Czytelnicy pojawiających się u nas newsów z pewnością wiedzą, że powyższy hasztag pojawił się w odpowiedzi na tweety Rowling, uznane przez niektóre środowiska za transfobiczne. W skrócie: pisarce nie spodobał się nagłówek jednego z artykułów, który traktował o stworzeniu w dobie koronawirusa bardziej przyjaznego środowiska dla "osób, które menstruują". Rowling odpowiedziała na to w dość osobliwy i według wielu obraźliwy sposób, w konsekwencji wskazując, że "osoby, które menstruują" to po prostu kobiety. Lawina jednak ruszyła, choć chyba nikt nie spodziewał się, że zaleje Twittera na kolejne kilka tygodni. Autorka książek o czarodzieju z blizną nie poprzestała jednak na prześmiewczym komentarzu, a zamiast tego przeszła do wygłaszania elaboratów na temat tego, że dla wielu osób trans proces zmiany płci kończy się niejednokrotnie tragicznie, a wiele tych osób wraca do swojej płci biologicznej. Wszystkie jej wypowiedzi wywołały prawdziwą burzę i wydaje się, że obu stronom dyskusji dość mocno puściły nerwy. Sama Rowling przez ponad miesiąc uczestniczyła w dyskusji z internautami na temat swoich wypowiedzi o osobach trans, w myśl zasady, że im bardziej próbują cię uciszyć, tym głośniej krzyczysz.

W tym miejscu warto jednak wspomnieć, że chociaż seria tweetów Rowling na temat konceptu płci, procesu zmiany płci i funkcjonowania osób trans oraz niebinarnych w społeczeństwie wywołała w sieci prawdziwą burzę, która pociągnęła za sobą także spadek sprzedaży książek Rowling - w tym "Harry'ego Pottera" - to nie był to pierwszy raz, kiedy pisarka zaszła za skórę środowiskom liberalno-lewicowym. W 2019 roku stanęła bowiem w obronie Mayi Forstater która została zwolniona po tym, jak napisała na Twitterze, że "mężczyźni nie mogą zostać kobietami". "Ubieraj się jak chcesz, nazywaj się jak chcesz, sypiaj z kim chcesz, jeśli odbywa się to za obopólną zgodą. Przeżywaj swoje życie jak najlepiej w pokoju i bezpieczeństwie. Ale zwalniać kobiety z pracy, bo uważają, że płeć istnieje?" - napisała Rowling w reakcji na wyrok sądu, który utrzymał w mocy decyzję pracodawcy Forstater.
Powyższa wypowiedź pisarki nie przeszła wówczas bez echa, ale nie wywołała tak wielkiej burzy, jak jej tegoroczne tweety. Być może miał na to wpływ fakt, że Rowling postanowiła wyśmiać osoby, które nie identyfikują się z żadną płcią akurat w czerwcu, który jest Miesiącem Dumy? A może chodziło o nachalną próbę obrony swoich poglądów, które zamiast jednak uspokoić sytuację, tylko ją zaogniły? Czy wreszcie, może wpływ miała na to #cancelculture, w myśl której każda znana osoba po jednej czy kilku niefortunnych wypowiedziach miała znaleźć się za burtą świata gwiazd?
Z racji tego, że to moje teorie i przemyślenia, podzielę się z wami swoimi typami. Po pierwsze, wydaje mi się, że żadna grupa nie lubi, kiedy ktoś spoza niej wymądrza się na temat tego, jak jej członkowie powinni się zachowywać. Zastanawiam się czy Rowling publikując kolejne posty, w których z obsesją próbowała przekonać, że osoby decydujące się na operację korekty płci z pewnością po jej przeprowadzeniu wciąż będą głęboko nieszczęśliwe i tak naprawdę nie stanowi to rozwiązania ich problemów, była świadoma, co tak właściwie robi. Czy w jakiejś części miała rację? Tak - część osób po korekcie zmiany płci, przyjmowaniu hormonów nadal czuje, że coś jest nie tak, część osób przechodzi ten proces ponownie, tylko, że w drugą stronę. Czy to oznacza, że decyzja podejmowana przez osobę trans zawsze doprowadzi do tego, że nadal nie będzie czuła się dobrze we własnym ciele? Nie. Czy to znaczy, że decyzja każdej osoby trans o korekcie płci jest nieprzemyślana? Nie. Trudno mieć pretensje do środowiska LGBT+, że poczuło się skrzywdzone i urażone, kiedy osoba, która napisała książkę, w której tolerancja stanowiła ważne przesłanie, próbuje odebrać im możliwość identyfikowania się w taki sposób, w jaki chcą to robić.
Po drugie, zastanawiam się co spowodowało, że Rowling poczuła się zagrożona. Co przeszkadza jej w identyfikowaniu się jako kobieta i co przeszkadza jej, żeby wpuścić do tego konceptu kogoś jeszcze, to znaczy osoby, które pod względem biologicznym urodziły się jako mężczyźni, ale czują, że są uwięzione w złym ciele. Wydaje mi się, że Rowling jako osoba, która zawsze jawiła się jako ktoś o raczej liberalnych czy nawet lewicowych poglądach nie jest teraz szczególnie zadowolona, że lukę po jej dotychczasowych fanach wypełnia w jakiejś części skrajna prawica. Że stała się jej bohaterką i piewcą prawdy. Trudno mi więc zrozumieć co takiego się stało, że jako kobieta poczuła się zagrożona. Jednocześnie - mimo całego mojego niezrozumienia - daję Rowling prawo do tego, żeby czuła się w ten sposób. Zastanawiam się tylko, czy metodą na obronę płci lub tego, żeby ktoś mógł nadal identyfikować się jako kobieta czy mężczyzna rzeczywiście jest wykluczanie innych osób? Myślę sobie, że chyba jednak nie, a dla wszystkich znajdzie się miejsce.
Po trzecie, trudno mi tym razem uwierzyć w dobre intencje Rowling. Nie odbieram jej oczywiście wielkiego serca, które pokazuje choćby swoim zaangażowaniem w działalność charytatywną, ale wydaje mi się, że niestety tym razem z troską o nastolatków mających problem z tożsamością seksualną wygrała zwykła chęć pokazania, czyje będzie na wierzchu. Nie potrafię co prawda pojąć, jak Rowling - stałej i aktywnej bywalczyni Twittera - mogło wydawać się, że jej posty przejdą bez echa, ale jednocześnie jestem przekonana, że zupełnie nie przewidziała tak wielu negatywnych reakcji. Nie została oczywiście bez wsparcia, ale względem nieprzychylnych komentarzy, jawi się ono jednak jako tak nikłe, jak sympatia dla bataliona na tej stronie. Słowom Rowling sprzeciwili się m.in. Daniel Radcliffe, Emma Watson, Eddie Redmayne czy Evanna Lynch, którzy wprost i bez zbędnych ceregieli powiedzieli - kobiety trans, to też kobiety. Koniec historii. Tymi słowami przyczynili się też do tego, że historia Rowling zaczęła się komplikować. Spadła bowiem sprzedaż jej książek, w poczytnych gazetach świata zaczęły pojawiać się artykuły krytykujące jej stanowisko wobec osób transpłciowych. Odwróciła się od niej cała rzesza fanów, którzy do tej pory traktowali ją jako sojuszniczkę swoją czy też swoich przyjaciół. Ludzie zwyczajnie zapowiedzieli bojkot wszystkiego co z Rowling związane i co mogłoby przynieść jej kolejne pieniądze. Na ile te działania będą skuteczne okaże się pewnie dopiero za jakiś czas, kiedy wyjdzie kolejna książka Rowling o Cormoranie Strike'u albo premierę będzie miał trzeci z filmów z serii "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć".
Ostatniego tweeta Rowling opublikowała w dniu swoich urodzin, czyli 31 lipca. Podziękowała uprzejmie za życzenia, pochwaliła się tortem i od tamtej pory milczy. Wydaje się, że minione dwa miesiące wiele ją kosztowały, ale nie sądzę jednak, żeby czegokolwiek nauczyły. Czy Rowling zasłużyła na groźby śmierci? Oczywiście, że nie. Czy zasłużyła na to, żeby wymazać ją z historii i przestać kupować jej książki? Też nie, chyba że jest to seria o Cormoranie Strike'u (serio, nie kupujcie tego). Czy zasłużyła, żeby ktoś dał jej lekcję z empatii i wrażliwości? Zdecydowanie tak. Myślę sobie, że Rowling ma już na tyle dużo pieniędzy, że spadek popularności jej książek nie zrobi jej już wielkiej różnicy. Jej przypadek pokazuje jednak, jak szybko może runąć medialna kreacja i wizerunek budowany z mozołem przez dekady, kiedy do gry dopuści się intensywne emocje. Marketingowo i wizerunkowo Rowling z pewnością straciła na tej aferze więcej niż by przypuszczała. W szczególności jednak - co jest przykre głównie z perspektywy czytelników jej książek - na wiarygodności stracił wykreowany przez nią świat magii. Trudno bowiem brać na poważnie lekcje, których pisarka chciała nam udzielić, wprowadzając do książek postaci odrzucanych przez rówieśników Luny Lovegood i Neville'a Longbottoma, czy nawet wątek dyskryminacji mugoli, w sytuacji, kiedy sama odbiera komuś prawo do identyfikacji z którąkolwiek z płci bądź z żadną z nich. Mnie z pewnością trudno jest tę wiarygodność dostrzec.
Rowling wybrała sobie na miejsce wyrażania opinii najbardziej zepsuty, hejterski i toksyczny portal w Internecie. W pewnym momencie posłużyła się jego własną bronią, ale i tak przegrała z kretesem, zjedzona i zdeptana przez osoby, które kiedyś były jej fanami. Nie uważam, że zasłużyła na wieczne zapomnienie, ale trudno znaleźć mi dla niej współczucie. Współcześnie być może jednak właśnie tak właśnie kończą literackie autorytety; zamiast wydać bestsellerową powieść, prezentują w sieci bełkot na 140 znaków.
Bardzo fajny artykuł i przyjemnie mi się go czytało w pracy przy porannej kawusi.
Cieszę się, że postanowiłaś podzielić się z nami swoją opinią w tym temacie, bo uważam, że jest warty rozmawiania o nim. Jestem w miarę na bieżąco ze sprawą bo staram się czytać newsy i fajnie, że powstało takie podsumowanie sprawy z komentarzem do tego.
Zgadzam się w sumie z każdą napisaną przez Ciebie literką i nie mam za bardzo z czym dyskutować.
Powiem tylko, że osobiście jestem oburzona tymi tweetami i cieszę się, że sprawa nie przeszła bez echa. Jest nadzieja, że może następnym razem Jo zastanowi się dwa razy zanim coś napisze, bo jak wspomniałaś, Pottery poruszały kwestię akceptacji inności, a teraz Jo kompletnie od tego przesłania odstaje.
Słyszałam ostatnio o cancel culture w kontekście dramy wśród youtuberów beauty i to też jest ciekawe zjawisko, ale nie uważam, by dotknęło ono Rowling tak na poważnie.
Reasumując bardzo fajny artykuł i chciałabym takich więcej na HPnecie.