Rekord osób online:
Najwięcej userów: 299
Było: 06.07.2022 21:37:36
Współpraca z Tactic Games
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Nieoryginalna, Klaudia Lind, Anastazja Schubert, Takoizu, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Jak wyglądało życie Gauntów? Powstał film, który Wam to pokaże.
>> Czytaj Więcej
W sierpniu HPnetowicze mieli okazję spotkać się w Krakowie. Jak było?
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, louise60, Zireael, Aneta02, Anastazja Schubert, Lilyatte, Syrius...
>> Czytaj Więcej
Wydanie stworzyli: Klaudia Lind, Hanix082, Sam Quest, louise60, PaulaSmith, CoSieDzieje, Syriusz32.
>> Czytaj Więcej
Każdy tatuaż niesie ze sobą jakąś historię. Jakie niosą te fanowskie, związane z młodym czarodzie...
>> Czytaj Więcej
Dalsze losy bohaterów podążających śladem Tengela Złego...
>> Czytaj Więcej
Lupin szczerze w biegu
>> Czytaj Więcej
Gdy zdarza się to, co wydarzyć się musi.
>> Czytaj Więcej
Czasem trzeba się przebranżowić, by zostać w końcu docenionym.
>> Czytaj Więcej
W dziwnych przyszło nam żyć czasach, dziwnych!
>> Czytaj Więcej
Lily Potter wróciła do życia niecałe cztery godziny wcześniej, zdążyła już jednak zasiać niepokój...
>> Czytaj Więcej
Kto wyruszy do walki z Tengelem Złym?
>> Czytaj Więcej
Felder odzyskiwał świadomość. Głowa piekła go niemiłosiernie w miejscu, gdzie został uderzony. Cały czas był związany. Czuł zapach palonego drewna i rozkładających się zwłok. Słyszał jakieś rozmowy w obcym języku, śmiechy, śpiew, lejące się trunki. Pomyślał, że już zginął i trafił do bogów jako ofiara, że znajduje się gdzieś w świecie duchów. W końcu otworzył oczy. Po chwili stwierdził, że nadal znajdował się w swojej wiosce. Ale była ona inna, niż zazwyczaj. Dosłownie wszystko zostało w niej zniszczone: otaczający ją częstokół i wszystkie chaty zostały spalone, a studnia zakopana. Były już tylko ruiny, zwykłe pogorzelisko. Felder rozpoznał gdzie się znajduje tylko po znajomym sobie ukształtowaniu terenu, widokom otaczającym wioskę i rozmieszczeniu zniszczonych budowli. Tuż obok niego paliło się ognisko, przy którym siedziało z tuzin uzbrojonych po zęby wojowników. Wszyscy mieli gęste brody, żółte zęby i blizny po ospie na twarzach. Siedzieli przy ognisku i wesoło gawędzili, popijając piwo. Kiedy się rozejrzał, spostrzegł, że takich gromadek wojów przy ogniskach było tu wiele. Wiklinowy Pan stał w tym samym miejscu, w którym go ustawiono, ale teraz przywiązywano do niego zwłoki zabitych myśliwych i innych osób uczestniczących w Beltane. Ci wojownicy, kimkolwiek byli, nie oszczędzili nikogo. Większość osób miała popodrzynane gardła, ale wiszące dookoła sznury wskazywały też na to, że część powieszono. Felder rozglądał się dookoła, wypatrując zwłok członków swojej rodziny, ale ich nigdzie nie było. Sam nie wiedział, co się stało, ale chyba mógł mówić o bardzo dużym szczęściu. Miał zostać złożony w ofierze bogom, a tymczasem to wszyscy inni zostali do nich zesłani, on zaś z jakiejś przyczyny ocalał. Nasłuchiwał rozmów, ale nic nie był w stanie wywnioskować, jako że kompletnie nie rozumiał mowy tych wojowników. Leżał tak zatem nieruchomo przez dobre kilkadziesiąt minut. W końcu jeden z tych wielkich dryblasów podszedł do niego, chwycił go w pół, wziął pod pachę i zaniósł przed jakiegoś innego wojownika. Ten wyglądał nieco inaczej niż reszta. Miał długie, zaplecione w dwa warkocze siwe włosy i brodę nie tak krzaczastą jak pozostali. Na głowie nie nosił hełmu, lecz jakiś dziwny kapelusz, który sprawiał, że wyglądał bardzo dziwnie. Oczy miał jakieś dziwnie puste, nie patrzył się na woja, który przed chwilą przyniósł do niego Feldera, ale w jakiś punkt za jego ramieniem. Felder domyślił się zatem, iż ów rudy wojownik jest niewidomy. O ile w ogóle był on wojownikiem… Nie był, tak jak inni, uzbrojony po zęby w ciężki topór wojenny, ogromny miecz i wielką tarczę, nie miał na sobie też ciężkiej zbroi. W ręku trzymał długi, drewniany kostur zdobiony w jakieś dziwne wzory. Miał na sobie skórzany strój oraz pelerynę z wyhaftowanym złotym lwem. Przy pasie zaś nosił miecz. Siedział przy jednym z ognisk, na którym ustawiono ruszt z piekącymi się tam kurczakami. Wojownik rzucił Feldera na ziemię, pod nogi tego człowieka. Zamienili parę słów w tym dziwnym, obcym dla Feldana języku, po czym wojownik, który go przyniósł, rozwiązał go i odszedł.
- Przynieś mi kawałek kurczaka, chłopcze – powiedział dość spokojnym głosem mężczyzna językiem Feldera. Chłopak, początkowo nie wiedząc czy ów człowiek zwraca się do niego, w końcu zdecydował się wykonać polecenie. Wziął leżący przy palenisku nóż i odkroił skrzydło od smażącego się na ruszcie kurczaka, po czym zaniósł go temu mężczyźnie, który przed chwilą zdradził mu się z tym, że zna jego język. Ów człowiek wziął kurczęce skrzydło od Feldera i zaczął je jeść, zamykając przy tym oczy. Kiedy Felder zdał sobie sprawę, że obcy nie zamierzają go wypatroszyć, a w każdym razie nie w tym momencie, rozwiązał mu się język.
- Kim jesteście? – zapytał, choć wydawało mu się, że doskonale znał odpowiedź na to pytanie. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Przyszłymi władcami tej wyspy, mój chłopcze – odpowiedział spokojnie Sas. – Mnie nazywają Gorfryddyd. Pochodzę ze starego rodu Gryffindor. A ty jesteś Felder, młody czarodziej, wybraniec bogów.
Te ostatnie słowa sprawiły, że Feldera coś ścisnęło w żołądku. Już sam fakt, że nieznajomy znał jego imię wydawał mu się co najmniej dziwny, ale że powiedział mu, że jest…
- Zaraz… kim jestem? – zapytał Felder, który nagle dostał jakiegoś dziwnego przypływu odwagi, ale za moment tego pożałował. Gorfryddyd jednak nie wściekł się, wręcz przeciwnie – na jego twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu.
- Moje drogie dziecko – zaczął Gorfryddyd – jesteś czarodziejem! Tak jak ja i cały mój ród.
Niewidomy starzec nie mógł co prawda tego zauważyć, ale z jakiegoś powodu było po nim widać, że doskonale wyczuwa to, co Felder właśnie czuje i myśli. W takim razie to wszystko, co do tej pory mu się przytrafiało, to magia?
- Widzisz? Mówiłem ci. Masz magiczne zdolności. Jesteś naznaczony przez bogów. Właśnie dlatego ci szaleńcy nie mogli cię tknąć.
Mimo wszystko Felder był tym tak osłupiony, że nie był w stanie w to uwierzyć. Gorfryddyd wstał i pokuśtykał ku niemu. Stanął przed nim i położył mu rękę na ramieniu.
- Chodź ze mną, czarowniku Felderze. Będziesz moimi oczami. Jutro wyjaśnię ci wszystko, co tylko będziesz chciał – powiedział Gorfryddyd, chwytając Feldera za ramię. Chłopak zaczął prowadzić starca po wiosce, która w tym momencie była już stertą gruzów, na którym Sasi urządzili sobie obozowisko. Sam nie wiedział, co ma myśleć o słowach starego Sasa. Nie wiedział, czy ma wierzyć w jego słowa, choć ostatecznie przecież sam doświadczył już niejednokrotnie w swoim życiu magii, co prawda nieświadomie, ale jednak potwierdzało to, że Gorfryddyd może mieć rację. Co więcej on - Felder, syn Tokbara, zawsze ten „drugi”, spychany na dalszy plan, słabszy i mniej ważny, teraz miał okazję stać się kimś wyjątkowym. A marzył o tym z całego serca. Opowiadał mu więc wszystko, co widział, dokładnie opisywał mu wszystkich saskich wojowników, mówiąc mu dokładnie co robią. Nie rozumiał ani słowa z tego co między sobą mówili, ale to chyba nie było konieczne. Wszyscy byli już dość mocno pijani. Śmiali się więc wniebogłosy, śpiewali jakieś żołnierskie przyśpiewki, kołysali się (i niekoniecznie chodziło tu o taniec) i rzygali. Ot standard po wygranej bitwie. Felder zauważył, że wszyscy odrzucili swoje miecze i topory na bok. Gorfryddyd wyjaśnił mu, że u Sasów panuje takie prawo, że przy spotkaniach towarzyskich broń należy odłożyć. Wielu się to nie podobało i często marudzili z tego powodu, ale przyświecała temu jedna słuszna zasada – broń i alkohol nie tworzą zgranej pary. W końcu zauważył swojego brata. Sasi już wyprowadzali go ze stodoły, związanego i z obitą mordą. Resztę jego rodziny już wybili, o czym przekonał się, zerkając przez drzwi stodoły.
- Żałujesz ich? – zapytał Gorfryddyd.
- Nie. – odpowiedział prosto Felder i, niech mu bogowie wybaczą, dokładnie taka była prawda. Nigdy nie lubił swojej rodziny, a starszego brata miał wręcz ochotę własnoręcznie udusić za to, co mu zrobił. Niestety, nie miał takiej okazji. Zdążył tylko spojrzeć mu w oczy, by wyrazić wobec niego swoją wściekłość i nienawiść, kiedy Sasi przywiązywali go do pala, na którym wcześniej ustawiono pochodnię. Sasi zaczęli w jakiś sposób z niego drwić, ale z ich gestów Felder wyczytał, że o coś się zakładają. Trzech Sasów stanęło w odległości dwudziestu kroków od pala z przywiązanym Tokbarem, po czym zaczęli rzucać w niego nożami. Pierwszy trafił w rękę, wywołując przy tym rozcięcie tętnicy, co spowodowało wielki krwotok, wrzask Tokbara i chyba nawet zagłuszający to wrzeszczenie śmiech Sasów. Mogli już chyba poczekać, aż się wykrwawi, ale drugi rzucił kolejny raz i tym razem trafił w głowę. Nóż przebił ją na wylot, powodując śmierć w ciągu kilku sekund, a pozostali Sasi zaczęli gratulować temu, który ten nóż rzucił. A Felder opisywał to wszystko Gorfryddydowi z jakąś dziwną nutką satysfakcji w głosie… Do tej pory odczuwał obrzydzenie na widok krwi i na ogół mdlał. Ale ta wściekłość na brata i ojca za to, co chcieli mu zrobić, była najwidoczniej od tego wszystkiego silniejsza.
Gorfryddyd zabrał Feldera do jednego z namiotów i powiedział, aby się tu przespał. Dał mu też fiolkę z jakimś wywarem mówiąc, że powinien to wypić, jeśli nie będzie mógł usnąć. Felder zatem położył się na wilczych skórach i wyczekiwał snu.
Wybitny! | ![]() |
75% | [3 głosy] |
Powyżej oczekiwań | ![]() |
25% | [1 głos] |
Zadowalający | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Nędzny | ![]() |
0% | [0 głosów] |
Okropny | ![]() |
0% | [0 głosów] |
fajnie kreujesz swoje postacie. masz na nie pomysł i go realizujesz. nadal seria zapowiada się ciekawie. tworzysz szerokie i ładne opisy. ja zawsze mam z tym problem, bo najchętniej pisałabym same dialogi, a u Ciebie jest i to i to. wyważone! pisz dalej!