Ktoś dostanie bardzo złą wiadomość. Co w tym liście jest i czy sprawa zostanie wyjaśniona dowiecie się już w tym rozdziale.
Rozdział 9
Zła wiadomość.
Już od samego ranka Hermiona pomagała pani Weasley przy śniadaniu, a Ginny siedziała przy stole, siekając cebulę. Na drugim krześle leżał zwinięty w kulkę Krzywołap.
Gospodyni pod nosem nuciła sobie najnowszą piosenkę Celestyny Warbeck, a po chwili uśmiechnięta odwróciła się do dziewcząt.
- Ginny, zawołaj Fleur - poprosiła Molly. - Dziewczynki, pomożecie mi upiec ciasto na podwieczorek. Dzisiejszy dzień spędzimy na świeżym powietrzu. Zapowiada się taka piękna pogoda. - Spojrzała przez okno i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Rzeczywiście, z samego ranka słońce bardzo mocno świeciło. Po wieczornej burzy nie było już ani śladu. Młoda dziewczyna posłusznie poszła na górę.
PUK, PUK.
Ktoś zastukał dobitnie i zdecydowanie w stare, wejściowe drzwi Nory.
Pani Weasley z nieschodzącym z jej twarzy promiennym uśmiechem odezwała się do Hermiony:
- Ciekawe, kto tak wcześnie rano przyszedł. Idź otworzyć drzwi, kochanieńka.
Dziewczyna umyła ręce i wytarła je szybko o spodnie. Wreszcie poczuła, że Molly przestała się złościć. Nareszcie w domu będzie panowała miła i przyjemna atmosfera. Przeszła przez całą kuchnię i wyszła na korytarz. Na schodach stał Ron z Harrym. Rozmawiali o czymś bardzo cicho, ale przerwali, gdy ją zobaczyli.
Chłopcy dzisiejszego poranka byli ubrani wakacyjnie - mieli na sobie krótki rękawek i spodenki. Dopiero teraz zauważyła, że Ronald ma troszkę przydługawe włosy.
Nie rozmyślała o tym więcej, bo bardziej ją zaciekawiła rozmowa dwojga przyjaciół.
- Co tam szepczecie? - zapytała.
Nie czekając na odpowiedź, podeszła do drzwi, ponieważ ktoś zapukał jeszcze raz, tym razem głośniej.
Za drzwiami stała dyrektor Hogwartu. Jak zawsze miała ciasno zaczesany kok i okulary na nosie. Jednak tym razem była ubrana w grafitowy komplet, na który składały się spódnica i żakiet.
- Dzień dobry, pani profesor - przywitała nauczycielkę pogodnym uśmiechem.
- Dzień dobry, Granger - odpowiedziała ponurym, urzędowym tonem.
Hermiona wprowadziła gościa do kuchni Weasleyów. W tym czasie Molly robiła herbatę dla wszystkich domowników. Uprzejmie powitała McGonagall i zaprosiła ją do salonu.
- Panno Granger, jest kilka nowych informacji dotyczących pani powrotu do Hogwartu. Dlatego chciałabym z panią porozmawiać - powiedziała stanowczo, siadając na czerwonej kanapie przy kominku.
Hermiona przestraszyła się tych słów. Usiadła na krześle w tym samym miejscu, co dzień wcześniej.
- To ja was zostawię same, pójdę do ogrodu - wtrąciła Molly i wyszła.
- Wczoraj byłam z listem z Ministerstwa. Dzisiaj również Biuro Edukacji powierzyło mi coś dla ciebie - kontynuowała ze srogą miną. - Jako dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart jestem zmuszona odczytać następującą decyzję.
Pani profesor McGonagall, tak jak poprzedniego dnia, wyciągnęła z zielonej torebki kopertę z urzędową pieczęcią.
Dziewczyna miała mieszane uczucia na temat tego, co tak ważnego może sprowadzić dyrektorkę do Nory.
- Dlaczego list jest tylko do mnie? - myślała.
Podenerwowana co chwilę gładziła włosy. Pani profesor rozpieczętowała kopertę i przeczytała list na głos:
Szanowna Panno Granger,
Jestem zmuszona powiadomić Panią o niedopatrzeniu.
Wczorajszy odczytany list był przekazany pomyłkowo,
dotyczył on jedynie Pana Ronalda Weasleya
i Pana Harry'ego Pottera.
Niestety nie możemy Pani zaproponować dalszej
edukacji w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
Dobrowolnie zrezygnowała Pani z dalszej nauki
i nie przybyła do szkoły rok temu,
pierwszego września.
Pani wybór przyczynił się do takiej decyzji.
Z poważaniem,
Irminda Flack
Hermiona siedziała osłupiała na drewnianym krześle. Na zmianę robiło jej się gorąco i zimno, krople potu spływały jej po plecach, a myśli szalały w głowie. Czuła się bezsilna i bardzo zraniona.
Dlaczego? Te słowa powtarzała w myślach. Nie potrafiła wypowiedzieć żadnego zdania, słowa utknęły jej w gardle. Poczuła wielką gulę, której nie mogła przełknąć, łzy powoli pojawiały się w jej błyszczących oczach.
Pani profesor schowała list do koperty i podała go dziewczynie. Hermiona trzęsącymi się rękoma odebrała go i odłożyła na stole.
- Dlaczego? - Wreszcie zebrała w sobie tyle siły, aby zapytać głośno.
- To decyzja z Ministerstwa - odpowiedziała krótko i stanowczo. - Wczoraj po wizycie tutaj dostałam sowę, że muszę stawić się na spotkanie w Biurze Edukacji. Doszli do wniosku, że nie możesz kontynuować dalszej edukacji w naszej szkole.
Pani McGonagall mówiła to, patrząc prosto na Hermionę. Jej oczy nie wyrażały żadnych emocji, były puste i przygaszone. Dziewczyna widziała całą tę sytuację w zwolnionym tempie.
Łzy już płynęły jej po policzkach i nie zwracając uwagi na to, że podniosła głos, powiedziała:
- Nie mogę kontynuować nauki?! Byłam najlepszą uczennicą w Hogwarcie! Wiele mi zawdzięczacie! - mówiła z wyrzutem. - Byłam prefektem!
- Dobrze powiedziałaś, Granger. Byłaś prefektem. - odpowiedziała, kładąc nacisk na pierwsze słowo.
Dziewczyna miała w głowie ogromny zamęt. Myślała, co się wczoraj takiego wydarzyło, że nie chcą jej z powrotem przyjąć.
Ron z Harrym cały czas stali na schodach i podsłuchiwali rozmowę, jednak za bardzo byli przestraszeni, aby tam wejść i włączyć się do rozmowy. Rudowłosy chłopak dopiero po dłużej chwili, gdy usłyszał szloch swojej dziewczyny, wbiegł do pokoju. To samo za nim zrobił Harry.
- Czy pani zwariowała?! - wykrzyknął, nie zwracając uwagi na słowa.
Harry złapał go za ramię, aby ten nie zrobił czegoś głupiego.
- Czego ty nie rozumiesz, Weasley? - Widać było, że nauczycielka się oburzyła. - Nie ukończy siódmego roku w Hogwarcie. Będzie zmuszona pracować w jakimś sklepie.
Ron zrobił się czerwony na twarzy, a Harry mocniej ścisnął kolegę.
Potter domyślił się, o co chodziło pani profesor. To była aluzja do sklepu bliźniaków i do tego, że oni nie ukończyli szkoły. W nim także wezbrała ogromna złość.
- Lubisz książki i chcesz kolejny rok z nimi spędzić? - zwróciła się oschle do dziewczyny. - To może zacznij pracować w księgarni Esy i Floresy? - powiedziała z sarkazmem nauczycielka.
Hermiona rozpłakała się na dobre. Już nie szlochała cicho pod nosem, tylko zaniosła się ogromnym płaczem.
- Ale, ale - jąkała się, co chwile wycierając nos chusteczką. - Ja chciałam pracować w Ministerstwie - powiedziała i zakryła twarz rękoma.
- Nie będę kontynuowała tej bezsensownej dyskusji - stwierdziła dyrektorka. - Żegnam!
Pani McGonagall wstała z kanapy i bez żadnego słowa wyszła z Nory. Nikt jej nie odprowadził, bo Ron ciągle stał osłupiały w jednym miejscu.
Nagle do kuchni wszedł pan Weasley.
- Słyszałem jakieś krzyki - powiedział, ziewając. - Ktoś u nas był?
- Pani profesor McGonagall przyszła do Hermiony - odpowiedział Harry.
Był najbardziej opanowany z całej trójki przyjaciół. Chociaż i tak był pełny gniewu.
- Stało się coś? - zapytał Artur, widząc, że Harry trzyma różdżkę w ręce.
Chłopak nawet nie wiedział, kiedy chwycił za różdżkę i jak długo z nią stał. Nie miał czasu na zastanawianie się nad tym, bo do kuchni wbiegła pani Weasley.
Hermiona przez załzawione oczy zauważyła, że kobieta jest czymś bardzo zdenerwowana. Na rękach miała gumowe, żółte rękawice pobrudzone ziemią. Najwidoczniej chwilę wcześniej pracowała w ogrodzie.
Podeszła do Hermiony i powiedziała:
- Czym zdenerwowałaś panią McGonagall?
- Mamo! Nie chcą przyjąć Hermiony na siódmy rok do Hogwartu! - odpowiedział za nią oburzony Ron.
- Może nie jest zbyt dobrą czarownicą, aby podejść do Owutemów? - wykrzyczała zirytowana rudowłosa kobieta.
Chłopak zrobił kwaśną minę i zdenerwowany usiadł na krzesło.
- Nawet mnie nie chciała posłuchać...
- Ronaldzie Weasley! Ty też stanąłeś przeciwko pani dyrektor? - zapytała.
- Oczywiście, że tak, bo to niesprawiedliwe.
- Zwariowałeś, młody człowieku? Chcesz, żeby przez to wyrzucili ze szkoły twoją siostrę? - rzucała pytaniami pani Weasley. - Przez tę dziewczynę będziesz miał problemy!
- Dlaczego tak pani mówi? Ja nic złego nie zrobiłam... - rozpłakała się na nowo.
***
- Hermiono! Hermiono! - usłyszała wołanie.
Usiadła na swoim łóżku. Była zapłakana i cała się trzęsła. Za oknem było ciemno, nawet nie było widać gwiazd.
Spojrzała przez zamglone oczy, kto ją woła - to była Ginny. Kucała w piżamie przy łóżku przyjaciółki.
- Miałaś koszmar. Krzyczałaś i płakałaś przez sen. Już wszystko dobrze, jestem przy tobie.
UWAGA, SPOILER
Już Cię chciałam opierdzielić, że robisz z Minerwy i Molly takie jędze. Masz szczęście, że to sen, bo już się wkurzyłam
Powierzyło? Nie to słowo.
Raczej nie sądzę żeby ktokolwiek w nieoficjalnej rozmowie z kimś bliskim używał takiego określenia. Pani McGonagall, Profesor MgGonagall, albo nawet samo McGonagall - zdecydowanie wystarczy, brzmi bardziej naturalnie.
Za dużo nie da się o tym powiedzieć, bo ta część jest stosunkowo krótka. Wszystko, co mi się w jakiś sposób nie podobało, okazało się snem. A że na sny nie mamy wpływu, to poczekam z hejtami na kolejny odcinek