Rok po Drugiej Wojnie Hermiona wpada na trop spisku w samym sercu Ministerstwa Magii. Spiskowcy chcą wprowadzić supremację czystej krwi i wyeliminować inne grupy społeczne. Ich pierwszymi celami są Hermiona Granger i Severus Snape. Czy Hermionie i Snape
To coś jęknęło cicho i zniknęło. Nie zniknęło! Odsunęło się! Wyciągnął rękę na oślep i trafił na coś miękkiego.
– Profesorze? – usłyszał cichy szept.
– To ty?! – odszepnął, ale widać go nie usłyszała, bo nie było odpowiedzi.
Cholera, rusz się! Tamci mogli w każdej chwili wyjść, czas było stąd uciekać! Jednym ruchem pociągnął dziewczynę do holu, cicho zamknął za sobą drzwi i zdjął Muffliato.
– To ja! – powiedział szeptem.
Dziewczyna westchnęła głośno z ulgi. Cały czas zaciskając rękę na jej ramieniu powiódł ją aż pod ścianę. Cholera, ani ja jej nie widzę, ani ona mnie! Złapał ją na wszelki wypadek za rękę. Rzucił Muffliato jeszcze raz – tym razem była z nim, więc będzie mogła go słyszeć.
– Co widziałaś? – mimo wszystko nadal wolał szeptać.
– Norris i Watkins przeszli przez korytarz i zniknęli za tymi drzwiami! Gdzie poszli?
– Do laboratorium.
– Zdążył pan wyjść bez problemów? Bo chyba się spieszyli!
– Ledwo zdążyłem. Napisałaś jak tylko ich zobaczyłaś?
– Jak tylko zobaczyłam, że ktoś wchodzi. Nie wiedziałam, że to oni!
Zaczął się zastanawiać co zrobić. Byli już razem. Ale ponieważ nie podmienił wszystkich fiolek, musieli tu poczekać, żeby zrobić to później. Z pewnością ci dwa długo siedzieć tam nie będą. Jeśli Watkins będzie wynosił fiolki, mając okulary mógłby zobaczyć czy to fałszywy eliksir czy prawdziwy...
Hermiona stała przestraszna i nie śmiała się ruszyć. Ściskała Snape’a za rękę bojąc się, że inaczej go nie odnajdzie. Nagle usłyszała szelest peleryny i poczuła jak puszcza jej rękę. Odruchowo zacisnęła swoją dłoń i usłyszała cichy szept gdzieś koło jej ucha.
– Puść mnie, muszę tylko coś wyjąć...
Po chwili jego ręką złapała ją za łokieć, zsunęła się w dół i poczuła jego dłoń wysuwajacą się w jej.
– Poczekamy tu trochę. Chcę zobaczyć co zrobią.
– Podmienił pan wszystkie eliksiry?
– Nie! Została mi jeszcze jedna podstawka, kiedy mnie ostrzegłaś...
O Boże...
– Będzie trzeba ją podmienić, jak wyjdą!
Pod warunkiem, że właśnie jej nie wyniosą...
Długo nic się nie działo. Minuty wlokły się jedna za drugą. Snape zaczął się zastanawiać, czy Watkins nie mógł w żaden sposób zorientować się, że... Nagle szczęknęła klamka i oboje aż podskoczyli. Hermiona nabrała powietrza i starała się nie oddychać. Drzwi otworzyły się i zobaczyła, jak Watkins przytrzymuje je ramieniem dla Norrisa.
– ...toryczny moment! Koniecznie muszę przy tym być! – powiedział Norris, wchodząc do korytarza.
– Przecież nie wpuszcza cię na Oddział – zaoponował Watkins, przechodząc za nim i trzymając w rękach dwie podstawki z fiolkami.
Norris spojrzał na niego krzywo. Snape zamarł i starał się dojrzeć kolor szkła, lecz na tle czarnej szaty nic nie widział.
– Wymyśl coś! Ile kobiet jest na górze?
– Jedyne co mogę zrobić, to powiedzieć, że jesteś z jakiejś popapranej Komisji Edukacji i nadzorujesz moją pracę. – Watkins stanął w holu i rozejrzał się trochę bezradnie. W końcu postawił podstawki na ziemi i sięgnął po różdżkę. W jednej podstawce fiolki zabłysły żółtawo, ale w drugiej pozostały przeźroczyste. CHOLERNY ŚWIAT!!!! Wściekły odruchowo zacisnął rękę i poczuł jak dłoń dziewczyny drgnęła. Natychmiast poluźnił uścisk.
Watkins zapieczętował drzwi i przeszedł koło nich.
– Będziesz w ten sposób miał prawo wejść ze mną do magazynku gdzie Uzdrowiciele trzymają podręczne zapasy, ale żaden z nas nie będzie mógł asystować przy badaniach.
I oboje zniknęli na schodach prowadzących na górę.
– Wzięli nie podmienione osiem fiolek! – szepnął Snape. – Idę za nimi, spróbuję je zamienić na górze. Zostań tu i czekaj...
– Nie! Idę z panem! Może znów trzeba będzie pilnować!
Faktycznie, miała rację. Ruszył szybko w kierunku schodów i pociągnął ją za sobą.
Dwaj mężczyźni szli wolno, zapewne uważając na drogocenne eliksiry. Starając się stąpać jak najciszej, Hermiona i Snape dogonili ich zaraz za pierwszym piętrem. Przystanęli na chwilę, żeby zachować odległość, a potem wolno ruszyli na górę. Na drugim piętrze Watkins skręcił na lewo i wszedł do niewielkiej Sali, przy której wisiał portret Morgany. Norris został w korytarzu, więc Snape zawahał się, czy podejść bliżej i zobaczyć gdzie stawia podstawki z fiolkami. MUSIAŁ zobaczyć gdzie one są, żeby nie musieć przeszukiwać potem całego magazynku.
Pochylił się i szepnął dziewczynie prosto do ucha.
– Nie ruszaj się stąd.
Posłusznie go puściła. Snape przeszedł pod przeciwległą ścianę i stanął zaledwie parę stóp od Norrisa. Mógł usłyszeć jego poświstujący oddech. Zobaczył Watkinsa, który przestawiał coś w szafce, potem odwrócił się i wstawił do niej podstawkę z zabarwionymi na żółtawo fiolkami. Gdzie jest ta druga?!
Druga, z prawdziwym eliksirem, została na stole.
Nagle zza zakrętu wyszła Uzdrowicielka w pochlapanej krwią szacie, obrzuciła zdziwionym wzrokiem Norrisa i weszła do magazynku. Snape widział, jak wita się z Watkinsem, ten pokazuje jej fiolki i rozmawiają chwilę, po czym kobieta bierze jedną z nich i wychodzi.
Cholera jasna! Już nie miała której brać?!
Watkins wrócił do Norrisa, a Snape przesunął się dalej od nich.
– Chodź, spadamy stąd .
– Mówiłem ci, chcę zobaczyć, jak nasz eliksir jest podawany!
– Peter, nikt cię nie wpuści na porodówką! Nawet ja nie mam prawa tu się kręcić! Musi ci wystarczyć, że widziałeś, jak brała jedną z fiolek. Właśnie poszła ją podać jakiejś szlamie!
Norris skrzywił się i skinął głową. Nie wiedząc, gdzie pójdą ci dwaj, Snape nie mógł w tej chwili wrócić do dziewczyny. Obserwując ich kątem oka, patrzył gdzie wchodzi Uzdrowicielka. Kobieta pchnęła duże, skrzypiące drzwi i zniknęła za nimi. Przepadło, nie mógł już nic na to poradzić!
Hermiona również słyszała całą ich dyskusję. Zobaczyła jak Uzdrowicielka przechodzi koło niej z jakąś fiolką i zacisnęła kciuki modląc się, żeby to był fałszywy eliksir. Nagle dwaj mężczyźni ruszyli w jej kierunku i gwałtownie wtuliła się w ścianę. Przeszli tuż koło niej, więc wstrzymała oddech, ale musiała się poruszyć, bo peleryna zaszeleściła i Watkins rozejrzał się odruchowo dookoła. Bała się nawet drgnąć. Po paru sekundach, które jej wydawały się wiekiem zobaczyła, jak chłopak wzruszył ramionami i zaczął zbiegać na dół, doganiając Norrisa. Nagle poczuła jak Snape łapie ją za włosy.
– To była fałszywa fiolka?! Wie pan?! – szepnęła gwałtownie, zaczynając wreszcie oddychać.
– Niestety nie!
– Prawdziwa?!
– Tak, prawdziwa...
Hermiona zamarła z przerażenia. Boże... Boże jedyny... Podadzą ten przeklęty eliksir jakiejś bezbronnej kobiecie...! Może możemy jeszcze coś zrobić, żeby ją uratować...?! Za chwilę będzie za późno! Musimy się pospieszyć!
Dała krok w kierunku drzwi, za którymi zniknęła Uzdrowicielka, ale Snape, jakby przewidując jej reakcję, przytrzymał ją gwałtownie i rzucił Muffliato.
– Gdzie ty chcesz iść?!
– Musimy pójść tam za nią...
– Nie możemy tam wejść...
– Nie możemy jej tak zostawić!
– Nie wejdziemy tam! Nie możemy zdjąć peleryny, bo Norris może wrócić! Musielibyśmy czekać, aż ktoś otworzy drzwi. Będzie za późno! JUŻ jest za późno!
Hermiona miała wrażenie, że zaraz wybuchnie. Nie jest jeszcze za poźno! Mamy jeszcze szansę!
– Nie rozumie pan! Oni zaraz każą jej to wypić, przecież ten eliksir...
– Nie zabije jej!
– Ale nigdy w życiu już nie będzie mogła mieć dzieci!
Snape zaczął się denerwować. Czy ona nie rozumie, że nie można uratować wszystkich?!
– Posłuchaj mnie! Nie możemy już nic dla niej zrobić!
Hermiona szarpnęła się rozpaczliwie w kierunku drzwi. Musimy COŚ zrobić! Nigdy nie darowałaby sobie, gdyby choćby nie spróbowała pomóc tej jakiejś biednej, niewinnej kobiecie!
Snape złapał ją za ramiona. Spróbowała się wyrwać, ale trzymał mocno.
– Nie rozumiesz?! Zrobiliśmy wszystko co było możliwe...
– To pan nie rozumie! Nie możemy tak po prostu jej zostawić! To tak jakbyśmy ją...! – dalej już nie mogła mówić, bo wbrew sobie zrozumiała, że to on miał rację i jednocześnie łzy porażki napłynęły jej do oczu i zdławiły resztę słów. Coś boleśnie zacisnęło się w jej gardle.
Snape poczuł, że przestała się szamotać. Domyślił się, że w końcu się poddała. Usłyszał cichutki, zduszony ni to jęk, ni szloch, więc wiedziony jakimś dziwnym odruchem przyciągnął ją do siebie i przygarnął mocno. Dziewczyna przytuliła się do niego i zaczęły drżeć jej ramiona. Przez cieniutki jak mgiełka materiał peleryny czuł jej ciepły oddech na swojej piersi, jej drobne ręce zaciskające się na jego koszuli i słyszał urywany oddech, kiedy próbowała powstrzymać płacz.
Opuścił głowę, odnalazł jej ucho i szepnął miękko.
– Nic więcej nie możesz już dla niej zrobić, Hermiono...
Zesztywniała na chwilę, więc zaczął głaskać ją po włosach. Nadal szeptał kojąco cokolwiek mu przychodziło do głowy, byle tylko się uspokoiła. I byle tylko móc trzymać ją dalej w ramionach.
Równocześnie czuł jak ściska mu się serce i gorąco rozlewa się po całej klatce piersiowej, po brzuchu... To było całkowicie obezwładniające uczucie i nie umiał nad nim zapanować.
Poczuł jak dziewczyna się rozluźnia. Poruszyła głową i wtuliła się w jego pierś, a on z trudem nabrał powietrza.
Był najwyższy czas zająć się ostatnimi fiolkami, ruszyć się stąd ... lada chwila ktoś mógł przyjść, ale jedyne o czym był w stanie myśleć było to, że chciał, żeby tak mogli stać tu całą noc.
Weź się w garść, co się z tobą dzieje, człowieku!
Zebrał się w sobie i z żalem odsunął ją lekko od siebie.
– Zostało jeszcze kilka fiolek... Choć, pomożesz mi je wymienić.
Hermiona odsunęła się od niego równie niechętnie. Wtulona w niego znalazła spokój, poczucie bezpieczeństwa i jeszcze coś, czego nie umiała nazwać. Słuchając bicia jego serca miała wrażenie, że jest w innym świecie, tym lepszym. I nie chciała z niego wracać.
– Oczywiście – odszepnęła oszołomiona.
Wziął ją za rękę i podprowadził do salki. To było nic w porównaniu do trzymania jej w ramionach, ale to zawsze było coś.
Byli już o krok od drzwi, kiedy ze schodów dobiegły nagle czyjeś głosy i kroki kilku osób.
Snape przeklął się w myślach i zaczął zastanawiać się co teraz. Od strony schodów dobiegł ich nagle dźwięk spadającej łyżeczki czy czegoś innego i nagle go olśniło.
– Widzisz tą podstawkę na stole? Rzuć zaklęcie tłukące! – powiedział półgłosem, patrząc w napięciu w stronę schodów.
Hermiona też nagle się ocknęła. Była za daleko, żeby móc wycelować w każdą z fiolek, poza tym to mogło zająć zbyt wiele czasu. Rzuciła więc zaklęcie na podstawkę i kolejne, poślizgowe, na podłogę. Miała wrażenie, że w świetle kul pod sufitem zobaczyła, jak podłoga zalśniła jak lód.
W tym momencie ze schodów weszło do korytarza trzech Uzdrowicieli. Nieśli tacki z herbatą i kanapkami. Hermiona ze Snapem odeszli cichutko pod przeciwległą ścianę. Mężczyźni weszli do salki i postawili tacki na stole, zaraz koło podstawki.
– Co to jest za świństwo? – spytał jeden z nich, wskazując fiolki palcem.
– Nie wiem, ale uważaj, jesteś na Oddziale Kobiecym, więc nigdy nie wiadomo – odparł na to któryś z pozostałej dwójki.
– Weźcie to przestawcie. Nie będziemy przecież jeść nad eliksirami...
– Powiedz, że się boisz, że zajdziesz w ciąże...
Wszyscy troje roześmiali się i jeden z nich chwycił podstawkę i postąpił krok w kierunku szafki. Hermiona i Snape znieruchomieli. Wydawało się, że mężczyzna pewnie postawił nogę, ale kiedy chciał dać kolejny krok do przodu, nagle zachwiał się i pośliznął do przodu. Próbując się przytrzymać stołu puścił podstawkę, która z głośnym trzaskiem spadła na podłogę i popękała na drobne kawałki. Większość fiolek wypadła już wcześniej i potłukła się, a ostatnie dwie załatwił Uzdrowiciel, który upadł na lewy bok, prosto na nie.
Hermiona uśmiechnęła się leciutko, a Snape zacisnął rękę na jej ramieniu.
– Miałaś wspaniały cel!
Odetchnęli z ulgą i ruszyli w kierunku schodów. Mogli wreszcie stamtąd wyjść.
CDN...