Zło nie zniknęło. Ponad 20 lat po wojnie czarodziejów znów zaczynają tworzyć się spiski, starym poplecznikom nie podoba się, że inni zrobili z nich margines społeczny i pozamykali w Azkabanie. Postanawiają się zemścić i dokończyć dzieło Lorda Voldemorta.
***
Uwaga! W tej części występuje brutalna scena
W Greenwich od dawna już panował mrok. Cały widoczny teren spowiła gęsta mgła. Wysoki mężczyzna w ciemnej pelerynie, z kapturem zasłaniającym prawie całą twarz, stał w sławnym tunelu pod Tamizą i pomyślał, że w jego budowie musiał maczać palce czarodziej. Mugol by przecież czegoś takiego nie zrobił. Podziwiał czyste, jak na tą dzielnice, wejście i oglądał szklaną kopułę tunelu.
- Pieprzony szczur! - krzyknął męski, niski głos gdzieś w środku. Powoli z tunelu wyszedł muskularny blondyn, który teraz odrywał zaklęciem ogon jakiemuś gryzoniowi.
- Nareszcie, Rowle - rzekła zakapturzona postać zrzucając nakrycie z głowy.
- Tęskniłeś, Selwynie? - spytał blondyn, uśmiechając się i wyciągając dłoń. Thorfinn Rowle był wysokim, krzepkim facetem o bladej cerze i jasnych włosach.
Mężczyzna zignorował wyciągniętą rękę.
- Nie jestem Selwynem. Mów mi Gaunt - odpowiedział krótko i widząc zdziwienie na twarzy Rowle'ego, wziął łyk ze swojej srebrno-zielonej piersiówki. Okropny smak, ale to było konieczne.
- Albercie, za dużo wypiłeś? Co ty bredzisz? - dopytywał się facet, drapiąc się po czole. Przypomniało to Gauntowi, dlaczego nie może za bardzo angażować innych. Tylko on może zrealizować najważniejsze plany. Nie może polegać na tych bezmózgich glizdach. On jeden wie, jak osiągnąć sukces. Ale oni są mu teraz potrzebni.
- Zrobiłeś to, co ci kazał Rabastan? - spytał chowając piersiówkę do kieszeni. Blondyn zaczął:
- Najpierw muszę upewnić się kim jes..- przerwał, z przerażeniem zerkając na swoje przedramię, które zapiekło go lekko. Wiedział, że może kontynuować:
- Lucjusz mieszka tam, gdzie wcześniej. To już staruszek, długo nie pociągnie. Draco mieszka u niego. Podtrzymują rodzinne tradycję, ot co. Młody nie pracuje, żyje z pieniędzy ojca. Ma żonę i jedno dziecko. Dziecko jest na drugim roku w Hogwarcie. Wczoraj tam pojechało - powiedział to szybko, bez najmniejszego zająknięcia. Jakby wyuczył się tego na pamięć. Gaunt patrzył na niego, próbując poznać jego myśli.
- I tyle? - zapytał, wiedząc, że Thorfinn nie ma mu nic więcej do powiedzenia. Ciche pyknięcie obok nich sprawiło, że blondyn podskoczył.
Żałosne. Nie czuł, że ktoś się aportuje obok nas, pomyślał Gaunt. Poczuł obecność Avery'ego. Te jego śmieszne, mugolskie perfumy... Rowle przywitał się z nim, podając mu wielką dłoń. Drugi facet postanowił nie tracić czasu, tylko działać. I chwilę później wertował myśli Nicka Avery'ego. Coś go zaniepokoiło. Wiedział, że coś jest nie tak. Czyżby Imperius? Kto był na tyle głupi, żeby tego próbować, ponownie odezwał się sam do siebie.
Wyciągnął szybko różdżkę i wskazał nią przybysza. Zawahał się. I to był błąd. Dokoła nich zmaterializowały się cztery postacie w złotych szatach. Zanim Avery zdążył wyciągnąć różdżkę, świsnął czerwony promień między dwoma jego towarzyszami.
Trzy zielone zaklęcia Gaunta i trzy trupy. Został jeden Auror. Walczył z nim Nick, dość niezdarnie. Wskazując różdżką na ostatniego z Aurorów, największy z całej trójki użył Cruciatusa. Krzyk rozległ się po całym tunelu, zwielokrotniony przez echo.
- Dość zabawy! - krzyknął Gaunt. I zielonym błyskiem pozbawił życia ostatniego z przeciwników. Gaunt podszedł do Avery'ego, wyciągając coś z kieszeni, ten drugi zrobił przerażoną minę.
- Ja.. ja nie wiem jak.. - wyszeptał, ale to była ostatnia czynność, zanim bez słowa wyjaśnienia Gaunt wbił mu nóż w szyję. Krew obryzgała mu całą szatę. Został tylko Gaunt i Rowle, pośród pięciu trupów. Blondyn usiadł na murku. Drugi z nich wskazał różdżką na szatę, mrucząc:
- Tergeo - na szacie nie było już śladów krwi. - Dowiedz się, kto za tym stoi - powiedział Gaunt.
Deportował się z tunelu, aby znaleźć się gdzieś w Walii. Rozmyślał, skąd ten głupi pomysł Aurorów.
- To pewnie wymysł Pottera.. Tak, jeszcze tego pożałuje... - zauważył jakiś dom na uboczu drogi. Skierował się w jego stronę. - Ten Weasley i jego szlamowata żona. Oni maczali w tym palce. Oni muszą zginąć! - wskazał na drewniane drzwi chatki.
- Reducto!
Huk obudził wszystkich domowników. Z izby zaczęło wychodzić mnóstwo dzieci. Gdy zobaczyły napastnika, schowały się w jednym pomieszczeniu. To byli jacyś biedni mugole. Żadnych cennych rzeczy, pusto na korytarzu i w pokojach. Wszedł do ostatniego pomieszczenia. Oprócz kilku materaców i dwóch świeczek nie było tu nic. Chyba z dziesięć małych, przestraszonych twarzy mugolskich dzieci wpatrywało się w Gaunta. Przybiegli ich rodzice. Staruszek w starych, brudnych szatach podszedł i błagał:
- Sir, jesteśmy biedni, nie ma nam pan czego zabrać..
- Jesteś żałosny - burknął Gaunt, przeczesując wzrokiem pokój. Samo patrzenie na ich wszystkich obrzydzało go.
- Wychowujemy tu te biedne dzieci i tak mamy ciężko... Panie, bądź człowiekiem!
- Ja od dawna jestem więcej niż człowiekiem, nędzny mugolu - odpowiedział, wskazując różdżką na przytulone do siebie dzieci wieśniaka.
- Bombarda Maxima!
Ich rodzice nie wiedzieli przez chwilę co się dzieje. Dopiero po chwili czarodziej usłyszał ich płacz i lamentowanie. Kopnął głowę jednego z tych mugolskich ścierw. Reszta ciała leżała po drugiej stronie pokoju. Do okna przylepiło się coś, co wyglądało na płuco.
- Dosyć. Nie ma czasu.
Deportował się, a jego myśli skupiały się tylko na jednym - Wiltshire.
Byłam bardzo ciekawa, kto mi wysłał takiego ładnego fan ficka. Blue, jestem bardzo zadowolona.
Błędów nie było prawie wcale (a jak jakieś są, spokojnie Ci ktoś pode mną je wypisze, więc nic się nie martw ;D) i widać, że jakiś pomysł na tą część miałeś. Uwielbiam opowiadania, w których sam początek nie wprowadza nas w założenia historii, a stawia nas w pewnym jej momencie. Wówczas czytelnik jest zdezorientowany i bardzo ciekawy, o co tak naprawdę chodzi i w czym uczestniczy. To się chwali. ; )
Musisz popracować nad zapisem dialogów. Wpisz sobie w google "jak pisać dialogi", na pewno wyskoczy Ci kilka poradników. Nie każdy był źle napisany, więc może to wynikało raczej z pośpiechu/niestaranności, a nie z braku wiedzy.
Co do samej treści, opis tych biednych dzieci, mimo że trwa tak krótko, jest... mocny. Przypomina mi trochę opisy takich scena z jednej z moich ulubionych książek fantasy - "Pan Lodowego Ogrodu". Może czytałeś?
Podziwiam za wykreowanie bohatera, który wygląda na bezwzględnego i bezuczuciowego. Ja nigdy nie umiałabym pisać o głównym bohaterze, mającym takie negatywne cechy.
Mam nadzieję, że masz jakiś pomysł na dalsze części, bo jestem bardzo, bardzo ciekawa kontynuacji. Piszesz naprawdę dobrze i aż szkoda to marnować. Do zobaczenia pod kolejną częścią Twojego ficka! ;>