Dzień po zakończonej bitwie o Hogwart i pokonaniu Lorda Voldemorta. Opis Hogwartu po walkach, pierwsze problemy przed którymi staną nauczyciele oraz Harry, Ron i Hermiona.
Uwaga: Ze względu na obszerne rozdziały, większość z nich będzie dzielona najprawdopodobniej na dwie części. W takich wypadkach proszę się nie dziwić,
że poszczególne części rozdziałów będą się nietypowo kończyć i zaczynać, ponieważ ze względu na HPnet, muszę te rozdziały przymusowo dzielić.
Nad zamkiem zaczęły pojawiać się pierwsze promienie wschodzącego słońca, wyglądające zza grzbietów otaczających budowlę gór. Blask światła odbijał się w pobliskim jeziorze,
z którego przez ułamek sekundy wyłoniła się wielka kałamarnica. Nad Hogwartem ciągle można było dostrzec kłęby dymu unoszące się nad wieżami i murami, a gdzieniegdzie tlił się jeszcze ogień. Zamek wyglądał jak po bombardowaniu. Mało kto uwierzyłby w to,
że jeszcze wczoraj o tej porze nie było śladu żadnych zniszczeń. Jednak poprzedniej nocy Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie stanęła przed olbrzymim zagrożeniem ze strony Czarnego Pana i jego zwolenników.
Dokładnie wczorajszej nocy Lord Voldemort stanął na czele swych śmierciożerców, a także wielu potworów, aby pokonać obrony zamku i zabić Harry'ego Pottera, niszcząc w ten sposób ostatnią nadzieję tych, którzy ciągle stawiali mu opór. Chłopca, który już nie raz wychodził żywo ze starć z nim samym, potomkiem samego Salazara Slytherina, największego czarnoksiężnika, jakiego widział świat czarodziejów. Tak się jednak nie stało. Ostatecznie Harry Potter pokonał Tego–Którego–Imienia–Nie–Wolno–Wymawiać, kończąc
w ten sposób tyranię, strach i cierpienie, które w ostatnich latach szerzyły się w świecie czarodziejów. Wielu zwolenników Voldemorta, również przypłaciło tę walkę życiem. Niestety ofiar nie brakowało też wśród starszych uczniów, a także członków Zakonu Feniksa
oraz innych osób, które stanęły w obronie zamku.
Po krótkiej radości z powodu odniesionego zwycięstwa oraz po zebraniu ciał zmarłych
i rannych osób, większość z osób broniących Hogwartu, pozostała w zamku, gdzie odpoczywała przez resztę nocy w dormitoriach. Pierwsze promienie słońca wpadały
już jednak przez okno wieży Gryffindoru, gdzie kilka dziewcząt spało w swoich łóżkach
z baldachimami. Po każdej z nich widać było ślady bitwy sprzed kilku godzin.
Hermiona Granger przebudziła się i spojrzała ze zmęczeniem w stronę okna. Nie mogła powiedzieć, że specjalnie odpoczęła przez tę resztę nocy. Emocje po tym, co się wydarzyło, nie mogły jej opuścić, ciągle wracała myślami do chwil, które jeszcze przed chwilą miały miejsce, do osób, które nie ujrzą już dziś światła dziennego. Rozejrzała się po dormitorium, stwierdzając, że reszta dziewcząt jeszcze śpi. Wstała po cichu, a ponieważ w nocy nawet nie ściągała ubrania, zeszła na dół do pokoju wspólnego. Schodząc po schodach, zauważyła, że ktoś wpatruje się w okno, oglądając wschód słońca.
– Cześć, Harry – przywitała się ze swoim przyjacielem, po którym od razu poznała,
że również niezbyt wypoczął tej nocy.
– Witaj, Hermiono – odpowiedział, zerkając na nią tylko przez chwilę.
– Wciąż nie mogę uwierzyć, że to wszystko się skończyło… – zaczęła, pochodząc do niego. Nie musiała pytać, znała go od wielu lat, wiedziała, że podobnie jak ona, odczuwa w tym momencie wiele rzeczy. – Będzie potrzeba bardzo dużo czasu, nim zamek będzie wyglądał jak dawniej.
Patrząc przez okno, można było dostrzec ogrom zniszczeń. Na dziedzińcu Hermiona dostrzegła woźnego Argusa Filcha, który wraz ze swoją kotką Panią Norris, już oceniał ilość prac, jakie trzeba będzie poświęcić na przywrócenie zamku do jego dawnej świetności.
– Ron jeszcze śpi? – spytała. Harry odwrócił się do niej i popatrzył jej w oczy.
– Chyba chciał, żeby tak to wyglądało, ale moim zdaniem nie zmrużył nawet oka tej nocy
i wcale mu się nie dziwię – odpowiedział zgodnie z prawdą. Za dużo się działo tej nocy
z jednej strony euforia po zwycięstwie, a z drugiej Ron stracił swojego brata, jak i wiele bliskich im osób. On sam niewiele rozmawiał z Ginny. W tych krótkich chwilach, kiedy byli razem, próbował okazać jej wsparcie, ale wyczuwał, że dziewczyna chciała być obecnie sama, a on chciał to uszanować. – Myślę, że oboje, Ron i Ginny, jak i wszyscy Weasleyowie potrzebują trochę czasu – dodał Harry. – Sądzę z resztą, że my wszyscy na razie
nie umiemy sobie poradzić ze stratą tak wielu osób.
– Pewnie masz rację. Zbyt wiele się wydarzyło – zgodziła się Hermiona. Z dormitoriów zaczęły dochodzić pierwsze odgłosy, budzących się osób. Nie minęło nawet kilka minut, kiedy pokój wspólny zaczął się zapełniać ludźmi. Po pewnym czasie pojawił się również Ron i po chwili dostrzegł ich siedzących na sofie przed kominkiem. Podszedł do nich, a Hermiona wstała i przytuliła się do niego.
– Czekaliśmy na ciebie, wszystko w porządku? – zapytała, patrząc na niego z troską.
– Tak, myślę, że tak, muszę to sobie wszystko poukładać, to, że Freda… – jego oczy delikatnie się zaszkliły, ale po chwili wziął się w garść. – Już z nami nie ma…
Nim Harry czy Hermiona zdążyli cokolwiek odpowiedzieć, portret Grubej Damy uchylił się,
a do pokoju wspólnego weszła profesor McGonagall. Ona również wyglądała, jakby niewiele spała tej nocy. Rozejrzała się po pokoju, spoglądając na grupki uczniów, byłych absolwentów, a także dorosłych osób, które nocowały dzisiaj wyjątkowo w wieży Gryffindoru, po wydarzeniach poprzedniej nocy.
– Przepraszam, że tak wcześnie, zdaję sobie sprawę, że jeszcze nie wszyscy na pewno zeszli z dormitoriów, ale chciałam was zaprosić do Wielkiej Sali na śniadanie. Skrzaty domowe obiecały, że postarają się coś przygotować, a my wcześnie rano razem z resztą nauczycieli uporządkowaliśmy Wielką Salę na tyle, że jakoś powinniśmy się tam w miarę pomieścić. Proszę, abyście przekazali tą wiadomość innym osobom, których tu jeszcze
nie ma – poprosiła profesor McGonagall, po czym wyszła z wieży Gryffindoru.
– Nawet dzisiaj skrzaty nie mają odpoczynku i już się zabrały do pracy – uśmiechnął się Ron, zerkając na Hermionę, ciekaw jej reakcji i chcąc zmienić temat. Na razie nie chciał rozmawiać o Fredzie, Lupinie, Tonks i innych poległych wczoraj osobach. Jeszcze przyjdzie na to czas. Zresztą Ginny na pewno będzie potrzebować wsparcia, była najmłodsza
z ich rodzeństwa. Także rodzice, George równie szczególnie, gdyż miał ze swoim bratem bliźniakiem najlepszy kontakt. Musi być dla nich silny.
– Na pewno one same, jak i nauczyciele chcą, by wszystko jak najszybciej wróciło
do normy, by wszyscy mogli się jeszcze raz spotkać… – zaczęła Hermiona, ale dokończył
za nią Harry.
– I podziękować przynajmniej w ten sposób za pomoc tym wszystkim osobom w obronie zamku.
Kiedy byli gotowi zeszli w trójkę do Wielkiej Sali, na korytarzach niewiele się zmieniło
od poprzedniej nocy. Gdy weszli jednak do Wielkiej Sali, zdążyli zauważyć, że cztery stoły stały tak jak dawniej, a ciała rannych i zmarłych zostały przeniesione. O zniszczeniach przypominały tylko rozbite okna, resztki cegieł znajdujące się pod ścianami, a także leżące gdzieniegdzie rubiny i szmaragdy z klepsydr przedstawiających aktualną zdobycz punktową poszczególnych domów. Harry, Ron i Hermiona nie byli pierwszymi osobami, które pojawiły się w sali, schodziło się coraz więcej osób, przy stole nauczycielskim siedzieli już wszyscy profesorowie. Nie minęło więcej niż piętnaście minut, kiedy profesor McGonagall wstała
i zajęła miejsce na środku, gdzie tak wiele razy przemawiał do nich z tego miejsca profesor Dumbledore.
– Myślę, że to już wszyscy – zaczęła profesor McGonagall, rozglądając się po sali.
– Dziękuję, że przybyliście. Wiem, że pewnie większość z was myśli już o powrocie
do domów, ale chcielibyśmy chociaż w ten sposób podziękować wam wszystkim za pomoc, dzięki waszej odważnej postawie, niezachwianej wierze w zwycięstwo udało nam się pokonać Tego–Którego–Imienia–Nie–Wolno–Wymawiać i przywrócić pokój w naszym magicznym świecie. Czeka nas dużo pracy – kontynuowała profesor Mcgonagall
– ale postaramy się, aby szkoła jak najszybciej wróciła do swojej świetności. Mimo podobnie dużych problemów w Ministerstwie Magii postaraliśmy się, aby każdy, kto będzie zainteresowany mógł wrócić specjalnie przygotowanym dzisiaj pociągiem, który odjedzie
za cztery godziny z Hogsmeade. Do tego czasu Hogwart stoi dla każdego z was otworem.
A tymczasem zapraszam na śniadanie, które skrzaty w pocie czoła przygotowały dla nas wszystkich. Proszę tylko o jeszcze chwilę uwagi. – McGonagall rozejrzała się po sali,
a potem zerknęła na stół nauczycielski, podniosła puchar, wzniosła go i jednocześnie reszta nauczycieli wstała od stołu. – Proszę o powstanie, uczcijmy tych, którzy nie doczekali tego dnia, a dzięki których postawie możemy być świadkami nowych, lepszych czasów.
Wszyscy w Wielkiej Sali wstali, unieśli swoje puchary i wypili za zdrowie poległych tej nocy ludzi, którzy unieśli swe różdżki w obronie zamku. Następnie nauczyciele wrócili do swoich miejsc, a na stołach pojawiły się przeróżne potrawy. Skrzaty jak zwykle stanęły
na wysokości zadania. Gdy tak się zajadali przeróżnymi potrawami, do trójki przyjaciół podszedł pan Weasley.
– Witajcie – uśmiechnął się do nich. – Jak się wszyscy trzymacie?
– Dziękujemy panie Weasley – odpowiedziała Hermiona, po czym spojrzała szczególnie
na Rona i dodała – Musimy się jakoś oswoić z tą nową rzeczywistością…
– Panie Weasley – wtrącił się Harry, przerywając Hermionie. – A pan, pani Weasley, George, Bill, Charlie, Ginny?
– Jakoś dajemy radę – odpowiedział spokojnym tonem pan Weasley. – Molly na pewno będzie potrzebować trochę czasu, żeby się z tym pogodzić. Wiedzieliśmy jednak, na co się piszemy przybywając tutaj – dodał po chwili. – Ron… – zaczął niepewnie. – Cieszę się synu, że dobrze się trzymasz – powiedział pan Weasley i podszedł do Rona, ściskając go mocno. Oboje byli poruszeni, ale starali się ukrywać emocje w sobie. Kiedy się od siebie odsunęli, Ron wyglądał na lekko zakłopotanego, po czym wstał i przeprosił ich, mówiąc, że musi
na chwilę wyjść do toalety. Harry i Hermiona spojrzeli po sobie, nie bardzo wiedząc jak się zachować.
– Harry, Hermiono, chciałbym was o coś prosić – zwrócił się do nich pan Weasley. – Bądźcie przy nich, przy Ronie, Ginny, może próbują sprawiać wrażenie takich, co to wolą sobie sami z tą stratą poradzić, ale na pewno przyda im się zwłaszcza wasze wsparcie, dobrze?
– Oczywiście, panie Weasley – odpowiedział mu bez chwili wahania Harry. – Może pan
na nas polegać.
– Dziękuję wam obojgu – poklepał Hermionę po ramieniu, po czym odszedł i siadł koło swojej żony i córki.
– Chyba za bardzo zostawiliśmy ich samych sobie, co? – zapytała niepewnie Hermiona.
– No wiesz, ja Rona, a ty Ginny?
– Myślę, że masz rację, chcieliśmy im pomóc, myśleliśmy, że tak będzie łatwiej, ale chyba to nie był najlepszy pomysł.
Po kilku minutach Ron wrócił do nich, ale starał się nie komentować tego, co się wydarzyło. Hermiona złapała go pod stołem za rękę, a on odwzajemnił uścisk. Śniadanie dobiegało końca, kiedy zauważyli, że profesor McGonagall wstała i zmierzała w ich kierunku. Popatrzyli po sobie niepewnie, nie wiedząc, czego się mogą spodziewać.
– Mam prośbę do waszej trójki – powiedziała do nich, dość cicho, by nie zwracać niepotrzebnie uwagi innych osób. – Za pół godziny w gabinecie dyrektora mamy mieć zebranie nauczycieli wraz z kilkoma członkami Zakonu Feniksa, ponieważ wasza trójka brała główny udział w ostatnich wydarzeniach, bardzo bym była wdzięczna, gdybyście również pojawili się na tym spotkaniu, to bardzo ważne, myślę, że wiele osób dalej
ma wiele pytań, na które tylko wy znacie odpowiedzi. Będziemy też podejmować decyzje odnośnie dalszego funkcjonowania szkoły, bardzo ceniłabym sobie wasze zdanie na ten temat. Mogę na was liczyć?
– Oczywiście, pani profesor – odpowiedziała Hermiona, patrząc na Rona i Harry'ego.
– Na pewno będziemy.
– Dziękuję wam bardzo. Gargulec nie został jeszcze naprawiony, więc na razie
nie obowiązuje żadne hasło – dodała, po czym wróciła do stołu nauczycielskiego. Odprowadzili ją wzrokiem, a następnie popatrzyli po sobie.
– I co wy na to? – zapytał Ron.
– No wiesz, szkoła jest w takim stanie, że nic dziwnego, że muszą teraz podjąć różne działania i naradzić się co dalej – stwierdziła Hermiona, dla której najwyraźniej
ta wiadomość nie zrobiła aż tak wielkiego wrażenia, choć wyglądała na bardzo zamyśloną.
– Ale dlaczego akurat my? – Nie dawał za wygraną Ron.
– Hmm… pomyślmy? – zaczęła z przekąsem Hermiona. – Naprawdę dziwi cię to, że chcą się naradzić wspólnie z Harrym? Po tym wszystkim? – Spojrzała na niego z ubolewaniem.
– No tak, ale z Harrym, a my?
– No pewnie, bo w końcu was tam w ogóle nie było i rzeczywiście wasza obecność wydaje się całkowitą sensacją – odpowiedział Harry, który nie mógł się powstrzymać.
– Lepiej zjedzmy to śniadanie szybko i chodźmy zobaczyć, co mają nam do powiedzenia. Choć niestety po części się domyślam… – Hermiona spojrzała na niego ze zrozumieniem,
a Ron ze zdziwieniem. Popatrzył na nich oboje, dziwiąc się, co też mu umknęło.
– Co macie na myśli?
– Wiesz, Ron, na razie tylko my troje wiemy dokładnie, co się wydarzyło, ze wszystkimi szczegółami. Nie uważasz, że będą chcieli się wszystkiego dowiedzieć, a temat rozmów
o przyszłości szkoły wydaję się odpowiednim pretekstem do tego, by sprowadzić potem rozmowę na inne tory.
– Macie rację – zgodził się z nim po chwili zastanowienia Ron. – Ale i tak powinniśmy chyba tam pójść?
– Oczywiście, najchętniej zapomniałbym o tym wszystkim, ale wiecznie tych rozmów
nie uda mi się unikać – stwierdził Harry, wzdychając ciężko. – Poza tym, może rzeczywiście nie tylko o to chodzi i naprawdę chcą nas się też poradzić w kwestii Hogwartu. Chodźcie, zobaczymy – dodał Harry, widząc, że nauczyciele zaczęli się podnosić ze swoich miejsc.
– A śniadanie? – zapytał Ron.
– Och, Ron, proszę cię – fuknęła Hermiona, patrząc na niego z politowaniem. – To chyba może zaczekać, prawda?
– No dobrze, już idę – Ron spojrzał ostatni raz tęsknym okiem, na dyniowe paszteciki znajdujące się przed nim na stole, po czym wstał i udał się za Harrym i Hermioną
w kierunku drzwi Wielkiej Sali.
Kiedy stanęli przed kamiennym gargulcem, stwierdzili, że w tym wypadku nic się
od wczorajszej nocy nie zmieniło, kiedy go mijali w tym miejscu. Gargulec dalej leżał
na ziemi, świadcząc o niedawnych wydarzeniach. Minęli go i skierowali się na schody, zapukali do drzwi i weszli do środka, nie było jeszcze nikogo. Rozejrzeli się po gabinecie, poprzedniej nocy byli już tutaj, kiedy Harry rozmawiał z portretem Dumbledore'a, teraz dyrektor spał na fotelu w swoich ramach. Wokół pełno było magicznych przedmiotów, które przez tyle lat gromadzili kolejni dyrektorzy Hogwartu. Harry wspominał to, co nie tak dawno zobaczył w stojącej obok myślodsiewni. Wiedział, że za chwilę, będzie musiał do niektórych z tych wspomnień wrócić, że same słowa wypowiedziane do Voldemorta, na chwilę przed jego śmiercią, że Snape nigdy nie był po jego stronie, innym osobom nie wystarczą.
Jego myśli przerwał odgłos otwieranych drzwi, do pokoju weszli: profesor McGonagall, profesor Flitwick, profesor Sprout, profesor Slughorn oraz Hagrid. Hagrid podszedł do nich
i poklepał Harry'ego po ramieniu. Profesor McGonagall zajęła miejsce za biurkiem, w końcu w czasach Dumbledore'a była jego zastępcą, więc do czasu wybrania nowego dyrektora
po Snapie, mogła go zastępować.
– Dziękuję wam wszystkim za przybycie – zaczęła profesor McGonagall, ona również wyglądała na dość zmęczoną ostatnimi wydarzeniami. – Za chwilę dołączą do nas na pewno Molly i Artur, Kingsley niestety musiał udać się do Ministerstwa, gdyż tam również jest teraz wiele spraw do załatwienia. Ma wszystko nadzorować do czasu wyboru nowego Ministra Magii.
– Skąd mamy pewność, że ministerstwo nie jest już infiltrowane przez zwolenników
Sami–Wiecie–Kogo? – zapytał profesor Flitwick.
– Jest to wątpliwe – kontynuowała McGonagall. – Większość zwolenników
Tego–Którego–Imienia–Nie–Wolno–Wymawiać udało nam się schwytać, niektórych zabić,
na pewno wielu działało pod wpływem zaklęcia Imperius, wątpliwe by w tej chwili ktoś bezpośrednio miał wpływ jeszcze na ministerstwo.
– To znaczy, że nie udało nam się złapać wszystkich? – zapytał z pełnym ożywieniem Harry. Usłyszeli pukanie do drzwi i za chwilę do środka weszli rodzice Rona.
– Przepraszamy wszystkich za spóźnienie – powiedział pan Weasley.
– Dopiero przybyliśmy, Arturze – odpowiedziała profesor McGonagall. – Wracając
do twojego pytania, Potter. Niestety, co prawda nie wiemy jeszcze konkretnie, ile osób zdążyło uciec i się gdzieś ukryć, grupa raczej nie jest zbyt duża, ale wiemy już na pewno, że pewne osoby zniknęły z miejsca walki, nim ich schwytaliśmy.
– Być może nie ma się czym przejmować – stwierdził Horacy Slughorn. – Teraz kiedy
nie ma już Sami–Wiecie–Kogo, mogą być niegroźni, nie ma już nikogo, kto by mógł nimi pokierować.
– Jest to bardzo prawdopodobne, Horacy – włączył się do rozmowy pan Weasley.
– Niemniej powinniśmy ich odnaleźć, są to osoby potencjalnie niebezpieczne i nie możemy w stu procentach mieć pewności, że nikomu już nie zagrożą, choć zgodzę się z tobą,
że szanse są na to małe. Mimo to nawet wykluczając tę możliwość i tak powinni odpowiedzieć za swoje czyny.
– Kogo nam brakuje? – spytał bez skrupułów Harry. Widać było, że nie był zadowolony
z tego powodu, że niektórzy ze zwolenników Czarnego Pana uniknęli odpowiedzialności.
– Wśród ciał i wśród pojmanych nie znaleźliśmy między innymi braci Lestrange
oraz Antoniego Dołohowa, Artur nie dopatrzył się również Traversa, lecz należy założyć,
że tych osób jest na pewno więcej. Wielu ze zwolenników było jakby to rzec… dość świeżych, niedawno przyłączonych do śmierciożerców, niestety wielu z nich z nazwiska
nie znamy, możemy tylko z pewnością stwierdzić nieobecność tych, o których wiemy już
od dawna – odpowiedziała McGonagall.
– Musimy ich jak najszybciej odnaleźć – próbował namówić ich do działania Harry.
– Ale, Harry, jak chcesz ich odnaleźć? – włączyła się do rozmowy Hermiona.
– Wiem, Harry, że chciałbyś działać natychmiast – włączył się do tej wymiany zdań pan Weasley. – ale w tym momencie niewiele możemy zrobić. Wiele pracy przed nami, ministerstwo nie funkcjonuje, to teraz priorytet, by przywrócić tam w miarę normalny tryb pracy, by wszystko zaczęło wracać do normy i to jak najszybciej. Dopiero wtedy będziemy mogli wziąć się za to lepiej. Wyślemy do pracy aurorów i miejmy nadzieję, że z czasem uda nam się ich odnaleźć.
Bardzo się cieszę, że mam możliwość czytać nowe fanfiction i to od pierwszego rozdziału Pomysł na serię jest całkiem fajny, zawsze byłam ciekawa, jak potoczyły się dalej losy bohaterów, jak szkoła funkcjonowała po wielkiej bitwie i jak wpłynęła ona na postacie. Zgaduję, że opowiadanie będzie się kręciło wokół poszukiwania zbiegłych zwolenników Voldemorta, ciekawa jestem jakie niebezpieczeństwa czyhają na bohaterów.
Co do samej treści to dobrze się czytało, ale jest sporo powtórzeń. Trochę dziwiło mnie, że nauczyciele, w tym sama Mcgonagall mówi Sam- Wiesz- Kto zamiast Voldemort. Po tym wszystkim, co się wydarzyło to trochę dziwne Poza tym jakoś tak wszyscy dobrze się trzymają, biorąc pod uwagę fakt, że tylu bliskich zginęło...no ale to tak na marginesie. Czekam na ciąg dalszy