Kolejne dwa rozdziały mojego ff. Dalsze losy naszych bohaterów.
Jak idą przygotowania do pogrzebu?
Jak sobie radzi George?
Może już teraz będą odpowiedzi na te pytania.
Rozdział 3. Rumieniec
Cały dzień był zabiegany przez wszystkich. Hermionie wydawało się, że noc także szybko minęła. Wstała bardzo wcześnie. Nie chciała obudzic Ginny, więc po ciuchu zeszła do kuchni. Chciała się napić soku. Lecz w kuchni już paliło się światło. Przy stole ktoś siedział. To był Ron.
Chłopak był ubrany w kasztanową koszulkę i czarne spodnie.
Cały czas wpatrywał się w swoje ręce złożone na kolanach.
- Nie mogę spać - oznajmił.
- Ja też - podeszła do niego i spojrzała mu głęboko w oczy. - Wcale nie mamy dla siebie czasu - westchnęła smutno Hermiona.
Ron wstał z krzesła, jednak nie podniósł wzroku. Cały czas patrzył na swoje splecione ręce.
Hermiona spostrzegła, że na jego piegowatej twarzy pojawiły się dwa rumieńce.
Zastanawiała się, o czym on myśli. Co sprawiło, że się tak zarumienił. Nie musiała długo czekać na odpowiedź na swoje pytanie.
Ron powoli podniósł wzrok na Hermionę. Zatrzymał się na jej dłoniach. Hermiona widziała to wszystko jak w zwolnionym tempie. Powoli wyciągnął rękę w jej stronę. W połowie drogi do jej dłoni zatrzymał się.
Hermiona czuła, jak jej serce zaczyna mocniej bić. Po chwili zastanowienia Ronald złapał swoją dziewczynę za rękę. Podnosząc dalej wzrok, zrobił krok bliżej. Byli bardzo blisko siebie. Mogli poczuć swój oddech. Młody Weasley spojrzał głęboko Hermionie w oczy. Nikt się nie odzywał, słychać było głośne bicie serca Hermiony i coraz głośniejszy oddech Rona.
W kuchni można byłoby wyczuć napięta atmosferę.
W głowie Hermiony myśli szalały. Próbowała się uspokoić, myśląc sobie, że przecież są razem, nie ma się czego bać. Ron przerwał ciszę.
- Hermiono, kocham cię.
Świat zawirował, tak piękne słowa odbijały się echem po kuchni.
Przybliżyli się do siebie jeszcze bardziej i zatopili się w pocałunku.
Chwila mijała i mijała.
Gdy wreszcie oderwali się od swoich ust, w romantycznym nastroju usiedli przed kominkiem. W ciszy, przytuleni do siebie, zasnęli.
Na zegarze była już dziewiąta, gdy pierwsza do kuchni zeszła Ginny. Zobaczyła przytuloną parę siedzącą na kanapie. Podekscytowana pobiegła drewnianymi schodami do pokoju Rona. Bez pukania weszła. To, co zobaczyła sprawiło, że na jej twarzy pojawił się rumieniec.
Czerwone policzki dodały dziewczynie uroku. Jednak przestraszona starała się patrzeć w inną stronę.
Harry właśnie ubierał się i miał zakładać koszulkę.
- Harry, chodź coś zobaczyć! - zawołała z progu zawstydzona dziewczyna.
- Czekaj, ubiorę się i idziemy - odpowiedział Harry z uśmiechem.
Ginny odwzajemniła uśmiech.
W tym samym czasie pani Weasley wstała, żeby wszystkim zrobić śniadanie.
- Na Merlina! - zawołała w kuchni, gdy zobaczyła Ronalda i Hermionę. - Moje dzieci, co Wy tu robicie?
Oboje wystraszeni zeskoczyli z kanapy jak oparzeni.
Hermiona poczuła się, jakby coś złego i zakazanego zrobiła. W pośpiechu uciekła do pokoju.
Po drodze na schodach spotkała Harry'ego i Ginny.
- Co się stało? - zapytała rudowłosa dziewczyna.
Hermiona zadyszana złapała Ginny za rękę i pociągnęła ją za sobą do pokoju. Harry zdziwiony poszedł za nimi.
- Twoja mama… - wydyszała - …twoja mama przyłapała mnie i Rona w kuchni. Od wczesnego ranka byliśmy w kuchni. Było romantycznie. Ron był taki romantyczny jak nigdy – mówiła chaotycznie. Na samą myśl o pocałunku zaczerwieniła się. - Później nas sen zmorzył i weszła twoja mama.
- Ha-ha-ha. A gdzie jest Ron? - zapytał rozbawiony Harry.
Hermiona dalej zdyszana usiadła na łóżku.
- Mama jest podenerwowana wiecie czym - podsumowała Ginny.
Rozmowę przerwał Ron, wchodząc do pokoju. Był tak czerwony jak jego włosy. Usiadł na krześle przy łóżku Hermiony. Spojrzał na swoją dziewczynę.
- Mama zaczęła mnie pouczać, że jesteśmy jeszcze młodzi, że mamy się z niczym nie spieszyć - wyjaśnił.
- Ale my nic nie robiliśmy! – oburzyła się. Czuła, że czerwieni się bardziej niż Ron. W głowie kotłowały się jej różne pytania. Dlaczego pani Weasley tak się zachowuje? Dlaczego tak zareagowała? Miała nadzieję, że z czasem minie jej ta złość. Wiedziała, że teraz jest trudny czas.
- Ja to wiem, ale ona nie. A! Chciała, żebym wam powiedział, że chce waszej pomocy w kuchni - zwrócił się bezpośrednio do Ginny i Hermiony.
Rudowłosa dziewczyna nic na to nie odpowiedziała. Otworzyła drzwi i bez słowa wyszła.
Będąc już na schodach, zawołała: Już idziemy mamo!
Hermiona także bez słowa wyszła za przyjaciółką. Na pożegnanie tylko rzuciła przerażone spojrzenie na Rona i Harry'ego.
***
Dziewczyny śniadanie szykowały w zupełnej ciszy. Hermiona czuła, że pani Weasley jest na nią zła.
- Errol przyleciał - zawołała Ginny - jest list od państwa Delacour.
Molly podbiegła do okna, odczepiła różową kopertę i przeczytała na głos:
Molly
W tej sytuacji jesteśmy zobowiązani przybyć do Was jak najszybciej. Moja droga, pomogę Ci ze wszystkim. Spodziewaj się naszej wizyty dziś wieczorem.
Całuję Apolonia.
- Musimy przygotować się na przyjazd nie tylko rodziców Fleur. Pewnie większość przybędzie wcześniej - powiedziała zamyślona Molly.
- Ginny, idź powiadom Billa i Fleur – odwróciła się do Hermiony. - A Ty idź po Harry'ego i Rona, trzeba rozłożyć namiot. Kolację zjemy w dużym gronie.
Hermiona weszła na górę i poszła do pokoju się przebrać. Czuła, że dzisiaj też nie będzie miała czasu na ułożenie planu, żeby odnaleźć rodziców.
Przebrała się w spodenki i koszulkę z krótkim rękawem.
Wyszła z pokoju i zawołała:
- Ron! Twoja mam potrzebuje twojej pomocy na dole! Weź Harry’ego ze sobą!
Wzięła głęboki oddech. Nie czekając na chłopców, postanowiła wyjść na dwór.
Zeszła schodami jedno piętro, ale musiała się wrócić, bo ktoś ją wołał. To był George.
Chłopak stał w progu. Hermiona nie mogła nic odczytać z jego twarzy.
Wzrok miał nieobecny.
- Lee przybędzie dzisiaj. Właśnie dostałem sowę.
Hermiona ostrożnie poklepała go po ramieniu. Nie wiedziała, co odpowiedzieć.
- Chodź ze mną, nie siedź sam w pokoju. Z Ronem i Harrym idziemy do ogrodu.
***
Zanim się obejrzała, minęło pół dnia. Czas mijał wyjątkowo szybko.
- Hermiono - zwróciła się pani Weasley - idź rozłóż zastawę na dworze.
Hermiona posłusznie wyszła z domu. W namiocie Ron z panem Weasley'em zawieszali lampiony. Ronald podszedł do Hermiony, która starała się go unikać przy jego rodzicach. Wychodziło jej to całkiem dobrze przez prawie cały dzień.
- Stało się coś? Jesteś zła na mnie? - zapytał zdziwiony.
Chciał ją chwycić za rękę, ale w tym momencie zjawiła się Molly.
Przerażona Hermiona upuściła szklankę, którą potłukła.
- Już posprzątam - powiedziała.
- A ja ci pomogę - zaoferował się Ron.
Pani Weasley chciała coś powiedzieć, ale Artur się odezwał.
- Ktoś przyjechał. Zobacz kochanie! Idzie od strony ogrodu – wskazał na postać, która się zbliżała.
Rozdział 4. Nowe wieści
Tajemniczy gość był już blisko. Hermiona od razu go rozpoznała. Czarnoskóry mężczyzna - był to Kinghsley Shacklebolt. Auror nie był ubrany tak jak zwykle; miał na sobie czarny garnitur. Lecz jego złoty kolczyk w kształcie obręczy był na swoim miejscu.
Podszedł do pana Weasley’a i przywitał się podaniem ręki.
- Witaj, co cię sprowadza do nas o tej porze? - Artur nie krył zdziwienia.
- Mam dwie wiadomości, jedną dobrą, drugą niezbyt ciekawą - odpowiedział powolnym, głębokim głosem.
- Został wybrany nowy Minister Magii. - kontynuował - od dziś ja piastuję ten urząd. Druga wiadomość dotyczy pogrzebu Freda - przerwał na chwilę, bo zobaczył przerażoną minę Molly - dochodzą nas słuchy w Ministerstwie, że już na dwóch pogrzebach były zamieszki. Nie zbadaliśmy jeszcze do końca, ale biuro aurorów jest cały czas w gotowości.
- Czyżby dalej zwolennicy Voldemorta? - zapytał zdziwiony Charlie, który właśnie przyszedł do namiotu - trzeba na nich uważać, mamo - zwrócił się do matki.
- Arturze, rozmawiałem z Aurorami i są gotowi na pilnowanie porządku na pogrzebie. Myślę, że damy radę - uspokajał ich. Czarnoskóry mężczyzna rozejrzał się po wszystkich, którzy byli w namiocie.
- Chodź do domu, omówimy wszystko przy herbacie - zaproponował pan Weasley.
Wszyscy się rozeszli. Przy stole została tylko Hermiona i Ron.
- Myślisz, że Śmierciożercy wrócą? - zapytał przerażony.
- Według mnie trzeba uważać, tak jak mówił Charlie. Niedawno Voldemort zginął, ale nie wszystkich zdążyli złapać.
Hermiona usiadła przy stole. Nogi bolały ją po dzisiejszym wyczerpującym dniu w kuchni.
- No tak, Malfoy'owie! - zbulwersował się chłopak.
- Czemu Kinghsley jest u nas w domu? - wołała już od drzwi Ginny.
Dziewczyna wraz z Harrym szła ku parze. Hermiona zauważyła, że trzymają się za ręce. Po dziwnej minie Rona widać było, że on też to zauważył. Nikt nie zdarzył cokolwiek powiedzieć, bo nagle Ron wybuchnął.
- Ginny, puść Harry'ego! Jak Was mama zobaczy, to będzie zła. Mnie się już oberwało za takie miłostki. Pewnie teraz też by coś powiedziała, gdyby nie wizyta Kinghsleya.
Ginny zlekceważyła słowa swojego brata. Nie zwracając uwagi na nic, dalej trzymając Harry’ego za rękę, usiadła na krześle. Po chwili ciszy ponowiła pytanie bezpośrednio do Hermiony.
- Czemu Kinghsley jest u nas w domu?
Harry także zaciekawiony czekał na odpowiedź, gdy nagle usłyszeli głośny trzask przy Ginny. To był George. Teleportował się z pokoju. Wydawał się Hermionie trochę weselszy od ostatniego ich spotkania w Norze. Chłopak cały dzień spędził w swoim pokoju. Nie chciał nikomu w niczym pomóc.
- Wystraszyłeś mnie George! - zawołała Ginny i dała kuksańca w brzuch bratu.
- Właśnie tak planowałem. – zażartował - Wiecie co to za zamieszanie w domu?
- Ja też o to pytam już jakiś czas - ponaglała Ginny.
Hermiona wyjaśniła im wszystko. George trochę zmarkotniał.
- Więcej nie wiem, bo poszli do kuchni - dokończyła.
Gdy Hermiona kończyła zdanie, na podwórko wyszedł nowy Minister i państwo Weasley.
Hermiona zdołała usłyszeć tylko fragment ich rozmowy.
- To wszystko ustalone, jutro o 11 świstoklik – mówił pan Weasley.
- A o 9 będą u Was Frank i Susan - skończył Kinghsley.
Molly pożegnała się z czarnoskórym czarodziejem i podeszła do namiotu.
- Zaraz jedziecie z ojcem do Londynu kupić marynarki - oznajmiła stanowczo.
- Hermiono, przypilnuj ich , wiesz jaki jest Artur wśród mugoli - prosząc Hermionę, odwróciła się do męża i pokręciła głową z niezadowoleniem.
***
Harry, Ron, George i pan Weasley czekali przy kominku, gdy Hermiona wraz z Ginny zeszły do salonu. Hermiona była ubrana zwyczajnie, ale w ciemne kolory. Gdy zobaczyła pana Weasleya, uśmiechnęła się w duchu. Bała się, że pan Weasley za bardzo wczuje się w rolę mugolskiego mężczyzny. Artur był ubrany w czarne sztruksowe spodnie i obcisłą koszulkę bez rękawów, na głowie miał wielki kapelusz. Od razu pomyślała sobie, że chyba będzie się wyróżniał, ale nie chciała mu zwracać uwagi, aby mu nie zrobić przykrości.
- Ach lubię mugolskie kapelusze – oznajmił Artur, prezentując wszystkim nakrycie głowy.
Na szczęście reszta mężczyzn wyglądała jak przeciętni mugole.
- Tato, do Londynu dostaniemy się siecią Fiuu? - zapytała Ginny.
- Tak, wylądujemy na Pokątnej, a później idziemy do centrum - odpowiedział - Tak mówią mugole na wielki budynek pełen sklepów z ubraniami. Zgadza się, Hermiono? - zwrócił się pan Weasley do Hermiony. Był tak dumny z siebie, że dziewczyna zauważyła uśmiech na jego twarzy.
- Tak, to jest centrum handlowe. - wyjaśniła.
- Dlaczego nie pójdziemy do sklepu na Pokątną? – zapytał Ron.
- Bo Kingshley mówił, że nie do końca tam jest bezpiecznie – odpowiedziała mu mama.
Bez słowa wszyscy ustawili się w rzędzie przed kominkiem. Pierwszy stał Ron.
- To na Pokątną? - zapytał, lecz nie czekał na odpowiedź tylko nabrał do ręki srebrno - zielonego proszku i wszedł do kominka.
- Na Pokątną! - krzyknął.
Hermiona nie była zdziwiona widokiem znikającego Rona w płomieniach. W świecie czarodziei nie pierwszy raz podróżowała w ten sposób. Za Ronaldem w kominki zniknął George i reszta. W salonie została tylko Hermiona. Wiedziała, co ma robić. Poprawiła swoja ulubioną czerwoną torebkę i weszła do kominka. Gdy rzuciła proszek krzyknęła:
- Na Pokątną!
Cały salon zaczął wirować. Hermiona mijała wiele kominków lecz szarpnęło i nagle zaczęła spadać. Zakurzona wylądowała w kominku w Dziurawym Kotle. Na miejscu wszyscy czekali tylko na nią.
- Masz mugolskie pieniądze? - zapytał podekscytowany ojciec Rona.
- Muszę iść do bankomatu - odpowiedziała Hermiona - Cztery garnitury i dwie sukienki. Czekają nas spore zakupy. - ostatnie zdanie powiedziała bardziej do siebie niż do nich.
Powoli spacerowali przez zatłoczone ulice Londynu. Pan Weasley wszystkim się przyglądał z wielkim zafascynowaniem. Co chwilę komentował samochody albo ubiór mugoli.
- Fascynujące, fascynujące… - powtarzał bardziej do siebie niż do kogoś.
Hermiona trochę bała się wizyty w tylu sklepach, widząc obsesję pana Weasleya.
- Hermiono, jakie są tu sklepy? - odezwał się George.
- Chodźmy do środka; tam jest mapa.
Na miejscu Hermiona zagłębiła się w lekturze. W myślach układała plan, gdzie muszą iść.
- Hermiono, czy to jest apteka? Tam są różne ciekawe eliksiry? - zapytał George.
Hermiona zauważyła jego błysk w oku.
- Ok. Wyciągnę tylko pieniądze. - zaczęła, lecz przerwał jej pan Weasley
- Z bankomatu! – krzyknął podekscytowany.
- Tak, tak bankomatu – dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie.
Odeszła na chwilę.
Gdy wróciła, odezwała się do Georga.
- Masz tu trochę pieniędzy. Tylko nie wydaj wszystkiego - ostrzegła go.
- Ron, chodź ze mną! - zawołał do brata.
Chłopak został wyrwany z zamyślenia.
- Przyjdźcie do sklepu 175! - zawołała za nimi zrezygnowana Hermiona.
Dziewczyna była zła na swojego chłopaka, ale zarazem na sercu zrobiło jej się cieplej, bo widziała Georga uśmiechniętego.
Reszta dnia zleciała im na przymierzaniu garniturów i sukienek.
Pan Weasley nie mógł się nadziwić. Uważał, że krawaty są jak smycz. Ale skoro mugole je noszą, to on też chce.
Gdy zrobili wreszcie zakupy, pan Weasley odezwał się do wszystkich:
- Do domu teleportujemy się z jakiegoś cichego, ciemnego miejsca - powiedział półgłosem - Chyba ktoś nas obserwuje.
W napięciu wyszli z centrum handlowego i powędrowali na skrzyżowanie dwóch małych uliczek.
- Chodźmy za tą kamienicę - zaproponował Artur - Złapmy się za ręce. Teleportacja łączna.
Wszyscy bez słowa podeszli i zrobili tak, jak kazał pan Weasley. Nagle świat zawirował Hermionie przed oczami. Poczuła szarpnięcie w okolicach pępka, ale tego rodzaju teleportacje dobrze pamiętała.
Cała grupa wylądowała na łące przed ogrodem Nory. Hermiona mimo tego, że była już noc, zauważyła na podwórku pełno rozłożonych namiotów. Przypomniały jej się mistrzostwa świata w Quidditchu.
Powiem szczerze, że trudno mi się to czytało. Poprzednia część była zdecydowanie lepsza - do tej mam mnóstwo uwag. Ale zacznijmy od początku.
1) Interpunkcja. Masz z tym ogromne problemy. Przecinków brakowało nie tylko w zdaniach podrzędnie złożonych (prosta zasada: dwa czasowniki w jednym zdaniu = musi być coś, co je od siebie oddziela), ale także przed fundamentalnymi słowami typu ale, lecz, żeby. Błędów ZA DUŻO!
2) Niesamowicie nie pasują mi ciągle powtórzenia imion. Hermiona, Hermiona, Ron, Ron, pan Weasley, pan Weasley. Próbuj to jakoś zastępować. Powiedziała dziewczyna, spojrzał na nią. Jakkkolwiek, byle by nie ciągle to samo.
3) Źle zbudowane dialogi. Prawie wszystkie!
- Idę do domu - westchnął Harry.
Po idę do domu nie ma kropki, a westchnął nie zaczyna się od dużej litery!
4) Nazwy własne piszemy z wielkiej litery. Ministerstwo Magii, Minister, Śmierciożercy, Pokątna.
5) Niepoprawny szyk zdań. A nie możemy na Pokątnej kupić tego? To aż bije po oczach. Lepiej brzmi: Czy nie możemy kupić tego na Pokątnej?
6) Jeżeli nie opisujesz fragmentu listu, zaimki osobowe powinny być pisane mała literą. ci, tobie.
Jak widać, bardzo duża ilość błędów. Większość poprawiłam, ale następnym razem FF odrzucam, bo więcej czasu poświęciłam na poprawianiu, niż co warte. Co do historii się nie wypowiadam, bo średnio mi podchodzi.