Do Hogwartu przybywa delegacja z ministerstwa, na czele z Korneliuszem Knotem. Mężczyzna chce poinformować Dumbledore'a o ucieczce jednego z więźniów z Azkabanu.
Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie była wyjątkowo dość często odwiedzana przez ludzi w te letnie wakacje. Duża część zamku płonęła w świetle świec, również latarnia morska na wzgórzu, z której rozpościerał się widok na czarne jezioro, pośród ciemności wczesnego zmierzchu. Najbardziej widoczna była jednak wieża, w której mieszkał dyrektor; mnóstwo mrocznych postaci oświetlonych płomieniem świec można było dostrzec w oknach zamku.
Albus Dumbledore, Najwyższa Szycha Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów, Naczelny Mag Wizengamotu, Kawaler Orderu Merlina Pierwszej Klasy i uważany za jednego z najwybitniejszych czarodziejów współczesnej epoki, zszedł po schodach ze swojej sypialni i udał się do oświetlonego gabinetu, ubrany w purpurowy szlafrok w ciekawe wzory witał swoich późnych i niespodziewanych gości.
Korneliusz Knot, minister magii, ubrany w zielony płaszcz i służbowe szaty stał na czele delegacji zgromadzonej w gabinecie. Dolores Umbridge, starszy podsekretarz ministra, stała po jego lewej stronie, a po prawej znajdował się szef Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami – Amos Diggory. Obecna była także członkini personelu Dumbledore'a – Minerwa McGonagall.
- Panie ministrze, Amosie, pani – przywitał się Dumbledore, siadając przy swoim dębowym biurku, starannie zakładając swoje okulary połówki na zakrzywionym nosie. - Jakie okoliczności sprowadzają was do mojego gabinetu, tuż o wschodzie słońca?
- Obawiam się, że to bardzo nieprzyjemna sprawa, Dumbledore – powiedział Korneliusz, kręcąc melonikiem w dłoniach. - Będziemy tu przez jakiś czas – dodał, patrząc na samotne krzesło przed biurkiem Dumbledore'a.
- Rozumiem – odpowiedział Dumbledore z uśmiechem. - Jeśli wiadomości są tak nieprzyjemne, jak mówisz, najlepiej będzie, jeśli poczujemy się komfortowo. - Wyciągnął różdżkę z przegródki szlafroka i leniwie szturchnął nią jeden raz, w gabinecie pojawiło się kilka tapicerowanych krzeseł. Jeden po drugim, każdy z członków delegacji zajął swoje miejsce.
- Cóż, Korneliuszu, twoja sekretarka oznajmiła, że to ważne, żebyśmy się spotkali – poinformował Dumbledore, obracając różdżkę z roztargnieniem. Przyłapał Dolores na nerwowym spojrzeniu, którym go obdarzała; raczej cieszył się z tego, że czuła się nieswojo.
- To jest nie do pomyślenia – powiedział minister, kręcąc melonikiem szybciej niż wcześniej. - Pewien więzień uciekł z Azkabanu. - Dumbledore przestał obracać różdżkę, a jego wesołe spojrzenie zniknęło, gdy niebieskie oczy się zwęziły.
- Przyznaję, że jest to niepokojące – przyznał obiektywnie Dumbledore. - Ale z pewnością sama ucieczka jakiegoś więźnia nie jest wystarczającym powodem, aby budzić mnie tak wcześnie. Większość przetrzymywanych więźniów w Azkabanie jest równie niebezpieczna, jak inni, więc wybaczysz mi moje stwierdzenie. Zwykła sowa z tą informacją, by mi wystarczyła. - Minister poruszył się niespokojnie na krześle, zanim znów się odezwał.
- Tym więźniem jest Syriusz Black.
- Jesteś pewien? - zapytał Dumbledore, zerkając ukradkiem na swoją zastępczynię.
- Obawiam się, że tak, Dumbledore – powiedział Knot. - I z przykrością muszę powiedzieć, że jest jeszcze gorzej.
- Mam trochę brandy – zaproponował Dumbledore. Wstał i podszedł do szafki, która stała najbliżej biurka, skąd wziął zakurzoną butelkę. Szybko machnął różdżką, pojawiło się kilka szklanek, które wypełniły się trunkiem. Dumbledore jeszcze raz machnął różdżką i każda szklanka znalazła się przed każdym z gości.
- Dziękuję ci, Albusie – powiedział z wdzięcznością Amos. - Madame Rosmerta?
- Właściwie to nie – odpowiedział dyrektor, gdy wrócił na swoje miejsce. - To pochodzi z uroczej mugolskiej wioski we Francji. Nazywają ją Cognac; przyznaję, że lubię ją prawie tak bardzo, jak cytrynowe dropsy.
- Dziękuję, profesorze Dumbledore, ale myślę, że podziękuję – odrzekła Dolores z wymuszonym uśmiechem, po czym szybko odłożyła szklankę.
- Ach, ależ oczywiście – powiedział Dumbledore, usuwając szklankę. - Wybacz mi, Dolores, czasami zapominam, że nie lubisz niczego, co jest powiązane z mugolami.
- Tak, wszyscy powinni podzielać moje zdanie – przyznała podsekretarz. - Nie jesteśmy częścią ich świata, ponieważ oni nie są częścią naszego.
- Pani podsekretarz – odparł uprzejmie Dumbledore. - Zdajesz sobie sprawę, że gdyby nie mugole, to napoje alkoholowe nigdy by nie istniały w świecie czarodziejów?
- To chyba nie najlepszy czas, na rozstrzyganie tej sprawy, Albusie – powiedziała ostro Minerwa. Dumbledore skinął jej głową.
- Tak, słusznie, wybacz mi. Korneliuszu, kontynuuj.
- Tak, cóż, jak już mówiłem – zaczął Knot, który w przeciwieństwie do Umbidge wyglądał, jakby cieszył się z brandy. - Dementorzy zauważyli, że cela została opuszczona przed północą. Przeszukali wyspę kawałek, po kawałku, nigdzie go nie znaleźli. Oczywiście powiadomiłem mugolskiego premiera. Biorąc pod uwagę, że nie udało się go odnaleźć, musimy założyć, że uciekł z wyspy i jest już na stałym lądzie.
- Ostrzegałam cię, panie ministrze, aby nie informować premiera mugoli – powiedziała Umbridge. - Nasi najbardziej wybitni członkowie czarodziejskiego świata, nie będą zadowoleni z tej decyzji, nie było powodu do angażowania ich. Co ważniejsze musimy uważać, aby nie przedstawiać nas w świetle, gdzie chcemy nawiązać współpracę z mugolami.
- Pani podsekretarz, chociaż możecie swobodnie rozpowszechniać swoje poglądy na temat czystości krwi i izolacji od mugoli wśród innych podobnych pani osób, nie będę tego tolerować w moim gabinecie. - Dumbledore nie był zły, ale wszyscy z łatwością dostrzegli ostrzeżenie w jego głosie.
- Dolores, proszę, mamy o wiele ważniejsze sprawy do omówienia – powiedział Korneliusz.
- Tak, oczywiście, panie ministrze – przyznała Umbridge. - Niech pan mi wybaczy, dyrektorze. - Dumbledore uprzejmie skinął głową, Knot kontynuował.
- Amelia już zaalarmowała Departament Magicznego Egzekwowania Prawa, więc w tej chwili aurorzy nadzorują i stacjonują w każdej większej osadzie czarodziejów, które Black może prawdopodobnie odwiedzić. Przejdę jednak do sedna dzisiejszej wizyty. - Zatrzymał się i rzucił Dumbledore'owi długie spojrzenie.
- Harry Potter – powiedział trzeźwo Dumbledore. Potrzebował kolejnego drinka. Jego kieliszek wydawał się z nim zgadzać i zapełnił się po raz drugi.
- Niestety, Dumbledore – przyznał ze smutkiem Knot. - Musimy być pewni, że jest dobrze chroniony.
- Syriusz Black nie będzie w stanie przekroczyć osłony domu – powiedział z przekonaniem Dumbledore.
- Wybacz mi dyrektorze, ale jak możesz być tego pewien? - zapytała Dolores. - Black był jednym z najwspanialszych aurorów w ministerstwie, zanim pokazał swoją prawdziwą naturę. Jesteś jednak pewien, że pan Potter jest bezpieczny dzięki ochronie, którą zapewniłeś? Nie jest moim zamiarem podważanie twoich umiejętności i wiedzy, dyrektorze, ale z pewnością widzisz, dlaczego ministerstwo woli się upewnić? Pan Potter jest zbawcą naszego świata i nastąpiłaby straszliwa katastrofa, gdyby Black skończył to, co zaczął trzynaście lat temu.
- Dolores – syknął Knot. - Nie dbam o ochronę Harry'ego, kiedy jest w domu, szczegóły jego ochrony otrzymaliśmy trzynaście lat temu od Dumbledore'a i zostały zatwierdzone przez Bagnolda, Croucha i wybitnych przedstawicieli Wizengamotu. - Odwrócił się do Dumbledore'a. - Moją troską jest jego ochrona po opuszczeniu domu.
- Rozumiem – powiedział Dumbledore. - Wierzysz, że Hogwart jest celem Syriusza?
- Mam ku temu powód – zauważył Knot. - Jak wiecie, moim niefortunnym obowiązkiem jest okresowa kontrola więzienia w Azkabanie. Większość więźniów popada w szaleństwo w ciągu pierwszego roku pobytu wśród dementorów, ale Black, cóż, był prawie normalny.
- Dementorzy nie mieli na niego wpływu?
- Trudno jednoznacznie powiedzieć – przyznał minister. - Myślę, że był z pewnością niezadowolony z porażki Sam-Wiesz-Kogo, byłem tam, jak sobie przypominacie, kiedy go znaleźliśmy, śmiał się ze szczątek swego byłego przyjaciela, Petera Pettigrew.
- Pamiętam dobrze – powiedział Dumbledore.
- Tak, cóż, kiedy ostatnio odwiedziłem Azkaban, byłem zdumiony tym, jak... Black był zdrowy na umyśle. Odwiedziłem go na chwilę. Odbyliśmy krótką rozmowę. Zapytał, czy mógłbym mu dać moją gazetę... brakowało mu krzyżówek, tak powiedział. Dumbledore, on wydawał się znudzony, jednak rozmawiając z jednym ze strażników, powiedział mi, że Black mruczy we śnie, od lat jest tak samo, tak powiedział... dręczą go sny o Jamesie i Lily... poczucie winy, według mnie... jednak ostatnio...
- Kontynuuj – zachęcił go dyrektor.
- Jakiś czas później, po mojej wizycie, zaczął mówić coś zupełnie innego: „On jest w Hogwarcie”.
- Dziwne – powiedział Dumbledore, do tej pory stał w miejscu, lecz teraz zaczął chodzić po gabinecie. - Więc Black uciekł z Azkabanu o własnych siłach i z tego, co można wywnioskować, jest w stanie odeprzeć zły wpływ dementorów bez użycia różdżki. Rzeczywiście niepokojące wieści, Korneliuszu.
- Zgadzasz się więc ze mną, że chłopiec musi być chroniony.
- Naturalnie – przyznał Dumbledore. - Nie widzę jednak możliwości, aby zapewnić mu jeszcze większą ochronę, kiedy jest w domu, Lord Voldemort ani żaden śmierciożerca nie zdoła przekroczyć tej osłony, a później chłopiec znajdzie się w pociągu Hogwart Express. Black będzie miał trudności z infiltracją zamku, nie mówiąc już o możliwości dorwania w swoje ręce Harry'ego. Oczywiście istnieje inny rodzaj ochrony, który jednak nie jest odpowiedni dla tego miejsca.
- Być może – powiedział Knot. - Jednak mimo to nie możemy zignorować tego, że chłopiec jest kuszącym celem dla Blacka, w jakimkolwiek miejscu by się nie znajdował. Jestem gotów na te środki, skoro wymaga tego sytuacja.
- Co jesteś gotów zrobić, Korneliuszu?
- Oczywiście zostawić patrole dementorów w Hogsmeade i Hogwarcie.
- Nie pozwolę na obecność choćby jednego dementora na terenie Hogwartu, Korneliuszu. To są obrzydliwe stworzenia, które są bardzo niegodne zaufania, tak samo, jak więźniowie, których strzegą. Nie zapominaj, że kiedyś służyli Lordowi Voldemortowi.
- Mogę cię zapewnić, że nie będą przeszkadzać w codziennym funkcjonowaniu Hogwartu – powiedział Korneliusz, a jego głos podniósł się o kilka tonów, jednak nie osiągnął jeszcze najwyższego stanu. - Umieścimy ich przy każdej bramie i wokół terenu zamku. Chodzi o to, aby uniemożliwić Blackowi postawienie stopy na terenie Hogwartu, a przynajmniej o schwytanie go na tym uczynku. Wiem, co o nich myślisz, Dumbledore. Czuję się wśród nich tak samo niekomfortowo, jak ty, ale sprawa jest zbyt poważna.
Dumbledore wyglądał na zaniepokojonego. Miał zastrzeżenia co do samodyscypliny dementorów, bał się czy nie będzie ich kusić szkoła pełna uczniów. Dementorzy stanowili równie duże zagrożenie dla uczniów co Black.
- Dobrze – powiedział Dumbledore, wiedząc, że Korneliusz może zwrócić się z tą propozycją do rady szkolnej, aby przepchnąć sprawę. Gdyby się zgodził, mógłby przynajmniej wynegocjować korzystniejsze warunki i wyznaczyć wyraźne granice. - Możemy omówić szczegóły w późniejszym terminie, ale na razie masz moje poparcie.
- Dziękuję, Dumbledore – odpowiedział Knot, któremu wyraźnie ulżyło. - Przy odrobinie szczęścia złapiemy Blacka przed rozpoczęciem roku szkolnego i będziemy mogli w ogóle nie wdrażać tego pomysłu w życie.
- Mam taką nadzieję – zgodził się Dumbledore. - Minerwo, czy zechciałabyś umówić mnie na spotkanie z personelem podczas lunchu?
- Oczywiście, Albusie – odparła McGonagall.
- Czy jest jeszcze coś, co wymaga mojej natychmiastowej uwagi, Korneliuszu?
- Pewnie na co najmniej kilka następnych godzin – powiedział przepraszającym głosem Knot. - Podejrzewam, że będę potrzebował twojej pomocy jako Naczelnego Maga, później rano, aby przekazać oficjalne stanowisko dementorom. W związku z tym, że to Amos jest szefem departamentu, który nadzoruje kontrolę nad dementorami, zostawię go, aby omówił z tobą szczegóły. Jest jednak jeszcze jedna sprawa, o której muszę z tobą porozmawiać.
- Cieszę się – zachęcił go Dumbledore.
- Chodzi o twoją ostatnią nominację na stanowisko nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, Remusa J. Lupina.
- Jestem pewien, że wiesz, że rada zatwierdziła nominację pana Lupina – odpowiedział Dumbledore. - Będzie świetnym dodatkiem do mojego personelu, bez względu na uprzedzenia Lucjusza.
- Przepraszam, dyrektorze – powiedział szybko Amos. - Nie jestem tutaj, aby krytykować wasze metody rekrutacji. Widzę jednak troskę byłego członka rady. Mają powód do zmartwień, zatrudnienie wilkołaka jest niebezpieczne. Umieszczenie jednego z nich w okolicy dzieci nie wydaje się zbyt mądre.
- Wilkołaki to niebezpieczne, ohydne bestie – oświadczyła Umbridge. - Nie ufasz dementorom, aby strzegli tej szkoły, ale z drugiej strony wydajesz się niesamowicie zadowolony z narażenia dzieci na niebezpieczeństwo z powodu wysoce nieprzewidywalnego i niebezpiecznego stworzenia.
- Remus może i jest wilkołakiem, ale jest również człowiekiem takim jak ty czy ja – powiedział Dumbledore, wyglądając po raz pierwszy na rozgniewanego. - Jako chłopiec uczęszczał do tej szkoły, już wtedy będąc wilkołakiem i odnotowaliśmy tylko jeden niewielki incydent. Co więcej, dzisiaj możemy kontrolować niebezpieczne aspekty jego transformacji, za pomocą wywaru tojadowego, stworzonego przez naszego własnego zdolnego mistrza eliksirów. Nie widzę problemu co do jego nominacji.
- A co z jego doświadczeniem? - zapytała Umbridge.
- Co w związku z nim? - odpowiedział pytaniem na pytanie Dumbledore, a moc jego głosu stale rosła. - Jako dyrektor jestem upoważniony do określania zasług osób, które wnioskują na stanowisko nauczyciela, zasługi Remusa w czasie wojny mówią same za siebie. W odniesieniu do certyfikatów, zarówno Kwiryniusz Quirrell, jak i Gilderoy Lockhart mieli je znakomite, ale nie nadawali się bardziej do nauczania uczniów niż Lord Voldemort, wreszcie, w świetle ostatnich wydarzeń, Remus jest najlepszym kandydatem na to miejsce.
- Co masz na myśli, Albusie? - zapytał Amos.
- Remus oddałby życie, aby chronić Harry'ego.
- Dlaczego wilkołak miałby interesować się ochroną pana Pottera? – zapytała Umbridge.
- Przyjaciele, pani podsekretarz – powiedział po prostu Dumbledore. - James Potter miał kilku przyjaciół w szkole i później w życiu, między innymi Syriusz Black, Peter Pettigrew i Remus Lupin.
- Rozumiem – przyznał Amos. - Cóż, ponieważ rada już zatwierdziła tę decyzję, a Korneliusz uzyskał twoją zgodę, nie widzę powodu, aby dalej się sprzeciwiać. Na tym kończy się moja sprawa, Albusie. - Dumbledore skinął głową.
- Cóż, zajęliśmy wystarczająco dużo twojego czasu, Dumbledore – powiedział Knot.
- Mogę cię odprowadzić – zaproponował Dumbledore.
- Mogę się tym zająć, Albusie – powiedziała Minerwa. - Wkrótce będziesz potrzebny.
- Dziękuję, Minerwo – odpowiedział jej Dumbledore. - Zanim pójdziesz, Amosie, zasugerowałbym, żebyś przypomniał Lucjuszowi, że nie jest już członkiem rady i jako taki nie powinien być wtajemniczany w takie informacje. Dobranoc.
- Na pewno mu przypomnę – odrzekł Amos ze skinieniem głowy.
Dumbledore czekał, aż Minerwa odprowadzi delegację z jego gabinetu, po czym podszedł do swojego naczynia z cukierkami. Wrzucił do ust cytrynowego dropsa i zaczął spacerować. Jego umysł i serce były niespokojne.
- Dlaczego teraz Syriuszu? - zapytał siebie, gdy podszedł do szafki zawierającej myślodsiewnię. Wyciągnął ją i położył na biurku. Przycisnął czubek różdżki do skroni, jego oczy zamknęły się i wypowiedział zaklęcie.
- Subsidium, Memoria. - Chwilę później szczupłe pasmo świecącej niebieskiej mgiełki przywarło do czubka jego różdżki, gdy oderwał ją od swej głowy. Wrzucił substancję do myślodsiewni i zawirował nią raz, przed nim pojawiła się dokładna replika wydarzeń dzisiejszej nocy. Zakręcił nią ponownie. Tym razem obraz został zastąpiony twarzą jedenastoletniego chłopca z blizną na czole w kształcie błyskawicy. Ze smutkiem popatrzył na ten obraz.
- Kończy mi się czas, Harry – powiedział do migoczącego obrazu. Spojrzał z powrotem na swoje biurko, gdzie uszkodzony dziennik Toma Riddle'a leżał jak gdyby nigdy nic, przedmiot, który bardzo go niepokoił i przynosił dużo więcej pytań niż odpowiedzi. Dumbledore nienawidził wróżbiarstwa, ale nawet on musiał przyznać, że los ciągle spiskuje przeciw chłopcu. Rzeczywiście, myślodsiewnia odzwierciedlała jego myśli, gdy twarz innej osoby pojawiła się w misie. Kobieta w dużych okularach, ubrana w kilka szali z kryształową kulą. Zirytował się.
- Wciąż jest tylko chłopcem – powiedział do siebie. - Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jaki los podarowałeś swojemu chrześniakowi, Syriuszu? - Kolejny obraz zawirował, Harry stał przed lustrem.
- Chłopiec z przeznaczeniem i wielką straszną odpowiedzialnością, Albusie – zauważył portret Armando Dippeta. - Nie możesz tego zignorować. - Dumbledore jednak to zrobił i zignorował swojego poprzednika. Wiele portretów poruszało się teraz, ale twarz Dumbledore'a była wpatrzona w myślodsiewnię, gdy obraz kolejny raz się zmienił. Z misy dobiegł głos.
- Ufam Syriuszowi, profesorze – powiedział James, jego młoda twarz była wyzywająca i odważna.
- Jestem w pełni gotów, by być twoim Strażnikiem Tajemnicy – odpowiedział dyrektor.
- Dziękuję, ale to nie będzie konieczne, Syriusz będzie naszym Strażnikiem Tajemnicy.
- Tak mi przykro, Harry – powiedział głośno Dumbledore. - Gdybym tylko wiedział...
Daleko na południu, setki mil stąd, chłopiec o imieniu Harry Potter obudził się z niespokojnego snu.