Rekord osób online:
Najwięcej userów: 296
Było: 22.05.2022 16:08:47
Wydanie stworzyli: Nieoryginalna, Klaudia Lind, Anastazja Schubert, Takoizu, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Jak wyglądało życie Gauntów? Powstał film, który Wam to pokaże.
>> Czytaj Więcej
W sierpniu HPnetowicze mieli okazję spotkać się w Krakowie. Jak było?
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, louise60, Zireael, Aneta02, Anastazja Schubert, Lilyatte, Syrius...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, Hanix082, Sam Quest, louise60, PaulaSmith, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Każdy tatuaż niesie ze sobą jakąś historię. Jakie niosą te fanowskie, związane z młodym czarodzie...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, Sam Quest, Mikasa, Roksolana Delakur, Shanti Black, Krnabrny, Co...
>> Czytaj Więcej
Dalsze losy bohaterów podążających śladem Tengela Złego...
>> Czytaj Więcej
Lupin szczerze w biegu
>> Czytaj Więcej
Gdy zdarza się to, co wydarzyć się musi.
>> Czytaj Więcej
Czasem trzeba się przebranżowić, by zostać w końcu docenionym.
>> Czytaj Więcej
W dziwnych przyszło nam żyć czasach, dziwnych!
>> Czytaj Więcej
Lily Potter wróciła do życia niecałe cztery godziny wcześniej, zdążyła już jednak zasiać niepokój...
>> Czytaj Więcej
Kto wyruszy do walki z Tengelem Złym?
>> Czytaj Więcej
Rozpoczynał się nowy rok szkolny. Jak co roku, tego dnia cała młodzież Londynu szykowała się do powrotu do szkoły. Wakacje się skończyły, choć natura miała to za nic. Tak upalnego lata nie było w Wielkiej Brytanii od bardzo dawna. Słońce piekło niemiłosiernie, wisząc wysoko na niebie, na którym nie było choćby jednej najmniejszej chmurki. W takim słońcu smażyli się tego dnia wszyscy wracający z wakacji do szarej, codziennej rzeczywistości. Jeden czarny kruk zdecydował się tego dnia rozprostować skrzydła i wyruszyć do Londynu. Szybował wysoko nad miastem, obserwując z góry bawiące się nad brzegiem Tamizy małe dzieci, aż w końcu usiadł na tabliczce oznajmiającej wszystkim przechodniom, że znajdują się na ulicy Grimmauld Place.
Z pozoru była to zwyczajna londyńska ulica z bliźniaczymi domami, jakich w tej okolicy było pełno. Przed domem pod numerem jedenastym ubrany w krótkie spodnie, kwiecistą koszulę z krótkim rękawem i słomiany kapelusz mężczyzna lał z węża ogrodowego wodę na kwiaty, które usychały z powodu braku choćby kropli deszczu w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Z sąsiedniego domu wyszedł inny mężczyzna, ubrany tym razem w garnitur, a za nim jego żona i siedmioletnia córeczka, która miała właśnie zacząć swój pierwszy rok nauki w szkole. Sąsiedzi przywitali się serdecznie, ów mężczyzna w garniturze wprowadził swoje dziecko do samochodu, żona zaś otworzyła bramę z wygrawerowaną nań trzynastką, aby wyprowadzić samochód. Potem wsiadła i razem odjechali w kierunku centrum Londynu.
Jeśli cokolwiek miałoby wyróżniać tę ulicę od innych, to był to właśnie ów zabawny przypadek braku działki o numerze dwunastym. Wszyscy miejscowi opowiadali gościom, że podczas planowania ulicy po prostu przeoczono numer dwunasty, później zaś, aby uniknąć zamieszania związanego z koniecznością zmieniania dokumentów i akt urzędowych, postanowiono zostawić tę ulicę taką, jaka już była i nikomu to nie przeszkadzało. Prawda jednak była inna. A znała ją jedynie garstka osób. Dom pod numerem dwunastym faktycznie istniał. I była to wielka, staroświecka rezydencja jednego z najstarszych, najbardziej znanych i szanowanych rodów szlacheckich w całej Wielkiej Brytanii. Jej korzenie sięgały tysiąca lat, wydała ona na świat wielu wielkich ludzi. Były jednak pewne powody, dla których nie chcieli oni, aby ktokolwiek z sąsiadów wiedział o ich istnieniu.
Szlachetny i Starożytny Ród Blacków, bo o nim tu mowa, był rodem niezwykłym. Jak zostało wspomniane wyżej, byli oni znani i szanowani, jednak paradoksalnie gdyby zapytać któregokolwiek przeciętnego Brytyjczyka, a nawet ich sąsiadów, czy mówi im cokolwiek nazwisko Black, zapewne odpowiedź byłaby przecząca, a nawet jeśli nie, to z całą pewnością nikt nie kojarzyłby tego nazwiska z tą akurat rodziną. Jak zatem to możliwe? Opowieść to iście niezwykła. Otóż ród ten był starym rodem czarodziejów. Blackowie zatem, już nawet z tego powodu, byli rodziną wyjątkową. Ale byli oni kimś szczególnym nawet wśród samych czarodziejów. A niezwykłość ich była tak wielka, że oni sami doskonale zdawali sobie z niej sprawę. Uważali się za lepszych od wielu innych czarodziejów, ponieważ nie płynęła w nich krew mugoli, to znaczy nie-czarodziejów. A wystarczyło już to, że za wielką hańbę Blackowie uważali mieszkanie wśród mugoli, a nie mogli jednak opuścić swojej najstarszej rodowej rezydencji. Nie chcieli hańbić się jeszcze bardziej, bratając się z mugolami. Dla wszystkich zatem było lepiej, jeśli ich dom pozostawał w ukryciu. Co więcej, władza świata czarodziejów, jaką było Ministerstwo Magii, nakazywała wszystkim czarodziejom ukrywać się. Większość z nich mieszkała na odludziu, w oddali od mugolskich osiedli. Blackowie jednak absolutnie nie zgadzali się z tym prawem. Jako pradawna magiczna arystokracja, stali oni na stanowisku, że magiczne moce, jakimi zostali obdarzeni, predestynują ich do dominacji nad światem. Mugole byli dla nich nikim, byli stworzeni co najwyżej do tego, żeby usługiwać czarodziejom. Ale to nie mugole byli dla nich najgorszym sortem ludzi. Za takowy uchodzili w ich oczach czarodzieje, którzy z mugolami się zbratali, pobierając się z nimi, czarodziejów zaś, którzy urodzili się w rodzinach niemagicznych, uważali za złodziei magicznych mocy, których należało wytępić.
Dom przy Grimmauld Place 12 nie był oczywiście jedynym domem Blacków. Ród ten był tak wielki, że jego liczne rozgałęzienia można było spotkać na całych Wyspach Brytyjskich. Ale tutaj mieściło się jego serce i mózg, rezydencja głównej linii rodu. A nie działo się u niej wówczas najlepiej. Głowa rodu, Orion Black, był pięćdziesięcioletnim mężczyzną, silnym i zdrowym uzdrowicielem-specjalistą w Klinice Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga. Jednak jego żona Walburga przeszła wiele chorób, na skutek których nie mogła urodzić więcej dzieci. Blackowie zatem mieli dwójkę synów - starszego Syriusza i młodszego Regulusa. I to właśnie w tym młodym chłopaku Regulusie leżała cała nadzieja rodu Blacków. O starszym Syriuszu cała rodzina wolała jak najszybciej zapomnieć. Już od dzieciństwa był wyjątkowo krnąbrny, łamiąc wszystkie rodzinne tradycje. Jego odmienność zauważyła nawet Tiara Przydziału, która w jego pierwszym dniu pobytu w Hogwarcie przydzieliła go do Gryffindoru, a nie tak, jak resztę rodziny, do Slytherinu. Podczas jego pobytu w szkole, jego stosunki z rodziną stale się pogarszały. W końcu, dwa lata temu zdradził rodzinę, otwarcie zrywając z nimi stosunki. Matka zatem, nie mając wyboru, wydziedziczyła go poprzez wypalenie jego portretu na rodzinnym drzewie genealogicznym. W podobny sposób postąpiła także ze swoim bratem Alphardem, który przyjął Syriusza do siebie i zostawił mu swój majątek. Ród Blacków nie miał litości dla zdrajców. Regulus natomiast w pełni podzielał poglądy swojej rodziny, zatem to on był jedynym prawowitym spadkobiercą. Był to dość wysoki chłopak o sięgających mu karku, kruczoczarnych włosach i podobnej barwy oczach.
Tego dnia, podobnie jak wszyscy jego rówieśnicy, przygotowywał się do wyruszenia do Hogwartu. Właśnie zaczynał swój szósty rok nauki w najlepszej szkole magii na świecie. Pakował się do wyjazdu na północ na długie cztery miesiące, bowiem wróci dopiero na Boże Narodzenie. Towarzyszył mu w tym jego ulubiony skrzat domowy, Stworek.
- Czy nie dostarczyli nam dzisiaj Proroka Codziennego? - zapytał Regulus Stworka. Skrzat ukłonił się nisko swojemu panu, pstryknął palcami, a natychmiast na podłodze pojawiła się świeża gazeta. Stworek podniósł ją i podał swojemu panu.
Wybitny! | ![]() |
50% | [1 głos] |
Powyżej oczekiwań | ![]() |
50% | [1 głos] |
Zadowalający | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Nędzny | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Okropny | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Bardzo podoba mi się Twoje wprowadzenie w historię. Dużo autorów FF, gdy piszą znanej w serii HP postaci, nie wprowadzają czytelnika w ten świat. W końcu przecież FF o Harrym Potterze czytają fani sagi i powinni znać ten świat ;D U Ciebie naprawdę czuć tą magię. Zaczyna się jak najprawdziwsza książka, jestem tym po prostu oczarowana i zachwycona!
Niestety, czasem pisałeś bardzo nielogiczne zdania. Trochę też nadużywałeś niektórych słów jak "ów". Wiem, że "ów, owe" pasują do takiego bajania o historii rodu, ale musisz uważać, by nie przesadzić
Trochę dialogi kulały. Tak jakoś ciężko mi wyobrazić, by to wszystko było takie sztywne. Tym bardziej Regulus, młody chłopak, sam w swoim pokoju w ten sposób prowadził monolog. Ojca kwestia też mi jakoś za sztywno brzmi, nawet jak na sztywniaka.
No i można proszkiem Fiuu dostać się na dworzec? Gdzie tam jest kominek?