Była Śmierciożerczyni nie potrafi pogodzić się z faktem, że Lord Voldemort nie żyje, a młodzi Śmierciożercy nie rządzą światem. Postanawia coś z tym zrobić.
Syknęła cicho, gdy gorący punkcik zaczął się rozprzestrzeniać. Michael puścił gwałtownie jej rękę i sam złapał się za przedramię, wypuszczając przy tym różdżkę. Głuchy odgłos opadającego drewna rozniósł się po całym pokoju.
- To niemożliwe - wyszeptała, gdy czerwony z początku punkt zabarwił się na czarno i rozlał po skórze, tworząc Mroczny Znak. Blade kontury, które utrzymywały się do tej pory zamieniły się na grube kreski. Wąż zafalował.
- Myślałem, że po jego śmierci to nie będzie działać - pokręcił głową, cały czas nie dowierzając. Ból nieco zelżał, ale wciąż czuł jego słabe echa.
- Widocznie nasz pan był wybitnym czarodziejem.
- A gówno prawda. Dobrze wiesz, że gdyby nie my, nic by nie zrobił. A my posłuszne marionetki, na każde jego skinie...
- Dobra, skończ.
Chłopak jeszcze za czasów Czarnego Pana miał aspiracje, aby zająć jego miejsce. Nie bawiłby się wtedy w gnębienie jednego chłopaczka, a oczyścił świat z mugoli i innych szlamowatych istot. Niestety, jego przyjaciele nie podzielali jego ambitnych planów. Woleli siedzieć cicho i wykonywać polecenia. Nie miał im tego za złe. Byli elitą, załogą od tajnych, niebezpiecznych misji. No i też od tych, gdzie krew lała się strumieniami. Nie każdy potrafił utrzymać przytomność po takim widoku. Oni potrafili. Dlatego też byli Wybrańcami. Mordercze Dzieci, jak ich nazywano. Zrodzone i wychowane tylko po to, żeby zabijać. Maszyny do miotania Avadą Kedavrą. Bez uczuć. Bez serc. Bez litości i miłosierdzia. Bez życia.
Nie wystraszyli się, gdy coś huknęło na górze. Odskoczyli w panice tylko dlatego, że sufit zwalił im się na głowę. Christina ściągnęła obsypaną kurzem deskę z głowy i pomacała obolałe miejsce. Jak nic będzie guz, pomyślała, gramoląc się z pozostałości stropu. Michael w tym czasie oglądał swoją rozdartą koszulkę. W kilku miejscach znaczyła ją świeża krew. Nikt nie zwracał specjalnej uwagi na dłoń wystającą z gruzowiska. Dopiero, gdy się poruszyła, Johnson zauważyła szkarłatne paznokcie.
- Angela?
Cichy jęk uświadomił jej, że owszem była to Davis. Szybko oswobodzili ją z kawałków drewna i betonu. Wyglądała żałośnie cała pokryta białym proszkiem. Z włosów sterczały jej kawałki drzazg. Jednak kolorowe pasemka we włosach nadal się odznaczały i były jedynym pozytywnym elementem wyglądu dziewczyny.
- Wejście smoka zaliczone. Pamiętam, jak musiałaś coś zmajstrować wchodząc na każdą imprezę.
Johnson dostała nagle dobrego nastroju. Być może to przez widok przyjaciółki, a może z powodu jej wyglądu.
- Taa, fajnie fajnie. Miło powspominać, ale gdzie Lessi? Deportowała się razem ze mną.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi wejściowych. To nie mógł być kto inny, jak tylko młoda Lestrange. Nikt inny nie pukał do drzwi tajnej kwatery. Michael machnął różdżką i wszyscy mogli zobaczyć przemoczoną dziewczynę. Weszła do holu, a potem do salonu i przywitała zebranych promienistym uśmiechem, który kontrastował z jej stanem.
- Zarzuciło mnie trochę w prawo, ale i tak coraz lepiej sobie radzę.
Jedyny mężczyzna w towarzystwie kaszlnął, co zabrzmiało jak "czas najwyższy". Stojąca najbliżej Christina zachichotała cicho.
- Ej, będziemy tak stać, jak takie mugolaki? Tulkamy?
- O, Merlinie - zareagował Michael, tym razem głośno. Lessi zawsze działała mu na nerwy. Zaczęło się od tego, że ma pieską ksywkę, a potem... potem dziewczyna pokazywała, jak upierdliwa i irytująca potrafi być. Z pomocą przyszła mu Angela.
- Daj spokój, wystarczy "cześć". Ty jesteś mokra, ja brudna. Złe połączenie.
- Nie z tobą chciałam się przytulać - zaoponowała dziewczyna, ale posłusznie założyła ręce na piersi. Spojrzała na rumowisko, jakby dopiero teraz je zauważyła. - Uaa... trochę zajeżdża ruderą, nie?
- Czy ty kiedyś dorośniesz? - zapytał samiec alfa tej grupy, jednak nie czekał na odpowiedź. I dobrze, bo żadna nie zamierzała go nią zaszczycić.
- Reparo - mruknęła Christina, a cały gruz wzleciał w górę i ułożył się tak, jak wcześniej.
- Moim zdaniem trzeba by było zabezpieczyć.
- E tam - machnęła ręką. - Po prostu nie wchodzimy na górę.
Usiedli na kanapach i siedzieli cicho. Nikt nie wiedział, co powiedzieć, chociaż każdy próbował znaleźć temat do rozmowy. Nadal czekali na resztę, więc nie było sensu poruszać głównej sprawy. Oczywiście, być może czekali na próżno.
- Christina, a co u Angeliny? - zagadnęła Angela.
- Ma się dobrze. Musiała oddać swoje bliźniaki pod opiekę męża, żeby móc tu przylecieć. Trochę się o nie boi, ale ufa mu. Co nie zmienia faktu, że musimy się pospieszyć. Cześć.
Wszyscy odwrócili się gwałtownie. Tuż za nimi stała starsza siostra Jonhson. Włosy spięła w wysoką kitkę i wyglądała bardzo poważnie. Jak nauczycielka.
- No co? Drzwi były otwarte - próbowała się bronić, chociaż nikt nic nie powiedział.
Christina stanęła na kanapie i przeskoczyła przez nią. Mocno przytuliła siostrę. Pachniała domem.
- A mnie nie chciała przytulić - burknęła Lestrange.
- Też się stęskniłam - oparła dłonie o miękki mebel, który lata świetności miał już dawno za sobą i przechyliła się do przodu. - Dobra, to jeszcze Sherry i Night i można zaczynać zabawę, czy co tam chcecie robić.
- Nie chcesz wiedzieć, o co chodzi? - zapytała siostra stając obok.
- A po co? O coś fajnego.
Huknęło cicho i w obłoczkach dymu zmaterializowała się Caroline.
- Sherry!
- Wybaczcie, że tak długo. Stałam w korku, no i nie mogłam ot tak zostawić tam samochodu.
- Nie przejmuj się. Siadaj, rozgość się.
I znowu nastała niezręczna cisza. Kiedyś mogli gadać godzinami, śmiać się i imprezować do wieczora następnego dnia. Niejednokrotnie takie libacje kończyły się na jakimś mugolskim festiwalu. Budziły ich syreny policyjne. Panowie w mundurach musieli przyjeżdżać, gdy telefony urywały się pod falą zgłoszeń dotyczących serii morderstw.
Teraz jednak te czasy przeminęły. Nie mieli wspólnych tematów.
Michael siedział najbardziej posępny. Był rozczarowany, że jego najlepszy przyjaciel nie przybył. W sumie bardziej wściekał się za to, że Christina napaliła go na to zadanie, a ten teraz zostawił go samego z bandą kobiet, które chyba nigdy nie dorosły. Westchnął głośno.
- Ktoś chce coś mocniejszego do picia? Na trzeźwo z wami nie wysiedzę.
Odezwały się cztery potwierdzające głosy. Głowy wszystkich zwróciły się w stronę Angeliny.
- Jestem matką dwójki dzieci. Skończyłam z piciem.
Spojrzeli na nią zdziwieni, ale nie skomentowali abstynencji. Nie mieli ochoty nawet na moralizatorskie gadki o pozytywach picia. Michael wzruszył ramionami i wstał. Wrócił po chwili z pięcioma szklaneczkami i butelką Ognistej Whiskey. Brzdęk szkła i widok bursztynowej cieczy nieco poprawił morale towarzystwa. Rozlał powoli trunek i rozdał każdej z dziewczyn. Upiły szybko pierwszy łyk, jakby to miało odmienić ciężką atmosferę w ogół nich. Palący płyn przepłynął przez ich gardła. Odzwyczaili się od tego smaku, jednak żadne z nich się nie skrzywiło. To nie było na miejscu. Nie okazywali słabości. Tego nauczyli się podczas służby dla Lorda Voldemorta.
- Ktoś wie, co się dzieje z Draco?
Angela drgnęła lekko, a whiskey zachlupotała o ścianki.
- A co za różnica? Jebany zdrajca - warknął Michael i odstawił z hukiem szklankę.
Nie ciągnęły dalej tematu Malfoy'a. Faktycznie był zdrajcą, który wycofał się w czasie bitwy o Hogwart. Nie warto było o nim mówić.
- A co z Flintem, Goylem i tym drugim... Jak mu tam... Coś na G... - zapytała Caroline.
- Nie żyją - odparła cierpko Christina. - Znaczy, Marcus żyje, ale leży w Mungu i raczej nie wyjdzie. Oberwał pięcioma klątwami. Cud, że przeżył. Oderwało mu rękę i nogę. Psychika w rozsypce. Jest na poziomie kota. Nie poznaje ludzi. Wrak człowieka.
Wiedziała o tym, bo postanowiła go odwiedzić. Kiedyś był dla niej kimś bliskim, więcej niż przyjacielem. Bardziej bratem. Współczuła mu z całego serca i próbowała nawet zakończyć jego męki, ale czuwająca rodzina nie opuszczała chłopaka na krok.
- A Marcy?
- Mimid? - zapytała pusto starsza siostra Johnson. - Mimid zginęła dwa tygodnie po bitwie. Pieprzeni Aurorzy. Zaczaili się na nią w krzakach, kiedy wracała do domu ze szpitala. Parszywe mendy.
Wyrwała siostrze szklaneczkę i upiła łyk płynu, po czym oddała jej grzecznie naczynie.
- Sebastian?
- A kogo to obchodzi. Jesteśmy tu my. Nikt więcej się nie pojawił. Może już zaczniemy, co? - Michael spojrzał z nadzieją na blondynkę.
- Może zaczekajmy jeszcze trochę, co? - zaproponowała cicho Lestrange.
- Misiek ma rację, nikt już nie przybędzie.
Sherry, która od czasu wspomnienia Nighta siedziała jak na szpilkach, teraz się rozluźniła. Upiła mały łyczek i czekała na plan działania. Tymczasem Michael nadąsał się słysząc znienawidzoną ksywkę z dawnych lat.
- Okey, w takim razie... Proponuję abyśm....
Huk. Dym. Ciemna postać.
- Zaczęliście pić beze mnie, to może chociaż z planem poczekacie, co szlamy?
Dym rozwiał się i został nie kto inny jak sam Mr. Night.
Absolutnie, niesamowite. Bardzo łatwo się wczuć w ten klimat. Od dawna czekałem na tak dobry FF z udziałem śmierciożerców i ( tak mi sie wydaje) zaburzenia porządku w tym ich spokojnym świecie. Genialne.
Ps. i tylko 30 punktów? :o
przynajmniej doganiamy Gryfonów w Pucharze
Dzięki