Kolejna część przygód młodego Godryka Gryffindora
Mały Gryffindor biegł bezmyślnie głębiej w las. Potykał się co rusz o korzenie, raz wpadł w krzewy pełne kolców. Jednak nie czuł bólu, ani zmęczenia. Była tylko ogarniająca go pustka. Dopiero gdy zaczęło zmierzchać, padł wykończony pod pobliskim drzewem. W ręku nadal trzymał różdżkę. Spojrzał na nią ze złością i wyrzucił daleko w powietrze. Usłyszał jak cicho odbiła się od ziemi. Powoli zaczynała ogarniać go rozpacz. Dopiero teraz miał czas wszystko przemyśleć. Nie wiedział czemu podpalił spichlerz, nie to zaklęcie chciał przecież ćwiczyć! Postanowił już nigdy więcej nie czarować. Nie chciał być czarodziejem. Starał się nie myśleć za bardzo o matce, próbując zapomnieć, że była ona w magazynie. Jednak w głowie cały czas dźwięczał mu jej krzyk, jakby obdzierali ją żywcem. Skulił się pod tym drzewem, trzęsąc się, ni to z zimna, ni to z emocji. Mając policzki mokre od łez w końcu zasnął.
Obudził go chrzęst gałęzi. Wstał szybko, opierając się o drzewo. Wzrokiem mimowolnie szukał swojej różdżki, jedynej broni jaką kiedykolwiek posiadał. Jednak nigdzie nie było jej widać. A kroki były coraz bliżej. Może to wieśniacy szukali mnie całą noc i teraz przyjdą po mnie i mnie spalą, myślał z przerażeniem. Starał się wrosnąć w drzewo, gdy zza krzaków wychylił się starzec.
- Hej, hej młody chłopcze! To drzewo jest ci aż tak bliskie, że je przytulasz? – zawołał a oczy śmiały mu się szczerze. Godryk odsunął się nieco odważniejszy, stając naprzeciw przybysza. Spojrzał mu nieśmiało w oczy.
- Przyszedł mnie pan spalić? – zapytał ze szklanym wzrokiem. Staruch zaśmiał się odkaszlując.
- A co mi po spalonym chłopcu, powiedz mi? Znalazłem coś i pomyślałem że powinienem poszukać jego właściciela.
Wyciągnął dłoń, na której spoczywała różdżka Godryka. Gryffindor spojrzał z nienawiścią na nią i odparł, starając się nie patrzeć na starca:
- To nie należy do mnie.
Przybysz jeszcze raz się zaśmiał, ale schował różdżkę za pazuchę.
- Co tu robisz? Magiczny Las nie jest odpowiednim miejscem dla zwykłych chłopców.
- Nie jestem zwykły! Ja... ja jestem zły! Odejdź bo cię skrzywdzę!
- Hoho, jak taki brzdąc miałby mnie skrzywdzić?
Godryk stał z oczami wbitymi w ziemię, czerwony na twarzy. Nie bał się starca. Jednak nie wiedział jak może zareagować, gdy poczuje, że magia w nim pulsuje. Wolałby być wtedy sam. Musi zawsze być już sam.
- Nie naburmuszaj się, jakbyś muchy zjadły, mały. Głodny pewnie jesteś, co? – mrugnął staruch, rzucając na ziemię swój tobołek. Zaczął w nim szperać odpakowując kolejne szmatki, z których ulatniał się słony zapach wieprzowiny.
- Co tak stoisz jakbyś wrósł? W drzewo się jednak zamieniasz? Ganiaj do lasu po drewno, chyba żeś wilkołak i surowe lubisz!
Godryk bez słowa pobiegł między drzewami. Dopiero czując zapach jedzenia poczuł jak bardzo jest głodny i że nic nie jadł od poprzedniego dnia. Zbierając chrust postanowił, że zje śniadanie z tym dziwnym staruszkiem, a potem ucieknie. To powinno być łatwe, przecież taki starzec ledwo chodzi, o bieganiu już nie wspominając. Zadowolony ze swojego pomysłu, jedenastolatek zaczął targać zebrane gałązki w stronę przybysza. Wychodząc zza drzew zaniemówił. Drewno powypadało mu z podrapanych rączek. Tam, gdzie wcześniej stał, palił się wesoło ogień. A [i]nie było[/i] tam ani jednej gałązki! Płomyki były zawieszone w powietrzu! Nad ogniem kręciły się plastry mięsa, również [i]bez niczego[/i]. Wokół z jego własną różdżką w dłoni tańczył dziadek. Dopiero teraz Godryk zauważył, że staruch mimo swoich lat wcale nie był wychudzony i połamany. Zarys jego mięśni odbijał się od ognia a pomarszczona twarz co rusz rzucała zaklęciami. Na jego siwej głowie znajdowała się teraz śliczna, czarna tiara.
- Co tak stoisz jak głupi wieśniak, obiad czeka! – zawołał, mrugając do niego przymilę. Godryk z nadal otwartą buzią podszedł nieśmiało do ogniska. To były najprawdziwsze czary. Staruch, kończąc podgrzewać mięso, zaklęciem przywołał do siebie dwa wielkie liście z pobliskiego krzewu (odciski jego kolców wspaniale zdobiły tyłek Godryka, tak nawiasem wspominając) i nałożył na każdy ogromną porcję jedzenia. Pod wpływem machnięcia różdżki zniknął ogień i czarodziej zadowolony siadł naprzeciw Gryffindora.
Coś nie wyszło..
Tu też ;D (przynajmniej w ff nie działą)
Dobra, czemu ona umarła?! ;< Aż mi smutno ;x
WYbitny stara, ale za tą matkę to dam Ci z minusem ;x