Rekord osób online:
Najwięcej userów: 250
Było: 16.01.2020 20:17:01
Każdy tatuaż niesie ze sobą jakąś historię. Jakie niosą te fanowskie, związane z młodym czarodzie...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, Sam Quest, Mikasa, Roksolana Delakur, Shanti Black, Krnabrny, Co...
>> Czytaj Więcej
Przygody Harry'ego Pottera przeczytane kilkunastokrotnie, filmy obejrzane, a gry przegrane. Mam t...
>> Czytaj Więcej
Gdyby nie rozkoszne dementory - naprawdę przemiłe stworzonka - pół-światek Harry'ego Pottera byłb...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Nedelle, Shanti Black, CoSieDzieje, Nieoryginalna, Syriusz32, Aneta02, Takoizu...
>> Czytaj Więcej
Subiektywna recenzja i przemyślenia po obejrzeniu filmu o Harrym z pistoletem.
>> Czytaj Więcej
Tekst jest tłumaczeniem rankingu zamieszczonego w serwisie Wizarding World.
>> Czytaj Więcej
Śmierć Harry'ego i kłamstwo Narcyzy z jej perspektywy.
>> Czytaj Więcej
Święto Zbiorów. Mistrz ma zginąć, a na jego zwłokach ma wyrosnąć jedna Brytania. To nie może skoń...
>> Czytaj Więcej
James i Lily poznają dziewczynę swojego jedynego syna, Harry'ego, Ginny.
>> Czytaj Więcej
W tym rozdziale dowiadujemy się o planie wskrzeszenia dwóch potężnych czarnoksiężników. Rozdział ...
>> Czytaj Więcej
Przyjaciółki zdobyły potrzebne lekarstwo. W tym rozdziale ponownie spotkają się ze starymi znajom...
>> Czytaj Więcej
Dalszy losy Michaela...i Alie.
>> Czytaj Więcej
Jest to drabble.
>> Czytaj Więcej
Każdy oddech, każdy ruch, każdy dzień, każde słowo. Wszystko, ciągle od nowa bolało tak samo. Wszystkie myśli, rzeczy, których nie zrobił, a powinien. Rzeczy, które zrobił, a wcale nie musiał. Wracały wciąż od nowa i od nowa tnąc jego myśli. Zawieszony między światami, zawieszony między tym, co było, a tym co mogło być gdyby...
A jeśli rzeczywiście był tylko marnym Śmierciożercą? Jeśli te wszystkie jego uczucia, cała walka ze sobą i z okrucieństwem światów nie znaczyły więcej niż ten papierowy kubek po kawie, który tak usilnie miętolił w dłoni, siedząc przy samotnym stoliku w najciemniejszym kącie jakiejś londyńskiej kafeterii?
Jakaś kafeteria, na jakiejś ulicy, ciemnej , smutnej i zamglonej.
No więc jeśli nie znaczyły nic, a on będzie znów i ciągle sam...
I jak co wieczór rzuci na stolik kilka monet i nawet nie żegnając się wyjdzie na ulicę, by wtopić się w mrok i ciągle gęstniejącą mgłę. Czarnowłosy, czarnooki, tragiczny.
Severus zacisnął szczęki, nie pozwalając nagłemu wzruszeniu wypłynąć na twarz. Rozejrzał się dyskretnie. Nikt nawet nie zauważył łez w jego oczach. Ciemny kąt, w którym zwykł się zaszywać był bowiem naprawdę ciemny i doskonale spełniał rolę bezpiecznego azylu.
Nagość
W tej chwili Severus był nagi emocjonalnie, w tej właśnie chwili jego emocje napięte jak struny wygrywały w sercu smutną melodię człowieka, który w swoim życiu zaznał wszystkiego prócz radości i który już chyba z niczego cieszyć się nie potrafił.
Zrezygnowany wstał od stolika, rzucił na blat kilka monet i cicho wymknął się na ulicę.
Mleczna mgła spowiła go jak szal tkany z księżycowego pyłu. Miękko, wilgotno.
Severus poprawił kołnierz czarnego płaszcza. Zimny wiatr znów przypomniał mu, że to już jesień. Zresztą, cóż to za różnica?
Wiosna, jesień czy lato. Wszystkie one były do siebie podobne, smutne, szare.
Wszystkie były zimą.
Poszedł w mrok, we mgłę i w ten chłód. Po chwili już nie było nawet śladu po nim, tak jakby nigdy nie wyszedł z jakiejś kawiarni na jedną z ulic mglistego Londynu.
Rozdział 1
Sama? W taką noc?
Iva wracała ze sklepu okrężną drogą, czyli przez park. Tak było ładniej, chociaż o wiele bardziej niewygodnie. Nie mówiąc już o tym, że park o tej porze był niezwykle mroczny, a droga między drzewami niebezpieczna. Iva jednak bardzo lubiła robić na przekór i przeważnie tak, jakby nikt inny nie postąpił. Lubiła wiedzieć swoje i działać po swojemu. Nie, żeby nie miała cykora. Miała i to dosyć wielkiego. To właśnie było w tym wszystkim najlepsze. Przemknąć przez park miejski, rondo, a potem koło kętrzyńskiego zamku, listopadową nocą. Potem szybko w ulicę Rycerską i prosto do domu.
Obcasy czarnych botków Ivy walecznie stukały o bruk, a nogawki obcisłych, czarnych jeansów były już mokre prawie do kolan, ponieważ padał deszcz. Idealna pogoda na spacery, idealna pora na rezygnowanie z miejskich środków transportu na rzecz nocnych eskapad w pojedynkę, przez park. Iva poprawiła paski od plecaka i mocniej naciągnęła na głowę kaptur czarnej kurtki. Kosmyki włosów, które nie zdołały ukryć się przed deszczem pod kapturem teraz kleiły jej się do twarzy. Maszerowała rytmicznie, widząc już przed sobą koniec parkowej alei i wyjście na lepiej oświetloną ulicę. Korony drzew niemalże sklepiały się gdzieś w górze, wysoko nad jej głową, tworząc bardzo nieprzyjemne uczucie odcięcia od całego świata. Iva przyspieszyła kroku.
Może jednak ten maraton to nie był najlepszy pomysł?
Hmm
Iva otarła wierzchem dłoni wilgotną od deszczu twarz. Gdyby tak długo nie siedziała w bibliotece, a potem nie zagadała się z Moniką, to pewnie już byłaby w domu i bezpiecznie zakopana w pościeli oglądała sobie jakiś tkliwy melodramat albo, co bardziej prawdopodobne, swoje ulubione kroniki kryminalne.
Iva przypomniała sobie o kronikach i rozejrzała się badawczo wokół.
Nerwowo przełknęła ślinę.
Sceneria idealna do tego, by zostać okradzioną albo napadniętą i zgwałconą, albo i jeszcze gorzej...
Właśnie w chwili, gdy (pewnie pod wpływem nagłej autosugestii) zaczęło jej się wydawać, że ktoś ją śledzi i obserwuje, usłyszała nad głową szelest, trzask łamanych gałęzi, a potem coś dużego i czarnego runęło tuż pod jej stopy.
Odskoczyła z głośnym wrzaskiem. Serce tak jej dudniło, że słyszała je, słyszała bardzo wyraźnie.
- Do stu tysięcy gryfonów! - zawołał jakiś męski głos, na dodatek po angielsku... z doskonałym angielskim akcentem.
Iva oszołomiona spojrzała w górę, nie dowierzając, szukając wytłumaczenia, a może sprawdzając, czy tuż za pierwszym nie leci z góry kolejny zdenerwowany osobnik. Potem spojrzała na podnoszącego się z ziemi mężczyznę, znów do góry i znów na mężczyznę. Zupełnie nie zwracając na nią uwagi otrzepał swój czarny płaszcz i niechlujnie przygładził ciemne włosy. Próbowała przyjrzeć się jego twarzy. Bezskutecznie. Było zbyt ciemno. Jedyne, co zdołała dostrzec, to błyszczące oczy.
- No co? - burknął opryskliwie widząc, że wbija w niego usilnie wzrok.
- No faktycznie nic - odburknęła równie opryskliwie. - Tylko następnym razem jak pan będzie siedział na drzewie, proszę łaskawie lepiej trzymać się gałęzi i nie straszyć ludzi po nocy.
Jedynym wytłumaczeniem całej sytuacji było dla Ivy w tym momencie to, że jakiś umysłowy dziwak, rozmiłowany w siedzeniu na drzewach, stracił równowagę i spadł jej pod nogi. A jedyną słuszną reakcją na te idiotyzmy było wyminięcie go i ucieczka w stronę domu. Bo skoro facet lubił siedzieć nocą na drzewach w parku, to znaczyło, że jest bardzo dziwny i lepiej trzymać się od niego z daleka.
I to z bardzo dużego daleka.
- Nie przesiaduję na drzewach - odparł cierpko on, potem wyprostował się i syknął z bólu.
Był wściekły, bo hm, nie wiedział gdzie jest. Właściwie to miał być kompletnie gdzie indziej i chociaż nie miał zielonego pojęcia gdzie się przeniósł, wiedział, że być tu nie powinien. Na dodatek chyba sobie złamał nogę. Nie zamierzał ani pytać tej kobiety gdzie jest, ani pokazywać, że doznał jakiegoś urazu. Zamierzał odejść i to jak najszybciej.
- Boli? - spytała ona z troską w głosie.
No, skoro mówiła w jego języku, to znaczy po angielsku, to chyba był w Anglii.
- Nic mnie nie boli - zaprzeczył gwałtownie i, by to udowodnić, ruszył jak gdyby nigdy nic przed siebie. Zaraz jednak przystanął przeszyty nagłym bólem.
- Więc jednak boli - powiedziała Iva stając przy nim. - Trzeba do lekarza, albo to przynajmniej obejrzeć. Gdzie pan mieszka?
Milczał. Dyskretnie próbował się rozejrzeć i połapać w całej sytuacji, i w terenie, rozpaczliwie szukał odpowiedzi.
- Ja....- zaczął powoli i urwał.
- Jestem Iva Coren. - Iva odważnie wyciągnęła dłoń w jego kierunku. - Pan zapewne jest Anglikiem, wie pan od razu poznałam po akcencie. Ja uczę tego języka w szkole, więc...
- Nie tak szybko - przerwał jej chłodno, nie racząc nawet się przedstawić i podejrzliwie zerknął na jej dłoń.
Jeśli o akcent chodziło, to jej nie był wcale dobry, teraz sobie to uświadomił. Czy to możliwe, że nie był w Anglii? A jeśli nie, to gdzie był? Wystarczyłoby zapytać, ale takie pytanie póki co nawet nie wchodziło w grę. Niepewnie uścisnął jej drobną dłoń.
- Jak masz na imię? - zapytała.
Nie przypominał sobie by przechodził z nią na "ty, zamierzał od razu i na wstępie to zaznaczyć.
- Jestem profesor Snape - odpowiedział dumnie unosząc głowę i dzielnie opanowując kolejną falę pulsującego bólu.
"Cóż za dumny, wyniosły i antypatyczny typ", pomyślała Iva.
Profesor, też coś.
- No więc... profesorze - powiedziała z lekka ironicznie. - Gdzie mieszkasz? Gdzie cię odprowadzić?
Profesor Snape, który nadal trzymał dłoń Ivy w swojej, zastanowił się przez chwilę, aż w końcu wybrał swoim zdaniem najlepsza możliwą odpowiedź.
- Nie pamiętam - skłamał gładko. - To pewnie chwilowa amnezja po upadku - dorzucił i uśmiechnął się kwaśno.
Wybitny! | ![]() |
60% | [3 głosy] |
Powyżej oczekiwań | ![]() |
40% | [2 głosy] |
Zadowalający | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Nędzny | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Okropny | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Już mówiłam, że bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Jednak znalazłam kilka błędów, ale zdarzają się one każdemu. Liczę, że następny rozdział, będzie tak fantastyczny jak pierwszy (a może nawet lepszy), lecz z mniejszą ilością błędów.
Czekam na więcej! Dobra robota.