Hermiona spędza weekend w Norze, gdzie dostaje listy z Hogwartu, po czym wybiera się na zakupy na Ulicę Pokątną.
Wieczorem Pani Weasley zorganizowała małe przyjęcie, na którym zebrało się kilka osób. Poza państwem Weasley, Harrym, Ronem, Hermioną i Ginny zjawili się również George, Bill i Fleur. Pani Weasley przyrządziła uroczystą kolację na zewnątrz, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że pogoda tego dnia zdecydowanie dopisywała. Tuż po złożonych gratulacjach dla Hermiony i Ginny, zasiedli do stołu, gdzie poza zajadaniem się pysznościami, wszyscy utonęli w gwarze rozmów. Hermiona siedziała pomiędzy Ronem a Billem, z którym pogrążyła się w rozmowie na temat jej nowych obowiązków jako prefekt naczelnej.
– Wiesz, w sumie, skoro byłaś już prefektem, to za wiele się nie zmieni, będziesz musiała nadzorować wraz z drugim prefektem naczelnym pozostałych, rozdzielać im zadania. Będziecie się też częściej spotykać z nauczycielami w sprawie pewnych spraw w Hogwarcie. Poza tym te same obowiązki, co za czasów bycia prefektem, pilnowanie korytarzy wieczorami, porządku, w razie potrzeby karanie uczniów, itp. – oświadczył jej Bill, wspominając czasy, kiedy to on był prefektem naczelnym w Hogwarcie.
– Dasz sobie radi, Hermiono – poparła męża, Fleur uśmiechając się do niej.
– Dzięki, w sumie do tej pory jestem zaskoczona, że mnie wybrano – odpowiedziała Hermiona, której stosunek do Fleur już od jakiegoś czasu znacznie się zmienił. Od kiedy Bill został ciężko raniony przez Greybacka, a mimo to dziewczyna go nie opuściła, do Hermiony dotarło, że Fleur jest wartościową kobietą i żoną, czego wcześniej sama nie dostrzegała.
– Swoją drogą, widzieliście artykuł o nowych nauczycielach w Hogwarcie? – zapytał Bill, wyciągając gazetę, którą wcześniej przeglądał, zanim zasiedli do stołu. – Jest w dzisiejszym Proroku Codziennym.
– Naprawdę? Nie czytałam dzisiaj Proroka – oświadczyła, zaskoczona Hermiona, równie tak samo, jak Ron.
– Macie, jest tutaj – wskazał Bill, pokazując im artykuł na stronie czwartej i wręczając im gazetę. U samej góry widniał tytuł, który od razu informował o tym, że rzeczywiście szkoła znalazła już nauczycieli na stanowiska, na których był wakat.
Nowi nauczyciele
w Szkole Magii i Czarodziejstwa
w Hogwarcie
Pragniemy poinformować, że zgodnie z informacjami, jakie otrzymaliśmy z naszego zaufanego źródła, nowa dyrektor Hogwartu, profesor Minerwa McGonagall, zdołała znaleźć już nowych nauczycieli, którzy obejmą stanowiska, na których pojawiły się wakaty po ostatnich wydarzeniach. Mowa tu przede wszystkim o przedmiotach: mugoloznastwie i obronie przed czarną magią, których w poprzednim roku „nauczało" rodzeństwo śmierciożerców – Amycus i Alecto Carrowowie, a także transmutacji, z racji tego, że Minerwa McGonagall została dyrektorką i nie może łączyć tej funkcji z posadą nauczyciela przedmiotu.
Zgodnie z tym, co udało się nam ustalić, nauczycielem obrony przed czarną magią zostanie Eric Hughes, nauczycielem transmutacji – Raphael Clarke, natomiast nauczycielką mugoloznastwa – Katherine White. Więcej informacji na temat nowych nauczycieli możecie znaleźć kolejno na stronach 9, 10 i 11.
– Zupełnie zapomniałam, że przecież ktoś musi przyjść w miejsce McGonagall – oświadczyła Hermiona, czytając artykuł, poprzez jej ramię starał się zaglądać również do niego Ron. – Znacie kogoś z nich? – spytała z ciekawością, patrząc po innych siedzących wokół stołu.
– Ten Hughes kiedyś pracował w ministerstwie w dziale aurorów – włączył się do rozmowy pan Weasley. – Parę lat temu jednak odszedł, w sumie nikt nie wiedział dlaczego.
– Jaki on jest? – dopytywała Hermiona.
– Wiesz, Hermiono, osobiście nie miałem z nim wiele do czynienia. Z tego, co udało mi się kiedyś usłyszeć, mówili, że to dość skryty i wymagający mężczyzna.
– Czyżby kolejny Severus Snape? – nie mógł się powstrzymać Ron. – Dobrze, że nas to już ominie. Co nie Harry?
– Za to dziewczyny będą mieć rozrywkę – przyłączył się do niego Harry, żartując z Ginny i Hermiony.
– Tak, bardzo śmieszne – trąciła go łokciem Ginny. Kolacja upłynęła wśród gwaru rozmów i śmiechu, a także brzdęku sztućców i odstawianych pucharów. Kiedy jednak Ginny ziewnęła, co nie uszło uwadze pani Weasley, zaczęli sprzątać i tuż po tym wszyscy udali się do łóżek.
* * *
Po udanym weekendzie, który Hermiona spędziła w Norze, wróciła do domu swoich rodziców. Wróciła jednak dość późno, więc o wszystkim opowiedziała im dopiero rano następnego dnia. Oczywiście nie omieszkała nie wspomnieć im o tym, że została nową prefekt naczelną w Hogwarcie, co spotkało się z szeregiem pochwał i gratulacji z ich strony.
– Gratulacje, córeczko, tak się cieszę – wyszeptała matka Hermiony, obejmując ją.
– Nasza mała, wzorowa uczennica – dodał ojciec Hermiony, klepiąc ją po ramieniu. – A jak tam było u państwa Weasleyów?
– Świetnie, spędziliśmy trochę czasu z Ronem, był również Harry, więc w końcu mieliśmy okazję wszyscy się zobaczyć i pobyć ze sobą chwilę, zwłaszcza że za chwilę takich okazji będzie jeszcze mniej – odpowiedziała Hermiona, kiedy już usiedli przy stole.
– Masz jakieś plany na dzisiaj? – zapytała córkę, Jean Granger, podając śniadanie do stołu.
– Tak, chcę skoczyć na ulicę Pokątną, muszę pokupować wszystkie rzeczy do szkoły, skoro już mam wykaz – odpowiedziała Hermiona, biorąc z talerza kromkę z dżemem.
– Może w takim razie pojedziemy z tobą?
– Dam sobie radę, tato, naprawdę, nie ma tego dużo.
– To chociaż podrzucę cię pod ten pub, spod którego zawsze się tam udawaliśmy i tak muszę na chwilę zajrzeć do pracy, później cię odbiorę. Zaraz, jak on się nazywał?
– Dziurawy kocioł – odpowiedziała Hermiona, przełykając.
– No właśnie, czyli umowa stoi? Jedziesz ze mną?
– Dobrze, tato, dziękuję – zgodziła się Hermiona, uznając, że nie jest to taki zły pomysł. – Tylko zjem, wyszykuję się i będę gotowa.
– Spokojnie, mamy jeszcze chwilę czasu. – Pan Granger wskazał na zegarek wiszący na ścianie.
* * *
Hermiona wysiadła z samochodu tuż przed obskurnym pubem, nad którego wejściem znajdował się szyld z napisem: Dziurawy Kocioł. Pomachała ojcu na pożegnanie i nim się obejrzała, samochód włączył się do ruchu i pomknął przed siebie. Były wakacje, więc na ulicach nie brakowało mugoli załatwiających swoje codzienne sprawy. Gdy tylko nadarzyła się okazja, kiedy nikt na nią nie patrzył, podeszła do drzwi pubu i weszła do środka. Wewnątrz znajdowało się parę osób, niektórzy z nich siedzieli przy stolikach w małych grupkach. Gdy tylko Hermiona weszła do środka, została dostrzeżona przez barmana Toma, który z nadzieją podszedł do niej.
– Witam, panią, coś podać? – zapytał, mając nadzieję, że Hermiona spędzi tutaj chociaż chwilę.
– Dziękuję, panu, ale dzisiaj tylko przechodzę, muszę zrobić zakupy na Pokątnej – oznajmiła Hermiona, spoglądając na niego i uśmiechając się.
– Rozumiem, w takim razie życzę miłego dnia – odpowiedział Tom, trochę zrezygnowany.
– Dziękuję, wzajemnie. – Hermiona skierowała się do tylnego wyjścia z pubu, kiedy przeszła przez drzwi, znalazła się na małym, tak dobrze jej znanym zamkniętym podwórku. – Trzy do góry, dwie w bok – mruknęła do siebie Hermiona, stukając w odpowiednią cegłę różdżką. Jej oczom ukazało się przejście na Ulicę Pokątną. Mimowolnie spojrzała jednak na różdżkę. Mimo że upłynęło już trochę czasu, dalej nie mogła się w pełni do niej przyzwyczaić. Pan Ollivander tuż po zakończeniu wojny z Czarnym Panem wykonał dla niej nową, ale nie ukrywała, że brakowało jej swojej starej różdżki. Wiedziała jednak, że to kwestia czasu i przyzwyczai się również do nowej. Ta nowa została wykonana z wiśni z włosem jednorożca, ma 10 i ½ cala oraz jest dosyć giętka.
Hermiona weszła na Ulicę Pokątną, gdzie ruch dzisiaj dorównywał temu w Londynie na ulicach mugoli. Wszędzie kręcili się czarodzieje, często z dziećmi, gdzie chodzili od sklepu do sklepu, aby zrobić zakupy. Domyślała się, że spora część z nich na pewno wybiera się do Hogwartu. Hermiona spojrzała na swą listę zakupów i udała się w pierwszej kolejności do górującego w oddali Banku Gringotta, aby wymienić pieniądze mugoli na te czarodziei. Kiedy wchodziła do środka, przed oczami mignęły jej nie tak odległe wspomnienia, kiedy wraz z Harrym i Ronem włamali się do niego, aby wykraść jeden z horkruksów. Nie mogła wyjść z podziwu, że podobnie jak w Hogwarcie, tutaj również gobliny uporały się już z naprawami i po zniszczeniach dokonanych w dużej mierze przez nich samych, nie było już śladu. Kiedy wyszła z banku z sakiewką pełną galeonów, sykli i knutów, skierowała się najpierw do sklepu Madame Malkin, gdzie właścicielka obsługiwała właśnie małą dziewczynkę w towarzystwie jej matki.
– Mamo, długo jeszcze? – spytała dziewczynka niecierpliwie, kiedy Madame Malkin wbijała szpilki w szatę leżącą na niej.
– Już niedługo, skarbie. Bądź cierpliwa, każdy uczeń musi mieć takie szaty w Hogwarcie – uspokajała ją matka, siedząca obok na krześle.
– Dzień dobry, witam panią – powitała Hermionę właścicielka sklepu, kiedy ją ujrzała. – Po nowe szaty do Hogwartu?
– Dzień dobry, tak – odpowiedziała Hermiona.
– Niech pani zaczeka, za chwilkę kończę tutaj i już się panią zajmę. Proszę usiąść. – Madame Malkin wskazała na krzesło znajdujące się obok matki dziewczynki. Kiedy po kilku minutach dziewczynka wraz ze swoją mamą opuściły sklep z nowymi szatami, wyglądała na bardzo szczęśliwą, że ma już to za sobą.
– Ach ci najmłodsi uczniowie, zawsze tacy niecierpliwi – uśmiechnęła się właścicielka sklepu. – Niech pani tutaj stanie, zaraz wszystko posprawdzamy i pomierzymy.
Niedługo później Hermiona również opuściła sklep Madame Malkin z nowymi szatami i tym razem skierowała swoje kroki do Księgarni Esy i Floresy. Jeszcze nie doszła do drzwi, kiedy zauważyła dość sporą kolejkę. Zrezygnowana również stanęła za ostatnią z osób i z lekkim zdziwieniem dostrzegła w niej znajomą twarz.
– Justyn? – spytała niepewnie, gdyż widziała go tylko przez chwilę, kiedy się obejrzał, a teraz stał do niej tyłem. Na dźwięk swojego imienia jednak odwrócił się i również rozpoznał Gryfonkę.
– Hermiona, miło cię widzieć, co tutaj robisz? – przywitał się, wyraźnie uradowany Puchon.
– Małe zakupy przed rozpoczęciem roku szkolnego – odpowiedziała.
– A więc również wracasz do Hogwartu?
– Tak i cieszę się, że widzę, że nie jako jedyna – uśmiechnęła się do niego. – Miło widzieć cię całego i zdrowego po tym, co się działo.
– Wiesz, udało mi się uciec za granicę wraz z rodzicami, zaraz po tym, jak nowy reżim zaczął ścigać mugolaków – opowiadał Justyn, kiedy kolejka do księgarni powoli się zmniejszała. – Ukrywaliśmy się we Francji, kiedy jednak usłyszeliśmy o upadku Sama–Wiesz–Kogo, postanowiliśmy wrócić do kraju, a ja chcę zakończyć naukę w Hogwarcie, skoro nie dane mi było w zeszłym roku. Świetna sprawa, że profesor McGonagall dała nam taką możliwość. Słyszałem, że mieliście duży udział w upadku Sama–Wiesz–Kogo?
– Można tak powiedzieć – odpowiedziała zdawkowo Hermiona, która akurat na ten temat nie chciała się zbytnio rozwodzić. Szczegóły znało w końcu dość niewielkie grono osób i wolała, żeby tak zostało. – Wiesz może, czy ktoś jeszcze wraca?
– To Harry i Ron nie wracają?
– Nie, próbowałam ich namówić, ale oni chcieli już zacząć pracę w ministerstwie. Udało im się załapać do Kwatery Głównej Aurorów.
– Łał, ekstra. Czyli do tej pory nie wiesz o nikim, kto by powrócił? – spytał Justyn.
– Niestety nie – odpowiedziała. – Miałam nadzieję, że może ty coś wiesz, zawsze to inaczej, gdyby było nas parę osób z naszego roku.
– Też niestety wiele nie wiem, niedawno wróciliśmy, od dawna nie miałem z nikim kontaktu. Pisałem parę dni temu tylko z Erniem, ale on ukończył Hogwart w zeszłym roku, więc na pewno się nie wybiera, mimo że ten jego ostatni rok w Hogwarcie wyglądał, jak wyglądał. – Gdy tak dyskutowali o szkole, kolejka stawała się coraz mniejsza i nim się obejrzeli, wyszli z księgarni z nowymi podręcznikami pod pachą. Hermiona pożegnała Justyna i udała się dokończyć zakupy.
Udała się jeszcze do apteki, aby kupić składniki do eliksirów, a na koniec do Magicznej Menażerii, gdzie kupiła dla Krzywołapa kilka przysmaków. Kiedy już uporała się z zakupami, nie omieszkała na koniec zajrzeć do Magicznych Dowcipów Weasleyów, aby odwiedzić George'a i sprawdzić, jak sobie daje radę w sklepie, kiedy nie miał już do pomocy Freda. Sam wystrój i wystawa sklepu niewiele się zmieniła, od kiedy bracia bliźniacy wynajęli lokal i założyli tutaj sklep. Ciągle budynek był najbardziej krzykliwym miejscem z bijąca po oczach witryną na całej ulicy. Hermiona weszła do środka, gdzie jak zawsze były tłumy ludzi robiących zakupy i przeglądających najróżniejsze towary. Dostrzegła George'a dyskutującego ze swoją pracownicą Verity i skierowała się w jego stronę.
– Cześć, George – przywitała się, kiedy do nich podeszła.
– O, witaj Hermiono, co tutaj robisz? – zapytał zdziwiony, kiedy już ją dostrzegł.
– Robiłam zakupy na Pokątnej i pomyślałam, że zajrzę zobaczyć, jak sobie radzisz?
– Och… – na twarzy George'a pojawił się na chwilę ledwo widoczny cień. – No wiesz, teraz kiedy już wojna się skończyła, sklep pomału staje z powrotem na nogi. Zresztą sama widzisz, na ruch nie narzekamy. – George wskazał w kierunku tłumów, które przewijały się po sklepie.
– Jak dajesz radę samemu to ogarnąć? – spytała Hermiona, która z jednej strony wolała uniknąć rozmowy o Fredzie, a z drugiej strony uważała, że nie można takich rozmów unikać w nieskończoność.
– No wiesz, nie ukrywam, że bez Freda, to już trochę nie to samo… – odpowiedział George, który jednak starał się nie okazywać po sobie, jak bardzo cierpi po śmierci brata. – Pracy też jest więcej, ale mam Varity do pomocy, ostatnio Angelina też dość często tu zagląda i próbuje mi pomóc, dla niej to też niełatwy czas. Wiem jednak, że Fred chciałby, żeby sklep funkcjonował jak dawniej.
– Rozumiem, cieszę się, że dajesz sobie radę – uśmiechnęła się do niego Hermiona, która dopiero teraz zorientowała się, że Angelina chodziła z Fredem i na pewno też bardzo to przeżywa. Cieszyła się jednak, że wzajemnie próbują się wesprzeć w tej sytuacji razem z Georgem. – Wiesz, że na nas też zawsze możesz liczyć, jeśli potrzebowałbyś tu jakiejś pomocy.
– Wiem, doceniam to Hermiono, ale zdaję sobie też sprawę, że ty zaraz wracasz do Hogwartu, a Harry z Ronem robią teraz wielką karierę w ministerstwie – mrugnął do niej okiem i poklepał po ramieniu. Hermiona uśmiechnęła się, słysząc te słowa. – Wiem jednak, że zawsze mogę na was liczyć. To jak, już zakupy zrobione? – dopytywał, patrząc na jej torby, które miała ze sobą.
– Tak, już byłam wszędzie, ale mam nadzieję, że nie pogniewasz się, jak dzisiaj nie kupię nic u ciebie?
– Może tym razem ci wybaczę – odpowiedział George i po chwili dodał. – Dzięki, że wpadłaś, Hermiono.
– Nie ma za co, trzymaj się, lecę, bo tata ma mnie odebrać sprzed Dziurawego Kotła. – Pożegnała się z Georgem i udała się z powrotem do pubu, teraz już obładowana zakupami. Nie zatrzymała się jednak na dłużej, gdy tylko wyszła na mugolską część Londynu, zauważyła, że tata już na nią czeka na parkingu.
– Kupiłaś wszystko? – spytał na powitanie.
– Tak, udało mi się wszystko pozałatwiać.
– Świetnie, to pakujemy wszystko i jedziemy do domu, bo mama już pewnie czeka z obiadem.
* * *
Samotny mężczyzna przechadzał się skrajem jeziora. Ubrany był w ciemny płaszcz z kapturem, który miał zarzucony na głowę. Szedł zamyślony z pochyloną głową, gdyby ktoś jednak na niego spojrzał w tej chwili, z całą pewnością odniósłby wrażenie, że jego obecność tutaj nie jest przypadkowa. Ewidentnie kierował się w bliżej określonym celu. Na jego tle po drugiej stronie jeziora wśród zachodu słońca wznosił się olbrzymi zamek, który mężczyzna bardzo dobrze znał, a z którym wiązał obecnie część swoich planów. Niedaleko przed sobą na brzegu jeziora dostrzegł wpatrujących się w budowlę dwoje ludzi. Na jego twarzy zagościł chwilowy uśmiech i pewnym krokiem ruszył w ich kierunku. Jedną z osób była młoda kobieta w niebieskiej szacie, również z narzuconym kapturem, spod którego wystawały kosmyki ognistorudych włosów. Biła od niej zdecydowana pewność siebie. Drugą z osób był mężczyzna w średnim wieku w jasnozielonej szacie, który patrzył w kierunku zamku głęboko zamyślony.
– Witajcie, przyjaciele – przywitał się z nimi nowoprzybyły. – Cieszę się, że już jesteście.
– Witaj, Rudolfie – odpowiedział mężczyzna towarzyszący kobiecie.
– Mam nadzieję, że wszystko idzie zgodnie z naszym planem, jak do tej pory? – zapytał, marszcząc brwi Rudolf Lestrange.
– Oczywiście, Rudolfie, wszystko jak do tej pory się udało, to również zasługa Victorii oczywiście, która wszystkiego dopilnowała. – Mężczyzna w ciemnej szacie uniósł pytająco brwi w stronę kobiety, słysząc te słowa.
– Dopilnowałam, by zbyt wielu nie wmieszało się w tę sprawę, dzięki czemu wynik był z góry przesądzony – odpowiedziała na niezadane pytanie z uśmiechem na ustach.
– Mam nadzieję, że dyskretnie? – dopytywał Lestrange. – Nie chcielibyśmy, by przez drobną pomyłkę nasz plan już na starcie legł w gruzach.
– Nie musisz się niczego obawiać, byłam aż nadto dyskretna – wyrzuciła z siebie bez wahania, patrząc mu w oczy.
– To dobrze, cieszę się, że mamy was oboje po naszej stronie, w końcu to od was zależy początkowa faza naszych planów. Choć jak na razie wszystko zmierza w odpowiednim kierunku – Rudolf Lestrange wpatrywał się w Hogwart po drugiej stronie jeziora. To samo poczyniła pozostała dwójka. – Teraz jednak przed nami najtrudniejsza część zadania – zauważył. – Musisz być bardzo ostrożny – zwrócił się do drugiego mężczyzny, który skinął mu głową.
– Wiem, dam sobie radę.
– Natomiast ty Victorio przyczaj się gdzieś w pobliżu i bądź w pogotowiu. Wszyscy trzymamy rękę na pulsie, ale czasami sprawy przybierają nagły i niespodziewany obrót. Lepiej, by ktoś był również na miejscu.
– Oczywiście, Rudolfie, mam już wstępnie upatrzoną miejscówkę – odparła kobieta zwana Victorią.
– To dobrze. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z naszym planem, przywrócimy nowy ład w świecie czarodziejów.