
Mandragora, czy też może z angielskiego mandrake, to niezwykle ciekawa, magiczna roślina o wielu zastosowaniach. Można uwarzyć z niej eliksir ożywiający spetryfikowanych i przywracający właściwą postać osobom, które uległy jakiemuś urokowi. Jest też silnym środkiem pobudzającym i afrodyzjakiem. Za jej pomocą w drugim tomie przygód Harry'ego Pottera wyleczono Hermionę Granger, Penelopę Clearwater, Justina Fincha - Fletcheya i Colina Creeveya. Jednak pomimo swoich licznych leczniczych właściwości, mandragory są bardzo niebezpieczne. Zostały użyte w bitwie o Hogwart, kiedy to profesor Sprout i Neville Longbottom wraz z grupką uczniów zrzucali je z murów na oddziały Śmierciożerców.
Krzyk młodej Mandragory jest w stanie ogłuszyć człowieka na kilka godzin, a krzyk dorosłej potrafi zabić (podobno jest podobny do krzyku Szyszymory). Dlatego, kiedy uczniowie na drugim roku nauki w Hogwarcie przesadzają te rośliny do większych doniczek, muszą mieć na uszach nauszniki.
Rośliny te mają bardzo specyficzny wygląd. Ich rosnące pod ziemią bulwy kształtem przypominają noworodka o zielonkawej cerze. Jako włosy mają długie podłużne liście. Jeśli chodzi o ich charakter - zachowują się podobnie jak ludzie i cierpią na podobne przypadłości... Na przykład w okresie dojrzewania stają się markotne i dostają trądziku.
Źle strzeżone mandragory mogą paść łupem Błotoryja (ang. Dugbog). Żyje on głównie na terenach podmokłych, a gdy się nie rusza, wyglądem przypomina kłodę. Jego przysmakiem są bulwy mandragory.
J.K. Rowling pisząc o mandragorach wzorowała się na roślinie o tej samej nazwie, znanej już w starożytności. Służyła do celów leczniczych i magicznych. Tamte rośliny też miały korzeń kształtem przypominający ludzką postać. Rosły głównie na obszarach śródziemnomorskich, ale z biegiem czasu rozprzestrzeniły się także w inne regiony świata.

Mandragory w mitologii:
Grecka mitologia mówi, że gdy Prometeusz wisiał przykuty do ściany Kaukazu, a orzeł wydziobywał mu wątrobę, z jego krwi spływającej na ziemię wyrósł pierwszy krzew mandragory nazywany "Zielem Prometeusza".
Z kolei w starych (z przełomu wieków XVII i XVIII), skandynawskich legendach, nazywano je Kwiatem Wisielców. Mówiono, że Kwiat Wisielców rośnie pod gałęzią drzewa, na którym mężczyzna popełnił samobójstwo. Podobno sperma wydobywająca się z jego ciała w chwili śmierci, po zetknięciu się z ziemią dawała początek zalążkowi mandragory. Ze względu na tak niespotykane warunki mandragory były spotykane bardzo rzadko. Z resztą, mało osób potrafiło je w ogóle rozpoznać (miały brzydkie liście, które nijak nie przykuwały uwagi). Jeśli zaś znalazła się osoba, która nie dość, że je rozpoznała, to jeszcze wiedziała jak wydobyć je z ziemi, mandragory były bardzo przydatne.
Wracając do wydobycia - najbardziej znany, starożytny sposób wymaga posiadania psa, sznura i rogu. Człowiek przywiązywał psa do drzewa blisko krzewu mandragory (by to na niego spadła klątwa rośliny) a sam wyrywał ją z ziemi, trąbiąc w róg, który miał zagłuszyć krzyk mandragory.

Jeśli już weszło się w posiadanie tej wspaniałej rośliny, można było korzystać z jej niespotykanych właściwości. Należą do nich między innymi: obrona swojego pana, delikatne drapanie go po ciele w chwili niebezpieczeństwa lub ciążenie niczym kamień, gdy mandragora nie jest z niego zadowolona. Bardzo rzadko broniła swojego właściciela bezpośrednio, ale jeśli już tak się stało najczęściej rzucała klątwę na osobnika niosącego zagrożenie.
Mało kto chciał się pozbyć Kwiatu Wisielców, ale jeśli zdarzył się taki przypadek, zakopanie go na powrót w ziemi nie dawało żadnego rezultatu. Kwiat potrafił na powrót z niej wyjść, choć zajmowało mu to wiele czasu. Drugim sposobem na pozbycie się tej rośliny było sprzedanie jej komu innemu. Niestety w ten sposób nie można było nic zyskać... Sprzedaż była objęta bardzo ważną zasadą, mianowicie, każdy następny właściciel musiał zapłacić cenę o połowę mniejszą niż dał poprzedni. Dodatkowo sprawę utrudniał fakt, że słowo połowa oznacza dosłowną połowę. Na przykład, jeśli ktoś kupił mandragorę za pięć worków piasku i krowę musiał sprzedać ją za równo (co do ziarenka) dwa i pół worka piasku i pół krowy.
Są to tylko legendy, ale przecież w każdej legendzie kryje się odrobina prawdy, czyż nie?
No cóż mina Rona, zdjęcie niżej, jest tego najlepszym dowodem.
Podobało mi się to, że było wiele ciekawostek, jak na przykład udział Mandragor w bitwie o Hogwart. I jeszcze ta wzmianka o mitologiach. Swoją drogą biedne pieski, musiały przyjmować klątwę, przez chciwość ich właścicieli.
Czytając ten artykuł muszę przyznać, że Mandragory idealnie odnalazłyby się we współczesnym świecie. To kropka w kropke typowa nastolatka