
Film "Harry Potter i Insygnia Śmierci część II" z miejsca stał się hitem w ten sam sposób, jak poprzednie ekranizacje przygód młodego czarodzieja. Jednakże, mimo dużo większej ilości efektów specjalnych niż w poprzednich filmach oraz niezwykłej dynamiki akcji, trudno nie zauważyć rażących wręcz zmian w scenariuszu filmu względem książki. Po obejrzeniu części pierwszej miałem nadzieję, że zwiększona liczba czasu, jaką otrzymali twórcy serii na przeniesienie na ekran poszczególnych scen z książki, pozwoli na jej dokładne odwzorowanie, nie czyniąc żadnych większych niespodzianek dla fanów sagi. Niestety, stało się inaczej.
Pierwsza ważna zmiana dotyczy sceny, gdzie Harry, Ron i Hermiona rozmawiają z Ollivanderem. Okazuje się, że słyszał on o insygniach, podczas gdy w książce nie ma o nich zielonego pojęcia. Kolejna ważna zmiana ma miejsce w skarbcu Lestrange'ów - choć przedmioty rozmnażają się, to nie słychać krzyków głównych bohaterów, które miały miejsce w książce, a które to były powodowane doznawaniem przez nich oparzeń. Następna zmiana rozgrywa się w Hogsmeade - dlaczego Harry z przyjaciółmi nie chowają się pod peleryną niewidką? I gdzie jest wątek podobieństwa patronusów Harry'ego i Aberfortha? Trio szybko ucieka i natrafia na Aberfortha zapraszającego ich do siebie.
Najgorsze zmiany dotyczą jednak wydarzeń rozgrywających się w Hogwarcie. Pierwsza taka zmiana następuje, gdy Snape zwołuje wszystkich uczniów i pracowników szkoły magii do Wielkiej Sali. Jakim cudem znajdują się tam wszyscy mieszkańcy Pokoju Życzeń? Dlaczego pominięto sceny w pokoju wspólnym Ravenclawu? Patrząc na tę scenę lekko się załamałem. Kolejna zmiana, dość zaskakująca, to agresja Szarej Damy wobec Harry'ego w połowie ich rozmowy. Pomniejsza, choć całkiem udana, scena z Nevillem oraz hordą zwolenników Voldemorta pod przywództwem znanego nam już z części pierwszej szmalcownika, jest w pewnym sensie niepotrzebna, bo w całości wymyślona. Dlaczego równolegle rozgrywająca się scena w Komnacie Tajemnic kończy się komicznym wręcz oblaniem wodą Rona i Hermiony oraz ich pocałunkiem? W książce wydarzyło się to w Pokoju Życzeń, gdy Ron pragnął uratować skrzaty domowe w kuchni Hogwartu. Nieco później w Pokoju Życzeń Harry, Ron i Hermiona mają każdy własną miotłę, zaś w książce Ron i Hermiona lecieli razem na jednej, Harry na drugiej. Pomijam tu zabawny fakt obecności Blaise'a Zabiniego zamiast Vincenta Crabbe'a - otóż aktor grający Crabbe'a popełnił przestępstwo i ktoś musiał go zastąpić - Blaise Zabini nadawał się jak nikt. Bardzo zaskoczyło mnie miejsce rozmowy Voldemorta i Snape'a - przystań na jeziorze zamiast Wrzeszczącej Chaty. W dziwny sposób Snape przekazał Harry'emu swoje wspomnienia - w formie łez zamiast strzępu srebrnej mgiełki. Ponadto wąż nie zabił Snape'a w magicznej kuli Voldemorta, ale na jednej ze ścian przystani. I najgorsze, co mogli zrobić fanom twórcy filmu - we wlasnych wspomnieniach Snape przychodzi do domu Potterów i rozpacza, widząc martwą Lily. Takiej dawki absurdu jeszcze nie było nigdy! Dużo później, w "niebiańskim" King's Cross w wizji Harry'ego jest on od razu ubrany, choć ta zmiana została zapewne dokonana z myślą o młodszych widzach.
Ostatni etap walki zasługuje na osobny akapit. Najpierw Harry wyskakuje z objęć Hagrida, podczas gdy jego zniknięcie w książce następuje niezauważone, w dodatku leży on w trawie, której na dziedzińcu przed Salą Wejściową (wiadomo czemu) nie widać. Potem dzieją się już niestworzone rzeczy - Voldemort atakuje Harry'ego zawzięcie na różne sposoby, między innymi wydłużając swoje szaty chwyta go za gardło, lecą sobie razem po tym, jak Harry pociąga go w przepaść (uderzając o dachówki - jakim cudem wciąż obaj żyją?), pod koniec dwukrotnie dokonują "priori incantatem". Pierwsze dokonanie tego zaklęcia zostaje przerwane sceną zabicia Nagini. Ron i Hermiona, po bezskutecznych próbach (nawet z kłem bazyliszka!) uśmiercenia węża-horkruksa zostają uratowani przez oprzytomniałego Neville'a, który tnie węża mieczem Gryffindora (przeciągły krzyk w tej scenie zraził mnie bardzo). I tu kolejna zmiana - na Harry'ego i Voldemorta działa w obezwładniający sposób zniszczenie każdego horkruksa... (bez komentarza). Śmierć Voldemorta i Bellatrix Lestrange wygląda podobnie - rozpadają się w drobny mak, przy czym Bellatrix się kurczy i ginie szybko, zaś Voldermort ginie dużo wolniej. Scena śmierci największego czarnoksiężnika nie ma żadnych świadków - tylko on i Harry. Nie ma żadnej wymiany zdań przed ostatecznym pojedynkiem, jest to według mnie drugi w kolejności błąd twórców w całym filmie (zaraz po Severusie w domu Potterów).
Na sam koniec zostawiam złamanie Czarnej Różdżki przez Harry'ego i wyrzucenie jej w przepaść z mostu - to nie jest takie straszne, zwłaszcza, gdy w książce Harry deklaruje, że nie zostanie już pokonany przez nikogo i różdżka straci swą nadzwyczajną moc.
Podsumowując, poza oczywistymi błędami jak umiejętność latania śmierciożerców (ale to potrafili już w ekranizacji "Zakonu Feniksa"), cały film jest naszpikowany rozmaitymi zmianami scenariusza wobec książki. Pomimo tego film uważam za emocjonujące zakończenie, które w wielu innych niż powyższe elementach nie zawiodło mnie oraz zapewne wielu innych fanów serii.
Bardzo ładnie, przejrzyście napisany artykuł. Musiałeś skojarzyć te wszystkie fakty i porównać. Mam takie samo zdanie do sprawy jak Ty w ostatnim akapicie. Dam W.