym przejąć kontrolę nad Wydziałem Badania Zdolności Czarodziejskich...
– I w MKB – dorzucił Watkins.
– Co to jest MKB?
– Magiczny Komited Badawczy. Ciągle wchodzę mi w paradę. Banda starych durniów, którzy boją się każdego nowego zaklęcia... – wyjaśnił pytającemu Lawfordowi Rockman.
– Dorzućcie do tego Dział Magicznych Wypadków i Katastrof – zaproponował Benson. Miał pewne podejrzenia, że w najbliższej przyszłości niektórym czarodziejom będą się przytrafiać bardzo dziwne wypadki...
Rockman nie zrozumiał.
– Wiem, że Granger jest z Wesleyem, chcesz ją kontrolować przez Arthura?
Benson nie miał czasu otworzyć ust, Stone był szybszy.
– Granger już nie jest z Wesleyem. Z plotek wiem, że wywaliła go na zbity pysk, bo podłapał sobie panienkę ze sklepiku w szkole Aurorów.
– Angelique?! – wytrzeszczył oczy Smith i gwizdnął pod nosem. – Jemu się nie dziwię, ale jej?!
– Niezła? – ożywił się Watkins.
– Niezła?! To mało powiedziane! Chłopie, ona ma boską figurę! W niektórych miejscach nawet zdecydowanie lepiej niż boską. Niestety zdolności czarodziejskich tyle u niej, co kot napłakał. Może załapie się do szkoły dla charłaków... – dodał z lekkim rozczarowaniem.
– Przymierzałeś się do niej? – zapytał któryś z jego kolegów.
– PrzymierzałBYM się, gdyby znała się na czarach. Nie potrzebuję w domu kobiety, która nawet światła nie umie różdżką zapalić...
– Wiesz co, jak tak teraz słucham, to przypominam sobie, że coś u nas o tym była mowa. Że Granger rozeszła się z Wesleyem – podrapał się po głowie Rockman. – Wygląda na to, że Wesley chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Mieć w domu czarownicę niezłą w magii i do tego drugą niezłą w łóżku...
– Być może Granger też jest niezła w łóżku – Watkins od lat szukał sobie partnerki, ale jakoś żadna nie wytrzymywała jego charakteru naukowca.
Ośmioro panów zaśmiało się na to. Norris zaś dodał.
– Od Granger trzymaj łapy z daleka, Nigel.
Czas było wrócić do poważnej dyskusji.
– Być może też kogoś w Departamencie Komunikacji ze Światem Niemagicznym... Gordon Bean jest zwykłym mugolem, a nam potrzeba zapalonego czarodzieja czystej krwi. Dobrze będzie wiedzieć, co się dzieje z drugiej strony... – Lawford dopił resztkę whisky ze swojej szklaneczki. – Acha, jeszcze jedno. Alain, czy możesz kontrolować Biuro Świstoklików, Wydział Teleportacji i Zarząd Nadzoru Miotlarskiego?
– Nie wiem... Nie w pełni. Mogę grzebać w ich Rejestrach, ale nie mogę na przykład zmieniać ustawień działania Rejestrów...
– Przydałoby się to. Musimy móc śledzić na bieżąco poczynania niektórych osób. Wiedzieć kto, skąd, dokąd się teleportuje, mieć całkowitą kontrolę nad Świstoklikami... Sama Sieć Fiuu nie wystarczy.
– W takim razie dopisz do listy osób do wymiany Warrena. Ja też czułbym się lepiej mając nad sobą kogoś z „naszych”...
– Dobra, Warren Singh wylatuje. Ktoś jeszcze?
– Departament Tajemnic... ? – zapytał ktoś cichutko, ale Norris pokręcił głową.
– Zdecydowanie nie. Nie zadzierajmy z Niewymownymi. To się może źle skończyć. Myślę, że na tym poprzestaniemy. Przygotujcie mi listę osób, które widzielibyście na tych stanowiskach. Teddy, Paul, sprawdzicie drobiazgowo każdego z nich i wybierzemy najlepszych z najlepszych.
– A jak się pozbędziemy obecnych szefów? – chciał wiedzieć Watkins.
– Paul, poszperaj w swoich kartotekach czy nie masz czegoś na nich. Może zwykły szantaż wystarczy. Jak nie, to znajdą się inne sposoby.
Na nieszczęście dla niego Norris nie pomyślał zupełnie o tym, żeby umocnić pozycję Bensona w Wydziale Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Nie przypuszczał, żeby było im to do czegoś potrzebne...
Kiedy spotkanie skończyło się, na zewnątrz było już zupełnie ciemno. Na niebie lśniły gwiazdy i wielki księżyc w pełni. Panowie pożegnali się i jeden po drugim aportowali do siebie.
Stone wyszedł przed bramę Lawforda, odszedł kawałek ciemną drogą i przystanął. Spojrzał na księżyc, potem spojrzał na zegarek i jeszcze raz na księżyc, jakby na coś czekał. Po chwili drgnął i zaczął się przemieniać. Ale wcale nie w wilkołaka...
Po chwili zamiast przystojnego mężczyzny o piwnych oczach, ciemnobrązowych, krótkich włosach i jasnej skórze stał równe przystojny blondyn. Długie włosy spływały mu gęstymi lokami na ramiona. Błękitne oczy wspaniale współgrały z matową karnacją i białymi zębami. Poprawił na sobie szatę, obrócił na pięcie i zniknął z głośnym pyknięciem.
CDN...