Harry, Ron i Hermiona wyruszają pociągiem do Hogwartu, nie spodziewają się, że w trakcie podróży czekają ich niespodzianki.
Ostatnie dni wakacji minęły szybko dla Harry'ego Rona i Hermiony. Państwo Granger pozwolili córce pozostać w Dziurawym Kotle z Weasleyami, po tym, jak odbyli rozmowę z panem Weasleyem aż do późnych godzin nocnych. Hermiona zwierzyła się Harry'emu, że chociaż nigdy niczego przed nimi nie ukrywała, to nie wdawała się w szczegóły dotyczące ich przygód w Hogwarcie.
Harry również bardzo się cieszył czasem spędzonym z państwem Granger, byli równie kochani i życzliwi jak Weasleyowie, ale byli mniej... apodyktyczni. Jeśli miał być szczery, to rodzice Hermiony dali mu mimowolny wgląd w to, jak wyglądałoby życie, gdyby jego rodzice przeżyli. Starał się jednak nad tym za długo nie rozwodzić, przypominając sobie, jak to już raz robił i wspominając radę, jaką dostał wtedy od Dumbledore'a, że nie warto żyć marzeniami i zapominać o życiu.
Pan Weasley poinformował ich przy śniadaniu, że ministerstwo pożyczyło im samochody, aby mogli dostać się na dworzec King's Cross.
- Wszyscy widzieliście dokumenty – oznajmił im pan Weasley. - Samochody otrzymaliśmy ze względu na dobro Harry'ego, jak i również nasze. - Harry nigdy dotąd nie czuł się bardziej samoświadomy niż teraz. Pan Weasley to zauważył i dodał. - To znaczy wyłącznie dla dobra Harry'ego. - Percy'ego nie obchodziło dla kogo przeznaczone były auta, skorzystał z okazji, aby docenić wysiłki ministerstwa, tak jakby były poświęcone jemu samemu. Fred i George byli mniej zachwyceni postawą swojego brata, więc kiedy wszyscy ładowali swoje bagaże na tył samochodów, bliźniacy zabrali się do swojej "obowiązkowej pracy", jak to nazwał Fred. Niestety, Harry'emu, Ronowi i Hermionie niedane było tego zobaczyć, przynajmniej dopóki nie znajdą się w pociągu, ponieważ wsiedli do pierwszego auta, razem z panem Weasleyem, podczas gdy pani Weasley, Fred, George, Percy i Ginny wsiedli do drugiego.
King's Cross jak zwykle było bardzo zatłoczone i można było odnieść wrażenie, że ludzie wokół nie przejmowali się tym, że w pewnych odstępach czasu, niektórzy z nich znikają za kamienną barierką między peronami dziewiątym i dziesiątym, razem z bagażem. To była magia, którą Harry uznawał za najbardziej zdumiewającą, doceniał tą, która była bardziej "na pokaz", ale magia subtelna – ta, która pozostawała niezauważona i nikomu nie przeszkadzała – była jego zdaniem najbardziej cudowna i fascynująca.
Pan Weasley przeprowadził jego, Rona i Hermionę jako pierwszych przez barierkę. Płonący, szkarłatny silnik parowy pociągu Hogwart Express powitał ich, gdy weszli na peron dziewięć i trzy czwarte. Fred i George pojawili się tuż za nimi, obaj bardzo rozbawieni. Wkrótce dowiedzieli się dlaczego.
- Fred, George! – ryknął Percy, przechodząc przez barierkę, z twarzą wykrzywioną w oburzeniu i niesamowicie czerwoną. - Przysięgam, kiedy dotrzemy do Hogwartu, zrobi się wam przykro! - Jego wózek niespiesznie ruszył naprzód, prowadzony jedną ręką. Jego druga ręka była przyciśnięta do jego pośladków, jakby zakrywała dużą plamę. Pani Weasley i Ginny pojawiły się jako ostatnie, a Harry zauważył, że jej twarz jest jaskrawoczerwona, a w oczach czaił się mord.
- Napiszę do profesor McGonagall! – ostrzegła chłopców. - Zróbcie tylko cokolwiek niezgodnego z regulaminem, a dostaniecie szlaban na wiele dni! I nie myślcie, że ten dzisiejszy wybryk ujdzie wam płazem! W domu w czasie wakacji będzie wiele rzeczy do roboty. Percy, chodź tutaj, coś na to poradzimy, kochanie.
- Co zrobiliście? - zapytał Ron bliźniaków, gdy się już zbliżyli.
- Umieściliśmy zaklęcie rozgrzewające na miejscu, w którym siedział. - dopowiedział Fred z uśmiechem.
- Powinienem dodać, że w miejscu wrażliwym na nacisk – dodał George.
- Więc za każdym razem, gdy siada...
- Uaktywnia się – dokończył George ze śmiechem.
- I nie zapominaj o stopniowym wzroście mocy za każdym razem, gdy zaklęcie się aktywuje – powiedział zadowolony z siebie Fred.
- W każdym razie jego spodnie się zapaliły i teraz ma ładny ślad przypalenia na spodniach.
- Cudownie – stwierdził Ron, podczas gdy Hermiona rzuciła bliźniakom pełne dezaprobaty spojrzenie.
- Mam nadzieję, że jesteś na tyle sprytny, by nie próbować takiej sztuczki, kiedy to ja zostanę prefektem – oświadczyła.
- W takim razie, moja droga, najlepiej będzie, jeśli wybierzesz bezpieczną drogę – stwierdził Fred, puszczając do niej oko.
- I nie przyciągaj naszej... uwagi – dodał George, powtarzając gest brata.
- Nie odważylibyście się – powiedziała Hermiona, mrużąc oczy.
- Czas pokaże, Hermiono – stwierdził Fred. - W każdym razie, najlepiej nie spuszczaj nas z oczu. Nie wiadomo, jakie niespodzianki czekają jeszcze w przyszłości naszego wysoko postawionego brata – dodał, po czym obaj bliźniacy wsiedli do pociągu.
- Jeśli myślą, że zrobią kiedykolwiek te śmieszne figle na mnie, to się bardzo rozczarują – powiedziała Hermiona, kiedy układali swoje bagaże w pociągu. Hermiona, oczywiście, wzięła kilka książek ze swojego kufra, aby je trochę "przejrzeć" w czasie podróży, więc Harry wziął klatkę Hedwigi i Krzywołapa, podczas gdy Ron pogwizdywał, gdy wsiadali do pociągu.
Szukali wolnych miejsc, pociąg zaczął już odjeżdżać, ale żaden przedział nie był wolny. W końcu w ostatnim wagonie znaleźli przedział zajmowany przez jednego pasażera, dorosłego, pogrążonego w głębokim śnie, z głową opartą o szybę.
- Kurczę, wygląda okropnie – powiedział szeptem Ron, siadając obok śpiącego nieznajomego, zachowując bezpieczną odległość między nim. Harry musiał przyznać, że mężczyzna wyglądał, jakby przeszedł ciężkie dni. Twarz miał bladą i chorowitą, a chociaż spał, miał worki pod oczami, świadczące o nieregularnym śnie. Jego jasnobrązowe włosy, choć krótkie i starannie przystrzyżone, miały kilka pasm siwych włosów.
- Nie sądziłem, że dorośli też jeżdżą tym pociągiem – stwierdził Harry, mocując klatkę Hedwigi na półce bagażowej nad sobą. Hukała na niego z godnością i posłała mu wymowne spojrzenie. - Niedługo cię wypuszczę i możesz polecieć do Hogwartu, dobrze? - Hedwiga pohukiwała z uznaniem i zamknęła duże, żółte oczy. Harry zajął miejsce naprzeciw nieznajomego, przyglądając się jego wyglądowi. Kimkolwiek był, stan jego szat ukazywał, jak bardzo były zaniedbane, bardziej niż cokolwiek co widział w ubraniach Weasleyów, mimo że sami byli biedni. Nie, żeby miało to dla niego jakiekolwiek znaczenie – w końcu sam chodził w ubraniu zbyt dużym na niego, które dali mu Dursleyowie. Już dawno doszedł do wniosku, że nikogo nie można oceniać na podstawie ubioru, który ktoś nosił. Szaty nieznajomego były połatane, postrzępione, wyblakłe i mocno poszarpane oraz podarte przy krawędziach.
- Nietypowe – stwierdziła Hermiona, patrząc na mężczyznę. Wypuściła Krzywołapa z klatki, po czym położyła ją na półce obok klatki Hedwigi. Krzywołap szybko zerknął na przedział, po czym zwinął się między Harrym i Hermioną.
- Chyba nie sądzisz, że jest profesorem? - zapytał Ron. Hermiona wydała z siebie ciche: "och" i wskazała na walizkę znajdującą się nad nieznajomym. Była tak samo stara, jak jego szaty. Z boku wybito słowa: "Profesor R.J. Lupin".
- Jak myślisz? Obrona przed Czarną Magią? - zapytał ponownie Ron, tym razem przyglądając się nieznajomemu dokładniej. - Mam nadzieję, że sobie poradzi, wygląda na takiego, którego jedna dobra klątwa wykończy, nie wspominając już o tym, co normalnie dzieje się w zamku. Spójrz tylko na to, co stało się z Lockhartem.
- Wygląd może być zgubny – powiedział mężczyzna słabym głosem, prawie szeptem. Ron cofnął się, jego nagły ruch zaskoczył Krzywołapa, którego sierść się podniosła. Profesor Lupin leniwie otworzył oczy i usiadł wygodniej. Przez chwilę obserwował niezapowiedzianych gości.
- Przepraszam – wyjąkał Ron, słowa szybko wypadły z jego ust. - Naprawdę, nic złego nie miałem na myśli.
- W porządku, panie Weasley – powiedział Lupin z zachęcającym uśmiechem. Ron spojrzał na niego z niedowierzaniem. Profesor wydawał się wiedzieć, o czym Ron myślał i przemówił ponownie, zanim Ron zdążył wypowiedzieć jakiekolwiek słowa. - Ciekawe, kim innym mógłbyś być, z rudymi włosami i piegami? - Harry patrzył z lekkim rozbawieniem, jak usta przyjaciela otwierały się i zamykały kilka razy. Tym razem Ron przykuł sobą taką uwagę, jaką to on mógł się przeważnie szczycić.
- Nie chcieliśmy przeszkadzać, panie profesorze – powiedziała szybko Hermiona. - To był ostatni wolny wagon. - Wzrok Lupina padł na nią, kiedy się do niej zwrócił.
- W takim razie jesteś panną Granger?
- Tak, ja... - ale ona też nagle umilkła. Lupin posłał jej tylko uśmiech i odwrócił się do Harry'ego. Zazwyczaj Harry był przyzwyczajony do tego, że oczy nieznajomych spoczywały na jego bliźnie na czole, ale ten mężczyzna go zaskoczył. Zamiast tego spojrzał mu głęboko w oczy. - Słyszałem już sporo o waszej trójce od dyrektora. Według niego wy troje macie już znacznie bardziej... praktyczne doświadczenie w walce z czarną magią. Miło mi was wszystkich poznać. Spróbuję odpowiedzieć na pytanie pana Weasley. Tak, jestem nowym nauczycielem Obrony przed Czarną Magią i mogę powiedzieć, że nie jestem ani taki jak profesor Quirrell lub profesor Lockhart. Zdaję sobie sprawę... dlaczego podjąłeś wstępnie taką ocenę mojej osoby... ale może z czasem zmienisz zdanie.
- Ma pan doświadczenie w walce z czarną magią, panie profesorze? - zapytała Hermiona.
- Przykro mi o tym mówić – odpowiedział Lupin. - Bardziej osobiście, niż chciałbym to przyznać.
- Był pan aurorem? - dopytywał Ron. Lupin potrząsnął głową i zaśmiał się cicho.
- Nie, nie byłem aurorem, chociaż pracowałem z kilkoma podczas ostatniej wojny przeciwko Voldemortowi. - Harry zauważył, jak Ron mimowolnie się wzdrygnął, ale nie zwrócił na to uwagi; jedyną osobą poza nim, która kiedykolwiek wymówiła to imię bez strachu, był Dumbledore. Lupin również zauważył reakcję Rona i potrząsnął głową.
- Przepraszam, panie Weasley – powiedział Lupin. - Zapomniałem, że to imię wciąż sieje strach, mimo że Voldemort zniknął dwanaście lat temu. Imienia nie ma się co obawiać.
- Łatwiej byłoby w to uwierzyć, gdyby przestał próbować wrócić – przyznał Ron mrocznym tonem.
- Tak, słyszałem o tym – odparł Lupin. - Być może w tym roku będzie trochę spokojniej.
- Prawdopodobnie nie – włączył się Harry do rozmowy. - Teraz na wolności jest masowy morderca i prawdopodobnie pragnie mojej śmierci tak samo, jak Voldemort.
- Harry, proszę, nie mów takich rzeczy – powiedziała Hermiona. - Tym razem będziemy mieć rok szkolny wolny od takich przygód. Obiecaj mi.
- To tak nie działa. To nie my szukamy kłopotów – stwierdził Harry. Hermiona i Ron spojrzeli na niego identycznie; oboje unieśli wysoko brwi, patrząc nie niego.
- Myślę, że nie masz się czym martwić – powiedział poważnie Lupin. - Strażnicy Azkabanu będą strzegli każdego wejścia na teren szkoły, a większość osób z ministerstwa zajmuje się teraz przede wszystkim schwytaniem Blacka. Jeśli nie chce dać się złapać, to będzie się trzymał z daleka od Hogwartu. Nawet Syriusz Black nie jest na tyle szalony, aby igrać z Albusem Dumbledorem. No nic, zostawię was teraz samych. Odwiedzę maszynistę, jeśli nie macie nic przeciwko. Miejcie oko na moją walizkę, wrócę, nim dotrzemy do Hogsmeade, dobrze? - Skinęli głowami, a profesor wyszedł z ich przedziału. Wkrótce zniknął w wąskim korytarzu.
- Cóż, z pewnością wydaje się bardziej kompetentny niż inni nauczyciele, których mieliśmy – stwierdziła Hermiona. - To znaczy, jeśli faktycznie walczył ze zwolennikami Sami-Wiecie-Kogo.
- Tak – przyznał w zamyśleniu Ron. - Może. - wciąż był myślami, gdzie indziej, nieskory do śmiechu. - Co o tym myślisz, Harry?
- Nie wiem – powiedział Harry, wzruszając ramionami. Wciąż zastanawiał się nad reakcję profesora na imię Voldemorta, który chciał, by imię to bał się wymówić każdy. Harry stwierdził, że darzy tego mężczyznę dużym szacunkiem za tą miłą niespodziankę. - Myślę jednak, że będzie lepszy niż poprzednicy.
- Chciałabym się dowiedzieć – zaczęła Hermiona. - Kim są dokładnie strażnicy z Azkabanu? Za każdym razem, gdy ktoś o nich wspomina, widzę strach w czyichś oczach. Wiem, że Prorok nazwał ich dementorami, ale nie mogę znaleźć więcej informacji na ich temat.
- Tak, tata wspomniał o nich kilka dni temu z mamą – odpowiedział Ron, patrząc przez okno. Lał rzęsisty deszcz. - Słyszałem, jak tata mówił, że Dumbledore nie był szczęśliwy, że mają pilnować zamku. No ale cóż, dla takich ludzi jak Black, lepiej zaostrzyć środki ostrożności, prawda?
- Nie jestem pewien, czy ci strażnicy będą tak skuteczni w przypadku Blacka – powiedział Harry. - Pamiętaj, że to im uciekł. Podobno było to niemożliwe.
- Nie możesz tak myśleć, Harry – próbowała go pocieszyć Hermiona, biorąc Krzywołapa na swoje kolana i przysunęła się bliżej Harry'ego. - Złapią go.
- Mam tylko na myśli, że nie powinniśmy tracić swojej czujności, tylko dlatego, że zamek będzie dodatkowo zabezpieczony. - Ron i Hermiona skinęli mu głowami i zamilkli. Pociąg przyspieszył do pełnej prędkości, a deszcz lał za oknem, gdzie krajobraz przybierał szare barwy. Hermiona wyciągnęła swoją książkę do numerologii, podczas gdy Krzywołap wszedł na kolana Harry'ego i ponownie zwinął się w Kłębek, mrucząc lekko. Hermiona posłała Harry'emu mały uśmiech ponad książką, gdy Ron rozkładał w tym czasie szachownicę.
- Więc kto czeka z wytęsknieniem na Hogsmeade? - zapytał Ron, kilka godzin później, kiedy Harry odmówił kolejnej partii gry.
- Czytałam, że to jedyna niemugolska osada w Wielkiej Brytanii – powiedziała Hermiona.
- Naprawdę? - zapytał Harry. - Myślałem, że jest ich więcej.
- To prawda, ale tak naprawdę czarodzieje, nie stanowią zbyt dużej części populacji Wielkiej Brytanii – odpowiedziała. - Ogólnie, uważa się, że bezpieczniej jest, kiedy jedna lub dwie rodziny czarodziejów po prostu integrują się z mniejszymi osadami mugoli, zwykle wiejskimi. W ten sposób łatwiej jest ukryć naszą obecność.
- Tak, ale nie to jest powodem, dla którego warto odwiedzić Hogsmeade – wtrącił Ron.- Nie, to wszystkie tamtejsze sklepy, których nie można znaleźć na ulicy Pokątnej.
- Nie mogę się doczekać wizyty w tamtejszej gospodzie – powiedziała Hermiona, zaznaczając sobie stronę, na której skończyła czytać w podręczniku do numerologii: "Sekretna magia liczb". - Czy wiesz, że służyła ona za kwaterę główną Rebelii Goblinów w 1612 roku?
- Oczywiście, nie miałem nic ciekawszego do roboty, niż słuchać nudnych wykładów historii magii, Hermiono – odpowiedział z przekąsem, wzruszając ramionami. - Miodowe Królestwo to pierwsze miejsce, które odwiedzę.
- Och, co jest takiego specjalnego w Miodowym Królestwie? - zapytała Hermiona, a jej usta złączyły się w cienką linię.
- Wszystko – odpowiedział Ron z oszołomionym spojrzeniem. - Pieprzne diabełki, Czekoladowe kule, lewitujące sorbety...
- Sklep ze słodyczami – powiedziała, przewracając oczami. - Zapomniałam, że pozwoliłam, by twój żołądek zaczął myśleć za ciebie.
- Musisz wiedzieć, że ani razu nie doprowadziło mnie to do niczego złego.
- Nigdy też nie zaprowadziło cię to do biblioteki.
- A co z tobą, Harry? – zapytał Ron, szukając wsparcia. - Czy wolałbyś pójść do jakiejś nudnej gospody, czy do największego sklepu ze słodyczami w Wielkiej Brytanii?
- Nie wiem – odpowiedział Harry, zerkając na podłogę. - Myślę, że będę musiał poczekać, aż mi o tym opowiecie.
- Czekaj, co masz na myśli, Harry? - zapytał Ron trochę zmieszany.
- Nie podpisali ci formularza, prawda, Harry? - zapytała Hermiona. Spojrzała mu w oczy, a on kiwnął głową.
- Parszywi mugole – powiedział Ron, zaciskając dłoń w pięść. - Ale jestem pewien, że McGonagall pozwoli ci pójść. Po prostu wyjaśnimy jej sytuację. Ona cię lubi.
- Nie sądzę, żeby tak się stało, Ron – stwierdził Harry. - McGonagall jest tak samo zwolenniczką zasad, jak Snape. Jeśli Knot nie podpisał mi formularza, to się nie zgodzi. A jak jeszcze dodamy do tego, że na wolności jest Syriusz Black... to nie ma mowy, żeby którykolwiek z nauczycieli pozwolił mi iść do Hogsmeade. - Trójka przyjaciół ponownie zamilczała. Ron i Hermiona nie wiedzieli, co powiedzieć. Harry westchnął ciężko i odwrócił się do okna, było ciemno, a deszcz nadal mocno zacinał w szyby.
- Już niedługo – powiedział Ron, gdy usłyszeli burczenie jego żołądka. Od przejazdu wózka z jedzeniem minęło kilka godzin. Gdy tylko Ron skończył mówić, wagon zadrżał i szarpnął, zatrzymując się nagle.
- Coś jest nie tak – stwierdziła Hermiona, spoglądając na zegarek. - Nadal jesteśmy co najmniej pół godziny drogi od stacji.
- Może coś jest na torach – powiedział Ron, próbując wyjrzeć przez okno, ale ciemność nocy przesłoniła wszystko, widzieli niewiele. Potem światła na korytarzu zaczęły migotać. Usłyszeli charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi. Światła zamigotały jeszcze kilka razy. Harry natychmiast wstał ze swojego miejsca, wyciągając różdżkę, a jego uszy nasłuchiwały nieznanych dźwięków. Słyszał głosy uczniów odbijające się echem na korytarzu, zanim zgasły światła, pogrążając przedział w całkowitej ciemności.
- Lumos – wyszeptał Harry, oświetlając przedział światłem.
- Harry, kurczę, nie świeć mi w oczy – krzyknął Ron, zasłaniając się. Harry zapalił różdżkę tuż przed twarzą Rona.
- Przepraszam – powiedział szybko.
- Harry, nie sądzę, żeby wolno nam było używać magii w pociągu – stwierdziła Hermiona.
- Myślę, że to jeden z tych momentów, kiedy wolno nam to zrobić, prawda? - zapytał Harry. - Liczyłem na komplement. Wiesz, czytałem o tym zaklęciu latem.
- Powinieneś nauczyć się tego zaklęcia na pierwszym roku – stwierdziła zadowolona Hermiona. - Ale i tak jestem dumna, że tego lata otworzyłeś książkę.
- Naprawdę, to nie moja wina, że wcześniej tego nie robiłem – powiedział Harry. Hermiona posłała mu smutne spojrzenie, ale nic więcej nie powiedziała. Harry zrugał się w myślach za to, że to powiedział. Nie chciał, żeby Hermiona zaczęła sprawdzać dokładnie, jak wygląda jego życie podczas wakacji. Nie musiał się jednak długo nad tym zastanawiać, nagle każda jego kończyna zesztywniała, jakby zamarzła od rdzenia jego kości. Jego krew była lodowata, gdy każde uderzenie serca wysyłało ostre ukłucie do żył. Spojrzał na Hermionę. Jej twarz miała niebieskawy odcień, a jej oddech przeszedł w krótkie, ostre westchnienia. Otuliła się szczelniej bluzą z kapturem i zbliżyła się do Harry'ego.
A potem to zobaczył; poruszającą się pelerynę, ciemną jak noc. Cokolwiek to było, zbliżało się do nich. Drzwi przedziału otworzyły się powoli, skrzypiąc i obracając się w zawiasach. Wznosząca się na wysokość sufitu wagonu postać w płaszczu przekroczyła próg. Nie, coś tu było nie tak, pomyślał Harry, gdy światło jego różdżki zamigotało, kiedy nieznana postać zbliżyła się. Unosiła się, nie miała nóg. Poczuł, jak drżą mu ręce, zanim na nią spojrzał. Ledwo przyjrzał się dokładniej nieznajomemu, kiedy światło z jego różdżki zamigotało ponownie i zgasło, ale dopiero wtedy, gdy ujrzał dłoń tego stworzenia, bo tym musiało być; żaden człowiek nie miał martwych, rozkładających się szkieletowych rąk. Poczuł, jak ręka Hermiony sięga po jego dłoń, podczas gdy Harry usłyszał, jak jego różdżka upada na podłogę, dokładnie wtedy, gdy usłyszał swoje imię. Wydawało mu się, że Hermiona była daleko stąd, jej słowa były ciche...
Słyszał długi, powolny, świszczący oddech potwora. Kiedy to się stało, poczuł jeszcze głębszy, zimny ruch w piersi, jakby nie chciał niczego innego, jak tylko wyrwać się z bezużytecznego ludzkiego ciała i połączyć się z zakapturzoną postacią przed nim. A potem to usłyszał; krzyczącą kobietę, jakby jej życie było zagrożone. Chciał ją znaleźć, pomóc jej, wyciągnąć do niej rękę... ale potwór wziął kolejny oddech i wiedział już, że nie ma siły, by ją uratować... że nie zdąży na czas.
***
- Harry! Harry! Harry, proszę, obudź się!
Harry otworzył oczy, chociaż jego powieki wydawały się bardzo ciężkie.
- Co się stało? - zapytał, suchym głosem. Twarz Hermiony wyostrzyła się. Leżał na siedzeniu, a Hermiona była nad nim pochylona, jej twarz znajdowała się zaledwie kilka cali od jego własnej. Jej czekoladowo-brązowe oczy wpatrywały się uważnie w jego własne.
- Zemdlałeś, stary – usłyszał głos Rona. Odwrócił głowę. Ron stał za Hermioną, patrząc przez jej ramię. Harry próbował się poruszyć, ale poczuł się tak, jakby jego ciało wpadło pod pociąg. Czuł się źle i miał zawroty głowy.
- Czy ktoś znalazł tę osobę, która krzyczała? - zapytał, zamykając oczy.
- Nikt nie krzyczał – powiedział Ron.
- Słyszałem kogoś – wyszeptał Harry, ponownie patrząc na Hermionę, która się nie poruszyła. Zanim mu odpowiedziała, drzwi przedziału otworzyły się i profesor Lupin ukląkł obok niego. Wyciągnął połamany kawałek czekolady.
- Zjedz to – powiedział szybko. - To pomoże. - Harry próbował ruszyć ręką, ale nie było to takie łatwe.
- Może mi to chwilę zająć – stwierdził.
- Niech Pan profesor mi to da – powiedziała Hermiona, biorąc czekoladę i podając ją Harry'emu do ust. Harry chciał zaprotestować, ale było już za późno. Niemal natychmiast poczuł ciepło rozchodzące się po palcach u nóg i dłoni.
- I kolejny – odparł Lupin, podając Hermionie kolejny kawałek czekolady. - Leż jeszcze przez kilka minut, zanim ciepło rozejdzie się po całym twoim ciele. - Lupin wstał, podał każdemu kawałek czekolady, instruując ich, by zrobili to samo. Zaczął wychodzić z przedziału, ale Harry odezwał się, zanim wyszedł.
- Co to było? - zapytał. Lupin odwrócił się ze smutnym uśmiechem na twarzy.
- To, Harry, był dementor – powiedział, spoglądając na zegarek. - Będziemy na stacji Hogsmeade za jakieś dziesięć minut. Porozmawiamy później.
- Jedz, Harry – prosiła Hermiona, trzymając drugi kawałek czekolady przy jego ustach. Harry posłał jej buntownicze spojrzenie, lecz załamał się zaraz pod jej upartymi oczami wpatrującymi się w niego.
- Zawsze postawicie na swoim, prawda? - zapytał ich oboje, ale nadal patrzył na Hermionę.
- Zawsze, Harry – odpowiedział Ron. Hermiona po prostu się uśmiechnęła do niego i ponownie szturchnęła kawałkiem czekolady jego usta. Harry uśmiechnął się krótko, zanim wziął go do ust.
Ten rodział, może za sprawą większej liczby opisów, czytało mi się o wiele lepiej. Podoba mi się, że wreszcie można zauważyć więcej różnić od oryginalnego Więźnia Azkabanu (mam tu na myśli np. podpalenie spodni przez bliźniaków). Pojawiło się natomiast trochę błędów. Nie wiem, czy to za sprawą autorki tego fanficka czy twojego tłumaczenia.
Tutaj niejasne jest kogo twarz jest jaskrawoczerwona? Pani Weasley? A może Ginny? Dopiero dalszy dialog wyjaśnia tą kwestię.
Zupełnie nie podoba mi się to zdanie, a szczególnie podkreślony fragment. No po prostu nie.
Nie wagon, przedział.
Ogólnie nie jest źle. Wiem, że fabułą nie zależy od ciebie, więc fajnie byłoby, gdybyś popracował przy swoim tłumaczeniu nad mniejszą ilością powtórzeń. To zdecydowanie wpłynie na jakość tekstu i lekkość jego czytania