Czwarta część przygód młodego Godryka Gryffindora
- Różdżka to dobra rzecz chłopcze, o ile umie się nią posługiwać – odezwał się staruch, wpatrując poważnie w Godryka i kładąc różdżkę między nimi. Zaraz jednak uśmiechnął się odsłaniając czarne, popuste zęby i zabrał się za jedzenie.
- Panie... jest pan czarodziejem? – zapytał nieśmiało Godryk, upewniając się. Dotąd jednym magiem jakiego poznał był jego ojciec. Kiedyś wyobrażał sobie, że czarodzieje muszą mieszkać daleko, daleko stąd. Może w gwiazdach. I że on też będzie musiał się tam dostać. A jednak był w lesie i to właśnie tu, wcale nie aż tak daleko od jego rodzinnej wsi spotkał prawdziwego czarodzieja.
- Nie, nie jestem – odparł starzec, szczerząc się ponownie. Godryk był zbity z tropu. Postanowił się nie poddawać.
- Ale.. ale... przecież wyczarował pan ogień! I mięso się samo obracało!
- Nie można wyczarować ognia, o czym ty mówisz chłopcze! – zaśmiał się głośno, wypluwając na boki resztki jedzenia. Widząc coraz bardziej czerwoną, zdezorientowaną minę Godryka, postanowił jednak zlitować się nad nim. Wziął do ręki jego różdżkę i podstawił mu ją pod piegowaty nos:
- Wiesz czym jest różdżka?
- Nie, panie... Wiem, że dzięki niej można czarować.
- Owszem. Ale ona nie posiada sama w sobie magii. Wiesz gdzie jest magia, chłopcze?
Godryk zastanowił się poważnie. Próbował sobie przypomnieć gdzie najbardziej czuł zalegającą w nim moc, nim podpalił stodołę.
- W sercu?
- Ależ nie! To kłamstwo! Prawdziwa magia jest tutaj, w głowie – odrzekł starzec, dotykając czoła Godryka.
- Magia w sercu to zdradliwa magia, chłopcze. Bardzo łatwo ulega ona emocjom. Magia w głowie natomiast jest magią najczystszą, najpożyteczniejszą. I to taką magię należy używać.
- To jest kilka magii, panie? Moja jest w sercu niestety... – odparł smutno Godryk, nawet nie spostrzegając się, że zdradził starcowi kim jest.
- Och mały, magia jest i w sercu i w głowie i nawet czasem w pęcherzu, niestety. Ale musisz nauczyć się używać tylko tej, nad którą w każdej chwili możesz zapanować. Głowa, chłopcze.
- A różdżka?
- Różdżka to tylko narzędzie. Pomaga ujść magii na zewnątrz w takiej postaci, w jakiej zechce nasz rozum. Ona nadaje jej kształt, formułuje i określa. Jest nie mniej ważna niż głowa i ścisłe się z nią wiąże.
- Ale powiedział pan, że nie jest pan czarodziejem... – Godryk był bystry i bardzo ciekawski. Chciał wiedzieć wszystko i zrozumieć o czym uczy go staruch. Podświadomie czuł, że to bardzo ważne.
- Haha, nie jestem nim. Wasza magia już mnie nie dotyczy. Nie używam różdżek, mały. Są mi one zupełnie nie potrzebne. Masz! – zawołał, rzucając różdżkę w kierunku Godryka. Następnie zwinnie podniósł się i wygiął plecy. Zamknął oczy, złożył ręce wierzchem do siebie. Nagle wydał się Godrykowi młodszy, wyższy i wręcz niezniszczalny. Patrzył, jak starzec wręcz rośnie w oczach. Przerażony nie mógł się ruszyć z miejsca. Nieznajomy nagle otworzył oczy i rozpostarł ręce wyginając palce. Zaczął śmiać się głośno i przeciągle. Zatrzęsło całym lasem, ziemia zaczęła drżeć. Nagle wokół Godryka wybiły się z niej setki słoneczników, które zamiast pestek miały kolorowe kryształki. Niebo zmieniło barwę nad nimi na fioletową, zaczęły spadać białe kropelki mleka. Chłopiec patrzył na to wszystko oniemiały. Po chwili śmiech starca umilkł, niebo stało się niebieskie, a ziemia wokół chłopca na nowo pokryła się zwykłą trawą. Deszcz przestał padać.
Starzec uśmiechając się usiadł ponownie naprzeciwko Godryka.
- Chyba się mnie nie boisz, co, chłopcze?
- Kim... KIM PAN JEST?! – zawołał przerażony Godryk, stając momentalnie na nogach i chwytając różdżkę. Wycelował nią w nieznajomego.
- Usiądź mały, nie masz ze mną żadnych szans. Jestem jednym z ostatnich prawdziwych magów starej wiary. Kiedyś nie potrzebowano różdżek, byliśmy naczyniami dla magii. Jednak wielu magów nie popierało służby mocy w taki sposób, chcieli sami ją opanować i używać tylko wtedy gdy oni tego zechcą. Stworzono wówczas pierwsze zaklęcia. Potrzebowano narzędzia, by móc zapanować nad mocą. Jednym z najznakomitszych prawdziwych magów był Ollivander, który stanął na czele tych, którym nie wystarczało być jedynie naczyniem. To właśnie on wynalazł różdżki, chłopcze. Niedługo nie będzie na świecie nikogo, kto zdoła magią coś stworzyć. Gdyż różdżka jedynie nadaje kształt temu co już jest i już istnieje. Nie jest w stanie wykreować z niczego ognia, ożywić zmarłych, wyczarować jedzenia czy miłości.
- Nauczy mnie pan tego? – zapytał Godryk, czując ogarniające mu trzewia podniecenie. Już widział jak robi cudowne rzeczy bez użycia różdżki, jak daje wieśniakom ze swojej rodzinnej wsi jedzenie, jak leczy złamane serca.
- Nie mogę, chłopcze. Jesteś już uczniem nowej wiary, nowej magii. Mogę jedynie pomóc ci nad nią zapanować. Kiedyś należałem do ludzi Ollivandera i uczyłem się zaklęć. Jednak musisz najpierw pogodzić się ze swoją różdżką.
- Zrobiłem coś strasznego, panie. Podpaliłem spichlerz, przez co spaliła się moja mama i zarządca wsi.
- To nauczka którą zapamiętasz na zawsze. Musiało tak się stać Godryku. Kiedyś pomoże Ci to osiągnąć Wielkość.
Okey, dobra. Ollivander wychodzi mi na złego
Taki trochę buntowniczek z niego.
Ja chcę już opisy nauki!!!