Rok po Drugiej Wojnie Hermiona wpada na trop spisku w samym sercu Ministerstwa Magii. Spiskowcy chcą wprowadzić supremację czystej krwi i wyeliminować inne grupy społeczne. Ich pierwszymi celami są Hermiona Granger i Severus Snape. Czy Hermionie i Snape
Wtorek, 16.06
Sowy wpadły z furkotem do Wielkiej Sali i natychmiast zaczęły szukać odbiorców przesyłek. Prawie wszystkie z nich podleciały do uczniów, tylko jedna podfrunęła do stołu nauczycielskiego. Kilku uczniów popatrzyło jak podlatuje do dyrektora, który delikatnie odbiera zwiniętą w rulonik gazetę, daje ptakowi jakieś przysmaki i zabiera się do czytania.
Snape odsunął talerz i oparł się wygodnie o szerokie oparcie krzesła. Skinął głową Septimie i Slughornowi i rozwinął gazetę.
Na widok zdjęcia Kingsleya stojącego przed reporterami z poważną miną zmarszczył lekko brwi. Następnie rzucił okiem na tytuł artykułu na pierwszej stronie i gwałtownie się wyprostował. Siedząca obok Minerwa spojrzała na niego i już nie odrywała wzroku. Włosy zakryły mu twarz, ale kiedy w końcu się wyprostował, był wyraźnie wściekły.
– Co się...
Bez słowa podsunął jej gazetę, skrzywił się i uderzył pięścią w stół, aż podskoczyły sztućce.
Minerwa popatrzyła i również zbladła.
Minister zdecydowanie popiera aktualną politykę i udziela swojego poparcia członkom rządu!
W odpowiedzi na ostatnie zarzuty wysuwane przez różne czarodziejskie gazety, jak również Czarodziejską Rozgłośnię Radiową, Minister Shacklebolt zajął oficjalne stanowisko zarówno w sprawie „Drugiego Dziecka” jak i ustawy dotyczącej szkolnictwa. Wczoraj udzielił obszernego wywiadu reporterowi Proroka, którego część znajdziecie państwo w niniejszym artykule.
Spytany, co sądzi o obowiązku ubiegania się o pozwolenie na kolejne dziecko, odpowiedział:
„Po dokładnej analizie rozporządzeń mogę z całą pewnością powiedzieć, że wszystkie posunięcia rządu mają na uwadze troskę o nasze wspaniałe czarownice. Każde życie jest cenne, ale kobiety, które wydają na świat nasze dzieci powinny być traktowane wyjątkowo. Ustawa, która wprowadza obowiązek otrzymania pozwolenia na kolejne dziecko nie jest, jak to jest przedstawione w Żonglerze, zamachem na wolność obywatelską, ale wyrazem najgłębszego poszanowania życia przyszłych matek. Wyobraźcie sobie państwo jak wielkie środki zostały zaangażowane w to, aby każda kobieta mogła w spokoju przejść odpowiednie badania gwarantujące im bezpieczną ciążę! Czyż każdy z nas, przyszłych ojców, nie docenia poczucia bezpieczeństwa, które teraz ofiarowane jest każdej kobiecie?”
Minister Shacklebolt został również poproszony o skomentowanie pytania Ksenofiliusza Lovegooda, jak będą traktowane ciąże wysokiego ryzyka.
„Jestem głęboko przekonany, że przy każdym stwierdzeniu takiego przypadku zostaną przeprowadzone wszystkie badania konieczne do ustalenia stopnia uszkodzenia płodu, jak również ryzyka, jakie niesie ze sobą donoszenie takiej ciąży dla przyszłej matki. Jeśli Uzdrowiciele stwierdzą z absolutną pewnością, że dziecko nie przeżyje poza organizmem matki, a poród niesie ryzyko dla kobiety, będą mieli prawo, a nawet obowiązek do usunięcia takiej ciąży. Jeśli życie matki nie będzie narażone, to ona będzie musiała wyrazić swoją zgodę. Przewidziane zostało już otworzenie specjalnej Poradni, której zadaniem będzie nie tylko służyć wszelkimi niezbędnymi wyjaśnieniami, ale również otaczać kobiety opieką po dokonanych zabiegach.”
Niewątpliwie dzięki tak obszernym wyjaśnieniom czytelnicy Proroka zechcą teraz spojrzeć w inny sposób na tą sprawę.
Korzystając z okazji, Kingsley Shacklebolt ustosunkował się do ustawy dotyczącej szkolnictwa. Po pierwsze wyjaśnił, że po zniszczeniach, którym uległa jedyna dotychczasowa szkoła Magii i Czarodziejstwa – Hogwart, nie jest możliwe przyjmowanie do niej coraz liczniejszych uczniów bez drastycznego obniżenia poziomu ich bezpieczeństwa.
„W takiej sytuacji zostaliśmy zmuszeni do otwarcia drugiej szkoły, która zapewni identyczny poziom wykształcenia naszych pociech. I zaproponowane rozstało rozwiązanie, aby w tej drugiej szkole kształcić czarownice i czarodziejów mugolskiego pochodzenia, proponując nie tylko ten sam program co w Hogwarcie, ale równocześnie poszerzając go o dodatkowe zajęcia z historii magii i przedmiot ogólny, który w tej chwili nazwę „przystosowaniem do życia w społeczeństwie czarodziejów.”
Przyznać trzeba, że wielu uczniów mugolskiego pochodzenia jest bardzo zestresowanych trafiając między tych, którzy żyją w magicznym świecie od urodzenia. Ten rewelacyjny pomysł nie tylko sprawi, że łatwiej im będzie iść do szkoły, ale i łatwiej później odnaleźć się w społeczeństwie czarodziejów. Bez wątpienia oznacza to dla nich szerokie otwarcie drzwi do kariery.
„Jestem wyjątkowo dumny mogąc sprawować władzę w tak przełomowym okresie naszej historii! Zaledwie rok po tym, jak Lord Voldemort propagował ideę czystej krwi, my bierzemy pod skrzydła uczniów z mugolskich rodzin! Muszę wyrazić moje ubolewanie z powodu całkowicie niespodziewanej reakcji dyrektora Snape’a na ten świetlany projekt. Nie chcę go potępiać, ale sądzę, że wziął sobie za bardzo do serca swoją rolę jako dyrektora jedynej czarodziejskiej szkoły i, że się tak wyrażę, nie chce tracić wyłączności.”
Więcej na temat przyszłej szkoły czytelnicy dowiedzą się niebawem z naszych artykułów.
Pod koniec czytania Minerwie zaczęła trząść się ręką, ale kiedy przeczytała ostatnią wypowiedź Kingsleya, krzyknęła cichutko. Zasznurowała usta, odłożyła gazetę i spojrzała zmartwiała na mężczyznę siedzącego obok. Wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w środek stołu.
– Severusie... sądzisz... bo jak inaczej Kingsley mógłby... – nie umiała zebrać myśli.
– Musieli rzucić na niego Imperiusa. Zmusili go do powiedzenia tego wszystkiego – wysyczał wściekle przez zaciśnięte zęby.
Minerwa westchnęła ciężko. Severus spojrzał jej w oczy i skrzywił się niemal boleśnie.
– Musieli to zrobić w ten weekend. To dlatego nie było żadnego spotkania! Musieli wszyscy na niego czatować i w końcu komuś ... – nie dokończył. Nie mógł.
W piątek zdecydowali, że muszą się pospieszyć i porozmawiać z Kingsleyem ZANIM tamci go dopadną. Jeszcze w piątek była szansa na to, żeby zakończyć tą cholerną sprawę! Gdyby tylko mogli zdobyć eliksiry wcześniej...! Dziś Norris i reszta siedzieliby w areszcie! Ale nie zrobili tego. Przepadła jedna, jedyna okazja, żeby porozmawiać z kimś, kto miał władzę, żeby to zakończyć. Dziś było już za późno. Byli zupełnie sami, mając przeciw sobie całą potęgę Ministerstwa i nie było już nikogo, na kogo mogliby liczyć!
Zaledwie wczoraj był tak szczęśliwy i dumny z siebie, że ocalił cały czarodziejski świat... a dziś musiał na nowo szukać sposobu ocalenia choćby własnej głowy. I głowy dziewczyny, która mu zaufała...
– Cholera, cholera, cholera! – warknął cicho.
– Severusie, trzeba koniecznie powiadomić Hermione... – wyszeptała nagle Minerwa
Dokładnie w tym momencie Severus poczuł, jak rozgrzewa się medalion na jego piersi. Odruchowo dotknął go przez szatę.
– Sądzę, że już wie...
Oboje wyszli pospiesznie z Wielkiej Sali i weszli do pierwszej wolnej klasy. Severus odpieczętował medalion i wyjął pergamin. Pochylili się na nim, ale Minerwa i tak nic nie mogła zobaczyć, więc przeczytał na głos:
– Spóźniliśmy się! Dopadli Kingsleya przed nami! W żadnym wypadku nie możemy do niego dziś iść, bo może na nas donieść Norrisowi!
– Ma całkowitą rację – powiedziała zdławionym głosem Minerwa.
– Już wiemy. Nic nie rób. W południe przyleć przez sieć Fiuu do Hogwartu. Gdyby ktoś pytał, powiedz, że chodzi o egzaminy w przyszłym roku – powiedział Severus, stukając w pergamin, po czym zwrócił się do czarownicy – Minerwo, pójdź proszę zawiadomić portrety. Ja za parę minut mam spotkanie z egzaminatorami, nie dam rady. Albus, Everard, Dilys, Nigellus... Mają być wszyscy.
– Zawsze w południe jemy obiad ze wszystkimi członkami Komisji... – zawahała się.
– Nie obchodzi mnie to. Nie mam obowiązku ich karmić – odparł na to sucho, obrócił się i odmaszerował z taką furią, że kobieta mimo woli zbladła lekko.
– Oczywiście...
Norris i Lawford aportowali się na Rathlin Island z głośnym pykniecięm. Norris nalegał już od tygodnia na osobiste zwiedzenie zamku, bo chciał się przekonać, jak postępują prace renowacyjne.
Mężczyźni rozejrzeli się dookoła – jak okiem sięgnąć, wszędzie ciągnęła się lekko pofałdowana równina, porośnięta rozmaitymi chaszczami i usiana wystającymi gęsto z ziemi kamieniami. Bardzo daleko, już na horyzoncie, widać było morze, które zlewało się z niebem. Pomimo świecącego słońca nie było gorąco. Ostry wiatr gwizdał im w uszach i targał peleryny.
– Gdzie jest ten zamek? – spytał Norris.
Lawford sprawdził kierunek różdżka i machnął ręką w prawą stronę.
– Gdzieś tam. Ale skoro go nie widać, musi być jeszcze kawał stąd. Proponuję aportować się na tamtym wzgórzu.
– Dobra, to lecimy!
Pyknęło, czarodzieje zniknęli i pojawili się cztery mile dalej. Równina wyglądała podobnie, ale kilka jardów dalej stał spory zamek. Ruszyli w jego kierunku pochylając się trochę do przodu, żeby oprzeć się ostrym porywom wiatru. Po przejściu paru kroków, za łagodnym wzniesieniem zobaczyli jakieś zabudowania – nędzny domek stojący na wąskiej drodze. Norris osłonił gardło szalikiem.
– Rzućmy może na siebie jakieś zaklęcia, tak na wszelki wypadek.
Oboje rzucili Kameleona i Norris zniknął, ale Lawfordowi nie bardzo to wyszło. Nóg nie było widać zupełnie, ale widać go było od pasa w górę. Powiewająca na wietrze peleryna rzucała nadal ostry cień.
Norris warknięciem rzucił zaklęcie na swojego przyjaciela i w końcu ten znikł zupełnie. Przeszli koło dużego bajorka, czy też malutkiego jeziorka obramowanego kamieniami i pokrytego w całości rzęsą wodną, od którego dochodziło kumkanie żab.
– Możemy powiedzieć w Proroku, że tu też jest jezioro i mogą sobie wyhodować kałamarnicę – zaśmiał się Norris
– Prędzej glonojada – odparł Lawford, rechocząc.
Zamek wyglądał okazałe. Był zbudowany z grubo ciosanych kamieni związanych murarską zaprawą. Nisko nad ziemią miał niewiele wąskich okien, ale wyżej było ich o wiele więcej. Były duże, zwieńczone łagodnymi łukami łukami. We wszystkich brakowało szyb – trzeba było jak najszybciej je wstawić, żeby móc zająć się pracami wewnątrz. Północna strona zamku była w całości porośnięta mchem i trawą. Po bokach były dwie duże wieże z mniejszymi, wąskimi wieżyczkami na górze. Po cholerę robili wieżę na wieży? Że też im się chciało... Po środku były duże drzwi wejściowe, do których trzeba było się wspiąć po wielu szerokich schodach. Wysoki i gruby mur zwieńczony był na górze blankami i kwadratową wieżą warowną.
Norris otworzył zaklęciem drzwi i weszli do środka. Zamek zachowany był w wyśmienitym stanie. Ekipa remontowa musiała już skończyć hol, bo w ścianach tkwiły już lichtarze ze świecami. Na wprost drzwi wiodły w górę schody. Z pomieszczeń po lewej dochodziły odgłosy kucia i szorowania czymś po ścianie i kiedy podeszli bliżej, zobaczyli obłok kurzu wypływający do holu.
– Ściągamy kameleona? – szepnął Lawford.
– Możemy, w końcu jesteśmy to oficjalnie.
Oboje zdjęli zaklęcie i już swobodnie rozmawiając poszli na górę rozejrzeć się, jak wyglądają pomieszczenia, które przeznaczyli na klasy.
– Głupio tak przykładać się do remontu wiedząc, że i tak nic z tego nie będzie – powiedział z niejakim żalem Lawford.
– Davy, wiesz o co toczy się gra. To ma wygladać tak, żeby nawet dzieciaki czystej krwi miały ochotę się tu uczyć. Trzeba będzie zadbać o detale. Nie będzie tu Expresu Hogwart, ale może do szkoły dopłyną żaglowcem? Powiemy, że na boisko do Quiddicha przyjdzie czas w przyszłym roku – ale zobacz, jakie wspaniałe będą mieli tereny zielone... Ten domek tam dalej... Powiększymy go i będzie z tego wspaniała sowiarnia. Powiemy, że zamek też jest powiększony i ma wiele pieter w dół, żeby lepiej się chronić przed mugolami...
– To co takiego nagle nam wypadnie, że nie będzie jej można otworzyć?
Norris spojrzał w górę.
– Tuż przed otwarciem roku przyjdzie burza i zwieje dach. Bez dachu nie da rady, mój drogi... A jak już go zrobimy, to będzie pożar i znów trzeba będzie zacząć na nowo...
CDN...