
I Bydgoski Zlot Fanów Harry'rego Pottera odbył się z inicjatywy Natalii i Daniela Muniowskich 9 sierpnia w Bydgoszczy. Przez dłuższy czas informowaliśmy was na stronie o tym wyjątkowym wydarzeniu, również na forum mogliście się umawiać i dowiadywać o szczegółach dotyczących imprezy. Wielu z was kipiało entuzjazmem, niektórzy jednak wyrazili smutek, że na Zlocie pojawić się nie mogą. Dlatego właśnie przygotowaliśmy dla was tę specjalną relację - abyście mogli uzyskać informacje z pierwszej ręki na temat zabawy i chociaż w minimalnym stopniu poczuć to, co my przeżyliśmy tego dnia w Bydgoszczy.
Dzięki organizatorom nasza strona miała do rozdania aż dwie wejściówki na zlot. My, czyli ja, Christina i Seferyn, postanowiliśmy pojechać jako przedstawiciele redakcji (każde z innej miejscowości), by móc następnie opowiedzieć Wam o tym niecodziennym spotkaniu. Na miejscu umówiliśmy się również z Lunciak, która przyjechała aż z południa naszego kraju, by razem z nami zobaczyć szczyptę magii. Spotkaliśmy się (poza Seferynem, który dojechał później) przed dworcem PKP i ruszyliśmy podekscytowani na poszukiwania Bydgoskiego Domu Technika, w którym obywał się Zlot. Jak się okazało, było to niezwykle proste, co z góry poprawiło nasze humory. Dobre umiejscowienie takiej imprezy było bardzo ważne, tym bardziej, że - jak się później okazało - zjechali się fani Harry'ego Pottera z niemal każdej części Polski. Impreza miała rozpocząć się o godzinie 10, jednak wiele osób pojawiła się nieco wcześniej. Potteromaniaków można było poznać od razu po strojach uczniów Hogwartu jak i innych postaci związanych bezpośrednio z twórczością J.K.Rowling. Cieszyliśmy się, że ludzie postanowili się zabawić i przebrać, nie byliśmy w tym osamotnieni. Ja i Christina wyglądałyśmy jak prawdziwe uczennice Slytherinu, a Dominika miała nas wszystkich jeszcze zaskoczyć strojem schowanym w ogromnym plecaku. Seferyn przygotował na Zlot ręcznie szytą szatę (fioletową, rzecz jasna), którą zostawił w domu, ponieważ nie byłby sobą, gdyby czegoś nie zapomniał.
Czekałyśmy na rozpoczęcie spotkania, gdy zaczepiła nas dziewczyna, prosząc o pozwolenie na przeprowadzenie wywiadu. Naszą reprezentantką została Christina, która udzielała szczegółowych odpowiedzi na zadawane pytania. W końcu minęła godzina 10 i mogliśmy wejść na sale - przy wejściu, po podaniu swojego imienia i nazwiska, każdy z nas dostał przypinkę z logo Zlotu oraz Proroka Codziennego. Prorok był niesamowity, wyglądał niczym z filmu i jedynie nieruchome zdjęcia przypominały nam, że to jednak nie magia. Zawierał tłumaczenia z Pottermore oraz spis atrakcji, których mamy się spodziewać już niebawem. Jak zdradził nam Daniel, autorką Proroka Codziennego była jego żona Natalia.

Mieliśmy jeszcze trochę czasu przed rozpoczęciem Zlotu na rozejrzenie się po sali. Na samym końcu, za naszymi plecami, rozstawiony został sklepik Lalile Handmade, w którym można było nabyć za przystępne ceny gadżety potterowskie. Dziewczyny ułatwiły trochę zakupy, ponieważ podzieliły swój towar na cztery hogwarckie Domy, dzięki czemu zarówno fan Gryffindoru, jak i fan Slytherinu mógł spokojnie szperać w interesujących go przedmiotach. Co można było kupić? Różnego rodzaju bransoletki, broszki, kolczyki i naszyjniki z godłami lub nazwami Domów, ale nie tylko. Był też dział rzeczy ogólnie hogwarckich, wśród których dominowało logo Hogwartu oraz znak Insygniów Śmierci. My z Christiną upolowałyśmy urocze, ślizgońskie bransoletki, ale to Dominika okazała się prawdziwą zakupoholiczką i wróciła ze sklepiku obładowana gadżetami.



Obok Lalile Handmade rozłożył się także Maginarium.pl, gdzie wśród produktów takich jak kubki czy podkładki pod mysz dominowały różnego rodzaju przypinki. Tam również zrobiłyśmy małe zakupy, ale nie miałyśmy już czasu na głębsze zastanawianie się, gdyż zbliżał się czas rozpoczęcia zlotu.

Zlot Fanów Harry'ego Pottera musiał rozpocząć się od przydziału do Domów. Cała sala była podekscytowana, zewsząd docierały do nas szepty gdzie trafię?, jak mnie Tiara przydzieli?. Same uległyśmy atmosferze i zagryzałyśmy wargi, zastanawiając się, czy trafimy tam, gdzie chcemy. Tiarą okazał się zrobiony z brystolu, spiczasty kapelusz. Sam wybór polegał na wyciągnięciu (bez podglądania!) kokardki ze złotego pucharu. Kolor kokardki określał Dom, do którego trafiłali uczniowie. Wystarczyło ją sobie przyczepić i przywitać się ze współdomownikami. Ze względu na to, że usiadłyśmy z tyłu, na przydział przyszło nam czekać najdłużej. Jednak nie narzekałyśmy, ponieważ w międzyczasie dwie dziewczyny przeprowadzały dialogi z uczestnikami Zlotu, czemu chętnie się przysłuchiwałyśmy. W końcu, gdy nadeszła nasza kolej, pierwsza po przydział zgłosiła się Dominika (Lunciak). Po krótkiej chwili wróciła z uśmiechem na twarzy i czerwoną kokardą - trafiła do Gryffindoru (a jakże). Następnie wysłałyśmy do Tiary Przydziału Christinę. Została... Puchonką. Trochę się pośmialiśmy i przyszedł czas na mnie. Udało mi się upolować zieloną kokardę, zostałam Ślizgonem. Brakowało tylko Seferyna, który wylosowałby Ravenclaw (co też zresztą później uczynił) i bylibyśmy przedstawicielami wszystkich czterech Domów. Najbardziej podobał nam się w Ceremonii Przydziału fakt, że przystąpił do niej każdy, nawet rodzice, którzy przyszli tutaj wyłącznie ze względu na pociechy.


Mieliśmy krótką przerwę przed I prelekcją, więc postanowiliśmy zobaczyć, co znajduje się z przodu sali. Oczom naszym ukazała się naprawdę magiczna kolekcja. Muniowscy, jak zapewne niektórym Wam wiadomo, są kolekcjonerami gadżetów HP. Mają ich naprawdę sporo. Posiadają także wydania książek Harry'ego Pottera z naprawdę najróżniejszych stron świata. Seferynowi, po obejrzeniu kolekcji zagranicznych wydań serii o chłopcu z blizną, zaświeciły się oczka , my jednak skupiłyśmy się na rzeczach, które mogłyśmy oglądać tylko ze zdjęć. Główne miejsce zajmowała replika Hogwartu - zamknięta z każdej strony przezroczystą ścianą. Pod repliką znajdował się złoty znicz (prezent od Toma Feltona, odtwórcy roli Draco Malfoya), replika różdżki, tematyczne lego, długopis (takim to by się przyjemnie sprawdziany pisało!), figurki... słowem - prawdziwa gratka dla kolekcjonera.


Przed pierwszą prelekcją na salę wkroczył w pełnym majestacie Seferyn, który następnie został przez Tiarę Przydziału przydzielony do Ravenclawu. Niektórzy powiadają, że zrobił to, używając swojego szelmowskiego uśmiechu, ale w to nie wierzymy, podejrzewając go o użycie odpowiedniego zaklęcia. Christina natomiast, jak na Ślizgonkę przystało, nieco oszukała i przeszła z Hufflepuffu do Slytherinu (ach ta ślizgońska krew). Byliśmy już w komplecie, zwarci i gotowi na pierwszy wykład.
I prelekcja poświęcona została gadżetom związanym z Harrym Potterem, firm produkującym je oraz problemom współczesnego kolekcjonera. Postawione zostały najważniejsze pytania czym jest kolekcjonerstwo?, czy warta jest więcej marka czy dobry gadżet? Daniel Muniowski, przy pomocy zdjęć wyświetlanych na ścianie oraz przykładów z własnej kolekcji, przybliżył nam nieco dylematy osób takich jak on. Omówił wiele pojedynczych gadżetów, próbując przestrzec nas przed ślepym kupowaniem wszystkiego, co zawiera nazwę Harry Potter. Cofnęliśmy się nawet parę lat wcześniej, przypominając sobie słowa J.K Rowling, która twierdziła, że nie wybaczyłaby sobie, gdyby wizerunek Harry'ego Pottera znalazł się na puszkach Coca-Coli. Przez pewien czas nie zgadzała się na popularyzację stworzonej przez siebie postaci. W 2001 roku Harry pojawił się na puszkach i szklankach Coca-Coli. Jednakże firma dostała zakaz na reklamowanie swoich produktów Harrym Potterem trzymającym w dłoni puszkę ich napoju, a na tym najbardziej im zależało. Jeżeli chodzi o produkty, Daniel przestrzegał nas przed tymi z Noble Collection. Jako specjalista, stwierdził, że są one bardzo nietrwałe, nadają się jedynie do postawienia na półce, a nie do użytku czy zabawy. Miecz Gryffindora wyprodukowany przez tę firmę miał plastikowe elementy, które odpadały nawet tym, którzy nie bawili się mieczem. Różdżka, którą Daniel posiada w swojej kolekcji i którą mogliście zobaczyć kilka zdjęć wcześniej, kosztowała około 180zł, a sama się wyginała. Była zrobiona po prostu byle jak z tworzywa sztucznego.


Ocenił nawet Szachy Czarodziejów, jedne z najbardziej znanych nam w Polsce gadżetów. Szachy kosztują około 1200zł, co jest ceną mocno przesadzoną, ponieważ figurki zamiast się przesuwać za pomocą różdżki (działanie na zasadzie magnesu), odwracają się, po szybkim czasie przestają wydawać dźwięki. Opowiedział nam również o najbardziej niesamowitym gadżecie ze swojej kolekcji - replice Hogwartu. Replikę Daniel otrzymał w kartonie z napisem "uwaga szkło", będąc przekonanym, że zamku chronią szklane ściany. Musicie sobie wyobrazić jego zdziwienie, gdy odkrył, że ściany są z tworzywa sztucznego, byle jakie. W Polsce jedynym gadżetem, który naprawdę cieszył się popularnością, była Potworna Księga Potworów. Dzieci i kolekcjonerów czekał jednak duży zawód, gdy okazało się, że jest to zwykłe, plastikowe pudełko. Obecnie zabawka jest wycofana ze sprzedaży.
Podsumowując tę prelekcję, w gadżetach HP brakuje dbałości o szczegóły. Są byle jakie, nastawione jedynie na szybki zysk, ponieważ wszystko, co zostaje opatrzone znakiem HP, ma wysoką cenę. Dobre gadżety zaczną się pojawiać najwcześniej za kilka lat. A do tego czasu polecamy zakup od prywatnych osób, bądź pobawienie się i zrobienie własnego gadżetu.
Po wykładzie przyszedł czas na zabawę. Magiczne kalambury polegały na losowaniu od Natalii hasła dotyczącego Harry'ego Pottera i przedstawieniu nam go bezsłownie w taki sposób, byśmy zgadli. Kto wygrał, szedł losować kolejne hasło. Zabawa była przednia, dobrze oglądało się zmagania ludzi. Hasła były różne, czasem trzeba było pokazać postać (dobrze poradziła sobie z Severusem Snapem dziewczyna, która miała bardzo podobną do niego fryzurę!), jedna osoba musiała przedstawić Pocztę, były również Diabelskie Sidła oraz wiele, wiele innych haseł.

Dominika przed samym konkursem schowała się do toalety i nie wyściubiła nosa aż do samego rozpoczęcia konkursu. Strasznie długo zajęło jej przebranie się, nawet mimo pomocy Christiny, toteż ja z Seferynem zastanawialiśmy się, co też ona wymyśliła. Wiedzieliśmy co prawda, za kogo planuje się przebrać, ale jej strój przerósł nasze oczekiwania. Tymczasem na środku sali wystąpiły już Bellatrix Lestrange w liczbie więcej niż jedna, medykomagik, Lily Evans oraz kilku uczniów Hogwartu, a wśród nich sam Harry Potter. I gdy już Daniel miał rozpoczynać konkurs, drzwi sali otworzyły się i przeszedł przez nie... właśnie on, sam Rubeus Hagrid. Dominiki w ogóle nie było widać w tym stroju, całkowicie przemieniła się w gajowego Hogwartu. Miała ogromny brzuch, pokręconą brodę i różową parasolkę. Przyznamy się Wam, że nadal trochę podejrzewamy ją o wypicie przed konkursem eliksiru wielosokowego. Byłoby to oszustwo, a przecież Dominika jest w Gryffindorze, ale... była prawdziwym Rubeusem Hagridem. I nikogo nie zdziwił fakt, że wygrała nie tylko nagrodę publiczności, ale również nagrodę jury (w składzie Natalia, Daniel, LalileHandmade i Maginarium.pl)


Zamiast prelekcji o grach komputerowych poświęconych HP, otrzymaliśmy naprawdę zabawny wykład dotyczący betowania fanficków i opowiadań osadzonych w uniwersum Harry'ego Pottera. Prelekcję prowadziły trzy dziewczyny reprezentujące Gospodę Pod Złamanym Piórem. Omawiały różnego rodzaju naleciałości z fan ficków, które przeszły do świadomości nawet tych Potteromaniaków, którzy nie interesują się tymi magicznymi opowiadaniami. Przykładem może być cytrynowy drops utożsamiany z Dumbledorem. Prawdą jest, że owy cukierek został wspomniany tylko raz, w pierwszej części przygód naszego ulubionego chłopca i nie odgrywał żadnej roli w powieści. Kojarzenie Dumbledore'a z dropsem pochodzi właśnie od fan ficków, wśród których motyw ten przewijał się wielokrotnie. Poza tym i innymi przykładami dziewczyny szybko przeszły do omówienia pracy bet. Same mają w tym spore doświadczanie, więc ciekawie było posłuchać trochę na temat ich punktu widzenia. Jedna z nich nawet betuje osobie z Australii! Najważniejszą poruszaną w tym punkcie kwestią było określenie pracy bety. Co tak naprawdę należy do jej obowiązków? Jak bardzo beta może ingerować w autorski tekst?

Otóż beta nie jest osobą poprawiającą błędy, ale znajdującą je i wyjaśniającą autorowi gdzie te błędy zrobił, dlaczego to właśnie jest błędem i jak go poprawiać. Niestety wielu ludzi nie ma o tym zielonego pojęcia.

Jedną z ciekawszych części Zlotu - przynajmniej dla miłośników książek J.K. Rowling i osób interesujących się językami obcymi - była prelekcja poświęcona zagranicznym wydaniom "Harry'ego Pottera", który do tej pory doczekał się ponad siedemdziesięciu tłumaczeń, co plasuje go na drugim miejscu w rankingu największej ilości przekładów (zaraz za Biblią) w historii literatury. Prowadzący przedstawił masę ciekawych faktów dotyczących różnych tłumaczeń, przekazując przy tym wiele, często nieznanych, informacji. Poruszone zostały m.in. tematy nacisku na wydawców, ograniczeń i problemów tłumaczy, wydawania serii o chłopcu z blizną w mniej zamożnych państwach oraz ponownego wydawania książek z nowymi okładkami, co nie pozostało bez komentarzy oraz pytań widowni. Daniel opowiedział również o zdobywaniu kolejnych tomów do swojej pokaźnej kolekcji i związanych z tym problemami. Prowadzący przekazał także kilka cennych rad dla przyszłych i obecnych kolekcjonerów. Prelekcja połączona była z prezentacją największego zbioru zagranicznych wydań "Harry'ego Pottera" należącego do Daniela i Natalii Muniowskich, organizatorów Zlotu, którzy w swoim dorobku mają aż siedemdziesiąt cztery wydania HP. W czasie przerw można było obejrzeć z bliska książki, które zostały wystawione przy głównej scenie wraz z innymi gadżetami, za które niejeden czarodziej oddałby własną różdżkę!

Następnym punktem Zlotu był krótki teścik z wiedzy na temat książek "Harry Potter". Z uśmieszkami na ustach spodziewaliśmy się czegoś łatwego i przyjemnego, a okazało się, że test sprawił nam trochę trudności. Wiele pytań było łatwych dla zwykłego fana HP, jednak niektóre, te bardziej szczegółowe, wymagały poważnego zastanowienia się. Oczywiście byliśmy niegrzeczni i staraliśmy się współpracować. Daniel jednak latał po sali i groził (z uśmiechem na ustach) palcem wszystkim takim ściągaczom, co tylko jeszcze bardziej zachęciło każdego do komunikowania się. Sam test sprawił nam nieco śmiechu i był dobrym przerywnikiem pomiędzy prelekcjami. Specjalnie dla Was organizatorzy pozwolili nam zrobić zdjęcie nierozwiązanego testu. Jak Wy sobie z nim poradzicie?

Niestety nie mogliśmy zostać do końca Zlotu. Każdy miał bardzo ograniczony czas, gdyż trzeba było jeszcze tego samego dnia wrócić do domu. Dlatego też po "wiedzówce" czmychnęliśmy z tego magicznego miejsca, by wmieszać się w tłum mugoli i wrócić do zwykłego, nieco nudnego, mugolskiego życia. Zlot okazał się strzałem w dziesiątkę. Jak na pierwsze tego typu wydarzenie, w którym mieliśmy okazję uczestniczyć, wracaliśmy do swoich domów uśmiechnięci i zadowoleni. Jesteśmy naprawdę w szoku, że państwu Muniowskim udało się samym zorganizować taką imprezę. Przewidziane wykłady i zabawy były dobierane do każdej grupy wiekowej tak, że wszyscy mogli znaleźć coś dla siebie. Między kolejnymi punktami wydarzenia przewidziano krótkie przerwy, w trakcie których mogliśmy odetchnąć i powymieniać się spostrzeżeniami dotyczącymi poszczególnych prelekcji. Potteromaniacy okazali się grupą wspaniałych ludzi o podobnych do naszych pasjach. Aż dziw bierze, że postanowili przyjechać z daleka, by wziąć udział w tym przepełnionym magią wydarzeniu. Sala była udekorowana w kolory wszystkich czterech Domów oraz papierowe portrety Harry'ego, Rona, Hermiony i Albusa, które spoglądały na nas z szyb i ścian, pilnując spokoju na sali. Prowadzony był nawet Puchar Domów, gdzie każdy mógł zdobyć punkty poprzez udzielanie się w dyskusjach przy prelekcjach oraz w magicznych zabawach. Niestety nie mogliśmy zostać do rozstrzygnięcia Pucharu Domów, ale z tajemniczych źródeł wiemy, iż wygrał... Slytherin! Zdziwiło nas to ogromnie, ponieważ przed naszym wyjściem prowadzenie utrzymywał Gryffindor. Jak widać, Ślizgoni popracowali trochę po naszym wyjściu i z pewnością całkowicie uczciwie pokonali Gryfonów, wygrywając Puchar Domów, a wraz z nim mnóstwo słodyczy. Pozostaje zadać sobie ostatnie pytanie - czy mamy zamiar wybrać się na Zlot za rok?
Na pewno!

Ja się zastanawiałm co tam się działo.
Ale tam było super....
Szkoda że nie było mnie..
Daję W!